niedziela, 24 lutego 2013

24. Biali.


"Kto się nie zmaga ze sobą, musi walczyć ze światem."


Dominique i Nataniel siedzieli w „słoneczku” i jedli naleśniki. Dominique zamówiła z owocami a Nataniel z czekoladą.
- Mogłabyś mi nie podbierać naleśników Dom ? – Zapytał Nataniel z błyskiem w oku.
- Możesz mieć nadzieję. Nadzieja matką głupich, a każda matka kocha swoje dzieci – Dominique zachichotała i podkradła chłopakowi kolejny kawałek.
- Nie susz tak tych swoich ząbków i zwolnij trochę bo cukrzycy dostaniesz – Dominique powiedziała coś pod nosem, zabierając jeszcze kawałek – Co tam mamroczesz ?
- Mówię do siebie. Musze porozmawiać z kimś inteligentnym.
- Ciebie to uzdrowicielka jednak nie upuściła przy porodzie. Ona walnęła tobą o ścianę – Nataniel pokazał swojej towarzyszce język.
 - Wiesz.. Moja mądrość mnie przeraża, ale twoja głupota to już szczyt. I zostaw moje truskawki !
- To zastaw moją czekoladę !
- Masz humor i wyglądasz jak wampir, który wstał prosto z grobu i stwierdził, że jest martwy – Dominique zjadła chłopakowi ostatni kawałek naleśnika i odsunęła swój talerz jak najdalej się da.
- Ta konwersacja jest poniżej poziomu.
- Żeby być na twoim poziomie, musiałbym wykopać wielki dół i schować się na samym dnie.
- Jaka ty jesteś dowcipna. Mam nadzieję, że głupotą się nie zaraża przez dotyk, bo wszystkie szare komórki mi umrą.
- Za późno – Domi poczuła strumień zimnej wody na swojej głowie.
- Jakby nie patrzeć to ja mam różdżkę rudzielcu..
- Ja ci zaraz dam rudzielca ! – Dominique wywaliła cały talerz naleśników z owocami na chłopaka i wybiegła ze śmiechem z kawiarenki. Bardzo często prowadzili takie rozmowy i rzadko kiedy rudej udawało się wygrać, ale to nic dziwnego.  W końcu to Nataniel dzierżył różdżkę.
***
- Lily nie możesz ! Przecież to twoje urodziny ! – Roxanne, jaki i cały pokój wspólny Gryffindoru chciały zatrzymać rudą. Zorganizowali imprezę niespodziankę, a Lily twierdziła, że ma inne plany.
- Zrozumcie, Ann to puchonka i też ma urodziny. Nie mogę jej zostawić. Ale bawcie się  ! – Alice sceptycznie przyjrzała się dziewczynie. Była wyszykowana jak na imprezę, ładno zielona sukienka, szary sweterek, włosy w lśniących falach i idealny makijaż.
- Kłamie – Szepnęła Alice kiedy dziewczyna zniknęła za portretem a zabawa się rozpoczęła.
- Zauważyłam – Stwierdziła Ana.
- To nasza przyjaciółka ! Musimy się włamać do pokoju wspólnego puchonów ! – Stwierdził Lucas.
Całą szóstką, bo cudem wyciągnęli Michaela, ruszyli. Gdy doszli na miejsce, dowiedzieli się, że nikt nie wchodził do tego pokoju od co najmniej dwóch godzin. Nieszczęśliwi wrócili do PW Gryffindoru i rozeszli się do dormitoriów. Nie mieli ochoty na zabawę.
- Nie wiem jak wy ale ja rzucam kameleona i wybadam kiedy wróci ! – Anastasia ubrana w piżamę w kotki, zasłoniła kotary swojego łóżka i rzuciła na siebie trzy zaklęcia. Zrobiła to niewerbalnie więc dziewczyny patrzyły tam, gdzie przed chwilą stała.
- Ja też chcę ! Rzucisz na mnie te zaklęcia ? – Zapytała szybko Roxy i po chwili jej też nie było widać.
- No to zarywamy nockę ! – Rzuciła wesoło Alice i niewidzialna usiadła na sofie-parapecie. Z kolei Ana i Roxy usiadły razem w rogu na kanapie i plotkowały cicho. Niewiele osób wie, ale dziewczyny przerobiły swoje dormitorium. Po pierwsze powiększyły je dwa razy, potem ustawiły na podwyższeniu łóżka. Stały blisko siebie więc nie zajmowały dużo miejsca. Potem przerobiły dwa parapety na wygodne kanapy przy oknach. Znalazły podłączenie do magicznego systemu dymnego i wyczarowały kominek. Wokoło niego ustawiły kilka foteli i kanap, oraz mały stolik. Pod drugą ścianą stała podwójna toaletka z wygodnymi fotelami i mnóstwem kosmetyków. W rogu wisiały cztery bujane fotele. Był to krzyk mody w czarodziejskiej społeczności. Na podłodze, leżały  perskie dywany, a wielkie biurko do odrabiania zadań było zawalone gazetami dla młodych czarownic.
Dziewczyny cierpliwie czekały i dopiero koło pierwszej w nocy do pokoju weszła cicho Lily. Pierwszym co zrobiła było wyciszenie łóżek swoich współlokatorek, potem usiadła na jednym z dywanów i zaczęła głęboko oddychać. Dziewczyny zobaczyły, że ma rozmazany makijaż i porwaną sukienkę. Roxy chciała się ujawnić ale Ana ją powstrzymała. Ruda uspokajała się jakiś czas, a później podeszła do toaletki i wyjęła maść na siniaki Roxanne. Brunetka grała w drużynie domu jako ścigająca i niejednokrotnie potrzebowała tego specyfiku.
Tymczasem Lily zdjęła sweterek i dziewczyny mogły zobaczyć, czerwone ślady rąk na bladych ramionach przyjaciółki. Dziewczyna z cichym westchnieniem posmarowała policzek, szyję, ramiona i jedną nogę a potem odstawiła maść. Szybko wytarła rozmazany makijaż i różdżką zmieniła strój na piżamę a potem poszła spać. Anastasia zdjęła zaklęcia ze zszokowanych dziewczyn i również zszokowana położyła się na łóżku.
Po zarwanej nocy dziewczyny siedziały na śniadaniu. Lilyanne znowu gdzieś znikła a dziewczyny podzieliły się tym co widziały razem z chłopakami. Dyskutowali o tym, kiedy podeszła do nich Vivienne, była to ich dobra koleżanka. Była Krukonką i to na tym samym roku. Wcisnęła się między dziewczyny i zaczęła mówić
- Wiecie, dzisiaj szłam z Alanem na śniadanie i natknęliśmy się na Lilkę. Wyglądała jakby płakała i była w kiepskim stanie. Pytałam co się stało, to stwierdziła, że nie mój zakichany interes i gdzieś pobiegła, ja nie wiem co się z nią dzieje.
- Mu same nie wiemy.
- Słuchajcie ! – Do miejsca gdzie siedzieli podszedł James a za nim jak cień ciągnął się jego i Lily brat, Albus – Albusik twierdzi, że w jego zacnym Hufflepuffie nie ma żadnej Ann.
- Witam Gryfoniaków – Kolejnym gościem przy ich stole okazał się Malfoy i jego świta – Mamy ciekawe informacje o waszej przyjaciółeczce..
- A tłumacząc na ludzki język, martwimy się o waszego rudzielca – Stwierdziła dziewczyna za nim. W jej głosie wcale nie było wyższości, co było lekko dziwne. W końcu odwieczne wojny między tymi dwoma domami były szeroko znane. W pewnym momencie w głowie Michaela zaświtał pomysł.
- Słuchajcie ! – Rzucił zaklęcie, żeby tylko oni słyszeli co mówi – Zbierzcie ze swoich domów zaufane osoby od piątej klasy wzwyż, chodzi o takie, które chcą walczyć przeciwko temu psycholowi, a nie ufają ministerstwu. Spójrzcie.
Na stole wylądowała gazeta z obszerną listą nazwisk ludzi, którzy zginęli w minionym tygodniu i z małą notką, że każdy kto ukończył piętnaście lat może używać magii poza Hogwartem i w razie zagrożenia teleportować się. A licencję można zdawać w wieku szesnastu lat i będą z tego kursy.
- Zbierzcie ludzi i bądźcie dzisiaj w pokoju życzeń o 16. Każdy wie gdzie to jest, ja muszę coś załatwić. Po spotkaniu zajmiemy się sprawą Lily. Jakby co to bolała mnie głowa i jestem u szkolnej uzdrowicielki !
Michael zostawił zdziwionych kolegów i koleżanki i pobiegł w stronę lochów, szybko rzucił na siebie zaklęcie kameleona i błądził ciemnymi korytarzami. Gdy dotarł do portretu człowieka o ziemistej skórze i czarnych tłustych włosach, zdjął z siebie zaklęcie i odchrząknął.
- Jak mogą tak traktować bohatera wojennego ? Gdyby nie pan, to jasna strona mogłaby sobie już dawno gnić w ziemi.
- Co ty możesz o tym wiedzieć smarkaczu ? – Severus Snape wydawał się jednak zaintrygowany.
- Czy „Z Voldemortem przez wojnę” mówi coś panu, w sumie niezłe ziółko z pana było za czasów pierwszej wojny. W każdym razie mamy kolejną, o czym pan pewnie wie.
- Nie interesuje mnie to. A gdybyś się przyłożył do czytania półgłówku, to drżałbyś na samą myśl o mnie.
- Widzi pan, wiem o panu wiele, był pan wspaniałą osobą. Ale jedno nas łączy. Pana Lily zginęła a moja Dominique zaginęła lub zginęła – Widząc zainteresowanie portretu opowiedział cała historię.
- I tak nie wiem po co tu przyszedłeś, co ja mogę zrobić ?
- Jest pan jedynym portretem któremu możemy zaufać.
- Nikt cię nie nauczył, że nienależny ufać podwójnym szpiegom ? – Zironizował legendarny postrach Hogwartu.
- Będzie pan strzegł wejścia do kwatery głównej lepszego zakonu feniksa, któremu zmienimy nazwę i wszystko inne ?
- Mam dwa warunki. Pierwszy, ukradniecie z gabinetu dyrektora mój obraz, nie chcę i nie zasługuje by tam wisieć. A potem powiesicie go w kwaterze i będę wam doradzał. Pasuje ?
- Oczywiście.
Mike modlił się, żeby nikogo nie było na korytarzach. Gdy niezauważony dobiegł na siódme piętro osunął się po ścianie i odetchnął.
- Słaby czas i kondycja –Stwierdził Portret-  Wieszaj mnie już.
Chłopak bez słowa zniszczył łąkę, która została tam powieszona i zawiesił mistrza eliksirów.
- Dzisiaj pierwsze spotkanie. Jak ich sprawdzę, to przyprowadzę tutaj. Mam nadzieję, że zapamięta pan wszystkich i obejdzie się bez głupich haseł.
- Wątpisz we mnie bachorze ? Teraz.. miłego włamania.. I użyj magicznej listy.
- Dziękuję panu.
Michael z nałożonym zaklęciem kameleona przechodził obok gabinetu dyrektora kiedy ten wybiegł i popędził w stronę wierzy astronomicznej. Mike widząc otwartą drogę do gabinetu skorzystał z okazji i wbiegł. Chociaż miał na sobie zaklęcie, to był pewien, że jeden siwobrody dyrektor wodził za nim wzrokiem. Szybko chwycił portret Severusa i zdziwiony swoim szczęściem popędził na siódme piętro.
- Miałem nadzieję, że skorzystasz z okazji. Właź.
Chłopak zawiesił w Sali konferencyjnej portret, pożegnał się grzecznie i poszedł przygotować magiczną listę i łańcuszki, które krążyły w jego głowie już kilka miesięcy.  
Chwilę przed 16 do pokoju życzeń zaczęli schodzić ludzie. Pierwsi byli bliźniacy, za nimi przyszły jakieś Krukonki z Viv. Gdy wszyscy już przyszli i posiadali lub stali na środek wyszedł Michael. Skupił się i obok niego pojawił się stolik z piórem i kartką.
- Cześć wszystkim. Jesteście tu, ponieważ chcecie walczyć z Czarnym Lordem, prawda ? – Widząc potakujące gesty kontynuował – Jak zauważyliście są tutaj ludzie ze wszystkich domów. To dobrze, ponieważ przyda nam się ta sławna odwaga Gryfonów, spryt Ślizgonów, mądrość Krukonów i lojalność Puchonów. Ale nie chodzi tu o podziały na domy, musimy stać się jednością. Od razu powiem wam, co was czeka, jeszcze możecie wyjść. Czy jesteście gotowi na narażanie życia ? Na zaniedbywanie szkolnych obowiązków. Kłamanie, by nas nie wydać. Zjednoczenie się. Na walkę twarzą w twarz z wrogiem ?
Ludzie patrzyli po sobie, ale z każdą wymienioną rzeczą na ich twarzach pojawiała się zaciętość.
- Dobrze. Niech teraz każdy, samodzielnie lub w grupkach podejdzie, wpisze się na tą listę i najlepiej się przedstawi lub powie coś o sobie. Ja jestem Michael Parret, Gryfon z piątego  rocznika.
Wpisał się i za nim podeszli bliźniacy.
- Ja jestem Lucas Lons, a to jest Matthew Lons, dom i wiek tak jak Mike – Wpisali się i usiedli.
- Roxanne Weasley, Lilyanne Potter, Alice Carot, Anastasia Longbottom. Piąty rocznik, Gryfonki – Roxy szybko przedstawiła siebie i swoje przyjaciółki.
- Scorpius Malfoy, Tony Nott, Kathy Volen, Eric Dowes, Ślizgoni i Ślizgonka, rocznik szósty – Blondyn o szarych oczach przedstawił siebie, Bruneta o piwnych oczach i ciemnej karnacji, Śliczną brunetkę z nogami do nieba i błękitnymi oczami oraz bladego chłopaka o szaro-srebrnych włosach i czarnych oczach.
- Elizabeth Candes i Becky Moraus, dom i wiek tak jak poprzednicy – Dwie dziewczyny o brązowych włosach wyszły na środek. Elizabeth z dużymi brązowymi oczami i Becky z mniejszymi ale zielonymi.
- Connie Malfoy, Vivienne Callis, Niklaus Wood i Nathan Weels. Krukoni, rocznik piąty – Drobna, pewna siebie blondynka z włosami do ziemi i wielkimi błękitnymi oczami pierwsza podpisała listę, po niej podeszła Viv czyli czarnowłosa, brązowooka wysoka dziewczyna oraz brązowowłosy chłopak z orzechowymi oczami i  zielonooki blondyn.
- Hugo Weasley, Connor Creevey i Ashley Thomas. Puchoni, rocznik piąty – Rudowłosy chłopak, ciemny blondyn z piwnymi oczami i mysia blondynka o wielkich zielonych oczach szybko podpisali listę.
Potem podeszła duża grupa Puchonów, Dziewczyna, brunetka z szarymi oczami, brunet z czarnymi oczami, który wyglądał groźnie, brązowooki chłopak z dużymi oczami koloru avady i blondyn o zielono-szarych oczach. Wszyscy wyglądali na zdeterminowanych. Podpisali listę i odwrócili się do reszty – Eleanor Hills, George Volen, Albus Potter i Ethan Feelish. Puchoni, rocznik szósty – brunetka walnęła lekko w ramię bruneta – I Puchonka. Od kiedy Puchonki są takie agresywne ? – To rozładowało atmosferę i wszyscy zaczęli chichotać i szeptać między sobą.
- Czas na Gryfonów. Dokładniej rocznik siódmy  – Na środek wyszła czwórka chłopaków i dziewczyna. Tak jak siostra była brunetką z szarymi oczami. A kolei Fred podobnie jak Luke byli rudzi, pierwszy z orzechowymi oczami jak James i Cameron, a drugi z błękitnymi. James z czarnymi rozczochranymi włosami a  Cameron z brązowymi  – Równie agresywna jak siostra Judith Hills. Luke Modern, James Potter, Fred Weasley i Cameron Wood !
- Rosanne Wealsey i Melanie Smith, Szósto- roczne Gryfonki !
- Po prostu Rose – Mruknęła dziewczyna  z dużymi brązowymi oczami i burzą rudych włosów.
- Szczegół – Ciemna Blondynka z Granatowymi oczami pociągnęła rudą powrotem na miejsca.
- Szósty rocznik. Krukoni. Melody  Weels, Isabelle Weels i Caleb McLaggen – Dwie identyczne dziewczyny podeszły do listy a za nimi z szerokim uśmiechem poszedł brunet o niebieskich oczach. Dziewczyny miały nienaganne sylwetki, długie czarne włosy i czarne oczy, obie tak jak chłopak były blade, można by ich wziąć za jakąś sektę.
- I na koniec najlepsze ! Hope Marissial i Maxxie Smith ! Ślizgoni z piątego roku – Blondynka z morskimi oczami i wysoki brunet jako ostatni podpisali listę.
Po podliczeniu wyszło łącznie 37 osób. 8 Ślizgonów, 7 Krukonów, 8 Puchonów i 14 Gryfonów.
- Przepraszam was, ale muszę to zrobić – Michael stuknął różdżką w listę i wszystkie nazwiska zabarwiły się na zielono, odetchnął z ulgą i uśmiechnął się – Teraz zapraszam do naszej kwatery głównej !
Wszyscy ostrożnie wyszli z Pokoju Życzeń i przeszli kawałek do portretu Snape’a. Poznajcie Profesora, pewnie wielu zna go z opowieści, bo oczywiście na Historii Magii jest to temat tabu. W każdym razie profesor będzie wpuszczał jedynie nas, nikogo innego – Portret uchylił się i weszli do byłych kwater Anastasii, Michael zaprowadził ich do sali narad, jak ją nazywał. Było to wielkie pomieszczenie z wielkim stołem.
- Pierwsza rzecz.. To nazwa, musimy się jakoś nazywać. Pomysły ? – Michael stanął u szczytu stołu.
- Ślizgoni i reszta – Zaśmiał się Malfoy.
- Gryfoni i reszta – Dopowiedział Fred.
- A może Biali, stowarzyszenie białych i tyle. W końcu walczymy z CZARNYM panem, więc biali będzie ok – Zaproponowała Connie.
- Dziewczyna dobrze mówi. Nawet jak wam się wymsknie, to możecie łatwo skłamać – Rozległ się głos z Portretu.
- Więc BIALI. Kolejna sprawa to – Mike płożył na stole mały kufer i wyjął jeden srebrny łańcuszek z zawieszką – lwem. Założył go na szyję i potarł, w jednej chwili stał się niewidzialny a po chwili pojawił się znowu tylko trochę dalej. Znowu potarł i wisiał przy suficie, gdzie przyczepiła się zawieszka – Lucas, rzuć we mnie jakimś zaklęciem – polecił, gdy stał już pewnie na ziemi. Luc wykonał polecenie, a zaklęcie odbiło się – Ten łańcuszek ma jeszcze funkcję świstoklika i można w nim schować zmniejszoną zapasową różdżkę. Działa na zasadzie myśl-dotyk. Myślcie.. Chce byś niewidzialny i pocieracie zawieszkę.
- Czemu są z lwem ? – Zapytała Kathy.
- Są we wszystkich wzorach i można sprawić, żeby były niewidzialne. Więc nie będzie problemu – Chwilę później wszyscy mieli na szyjach odpowiadające ich domom naszyjniki – Jest jeszcze najważniejsza opcja. Przekazywanie wiadomości – Potarł i powiedział „Pasują wam łańcuszki, biali ?” i każdego łańcuszek rozgrzał się – Możecie odsłuchać wiadomość normalnie, lub przybliżyć do ucha, żeby nikt inny jej nie usłyszał. Używajcie ich w razie niebezpieczeństwa. Będziemy się przez nie też komunikować co do dat spotkań. Ach.. Można wysyłać wiadomość tylko do jednej osoby, do kilku, lub do wszystkich. Teraz proszę Anastasię, żeby omówiła inne metody nauki animagii i rozdzieliła pomieszczenia do renowacji.
- Jak pewnie wiecie, czarodzieje próbują się zmienić nie wiedząc, lub tylko domyślając się w jakie zwierze będą się zmieniać. Jeśli jednak to wiemy, to nauka jest banalnie prosta i krótka, aczkolwiek niebezpieczna. Możecie teraz spróbować. Wymieniajcie wszystkie znane sobie zwierzęta, wyobrażając sobie swoje zwierzęce ja. Jeśli poczujecie coś takiego jak przy wybieraniu różdżki to znaczy, że to wasze zwierze, jeśli go nie znajdziecie, to będzie wam potrzebny ten eliksir, ale mamy go tylko dziesięć fiolek. Spróbujcie.
Słychać było nazwy różnych zwierząt i czasem okrzyki radości lub jęki zawodu. Po jakiejś godzinie 29 osób już wiedziało a 8 nie, wypiły eliksir i na ich twarzach pojawiło się zdziwienie a potem radość.
- Skoro tak to zajmiemy się tym na następnym spotkaniu, na razie oswójcie się z nimi.
- Czy animagia nie jest nielegalna, w każdym razie bez nadzoru ? – Zapytała Molly.
- Wszystko co tu robimy jest nielegalne. W każdym razie jeśli chodzi o pomieszczenia to znajduje się tu Sypialnia, sala zebrań, czyli to gdzie jesteśmy, biblioteka, salon, pokój treningowy, wielka łazienka i coś na kształt łąki do medytacji i wyciszenia, są też jedne zamknięte drzwi, ale nie wiem co za nimi jest. Większość pomieszczeń jest brudna i trochę starodawna więc podzielmy się tak. Sypialnią i toaletą – zajmą się siódme roczniki. Łąką i pokojem treningowym – szóste roczniki. Salą zebrań, biblioteką i salonem – piąte roczniki. Zależy mi na tym, żeby w sypialni dorobić więcej łóżek. A i czas pływnie tu dwa razy wolniej. Jak któraś grupa skończy, niech się zajmie fontanną lub kończy na dzisiaj. Do góry głowy ! To w końcu nasza kwatera !
===
Eee.. Trochę długi. Jak chcecie krótsze to piszcie, a jak takie to.. też piszcie O_O 

środa, 20 lutego 2013

23. Ja cię normalnie zaduszę !


"Przy­jaźń jest niewątpli­wie naj­sku­teczniej­szym le­kiem na cier­pienia za­wie­dzo­nej miłości. "


Dominique siedziała po turecku w swoim pokoju i starała się skupić. Wokoło porozrzucane były notatki, połamane pióra i księgi.
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić ? – Poczuła na karku gorąca powietrze i podskoczyła.
- Miałeś mnie nie straszyć Nat..
- Ja wcale się nie skradałem Dom..
- Nataniel !
- Dominique !
- Muszę się skupić. Wiesz, że to moja jedyna nadzieja – Dziewczyna była już tu kilka tygodni, w każdym razie przytomna była kilka tygodni.  Ciężko było znaleźć Dominique i Nataniela oddzielnie ale dziewczyna ciągle obwiniała się o wiele rzeczy i nie mogła poradzić sobie z przeszłością.
- Chcesz to zrobić ? Wiesz, że uciekanie od przeszłości sprawia, że wraca ze zdwojoną siłą. A to niebezpieczna magia.
- Przemyślę to. Mógłbyś przynieść nam obiad ze słoneczka ? – Dziewczyna uśmiechnęła się słodko – Zdam się na ciebie.
- Co ty ze mną robisz, a myślałem, że rude nie są wredne - Chłopak westchnął teatralnie i uniknął lecącej księgi, pokazał rudej język i wyszedł.
Dziewczyna szybko oczyściła umysł i skupiła się, w myślach utworzyła masywny kufer dokładnie dobierała wspomnienia i zamykała je w kufrze, w wyniku czego usunęła z pamięci prawie całe życie, zostawiła tylko suche informacje i zarys faktów. Potem skupiła się na słowie „Morticia” było to pierwsze imię Mony ale ona używała drugiego. Miała pewność, że nikt w jej towarzystwie go nie użyje, sama poznała je przypadkiem. Gdy jej mentalny kufer zatrzasnął się dziewczyna poczuła rozdzierający ból głowy, jak przy dziesięciu cruciatusach. Łzy napłynęły jej do oczu i musiała zgryźć wargę do krwi żeby nie krzyczeć. Po kilku minutach straciła przytomność.
Właśnie ten moment żeby wrócić wybrał sobie Nataniel. Gdy tylko zobaczył zakrwawioną, bladą i nie ruszającą się dziewczynę zaczął wołać Monę, kobieta wpadła do pokoju i zaczęła jeździć różdżką nad ciałem dziewczyny, oświetlając je złocistym blaskiem.
- Jestem z niej dumna. Udało jej się, jest wyczerpana, będzie spała kilka dni.
- Miała poczekać, wiedziała, ze to cholernie niebezpieczne..
- Nataniel, język..
- Nienawidzę jej ! – Wyszedł trzaskając drzwiami. Mona westchnęła i rzuciła jeszcze jedno spojrzenie dla rudej, wiedziała czemu ta dziewczyna to zrobiła. Wiedziała też, że między tą dwójką coś się dzieje, wiedziała też, że było to bardzo delikatne. Bała się, że właśnie to zniszczyli. Dziewczyna miała kilka blizn na twarzy ale jeszcze więcej na reszcie ciała, bez wątpienia była bardzo śliczna. Mona westchnęła, widziała, że dziewczyna usunęła z pokoju i ubikacji wszystkie lustra, najprawdopodobniej nawet nie widziała większości swoich blizn, do tego ta mentalna ucieczka i przełamanie różdżki. Chciała potrząsnąć tą dziewczyną i powiedzieć, że to na nic ale nie chciała jej niszczyć. W pewnym momencie dziewczyna zaczęła się rzucać po łóżku, Mona wyszła z pokoju, a gdy tylko to zrobiła Nataniel podszedł do dziewczyny i położył się obok.
- Będzie dobrze ruda – Pogłaskał dziewczynę po policzku i jedna samotna łza spłynęła po jego policzku.
***
Michael biegł właśnie do dormitorium dziewczyn, wiedział, że powinien być na rozmowie z myśl uzdrowicielem ale to co znalazł w bibliotece było przełomem. Szybo rzucił zaklęcie na schody i wpadł do pokoju. Czuł się już znacznie lepiej niż kilka tygodni temu, te rozmowy z uzdrowicielem tylko go męczyły. Wydał z siebie okrzyk radości kiedy zobaczył pusty pokój, w ramie smacznie spała sobie Anastasia.
- Ana ! Zbudź się !
- Nie męcz mnie Mike, spałam – Dziewczyny powiesiły jej portret z pokoju w efekcie czego Anastasia nauczyła się wiele o współczesności. Czasem używały też jej starych komnat, jak miały za mało czasu.
- Chcesz wyjść z tego obrazu czy nie ?
- Oczywiście – Oczy blondynki zaświeciły się.
- Pamiętasz klątwę jaką Salazar cie potraktował. Inkantację i ruch różdżką ?
- Intra se esse poena carceris dolore magna saeculorum ( z łac. Karą jej będzie w ramach uwięzienie, przez wieki wielkie cierpienie ) a ruch taki –Dziewczyna wykonała palcem ruch jakby malując w powietrzu znak nieskończoności.
Michael zapisał to na kartce i chwilę coś skrzętnie przepisywał apotem spytał:
- W którym miejscu i w którą stronę uczynił znak ?
- Od środka w lewo i w górę..
- Czyli w prawo i w dół – Skończył notować a do dormitorium wpadły dziewczyny.
- Michael, miałeś być na spotkaniu z myśl uzdrowicielem a nie bombardować Anę pytaniami z numerologii..
- Siądźcie sobie i bądźcie cicho, albo najlepiej wyjdźcie – Powiedział Mike zimnym głosem. Nie było to nic nowego, ponieważ od czasu próby samobójczej strasznie zamknął się w sobie. Do tego nasilające się porwania i ataki czarnego lorda, dobijały wszystkich obywateli.
- Ale Mike..
- To się ociera o czarną magię, jeden zły ruch i ja nie żyję, Ana nie żyje i wy nie żyjecie.  Dla mnie to na rękę ale na was mi zależy więc cicho ! – Odetchnął głęboko i wyciągnął przed siebie różdżkę, ruszył nadgarstkiem w dół i zaczął czytać z kartki– muroluceas angam erolod sirecrac aneop esse es artni.
Gdy tylko skończył ostanie słowa z inkantacji złoty promień wystrzelił z jego różdżki i uderzył w obraz. Usłyszeli krzyk i po chwili przez zaskoczonymi dziewczynami leżała Ana i obok niej Michael. Chłopak wstał i podał dłoń dla lekko nieobecnej Anastasii.
- No nie udało się – Widząc nierozumiejące spojrzenia koleżanek wyjaśnił – Umrzeć na wskutek pomyłki. A teraz mamy trochę pracy, znaczy wy macie. Zostawiam wam Anę, pomórzcie jej się wbić w jakieś ciuchy z tych czasów a ja skoczę do Jeroma i wyjaśnię mu sytuację, przyjdźcie do jego gabinetu.
Dziewczyny  od razu wzięły się do pracy, Roxy zmierzyła dziewczynę i uznając, że najbardziej podobny rozmiar ma właśnie ona, poszła skompletować jaj ubrania, Ali poleciała przygotować dziewczynie kąpiel,  a Lily rozplątywała jej ciasny kok. Miała długie blond włosy do pasa, które lekko się kręciły.  duże jasno zielone oczy i niewielkie ale pełne malinowe usta.  
- Ale ty jesteś podobna do Alice, za to figurę masz nienaganną jak Roxy i odmieniona Do.. Domi.
- Dalej nic nie wiadomo ? – Zasmuciła się blondynka, która ciągle wszystkiego dotykała i była oszołomiona.
- Nie.. A teraz leć się kąpać, Ali ci wszystko wytłumaczy – Zaśmiała się Lily. Po stosunkowo niedługim czasie blondynka wyszła z mokrymi włosami.
- Nie mam różdżki- Wyjaśniła. Roxy wysuszyła jej włosy i dała nową bieliznę i ubrania. Gdy tylko wróciła ubrana w rurki i zieloną bluzkę dziewczyny zgodnie stwierdziły, że jest śliczna. Rzuciły na nią zaklęcie kameleona i pospieszyły do gabinetu Jeroma. Na miejscu czekał na nich Neville, Luna i ich dzieci.
- Będą wam towarzyszyć na zakupach dla panny.. Anastasii. Trzeba zmienić ci nazwisko i wybrać tymczasowych opiekunów.
- My możemy, to nie problem. Po prostu jutro pójdziemy z nią do ministerstwa. Chyba, że nie chce.. – Neville zarumienił się. A potem wymienił uśmiechy z Luną.
- Oczywiście, że bym chciała.. Ale nie będziecie się mnie wstydzić.. ?
- Oczywiście, że nie kochana. Jesteś do mnie nawet podobna, tylko przez to nargle mogą się ciebie czepiać- Powiedziała nieprzytomnym głosem Luna.
- A więc załatwione – Ucieszył się Neville – To są nasze dzieci i przy okazji niedługo twoje rodzeństwo. Dominic i Alyssa.
Dwójka dzieci wyglądających na jakieś cztery – pięć lat pomachało do dziewczyny. Mała brunetka była lekko pulchna, z brązowymi lekko zamglonymi oczami, uśmiechała się szeroko i sprawiała wrażenie jakby nie mogła ustać w miejscu. A obok chłopiec, wyższy i szczuplejszy, z blond włosami, miał rozmarzony wzrok i był spokojny.
- Ja.. Ja dziękuję wam..- W oczach Blondynki zalśniły łzy.
Teraz uważajcie.. W popiele mogą być porpielki oczne, strasznie szczypią oczy a ty kochanie - Tu zwróciła się do Any – Uważaj na nargle. Chociaż myślę, że jesteś bardziej w typie okropieńków, one są okropne, małe wredne i plączą wszystko, włosy.. język..
Wszyscy patrzyli w rozbawieniu na kazanie blondynki, potem weszła do kominka i przeniosła się a za nią cała reszta. Dziewczyny biegały od sklepu do sklepu, tu kupując różdżkę, tu książki, tu szaty. Po godzinie Michael miał dość i podszedł do swojego profesora, który siedział w małej kawiarence i popijał kawę.
- Wolne ? Eee.. Panie profesorze.
- Oczywiście, mów mi Neville. Tylko nie na lekcjach, bo i tak mam mało szacunku.
- Wcale nie pr… Neville. Tez się już zmęczyłeś ? – Zapytał chłopak i spojrzał w szarawe niebo.
- Tak. Niestety to nie koniec.
- Prof.. Ech no.. Neville.. Powiedz mi czy przy pierwszej wojnie też tak było ? Widzę, że na pokątnej jest inaczej, ciszej, mniej ludzi. Cmentarze są powiększane, w ministerstwie panika..
- Było gorzej, na tej wojnie też będzie. Tak mi was żal.. Będziecie musieli nieść piętno wojny. Powinniście być szczęśliwi !
- Wy nie byliście, jak my możemy ? – Chłopak wyglądał na zasmuconego – A najgorsze jest to przez co przeszła, lub musiał przechodzić Dominique.
- Kochasz ją. Widziałem, że nawet nie spojrzałeś na Anę, a jest piękna dziewczyną – Neville przyjrzał się chłopakowi uważnie.
- Całym sercem, podobno się zmieniła a ja nawet jej nie widziałem – W oczach blondyna pojawiły się łzy.
- Byłem na wigilii , ty naprawdę nie widziałeś jej odmienionej i tak ja kochasz ? Pokażę ci coś – Nev wziął kartę dań i stuknął w nią różdżką, już po chwili była całkowicie biała, potem wyjął z głowy nic wspomnień i położył na białej karcie – To mój nowy sposób, lepiej, żeby nikt go nie znał – Podał chłopakowi kartę.
Michael oglądał w zdumieniu jak Dominique się zmieniła, była piękniejsza ale też smutna. Nie było w niej tej dawnej radości. Witała się ze wszystkimi, wymieniała uprzejmości i promieniowała pięknem. Gdy wspomnienie się skończyło spojrzał ze smutkiem na swojego profesora.
- Później już poszliśmy. Bo Alyssa była śpiąca, zresztą Nick nie był lepszy.
- Dziękuję. Ale już chyba idziemy – Wskazał na dziewczyny zmierzające do gospody z kominkiem.
- Chodźmy i trzymaj się Michaelu.

***
Obudziła się z bolącą głową ale czuła obok siebie dziwne ciepło. Spojrzała w bok i zobaczyła Nataniela, na jej ustach pojawił się uśmiech. Pogładziła chłopaka po policzku i spojrzała na zegarek. Była 4 nad ranem więc nic dziwnego, że spał. Zawsze spali razem, bo przy nim ruda nie miała koszmarów. Nie wiedziała jak kiedyś radziła sobie bez niego, wytężyła umysł ale na nic. Spokojnie przypominała sobie zastosowania smoczej krwi ale nie przeszłość. Potem przyszło zrozumienie, udało jej się ! Uśmiechnęła się szeroko i delikatnie wyplątała z pościeli, zarzuciła na siebie perłowy szlafrok i wyszła z pokoju. Powoli szła przez śpiące miasto i myślała, jakby ktoś ją zobaczył pewnie dostałby zawału. Usiadła na wzgórzu i oglądała wschodzące słońce.
- Czemu to zrobiłaś ?! Po co to zrobiłaś ? Miałaś na mnie poczekać ale oczywiście musiałaś być mądrzejsza ! A ja ci ufałem. Nie wiem.. Myślałem, że coś dla ciebie znaczę. Ale się myliłem – Zimny głos Nataniela podziałał na nią mrożąco. Dopiero teraz poczuła chłód poranka i zadrżała.
- Musiałam. Nie zrozumiesz tego.
- Chciałbym zrozumieć – Chłopak usiadł obok dziewczyny i schował twarz w dłoniach.
- Nie musisz, teraz już wszystko będzie dobrze – Dominique złapała jego ręce i odciągnęła od jego twarzy, a potem się zaczęła się bawić palcami jednej z jego dłoni.
- A spróbowałoby być inaczej.. ruda – Chłopak uśmiechnął się łobuzersko i cmoknął dziewczynę „niefortunnie” trafiając w usta.
- Ja co zaraz dam pięknisiu ! - Dziewczyna ze śmiechem zaczęła szukać swojej różdżkę, ale po chwili doszło do niej, że jest na straconej pozycji – Nie zrobisz tego.
- Aquamenti ! – Dziewczynę oblał strumień wody.
- Ja cię normalnie zaduszę ! Zajem ! Naślę sklątki ! Zakopie w ogródku ! Wykopię ! Wskrzeszę ! Uduszę ! Poćwiartuje ! I znów zabiję !
- Ej rudaa.. to dużo pracy.. – Chłopak ze śmiechem skończył oblewać dziewczynę wodą. Domi w akcie zemsty przytuliła się do niego, żeby go zmoczyć. Zdziwiony Nataniel poleciał w tył i razem z rudowłosą leżał na ziemi. Przyjrzał się dziewczynie była mokra, potargana, cała w ziemi i błocie, ale dla niego była piękna. Nachylił się, żeby ją ponownie pocałować ale wyrwała mu się.
- Jestem pracowita – powiedziała z diabolicznym uśmieszkiem i uciekła do miasteczka. 
***
Jeśli czytasz to napisz "czytam" :> Proszę was. 

czwartek, 14 lutego 2013

22. Mam ciebie.. Może.


"Gdy poz­nasz dwa światy i nie wiesz ,w którym chcesz zostać
stojąc po­między dos­trze­gasz więcej niż inni... "
szarybeton

Rudowłosa dziewczyna leżała w wygodnym łóżku. Co prawda spędziła świadomie tylko jeden dzień w „niebie” to i tak czuła się tu jak w domu. Mieszkała w wielkim domu pani burmistrz, czyli po prostu u Mony. Jak się okazało to wspaniała kobieta. W jej domu mieszkał też Nataniel, miał pokój naprzeciwko Dominique. Razem zwiedzili najważniejsze miejsca w miasteczku, z pomocą Mony przemeblowali pokój dziewczyny i wybrali jej ubrania. Wspaniałe było to, że tutaj za nic się nie płaciło, wszyscy ludzie dawali wszystko wszystkim. Były tu nawet skrzaty domowe, które były traktowane na równi z resztą społeczeństwa.
Z uśmiechem wspominała dzień pełen wrażeń i emocji, chociaż może po prostu bała się zasnąć. Mona proponowała jej eliksir słodkich snów ale odmówiła. Miała strasznie złe wspomnienie z pobytu w lachach, żeby chociażby spojrzeć na eliksir. Niestety zmęczenie dawało jej się we znaki i powieki jej ciążyły. Po chwili zapadła w niespokojny sen.
***
W pokoju naprzeciwko siedział chłopak, czytając wielką księgę zgubił rachubę czasu i nie zauważył, że na zewnątrz zrobiło się całkiem ciemno. Od czytania oderwał go głośny krzyk, wstrzymał oddech i słuchał. Gdy ten się ponowił zerwał się z łóżka i zastanawiał się  co zrobić. Mona nic nie usłyszy, bo ma zaklęcie na drzwiach, a on nie chciał jej budzić. Złapał różdżkę i wyszedł na ciemny korytarz, po raz kolejny słysząc nieludzki krzyk wzdrygnął się i skierował do pokoju nowej lokatorki. Ostrożnie otworzył drzwi i zapalił końcówkę swojej różdżki. Podszedł do łóżka rudowłosej i zobaczył, że dziewczyna jest cała błyszcząca od potu, ma potargane włosy i rzuca się na łóżku. W pewnym momencie po raz kolejny krzyknęła a potem przegryzła wargę do krwi. Naprawdę przerażony chłopak potrząsnął lekko dziewczyną, żeby ją zbudzić. Ale nim się obejrzał rudowłosa przyciskała mu różdżkę do klatki piersiowej, popatrzył jej w oczy i zobaczył w nich obłęd.
- Spokojnie, to tylko ja..
Dominique nie odpowiedziała, tylko mocniej przycisnęła różdżkę. Nataniel niewiele myśląc złapał magiczny patyk i wyrwał jej go z ręki. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy w których widać było przerażenie i zaczęła się cofać, powoli małymi krokami, kiedy natrafiła na łóżko upadła. Wtedy najszybciej jak umiała skuliła się w kącie i zaczęła szeptać gorączkowo.
- Błagam zostaw mnie, ja już nie chcę. Przyłączę się, tylko skończ już. Zostaw ją.. Proszę.
- Spokojnie, Domi.. To ja, Nataniel… Pamiętasz ?
- Nataniel.. Nataniel.. Błagam, zostaw.. Zostaw.. – Chłopak zdezorientowany patrzyła na dziewczynę. W dzień wydawała się pewna siebie, emanująca magią i siłą. A teraz była bardziej bezbronna niż mała dziewczynka.
- Spokojnie… - Szepnął chłopak ledwo słyszalnie i lekko dotknął dłoni dziewczyny. Ponownie krzyknęła i chciała odejść jak najdalej od dotyku, co poskutkowało tylko ciężkim uderzeniem się w głowę. Rudowłosa straciła przytomność, Nataniel wziął ja w ramiona i położył na łóżku, rzucił na nią kilka zaklęć czyszczących i zasklepił ranę. Nie wiedział czy wyjść czy zostać.
- Zostań.. – Szepnęła słabo dziewczyna. Powoli otworzyła oczy i wpatrywała się uważnie w chłopaka – Co robiłam ?
- Majaczyłaś coś i chciałaś mnie zabić – Powiedział chłopak lekko się uśmiechając, cieszył się, że z Dominique wszystko w porządku.
- Powinieneś dać mi z liścia, to by wszystko wróciło do normy.
- Nie biję dziewczyn.
- Inni nie mają z tym problemów – Powiedziała dziewczyna a w jej oczach można było zobaczyć ból.
- Co się stało zanim tu przyszłaś i kim ty jesteś ? – Chłopak delikatnie złapał dłoń dziewczyny.
- Nic. Nikim – Po raz kolejny jej twarz ozdobiła zimna maska.
- Ja byłem w sierocińcu dla magicznych dzieci, najpewniej moi rodzice zginęli ale mogli po prostu mnie nie chcieć. Tego nie wiem. W każdym razie mieliśmy wycieczkę do Hogsmade. Chyba tak się nazywa to miasteczko. W każdym razie miałem wtedy pięć lat, wszyscy poszli do sklepu ze słodyczami a ja znalazłam niebo. Od tamtego czasu opiekuje się mną Mona a ja nie byłem tam na górze. Nie jest to porywająca historia ale jest moja – Oczy chłopaka błysnęły w słabym świetle.
Dominique przełamała się i opowiedziała Natanielowi wszystko, począwszy od mugolskiej części życia i kończąc na porwaniu.
- Więc czemu nie poszłaś do Hogwartu czy do rodziców, czemu przyszłaś tu ? – Chłopak wydawał się być zdziwiony.
- A co miałam wpaść do rodziców z tekstem „ Cześć wszystkim, mam nadzieję, że nie zabiłam za dużo ludzi czarnego pana, a tak wgl. to byłam u niego na wczasach, w programie codzienne tortury, a jak zabili córkę ministra która się ze mną zaprzyjaźniła to postanowiłam sobie wrócić, ach.. siostrzyczko, chyba nie oddam ci jednak tej sukienki bo poplamiłam ją krwią” – Zironizowała Dziewczyna. Na jej policzkach wciąż były świeże ślady łez.
- Przecież zrozumieliby, to twoja rodzina.
- Nie mam rodziny, nie mam przyjaciół. Nie mam nic. – Dziewczyna mówiła o tym beznamiętnie. Zdążyła się już uspokoić.
- Masz mnie.
- Mam ciebie.. Może.
Rudowłosa podeszła do różdżki która leżała na ziemi. Złapała za jej dwa końce i przełamała ją na dwie części. Potem po prostu wrzuciła ja do kosza.
- Co ty zrobiłaś ?
- Ne chcę już magii. To ona mi wszystko zabrała – W kącikach oczu dziewczyny znowu pojawiły się łzy. Nataniel przyciągną ja do siebie, przytulał ją, szeptał uspokajające słowa aż Dominique zasnęła w jego ramionach, po chwili i on zasnął.
 ***
Obudził się słaby i obolały. Jęknął cicho i chciał obrócić się na drugi bok kiedy zdał sobie sprawę, że nie mógł. Uchylił powieki i oślepiło go jasne światło, nie wiedział gdzie jest. Nie wiedział nawet kim jest. Po kilku próbach udało mu się utrzymać oczy otwarte, w końcu przypomniał sobie kim jest i co tutaj robi.
- Cholera – Zaklął siarczyście. Nawet nie wyszło mu samobójstwo.
- Widzę, że obudził już się pan, panie Parret. Pańscy rodzice zjawią się zapewne jutro, pańska matka musiała się udać do świętego Munga w wyniku stresu..
- Dlaczego jestem przykuty do łóżka ? – Spytał w miarę spokojnie chłopak, przerywając pielęgniarce.
- Nie możemy ryzykować, żeby pan coś sobie zrobił – zaszczyciła go oceniającym spojrzeniem – Tymczasem wpuszczę pańskiego przyjaciela a potem dostanie pan eliksir słodkiego snu.
Zrobiła tak jak powiedziała i po chwili do Sali zajrzał Lucas. Jego brązowe oczy patrzyły z obawą na blondyna.
- Cześć, jak się czujesz ? Pani Afords nie chciała wpuścić reszty, więc masz pozdrowienia.
- Dobrze – Powiedział beznamiętnym głosem Mike, był wdzięczny pielęgniarce, nie miał ochoty na nudne pogaduszki. Spojrzał na kolegę i w jego głowie zaświtał plan – Mógłbyś mnie podrapać w rękę ? – Popatrzył prosząco i pomachał bardziej oddaloną od Lucasa dłonią.
- Jasne – Chłopak podszedł i nachylił się spełniając prośbę kolegi. Mike w tym czasie wyjął wystającą mu z torby różdżkę i schował do swojego rękawa.
- Dziękuję, chyba już się zdrzemnę. To cześć.
Lucas wyszedł z pomieszczenia a Michael położył się i udawał, że śpi. Słyszał jak pielęgniarka wzdycha i odchodzi do swojego kantorka. Poczekał cierpliwie parę godzin, aż do czasu kiedy światła w Skrzydle Szpitalnym zgasły i chwycił różdżkę. Uwolnił się zwykłym zaklęciem otwierającym i poszedł na wieżę astronomiczną, bał się, że na kogoś wpadnie lub ktoś zauważy jego nieobecność ale dalej wytrwale kierował się do swojego celu. Gdy wszedł po niezliczonych ilościach schodów odetchnął, był bardzo zmęczony ale wieczorny wiatr wystarczająco go orzeźwił. Obserwował jak niebo ciemnieje i obserwował gwiazdy
- „Pamiętaj patrząc w gwiazdy, że kocham cię” Dominique – Powiedział chłopak wykorzystując jakiś mugolski cytat. Wdrapał się na murek oddzielający go od upragnionej wolności.
- Pamiętam – Do jego uszu doszedł cichy szept. Odwrócił się i zobaczył Dominique, a raczej ją w formie jakby patronusa. Wpatrywał się z zachwytem w błyszczącą postać.
- Domi..
- Mike, co chcesz zrobić ?
- Nie chcę żyć bez ciebie – Powiedział otwarcie i powrotem wrócił do bezpiecznej strefy na wierzy. Podszedł do swojej ukochanej.
- Nie płacz. Ja zawsze jestem obok.
- Czy ty umarłaś ? Przecież ty nie żyjesz ! – Chłopak zaczął się trząść. Dziewczyna chciała pogłaskać go po policzku ale jej ręka tylko prześlizgnęła się, a chłopak nic nie poczuł.
- Nie mogę tego powiedzieć. To mogłoby wszystko zmienić.. Musisz mieć nadzieję.
- Więc jednak żyjesz !
- Ja nie jestem Dominique, jestem tylko pozytywną energią Michaelu. Niczym więcej. Ale ty jesteś prawdziwy i żyjesz. Nie zmarnuj tego.
- Ale ja bez ciebie.. bez niej…
- Bądź cierpliwy. Jeśli prawdziwie kochasz to daj jej wolność, jeśli cię kocha to wróci. Ona ma przed sobą wielkie wyzwanie i wielkie cierpienie Michaelu. Musisz ją zrozumieć i jak będziesz miał okazję to wspierać. Bowiem gdy świat ogarnie pełnia szczęścia, ona będzie o krok od śmierci – Jej głos, dochodzący jakby z daleka lekko przerażał Michaela ale i napawał niezrozumiała tęsknotą.
- Nie rozumiem.
- Zrozumiesz. Jesteś wspaniały.. Żałuję, że jestem niczym..
- Nie jesteś – Odpowiedział mu radosny śmiech.
– Żegnaj. I ja i ona jesteśmy tutaj. Wskazała na serce chłopaka i podeszła do krawędzi wierzy. Uśmiechnęła się radośnie do chłopaka i skoczyła, Mike podbiegł żeby ją złapać ale ona już spadała, zanim doleciała do ziemi rozmyła się całkowicie.
Michaeli powoli zszedł z wieży i skierował się do dormitorium, nie chciał wracać do Skrzydła szpitalnego. Wiedział, że rano wszyscy będą go szukać ale miał to głęboko w poważaniu.  Położył się na swoim łóżku i zostawił odsłonięte kotary. Po chwili zapadł w głęboki sen.
***
Dwie samotne postacie stały na cmentarzu. Niebo spowiły ciemne chmury a porywisty wiatr targał pelerynami postaci. Z pod kaptura jednej z nich wyglądały długie srebrzyste włosy, słychać też było urwisty szloch, który niósł się echem. Większa z postaci schyliła się i wyczarowując niewielkie marmurowe pudełko schowała tam różdżkę.
- Ona już nie wróci ? – Spytała Blondynka pomiędzy szlochami.
- Nigdy nie wiadomo. Nie traćmy nadziei kochanie. Pamiętasz co było za pierwszym razem ? To najwspanialsza dziewczyna jaką miałem okazje poznać. To nasza mała córeczka.
- Dlaczego nie możemy mieć swoich dzieci jak Neville i Luna ? Mają swoją małą, szczęśliwą rodzinkę.
- Fleur… Oni też dużo wycierpieli. Cieszmy się ich szczęściem i czekajmy na nasze słoneczko. Przecież Dominique nie mogłaby tak po prostu umrzeć.
- Mam nadzieję Bill…  Mam nadzieję – Postacie deportowały się z cichym trzaskiem a za nimi inna samotna postać zniknęła tak samo jak one, tylko z szyderczym uśmiechem na twarzy. 

niedziela, 3 lutego 2013

21. Niebo.


Obiekt naszej ludzkiej miłości może od­ciąć się od nas jed­nym cięciem, niczym głowa ska­zańca spa­dająca z szafotu.
Miłości jed­nak żaden kat w jed­nej chwi­li z nasze­go ser­ca na­jos­trzej­szym to­porem nie odrąbie.
 
Anonim

Dominique otworzyła skrzypiące drzwi z niemałym wysiłkiem,  większość jej sił zabrała teleportacja. Była wycieńczona, na domiar złego większość jej większych ran otworzyła się a miała na sobie jedynie strzępki starej sukienki. Zobaczyła przed sobą długie ciemne schody. Spływały w dół, dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami i ruszyła. Nie miała nic do stracenia, a zawsze może coś zyskać. W ciemności starała się nie myśleć o Abbi, o przyjaciołach z Hogwartu czy z Salem, aż w końcu o rodzinie. Nie było jej winą, że dręczące ją obrazy przelatywały jej przed oczami i drwiły z jej bezsilności. Czuła się jakby ją ktoś obserwował. Przy pierwszym rozgałęzieniu wybrała drogę w prawo i dalej ruszała w tamtą stronę. Gdy już chciała się poddać, dostrzegła jakąś samotną postać stojącą przy czymś co wyglądało na drzwi. Pełna nadziei ruszyła w stronę postaci, gdyby miała siłę zapewne by biegła. Gdy tylko do niej podeszła, pouczyła na swojej szyi przyciśniętą różdżkę.
- Kim jesteś ?
- A czy to ważne ? – Dziewczyna była zirytowana i zmęczona. W efekcie wyszła jej desperacja. Nie doczekawszy się odpowiedzi, zdecydowała się na małe ryzyko – Nikim.
- Dlaczego miałbym cię wpuścić, nie masz nic – Dziewczyna widziała, jak skinął głową na jej odpowiedź. Czuła jakby to był jakiś test. Zdała część pierwszą. Różdżka mężczyzny oddaliła się, a Dominique skradzioną różdżką wyczarowała sztylet i dużą fiolkę. Nacięła nadgarstek i napełniła nim naczynie. Z wyrazem determinacji podała ją strażnikowi i nie fatygując się nawet, żeby zasklepić ranę, przeszła przez otwarte drzwi. Zdziwiła się, była w jakimś mieście. Było tu trochę ludzi na uliczkach, zanim dokładnie przyjrzała się miejscu jej świat zawirował, poczuła jak upada i była już tylko ciemność. Ciemność i ból.
***
Stali tam wszyscy i z daleka obserwowali niewielki domek. Wiedzieli, że to tylko przykrywka, że w środku kryje się wielu morderców. Ludzi, którzy potrafią zabijać z zimną krwią i jeden wielki szaleniec, następny czarny pan.
Bill rozejrzał się wokoło, widział tu prawie całą swoją rodzinę. Tylko młodsze dzieci zostały w domu. Widział aurorów, ludzi mających rodziny i plany na przyszłość. W końcu widział młodego zdesperowanego dzieciaka, tak Michael był zdesperowany. Gdy tylko jego utalentowana koleżanka przewidziała co się stanie, zebrał tych wszystkich ludzi i razem postanowili działać. Uratować córkę ministra, Dominique i resztę ludzi. Położyć kres następnemu czarnemu panu.
W końcu ruszyli. Aurorzy mieli się zająć walką, a członkowie odnowionego zakonu i reszta, przeszukiwaniem lochów i szukaniem ludzi tam uwięzionych. Szybko poradzili sobie z zaawansowanymi zaklęciami ochronnymi i wtargnęli do domu, jego wnętrze wyglądało jak średniowieczny pałac. Widząc zamieszanie, pierścień postaci w szatach zniknął z cichym pyknięciem, zabierając swojego pana a pozostali walczyli.
Większość walczyła. Kilka osób, między innymi Bill,  Molly i Michael pobiegli korytarzem naznaczonym krwią. Mieli przerażone miny, kolejno forsowali metalowe drzwi i szukali Dominique, innych odsyłali świstokilkami do Munga. Mieli wrażenie jakby korytarz ciągnął się bez końca. Robili wszystko jakby w zwolnionym tempie. Otwierając ostatnie drzwi Bill stracił nadzieję. Znaleźli tam kilka ciał, między innymi córki ministra.
Dla nich znaczyło to tylko jedno. Stracili ją, stracili Dominique, zanim na dobre ją zyskali. Bill usłyszał  dobrze znany szloch z jednej z cel, Michael nie raz płakał już w jego obecności. Spodziewając się najgorszego wszedł do celi i zobaczył płaczącego chłopaka. Rozświetlił pomieszczenie i zauważył mnóstwo krwi i trochę rudych włosów. Gdzieniegdzie były też strzępki sukienki, którą jego córka miała w norze. Poszedł za przykładem chłopaka i osunął się na kolana, z jego oczu ciekły łzy sprawiając, że krew na posadce wyglądała na świeżą.
***
Otworzyła oczy i oślepiło ją blade światło. Czuła się jak nowonarodzona, wypoczęta, nic ją nie bolało i to piękne światło. Bezwiednie na jej usta wpłyną szeroki uśmiech a oczy rozbłysły milionem iskierek. Mogłaby tak leżeć godzinami.
- Widzę, że już ci lepiej – Usłyszała męski głos niedaleko swojego ucha. W jednej chwili odskoczyła w tył, ale natrafiła na powietrze i spadła z łóżka. Wylądowała na miękkim dywanie i zobaczyła, że nie ma na sobie nic. Tylko kilka bandaży przesłaniało jej ciało. Szybko porwała z łóżka lekki koc i się zakryła. Niestety wykonywała za szybkie ruchy, czego efektem było zachwianie równowagi. Leżąc na ziemi oddychała głęboko, kiedy przestało jej się kręcić w głowie otworzyła oczy. Widząc pochylającego się nad nią bruneta, odskoczyła w tył i łzy wpłynęły jej do oczu. Nie wiedziała czego się po nim spodziewać. Kiedy znowu zaczął się przybliżać wpadła w panikę.
- Nie podchodź, nie bij mnie.. Nie chcę.. Proszę.. – Szeptała gorączkowo zakrywając się kocem, który moczyła swoimi łzami. Chłopak z wyrazem zdziwienia na twarzy odsunął się od niej. Po chwili wyszedł z pomieszczenia.
Dominique wstała chwiejnie i próbowała też wyjść tymi drzwiami ale okazały się zamknięte. Rozejrzała się wokoło, była w dużym, jasnym pokoju z wielkim łóżkiem. Były inne drzwi prowadzące do ubikacji,  czego się dowiedziała po krótkim rozeznaniu i półka z książkami.
Przy łóżku stała też komoda.
Przeszukała pokój i nie znalazła nic do ubrania się, ani różdżki. Przytłoczyło ją to, znów czuła się jak więzień. Ostrożnie usiadła na łóżku i przeanalizowała wszystko, nie wiedziała czemu zareagowała tak na chłopaka, nie wróć, na mężczyznę.
- Witaj – W drzwiach pojawiła się kobieta, wyglądała na czterdzieści lat, chociaż mogła mieć nawet sto. Ubrana była w zwiewną białą szatę.  
- Dzień dobry – Odpowiedziała grzecznie ruda. Kobieta obrzuciła ją badawczym spojrzeniem i również usiadła na łóżku.
- Widzę, że chciałabyś się w coś ubrać – Kobieta machnęła różdżką i obok Dominique pojawił się jakiś materiał. Po dokładniejszym zbadaniu, Dominique stwierdziła, że była to lekka, zwiewna i wyjątkowo krótka sukienka. Podobnie jak szata kobiety była biała – Proszę nie krępuj się mnie.
Dominique zarumieniła się wściekle ale odłożyła koc i nie narzekając na brak bielizny założyła jasną sukienką. Ubrana znowu usiadła na łóżku, krępował ją trochę oceniający wzrok kobiety ale to również przemilczała.
- Zrobimy tak, powiem ci co wiem i odpowiem na każde twoje pytanie. A potem ty na moje dobrze ? – Widząc potakujące spojrzenie rudej kontynuowała – Jesteś w niebie..
- Umarłam ? – Przerwała jej dziewczyna marszcząc brwi.
- Nie. Niebo to zapomniana i zakazana część Hogsmeade, przeszłaś przez prawe drzwi i trafiłaś tutaj. Tylko ludzie tracący nadzieję są do tego zdolni. Złożyłaś ofiarę z krwi i zemdlałaś, znalazł cię Nataniel i przyniósł tutaj – Kobieta lekko się uśmiechnęła – Czuwał przy tobie kiedy byłaś w śpiączce.
- Ile czasu ?
- Twój stan był ciężki, musiałam wprowadzić cię w stan śpiączki na trzy miesiące  - Dominique usiadła nagle. Nie wiedziała ile czasu była w lochach tego szaleńca ale był już marzec, może kwiecień.
- Który dzisiaj ?
- Podejrzewam, że 3 kwietnia. Ale tutaj nie liczymy czasu, nie zamartwiaj się nim. Wracając.. Masz jakieś pytania ?
Dominique w szoku pokręciła przecząco głową.
- Więc ja mam, jak się tu dostałaś i czemu było z tobą tak źle ?
- Byłam więziona u szaleńca. Codzienne tortury.. Przez dłuższy czas – oczy rudej zamgliły się i poleciały z nich łzy – Gdy zabił moją przyjaciółkę, ja cudem uciekłam i trafiłam tutaj.
- Nie miałaś żadnej rodziny ? Raczej tam byś się pewnie skierowała.
- Miałam i przyjaciół i rodzinę. Ale nie należę tam, po prostu nie pasuję.
- Można ? – Głowa bruneta pokazała się w szczelinie między drzwiami a ścianą i patrzyła z obawą na rudowłosą dziewczynę.
- Wejdź. Przypomniałeś mi, że się nie przedstawiłam – Kobieta uśmiechnęła się lekko – Jestem Mona.
- A ja Nataniel – Chłopak wyciągnął rękę w stronę dziewczyny. Był opalony, miał czarne włosy i błękitne oczy. Był wysoki i dobrze zbudowany a jego uśmiech mógłby trafić na okładkę jakiegoś magazynu dla mugolskich nastolatek. Dominique patrzyła na nich z obawą.
- Ja jestem nikim. Nikim ważnym, czy godnym uwagi i chyba powinnam już iść – Wstała i zakręciło jej się w głowie, szybko złapała się kolumienki przy łóżku.
- Nie mów tak. Każdy jest ważny. Zostawię was, Natanielu wiesz gdzie mnie szukać. Zajmij się proszę naszym gościem i ją oprowadź.
Kobieta wyszła a Domi ciągle stała i trzymała się kolumienki jakby była jej ostatnią deską ratunku.
- Więc Nicole ?
Dominique popatrzyła na niego dziwnie.
- Chyba nie. Spróbuję inaczej. Agatha, Agnes, Alex, Alice, Amelia..? Mogę tak w nieskończoność – Przejechał dłonią po swoich włosach, tworząc jeszcze większy nieład i uśmiechnął się lekko.
- Dominique Isabelle – Wyszeptała.
- Skoro już się znamy przejdźmy do krępującej części. Musisz wpić ten eliksir i się rozebrać – Powiedział szybko chłopak.
- A co to za.. rozebrać ?!
- Eliksir energii czy jak wy tam go nazywacie. Muszę zdjąć bandaże, posmarować rany maścią i ponownie je założyć – Popatrzył na nią niepewnie.
Dominique szukała żartu w jego oczach ale gdy go nie znalazła poddała się, było to dla niej krępujące, bo żaden facet nie widział jej nagiej.
- Daj ten eliksir. Nie macie tu kurczę bielizny ?! – Dominique się zirytowała ale posłusznie wypiła gorzki eliksir i poczuła przypływ sił.
- No niezbyt. Ale nie mogłabyś jej nosić, bo obcierałaby ci rany.
Dominique zignorowała jego odpowiedź i zdjęła z siebie lekką sukienkę. Zamknęła mocno oczy, jakby chcąc zniknąć. Gdy poczuła jak odpina jej pierwszy bandaż to wzdrygnęła się i otworzyła szeroko oczy. Był skupiony na swojej pracy, nie wiedziała, że jeszcze Chile temu jej się przypatrywał.
Dy skończył, twarz Dominique można było przyrównać do buraka. Szybko założyła sukienkę i usiadła na łóżku. Chłopak usiadł obok niej, więc szybko się odsunęła.
- Co ci się stało ?
- Nieważne.
Między nimi nastąpiła krępująca cisza.
- Może chciałabyś zobaczyć miasto.. I coś zjeść ?
- Chętnie.
Chłopak złapał ją za rękę i poprowadził do drzwi, nie podobał jej się kontakt cielesny ale postanowiła nie marudzić. Najwidoczniej tym ludziom zawdzięczała życie.
***
Michael siedział w dormitorium i patrzył w okno. Stracił już nadzieje i serce. Stracił też przyjaciół. Od nieudanej akcji ratowania Domi, w której zginęło dwóch aurorów zamknął się w sobie. Najpierw odizolował się od wszystkich dorosłych. Na lekcjach ignorował pytania nauczycieli i siadał w ostatniej ławce, aż wszyscy dali mu spokój. A potem odizolował się od przyjaciół. Za bardzo przypominali mu Dominique. Nawet teraz patrząc w okno i widząc tyle zieleni myślał tylko o niej. Czarodziejski świat chylił się ku upadkowi. Ginęli czarodzieje, którzy nie chcieli się przyłączyć do tego maniaka i ginęły miliony mugoli. Dla Michaela było wszystko jedno. Już dawno przestał płakać, nie był zdolny do żadnych uczuć a jedyną osobą z jaką rozmawiał był Bill Weasley. Zadrżało się to rzadko ale jednak.
Blondyn usłyszał kroki na schodach do dormitorium. Schował się w kotarach własnego łóżka, postanowił zrobić coś, co dawno już chciał zrobić. Rzucił zaklęcie wyciszające i anty intruzom, wyczarował niewielki sztylet i przeciągnął po skórze na nadgarstku. Przyglądał się płynącej krwi z fascynacją, ból z każdą kroplą wzmagał się. Nie przestał. Kolejny raz przejechał ostrzem bo bladej skórze, myśląc ile musiała wycierpieć jego ukochana. To było mało, po raz kolejny przejechał sztyletem po skórze i kolejny.. Aż cały jego nadgarstek tonął w czerwieni. Zażył eliksir słodkiego snu i zaczął ciąć drugą rękę. Powoli i głęboko, sprawiało mu to chorą satysfakcję. Po chwili opadł nieprzytomny na poduszki a jego nadgarstki barwiły wszystko wokoło czerwienią.
***
Dominique rozglądała się ciekawie po miasteczku. Było tu wszystko co trzeba. Sklepy, knajpki, domy, atrakcje.. Jednocześnie małe i duże, było tu idealnie. Obecnie siedziała z Natanielem i czekała na zamówione naleśniki. Miło jej się rozmawiało z tym wesołym brunetem ale miała się jednak na baczności. Do tego wspomnienia wciąż ją bolały, najchętniej pozbyłaby się ich. Jednak nie chciała tracić tego poczucia, że ma kogoś.. Gdzieś tam daleko ale jednak. Łudziła się, że ktoś o niej pamięta.
- Ziemia do Dominique.
- Przepraszam cię, zamyśliłam się.
- Zauważyłem, mogłem ci bezkarnie podkradać naleśniki – Zaśmiał się chłopak i wrócił do jedzenia. Dominique z cichym westchnieniem również zaczęła jeść. 


 ( Mam nadzieję, że zrozumiecie dobór cytatu. Chodzi tu o relacje Domi - Mike 
I proszę o komentarze, bez nich ciężko pisać :P + serdeczne przeprosiny za błędy )