niedziela, 25 listopada 2012

6. Przyjaźń.


"Przyjaciół się nie zdobywa, przyjaciół się poznaje."
Isabel Paterson

Następny dzień zleciał Domi szybko. Była zachwycona magicznym światem, razem z dziewczynami spędzały każdą chwilę razem i coraz bardziej sobie ufały. Ale w końcu musiała nadejść feralna transmutacja. Uczniowie czekali pod klasą na profesor Blustrode. Domi była jednocześnie wkurzona i przestraszona, od tej afery z profesorem Darseen’em bała się patrzeć nauczycielom w oczy. A przecież, żeby nie wyszła na idiotkę musi dziś się przełamać. Dziewczyny wiedziały o co chodzi więc próbowały ja pocieszyć, z kolei chłopacy – rozbawić. W końcu pod klasę przyczłapała Bulstrode, uczniowie weszli do klasy i usiedli w ławkach. Domi została na środku klasy i z odważnie uniesioną głową czekała aż profesorka zwróci na nią uwagę. Blustrode jak gdyby nigdy nic zaczęła prowadzić lekcję, całkowicie ignorowała Dominique, po piętnastu minutach czekania dziewczynka powiedziała głośno.
- Przepraszam Pani Profesor. 
- Doprawdy, bo tak ci kazali ? Nie przyjmę ich, nie są wiarygodne.
- A jak miałabym to udowodnić ? – Wycedziła Domi przez zaciśnięte zęby.
- No nie wiem.. Może mogłabym to sprawdzić.. Musiałabyś tylko nie opuszczać wzroku.. – Powiedziała z triumfem patrząc na przerażoną minę dziewczynki.
- Dobrze pani profesor – Domi odetchnęła i całą sobą skupiła się na odparciu ataku nauczycielki. Bolało ją dużo mniej, niż gdy robił to opiekun gryfonów. Dlatego z łatwością odepchnęła nauczycielkę.
- Roven ! Jak to się mówi w mugolskiej szkole… Do kąta ! – Dominique nic sobie nie robiąc ze słów nauczycielki poszła do ławki. Była już wyjątkowo upokorzona i zdenerwowana – Czemu mnie lekceważysz dziewczyno ?! Minus 20 punktów od Gryffindoru !
- Przepraszam panią – Domi nie chciała znów iść do Swojego opiekuna, ani tracić punktów, więc wstała i ze spuszczoną głową poszła do kąta, ale zamiast tam stanąć, wzięła sobie krzesełko, przysunęła ławkę i usiadła wygodnie. Zmyło to uśmiechy ze wszystkich twarzy Ślizgonów.
- Jesteś bezczelną smarkulą ! Przeszkadzasz w prowadzeniu lekcji ! Wynocha do opiekuna ! - Dominique z wielką chęcią wyszła z klasy rzucając przepraszające spojrzenie reszcie gryfonów. Poszła pod salę OPCM-u i zapukała. Wyszedł jej nauczyciel i wskazał na drzwi do gabinetu. Z westchnieniem tam weszła i przykre wspomnienia wróciły. Kierowana dziwną siłą znów nie usiadła i stała jak idiotka. Po chwili przyszedł nauczyciel.
- Wiesz Domi, popracujemy nad twoją samoobroną mentalną, w sobotę nie mogę, zwolniłem cię z reszty lekcji. Ja spróbuję się dowiedzieć, co się dziś stało, a ty za wszelką cenę mi to uniemożliwisz. Domi nie ufając swojemu głosu pokiwała głową sprawdzając kolor oczu profesora, były ciemne. Ogólnie zachowywał się dziwnie..
Odważnie spojrzała w oczy profesora i skupiła się, żeby nie myśleć o niczym oprócz ściany, którą stawia w umyśle. Znów poczuła nieprawdopodobny ból. Tylko tym razem jej ściana została zburzona, profesor obejrzał cały dzisiejszy dzień, ale zatopił się głębiej, poznawał jej najskrytsze myśli, a z każdą z nich ból się pogłębiał. Zaczęła krzyczeć, chciała zamknąć oczy, ale nie mogła, ciągle widziała te czarne oczy.. Robiła się strasznie słaba. Po chwili do gabinetu wtargnęła dyrektorka, chciała rzucić w nauczyciela jakimś zaklęciem, ale on się obronił i zaatakował. Walczyli zaciekle, Domi wiedziała, że musi coś zrobić. Wyjęła swoją różdżkę i z braku pomysłów machnęła nią w stronę profesora. Poleciał na ścianę, a dyrektorka go unieruchomiła. Potem coś szeptała  jeżdżąc różdżką nad nim, po chwili w jej oczach pojawiło się przerażenie. Wyczarowała ze dwadzieścia srebrnych kotów, które po przelatywały przez ściany.
- Dominique ! Wracaj do pokoju wspólnego, szybko !
Dziewczynce nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Szybko pobiegła w stronę portretu grubej damy ! Na korytarzach było mnóstwo uczniów. Gdy wpadła do dormitorium zobaczyła zadziwione dziewczyny.
- Nie ma czasu ! Bierzcie niewidkę ! Biegniemy ! – Zawołała, a dziewczyny bez zbędnych pytań wyjęły potrzebne rzeczy, w tym jakiś kawałek pergaminu. Lily mruknęła coś  a na papierze zaczęły się pojawiać linie. W jednej z sal byli wszyscy nauczyciele, przynajmniej tak twierdziły dziewczyny, schowane pod niewidką popędziły na miejsce. Roxy wyjęła jakiś sznurek coś przekręciła i nie było go widać, wykonała jakiś ruch i po chwili słyszeliśmy głos naszej dyrektorki.
- …Ostatni raz spotkałam się z czymś takim jeszcze za czasów Voldemorta, potężna czarna magia. On nie był sobą. Nie wiem co ta biedna dziewczyna przeżyła, ale będzie musiał jej jakoś wszystko wyjaśnić. Żeby była słabsza.. umarłaby ! Obawiam się, że to koniec spokoju. Jeszcze jeden taki numer a zaczniemy działać, to mogło być nieporozumienie. Ale miejcie oczy szeroko otwarte, każdy pójdzie do swoich domów i uświadomi im, że nie wolno używać czarnej magii. Och Jerome, dobrze się czujesz ? Nie pamiętasz kto mógł to na ciebie rzucić.
- Nie, ale to chyba było po lekcji z siódmo rocznymi Gryfonami. Nie wiem..
- Dobrze, dziękuję, koniec zebrania !
Roxy szybko zwinęła kabelek i pobiegły w stronę łazienki dziewcząt. Gdy już były w środku ściągnęły z siebie pelerynę i odetchnęły. Przegadały ze 20 minut, opowiedziały wszystko co wiedziały o wojnie dla Domi. Ale przerwało im wtargnięcie feniksa, podobnego do tych kotów wysyłanych przez McGonagall.
- Dominique Roven. Proszę do mojego gabinetu. A Panny Potter, Carot i Weasley proszone są o powrót do wierzy – Powiedział głosem profesora  
- To się wkopałyśmy.. Do zobaczenia w wierzy.
Domi pobiegła w przeciwna stronę niż dziewczyny i trafiła przed drzwi gabinetu. Zapukała lekko, błagając alby nikt jej nie odpowiedział.
- Proszę !
Zrezygnowana weszła do gabinetu i nie wiedziała jak się zachować.
- Proszę usiądź.
Domi posłusznie usiadła, jednak nie podnosząc wzroku. Nawiedziły ją wspomnienia, była przerażona.
- Czy mogłabyś na mnie spojrzeć.
Musi być silna, powoli podniosła przerażony wzrok i napotkała smutne i zmartwione orzechowe spojrzenie. No tak, emocje, tego brakowało dla profesora wcześniej.
- Wiesz, ja nie byłem sobą. Swoje własne wspomnienia poznałem dosłownie przed chwilą i rozumiem twój strach, ale nie martw się. Ja nigdy tak nie zrobię. Nie wiem nawet co ci powiedzieć – Wstał i zaczął chodzić po gabinecie, Dominique zauważyła, że emanuje od niego jeszcze większa moc niż wcześniej i się skuliła.
- Profesorze, ale czy.. czy ja nie zostanę wydalona, te wszystkie stracone punkty.. I co z naszymi sobotnimi lekcjami..?
- Ach, oczywiście, że nie. Jestem dumny, ze jesteś w moim domu. A już rozmawiałem z profesor Bulstrode, żeby była milsza.. Wiesz, jestem zdziwiony, to naprawdę Gryfońska odwaga. – Uśmiechną się – Bądź u mnie w sobotę o 16. A.. i więcej nie podsłuchujcie – Puścił oczko do zdziwionej dziewczynki.
- Do..dowidzenia profesorze.
-  Do zobaczenia Dominique.
Dziewczynka zauważyła, że już całkiem nieźle zna zamek, pobiegła do wierzy wszystko opowiedzieć dziewczynom. Razem wymyśliły plan zemsty na Bulstrode, przecież nie można czytać myśli uczniów.
 - Dziewczyny ! Musimy zdobyć bombonierki ! Chodźcie napiszemy do wujka.. – Powiedziała Lily – Innego wyjścia nie mamy.
- Ale ty pisz, bo mój kochany tatuś nigdy mi nie wyśle nic ze swojego sklepu - powiedziała zirytowana Roxy.
Drogi wujku George.
Bo jest taka sprawa.. Czy mógłbyś nam wysłać chociaż po jednej czekoladce z bombonierek lesera, musimy się zemścić na nauczycielce.. Wiesz, twoja krew kochany wujaszku. Obiecujemy cię nie wydać.
Twoja kochana Lily – wiem co zrobiłeś ze stanikiem cioci, spróbuj nie wysłać a jaj powiem. Pozdrawiamy:
- Ej a nie powinnyśmy mieć jakiś fajnych przydomków czy coś ? – Zapytała ukrywająca śmiech Alice.
- Świetny pomysł, ale to potem. Na razie podpiszmy się normalnie, a z czasem je wymyślimy.
- ok.
Pozdrawiamy:
 Lily
Roxy
Domi
Ali
- Ej, a co on tak właściwie zrobił ? – Zapytała Domi otwierając okno dla Dafne. Jej sowy.
- Nie wiem, ale on eksperymentuje ze wszystkim – Zaczęły się śmiać.
- Wiecie co, ja się wcale nie cieszę z tak dużej rodziny. Wiecie, tata jest tym całym wybrańcem, wszyscy by się posikali ze szczęścia na moim miejscu, ale jego ciągle nie ma, tylko jak gdzieś wychodzimy, żeby się pokazać. Albo te wszystkie pytania.. Ja wiem, że on nas kocha ale gubi się w tym wszystkim, zresztą ja też. Mama też nie jest lepsza, kocham ją jest wspaniała, ale nigdy nie była dla mnie mamą, tylko raczej przyjaciółką. Taak.. James jest tym lubianym sportowcem, Al to złote, mądre dziecko. A ja jestem po prostu Lily. Wiem, ze narzekam bez powodu, w końcu chłopaki próbują mnie pocieszać, ale to chłopaki, prędzej się pozabijają.. – Powiedziała Lily.
- Lil, przecież masz mnie, a teraz to już nas – Zapewniła ja Roxy - Wiesz, że ludzie maja gorzej. Ja nie narzekam, chociaż te ciągłe eksperymenty taty, troszczy się ale ile razy się kłócili z mamą, bo dał mi do testowania nowe produkty.. Zawsze wtedy musieliśmy iść do Babci z Fredem. Chociaż jego mam, ale on jest dużo starszy i uważa się za takiego lepszego.
- Wy chociaż kogoś macie.. – Powiedziała Domi, która musiała strasznie szybko mrugać, żeby się nie  rozpłakać. Uważała, że łzy to oznaka słabości.
- Co masz na myśli ? – Zapytała Roxy.
- A co myślicie, że mam szczęśliwych rodziców mugoli, do tego mnóstwo rodzeństwa, kota i psa. A do tego jestem super lubiana, tylko dla tego, że się uśmiecham ?! – Z jej oczu popłynęły łzy, zerwała się z ziemi i pobiegła do łazienki, po drodze mówiąc – Przepraszam, że na was naskoczyłam, jestem do niczego.
Dziewczyny popatrzyły zdezorientowane na siebie, ale nic nie mówiły. Cierpliwie czekały aż Domi wróci. Po paru minutach wróciła z zaczerwienionymi oczami, dziewczyny przytuliły ją i czekały, aż zacznie mówić.
- Od kiedy pamiętam wychowuje mnie babcia, moi rodzice zginęli zaraz po moich urodzinach, chyba.. nawet nie wiem, babcia o tym nie mówi. A ja nie chciałam jej pytać, widziałam jak jej oczy robią się wtedy takie.. Takie inne, puste. Na te urodziny dostałam to, pokazała im medalion. Tylko tyle mam. Ale przecież to nie tragedia, prawda ? Kocham moją babcię. Tylko nie miałyśmy pieniędzy i taka jedna wybrała mnie sobie na ofiarę. Całe życie jej się stawiam, nie wiem.. Nie wiem czemu się do mnie przyczepiła, jest piękna. Przynajmniej dla chłopaków ze szkoły. A ja zawsze sama, zawsze byłam sama. Wy tego nie zrozumiecie – Uśmiechnęła się przez łzy – Ale dziękuję, ze jesteście. Że w końcu mogę to komuś powiedzieć. A ty Ali ? – Zapytała Domi, tylko po to żeby zmienić temat.
- Ja.. – W oczach dziewczynki pojawiło się przerażenie – Ja nie powinnam..
- Alice, co się stało ?
- Wy nie uwierzycie. Nikt nie uwierzy, nie powinnam..
- Nie musisz.. – Powiedziały jednocześnie.
- Ale…
- Ali, my nikomu cię nie wydamy, ale to twoja decyzja. Jeśli nie możesz, to nie musisz – Powiedziała Lily.
- Powiem wam – Powiedziała ze zrezygnowaniem – Mam korzenie elfów. Wiem, możecie nie wierzyć. Ja sama nie chcę wierzyć. Co kilka pokoleń moc się odzywa. I podobno ja jestem naznaczoną. Czyli taką która ma moc. Miałam na rękach takie znaki jak są w książce od run, ale moi rodzice je ukryli zaklęciem. I.. i nikt tego nie może wiedzieć. Bo ja miałam jakby wizję.. ? Widziałam wojnę, myślę, że to są właśnie jej początki. Ponieważ to całe zajście z profesorem… i ogólnie. Była też jakaś przepowiednia, tak jak w wojnie z Voldemortem, ale ślad po niej zaginął. Jedyną żyjącą osobą która ją widziała czy też słyszała, jestem ja. Podobno mój wygląd zawdzięczam tym korzeniom. Nie wiem czy to prawda. Ale proszę, nie odwracajcie się ode mnie.. Chociaż może powinniście to zrobić..
- O czym ty mówisz ? Dlaczego miałybyśmy ? Jesteśmy przyjaciółkami !
- Przecież jestem bezpośrednio wmieszana w nową wojnę.
- Może jej wcale nie być, albo nie być za naszych czasów. Ale tam gdzie jest woja… - Zaczęła Lily
- Tam są Weasleyowie ! – Dokończyła Roxy i wszystkie wybuchły śmiechem i się przytuliły. Teraz były pewne, że wszystko będzie dobrze. Ponieważ mają siebie. Niestety tą podniosłą chwilę zniszczyła im Dafne, która razem z innym puchaczem niosła wielkie pudełko. Dziewczyny szybko otworzyły okno i wpuściły ptaki. Puchacz upuścił jakiś list i wyleciał.
Lily !
Skad o tym wiesz ?! Błagam nie mów Angelinie ! I najlepiej Roxanne tez nie ! Wysyłam wam najpotrzebniejsze rzeczy. A i ta wiadomość ulegnie samozniszczeniu teraz !
Pozdrawiam George
Wiadomość rzeczywiście spaliła się, zajrzały do pudła, były tam wszystkie najważniejsze gadżety ze sklepu.
- Dziewczęta. Pora zacząć plan, kryptonim.. Nasza kochana Mili – Powiedziała Roxy łapiąc bombonierkę. Lily złapała klej.
- Za godzinę kolacja, musimy się śpieszyć !   
- Czekajcie ! Nie powinnam ale.. – Wzrok Alice stał się na moment zamglony, dziewczynka zatoczyła się – Okej ! Wszystko powinno się udać. !
- Cz ty właśnie..?
- No tak.. chciałam sprawdzić czy umiem – Zaśmiała się i razem pod niewidką wybiegły z dormitorium kierując się do kuchni. Zatrzymały się przed wielkim obrazem z owocami, tylko Domi została pod peleryną. Weszły i od razu obskoczyły je skrzaty. Dziewczyny je zajęły a Domi odnalazła stół nauczycielski i kielich Bulstrode, był już tam gotowy sok dyniowy. Nadpiła go odrobinkę i wylała środki wszystkich czekoladek do niego. Nikt nie wie jaki to będzie miało efekt, ale trudno. Podeszła do obładowanych jedzeniem dziewczyn i klepnęła Roxy, po tym znaku wyszły z kuchni.
- Zrobiłaś ?
- Tak, teraz do wielkiej Sali. Sprawdzisz Lily ?
- Czysto ! - Schowały się pod materiał i weszły do wielkiego pomieszczenia. Pobiegły do miejsca Bulstrode i posmarowały je klejem.
- Chodźcie do wierzy ! – szepnęła Ali.
Gdy już szczęśliwie dotarły do wierzy ludzie zaczynali iść na kolację, szybko się doprowadziły do porządku i jak gdyby nigdy nic razem z chłopakami poszły na posiłek. Starały się zachowywać swobodnie i nie patrzeć na stół nauczycielski. Długo nie musiały czekać, usłyszały krzyk Bulstrode i zobaczyły okropny obraz, nauczycielka była cała w krostach, krew leciała jej z nosa, ona sama zaczęła wymiotować, spuchła i zrobiła się fioletowa. Chciała wstać, ale nie mogła, zaczęła wrzeszczeć i miotać się a wszyscy tylko patrzyli na nią zdezorientowani. Zamieniła krzesło na którym siedziała w żabę i z przyklejoną na spodniach żabą, wybiegła z Wielkiej Sali. A ta rozbrzmiała śmiechem prawie wszystkich, nawet nauczyciele i dyrektorka pozwolili sobie na uśmiechy. Tylko nieliczni Ślizgoni siedzieli naburmuszeni. I Nev też się nie śmiał, siedział tylko blady i smutny. Domi obiecała sobie, pójść do niego po uczcie. Dziewczyny ze smakiem zjadły kolację i zbierały się do wyjścia, kiedy do Sali wpadła poszkodowana.
 - Kto to zrobił ?! Roven ! Ja wiem, że to ty ! Szlaban ! – Wrzasnęła Milicenta. Domi siedziała oniemiała, nie mogła zaprzeczyć więc po prostu udawała wstrząśniętą.
- Em. Milicento.. Czy mogłabyś nie oskarżać bezpodstawnie mojej podopiecznej ? – Zapytał Profesor Jerome.
- To sprawdźmy to ! Ja to wiem !
- Jak wiesz, na uczniach nie można używać eliksirów, ani przeszukiwać im umysłów.. Dziewczynki, możecie już iść – Powiedział puszczając do nich oczko tak, żeby nikt inny nie widział. Postanowiły pójść do Nev’a.
Znalazły go w szklarni, pielęgnował tam jakieś kwiaty.
- Nev co się stało ? – Zapytała Domi.
- Co z ciocią Luną ? – Dodała Lily, podobno Nev i Luna były dla nich jak ciocia i wujek.
- Nic się nie stało. A Luna umiera sobie w domu. Wspaniały powód do radości, czyż nie ? – Zapytał sarkastycznie Neville.
- Nev ! Idziemy do dyrektorki ! Weźmiesz wolne, zabierzesz gdzieś Lunę ! Rusz się ! Może to wasze.. wasze ostatnie chwile..
- Dziękuję wam, tak zrobię - Przytulił każdą z nas i poszedł w stronę zamku. 
---------------------
Nie jestem dobra w nazywaniu rozdziałów XD Trochę nudne.. Ale z tym nic już nie zrobię. 

piątek, 23 listopada 2012

Nominowanie ( nie post ) nie musisz czytać.

Mój Blog został nominowany do konkursu Libster Award, dzisiaj się o tym dowiedziałam XD Cieszę się, mam nadzieję, że dzięki temu więcej osób pozna mój blog i go polubi. ;> 
 No tak to jest cały opis konkursu:

Nominacja ta jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Po odebraniu nagrody należy należy odpowiedzieć na .11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował
Dostałam pytania: 
1.Co chcesz robić w przyszłości? 
Projektować lub malować. 

2.Ulubiony kolor?
Fiolet i rudy ;3

3.Czego nie lubisz?
Nie lubię jeść XD

4.ulu film?
Zakochani

5.Plany na jutro?
Zakupy z Olką <3 

6.co zmieniłabyś/zmieniłbyś w naszym kraju.
Władze. 

7.ulubiony zespół? 
Nie mam. 

8. Hobby?
Szkicowanie i pisanie. 

9.Największe marzenie? 
Dojść do czegoś w życiu. 

10.Motto życiowe?
"miłości nie ma, są tylko hormony"

11 ulu muzyka?
Zależy od wszystkiego.
A więc tak, ja nominuję: 
http://zycie-astorii-malfoy.blogspot.com/
http://ginevra-molly-weasley.blogspot.com/http://essenmithium.blog.onet.pl/
http://flamme-et-place.blog.onet.pl
http://nikki-potter.blog.onet.pl
http://czarnowlosy-problem-lily.blog.onet.pl/
http://greczyncotton.blog.onet.pl/
http://trestrale-skrzydla.blog.pl/
http://wspomnienia-severusa.blog.onet.pl/
http://senza-memoria.blog.onet.pl/
http://siaba-harrypotter.blog.onet.pl/

Moje pytania:
Dlaczego zaczęłaś/zacząłeś pisać ?
Skąd bierzesz pomysły ?
Co cię inspiruje ?
Twoje motto ?
Słuchasz muzyki podczas pisania ?
Czy twój blog ma jakieś odniesienie z życia ?
Jak masz na imię ?
Twoje marzenie ?
Twoje hobby ?
Ulubione zwierze ?
Najważniejsza rzecz ?

5. Konflikty.


“Nie musimy już się obawiać sporów, konfliktów i problemów z samymi sobą i z innymi, ponieważ nawet gwiazdy wpadają na siebie, tworząc nowe światy. Dziś wiem, że TO JEST WŁAŚNIE ŻYCIE!”  

Charles Chaplin

Dedykacja dla tych, którzy skomentują...  


W dormitorium pierwszorocznych gryfonek słychać było jedną panikującą dziewczynę. Alice obudziła się najwcześniej, czyli o 7, musiały zdążyć na śniadanie, po plany lekcji i jeszcze coś zjeść. A nie mogła obudzić dziewczyn. Nie znała też odpowiedniego zaklęcia, więc po prostu wzięła z łazienki jakiś pojemniczek i wylała wodę dziewczynom na głowy, zerwały się przestraszone, najpierw chciały zabić Ali, ale potem postanowiły pozabijać się w drodze do łazienki, gdy we 3 o to walczyły. Alice poszła do wielkiej Sali, szła za jakimś starszym gryfonem żeby się nie zgubić. Tam dostała od prefekt naczelnej plan lekcji swój i dziewczyn, wzięła kilka tostów i wróciła do wierzy za jakimiś dziewczynami, które wracały po torby.
- Ali ! Gdzie ty byłaś ?!
- Byłam w wielkiej Sali, mam dla was plany i jedzenie – Popatrzyła krytycznie na dziewczyny z mokrymi włosami – Było na to jakieś zaklęcie..
- Siccatio capillus* - Powiedział Domi.
- No tak !  Siccatio capillus ! – Powiedziała wskazując różdżką na głowę każdej z dziewczyn. Po chwili były gotowe. Miały 5 minut na znalezienie klasy. Miały teraz transmutację. Wybiegły z wierzy i wyszły na korytarz.
- Którędy teraz ?
- W lewo !
- W prawo !
- Biegniemy prosto !
- Tam jest ściana..
- Eee.. Lewo !
Biegły przez korytarze, schody i przejścia jakieś 15 minut, aż znów znalazły się przed portretem grubej szpetnej babki. To jest grubej damy.
- Przepraszam, nie wie pani może którędy do klasy transmutacji ? – Zapytała Ali patrząc błagalnie swoimi wielkimi oczami, coś w stylu kota ze shreka ale jeszcze lepiej.
- W prawo i prosto.. Lalallala..
Dziewczyny pokiwały głowami i jak najszybciej poleciały w tamtą stronę, nie żeby się śpieszyły ale nie chciały słuchać jęków tej baby. To tak jakby ktoś jeździł metalem po tablicy. W każdym razie biegły a za nimi szeptały portrety, jaka to niewychowana młodzież, a co może jeszcze miały się zatrzymywać i każdym pogadać, chociaż i tak są już grubo spóźnione. W końcu znalazły na drzwiach nazwisko znienawidzonej przez Domi profesorki i wpadły do klasy. 
- Jakie to niekulturalne ! Nie dość, ze spóźnione to wchodzą bez kultury ! Minus 5 punktów za każdą ! A teraz mi wyjść z Sali i wejść jeszcze raz ! – Wrzeszczała Mili.

Dziewczyny posłusznie wyszły. Zapukały w drzwi najgłośniej jak umiały i weszły.
- Przepraszamy za spóźnienie, możemy już usiąść Panie profesor ?– Zapytała Domi specjalnie przekręcając i akcentując ostatni wyraz.
- Najpierw mi odpowiedzcie na pytanie, jakim zaklęciem przemienić kolor kubka z czarnego na biały ? Potter ? Weasley ? Carot ?
- Ee.. – Zaczęła Roxy, ale nie widziała co dalej powiedzieć.  Domi widziała triumfujące spojrzenie nauczycielki. Widziała, że dziewczyny, nie wiedziały.
- A czemu mnie pani nie spytała ? – Postanowiła odciągnąć jej uwagę od dziewczyn, w końcu i tak ma z nią na pieńku.
- Wiem, że czarodzieje z mugolskiej rodziny nie mieli styczności z magią i nie chcę cię pogrążać. – Powiedziała szyderczo podkreślając to, że dziewczynka wywodzi się z takiej a nie innej rodziny.
- Transfiguratus albus* - Powiedziała Domi i usiadła. Za jej przykładem poszły złe i zmieszane dziewczyny, im też profesoreczka nie przypadła do gustu.
- Taak. Idealny przykład pokazu chęci zaimponowania i pokazania, że jednak coś się liczymy.. Tak ? – Spytała udawanym słodkim głosem – Ale to tylko puste słowa.
- Transfiguratus album- Powiedział Domi dotykając różdżką kubka. Zmienił on barwę na białą. Bulstrode zacięło dosłownie na sekundę.
- Nie pozwoliłam jeszcze używać różdżki ! Minus 10 punktów i szlaban w sobotę o 17.
- Nie mam zamiaru oglądać pani okropnej twarzy i słuchać pani piszczącego głosu dłużej niż muszę ! – Wykrzyczała Domi a w klasie zaczął wiać wiatr, nie kontrolowała tego, powywracał on ławki Ślizgonów i pchnął Mili na ścianę. Domi uśmiechnęła się na ten widok i lekko odetchnęła. Wiatr ustał i zaczęło się kolejne piekło..
- Roven ! Marsz mi do swojego opiekuna ! Teraz !
-  Z przyjemnością – Domi uśmiechnęła się fałszywie i wyszła trzaskając drzwiami. Pod klasą usiadła i łzy zaszkliły jej się w oczach, nie.! Nie będzie płakać.. Żeby jeszcze wiedziała kto jest jej opiekunem, a raczej opiekunem gryfonów. Pewnie ją wyrzuci za tyle straconych punktów. A myślała, że znalazła swoje miejsce, a jej „przyjaciółki” czy inni gryfoni nie wstawili się za nią, tylko ci zieloni idioci się śmieli. Domi zebrała siłę i wstała. Postanowiła wejść do jakiejś klasy i zapytać. Ale z klasy transmutacji wypadło 6 osób. Dosłownie wypadło.
- Domi czekaj !
- Co wy tu robicie ?
- Oprócz opuszczania lekcji..
- kłótni z nauczycielką..
-Stracenia jakiś 30 punktów…
- I Gonienia cię..
- To nudy… - Mówili na przemian identyczni chłopcy, byli niewysocy, szczupli i bladzi. Mieli brązowe włosy trochę rozczochrane i opadające na ciemno brązowe oczy. Byli dosłownie identyczni, a w szkolnych szatach nie do odróżnienia. A za nimi stał blondyn, miał budowę podobną do bliźniaków ale odrobinę ciemniejszą cerę. Do tego ciemno niebieskie oczy. Chociaż mieli dopiero po jedenaście lat, nie można było im powiedzieć, że są brzydcy.
- Ja jestem Mtthew Lons..
- A ja Lucas Lons. –Przedstawili się bliźniacy – Ja jestem ten przystojniejszy - dodał Lucas za co jego brat go klepną w ramię, że aż wpadł na ścianę, obaj się wyszczerzyli i zaczęli lekko popychać.
- A ja jestem Michael Parret, chociaż i tak wszyscy mówią Mike, więc jak chcecie – Powiedział i uśmiechną się niepewnie. Widać było, że jest z nich najbardziej nieśmiały.
- My jesteśmy: Dmonique, Alice , Roxanne i Lilyanne – Powiedziała Roxy wskazując nas po kolei.
- Wiecie może kto jest naszym opiekunem i czego uczy ?
- Jasne, to ten co na uczcie siedział obok McGonagall, nazywa się Jerome Darseen. Uczy Obrony Przed Czarna Magią.  Jest świetny.. Ale podobno też surowy.. Idziemy ? -  Odpowiedział Mike.
- Jasne.. – Rzuciła Domi i zaczęła iść przed siebie.
- Eee.. To w tą stronę..
Gdy przeszli kilka korytarzy i trafili przed salę OPCM-u dobre humory im wyparowały. Lekko zapukali w drzwi i czekali na proszę, które nie nadchodziło, w zamian za drzwi otworzyły się i ukazał się w nich wysoki brunet, od razu poczuli aurę mocy.
- Czemu nie jesteście na lekcjach.. ? – Zapytał unosząc brew. Zaczęli się tłumaczyć jeden po drugim, ale on uciszył ich podnosząc rękę i zmrużył oczy – Dominique, idź do mojego gabinetu i poczekaj tam do końca tej lekcji, a wy idźcie pod salę następnej lekcji i usprawiedliwcie koleżankę jakby się spóźniła.
Domi skierowała się do gabinetu profesora a reszta na błonia, mieli teraz zielarstwo. Weszła do gabinetu, było to duże pomieszczenie, utrzymane w kolorach bordu i złota. Były regały z mnóstwem książek i innych ciekawych rzeczy, których Domi nigdy w życiu nie widziała, na jednej ścianie były też nieprzyjemnie wyglądające bronie i napoje, od niektórych Domi wyczuwała złą energię, jednocześnie ją przyciągały i odrzucały. Przestraszyła się, wiedziała, że to wszystko jej wina, ale nie wiedziała jakie są zasady, w mugolskiej szkole nauczyciele nie mogli bić uczniów, ale przecież ten zamek sam w sobie jest stary i ma takie zwyczaje. Bo w innym wypadku po co nauczycielowi byłyby takie rzeczy w gabinecie. Na samą myśl ile ten nauczyciel może mieć siły zadrżała. Po praz pierwszy zapragnęła wrócić do domu. Ale postanowiła przyjąć karę z godnością. Chociaż łudziła się, że jak będzie grzeczna to nic jej nie zrobią, była w końcu jeszcze mała. Stanęła przy drzwiach ze spuszczoną głową, co prawda na środku stało biurko a przed nim dwa fotele ale nie chciała się pogrążać. Po kilku minutach, które były dla niej wiecznością do gabinetu wszedł nauczyciel, spojrzał na Domi zimnym wzrokiem.
- Więc co się stało ?
- Przepraszam profesorze, naprawdę nic się nie stało, tylko miałam mały konflikt z profesorką.
- Tak więc czemu pół klasy wyszło z zajęć ? I zdemolowałaś klasę.  Profesorka wszystko mi już powiedziała.
- Ona kłamie !
- Tak więc nic nie stoi na przeszkodzie, żebym to sprawdził ? Spójrz na mnie.
- Dobrze profesorze.
Dominique podniosła wzrok i napotkała oczy profesora, błyszczały dziwnymi iskrami i były bardzo ciemne, wręcz czarne. A mogłaby przysiąc, że wcześniej miały orzechowy odcień. Nagle poczuła się dziwnie jakby moc profesora chciała jej zrobić krzywdę, poczuła nagły ból głowy i jakby jakaś macka chciała jej się wedrzeć do myśli. Jakby ją chciała pozbawić wszystkiego.. Cała silą woli odepchnęła ja i spuściła wzrok na swoje stopy. Lecz gdy usłyszała huk wzniosła wzrok i zobaczyła, że jej profesor uderzył w przeciwległą ścianę. Widziała, że to jej wina, teraz to już po niej. Jej profesor wściekły podniósł się z ziemi, rzucił na nią zaklęcie immobilus i podszedł do niej, przez to zaklęcie ruszała się bardzo wolno więc nie mogła uciec. Przytrzymał jej twarz, żeby patrzyła prosto w jego oczy i wdarł się jej do umysłu. Przez jej głowę zaczęły przelatywać różne wspomnienia, broniła się, co skutkowało ogromnym bólem. Po jej policzkach ciekły łzy, już by wolała żeby ją bili czy nawet wyrzucili. Wiedziała, że nie wygra z potęgą dorosłego nauczyciela więc jakby odruchowo, kierowana impulsem odepchnęła swoją magiczną moc i siłę życia i po prostu zemdlała. Gdy profesor Jerome zobaczył ją leżącą na ziemi opamiętał się. Jeszcze nikt nigdy nie odparł jego ataku, niektórzy nawet nie potrafili wyczuć, że on przegląda ich myśli. To było bezsensowne, żeby szlamowata jedenastolatka miała w sobie taką moc.

- Finite incantatem. Rennervate..

Dominique wstała już w pełni sprawna i popatrzyła ze strachem na profesora, gdy ten wstał zadrżała i spuściła wzrok, ale nie ruszyła się z miejsca.

- Dominique, mogłabyś usiąść ? Muszę ci coś wyjaśnić – Dziewczyna bez słowa usiadła – Wiesz, ja cię przepraszam, nigdy nikt nie zdołał mnie pokonać, ani mi przerwać, więc zapomniałem kim jesteś i chciałem cię złamać. I powiem ci, że jestem pełen dumy, bo nie udało mi się to. Powinienem wcześniej cię poprosić o pozwolenie, ale zobaczyłem coś niepokojącego, jesteś bardzo silna jak na jedenastolatkę. I to taką która nie miała styczności z magią. Czy mógłbym się temu przyjrzeć ? Mogłabyś otworzyć umysł ? – Rudowłosa popatrzyła na niego z przedrażnieniem, ale zgodnie z prośbą poparzyła w jaśniejsze już oczy, myśląc o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Czuła jak nauczyciel je wertuje, ale gdy mu na to pozwoliła, nie bolało ją praktycznie wcale. Gdy skończył odetchnęła z ulgą – Wiesz.. Masz niesamowitą moc, wiem, że teraz mi pewnie nie zaufasz, ale co być powiedziała ma dodatkowe lekcje w soboty ? Pomógłbym ci ją kontrolować i korzystać z niej, nie każę ci teraz podejmować decyzji ale proszę o odpowiedź w najbliższym czasie. Do tego nie twierdzę, że nie zostałaś ukarana, więc anuluję ci  szlaban z panią profesor, ale pójdziesz do niej i ją przeprosisz. Albo jeszcze lepiej, zrób to jutro przy całej klasie.

- Ale profesorze..

- Bez dyskusji, a teraz idź na lekcje. Dowidzenia.

- Dowidzenia i.. zgadam się na te zajęcia. – Powiedziała i wyszła z gabinetu kierując się w stronę w którą poszli jej przyjaciele, jakimś cudem bez żadnych problemów znalazła swoją klasę. Nev na jej spóźnienie tylko pokiwał głową, Domi postanowiła porozmawiać sobie z nim po lekcji. Widziała, że coś jest nie tak. Mieli tylko obserwować jakieś rośliny i zapisywać obserwacje, podczas gdy Nev pracował w innej szklarni.

Gdy skończyła się lekcja, Domi poprosiła, żeby przyjaciółki pomogły jej znaleźć profesora, gdy go znalazły Domi do niego podeszła. Zauważyła, że płakał.
-Luna trafiła do szpitala. – Powiedział głosem wypranym z emocji, tylko oczy wskazywały na to jak bardzo cierpi.
- Nev, nie martw się. Odwiedzimy ją razem ? Jak będziesz chciał, to będę czekała po lekcjach przy drzwiach. Do zobaczenia -  Posłała mu pokrzepiający uśmiech i popędziła na resztę lekcji tego dnia. Najwspanialszy okazał się obiad, wielka sala za każdym razem gdy się w niej przebywało zadziwiała. Po skończonych lekcjach dała dziewczynom swoją torbę i pobiegła do drzwi wyjściowych. Czekał tam na nią Neville. Wyszli razem za teren Hogwartu i teleportowali się, pod szpitalem Domi uściskała Nev’a i poszli na poszukiwania Luny, w sklepiku przy Sali kupili kwiaty i ciasteczka. Przed salą w której miała być Luna zatrzymali się, Domi nie dając się rozmyślić swojemu towarzyszowi zapukała i weszła do Sali. Leżała tam kobieta, była całkowicie różna od tej którą Domi widziała jakiś czas temu, była bardzo blada, miała pod oczami sińce i jej włosy straciły blask, ledwo było ją widać we wszech otaczającej szpitalnej bieli.
- Witaj kochanie.. – Nev rozkleił się na dobre.
- Dzień dobry Pani Luno.
- Wiejcie moi kochani. Jaka pani ? Jest tu jakaś inna Luna ? – Jej przeraźliwie białą twarz przyozdobił uśmiech. Och Nev.. moglibyśmy już wiedzieć czy to będzie dziewczynka czy chłopiec, ale wolę nie, bo nargle jak zwykle wszystko pokręcą. Wiesz, nasze dziecko będzie na nie narażone, bo one mnie bardzo lubią, ale one nie umieją tego okazać, są słodkie ale denerwujące, ale przecież i tak zawsze się wszystko znajdzie.. Ale i tak musimy na nie uważać..
- Kochanie, opowiedz o tym Domi, a ja porozmawiam z lekarzem.
- Emm. A więc co to są nargle ?
- Mówiłam przecież, sprawcy wszystkich kłopotów. Ale to nie ich wina..
- To ja mam ciągle do czynienia z tymi narglami – Uśmiechnęła się Domi. Ale Luna nagle spoważniała.
- Odejdę, już niedługo. I chociaż widzę cię drugi raz to ci ufam, Nev też, błagam pomóż mu. Lekarze mu nic nie powiedzą, ale on musi pokochać nasze dzieciątko.. Musi.. A ja już wybrałam.. -Po jej bladym policzku spłynęła pojedyncza łza. Nagle jej oczy rozbłysły. Wyciągnęła różdżkę i za jej pomocą umieściła w buteleczce jakąś srebrną niteczkę z głowy . – Daj to mojemu dziecku..
- Luno o co chodzi, nie rozumiem cię..
- Za miesiąc termin, a ja wrócę do domu, na te kilkadziesiąt dni. Moje szanse są jak jedna na tysiąc. Ale wybrałam.. – Nie dokończyła, bo do Sali wpadł wściekły Nev, Domi nawet nie myślała, że ktoś może tak wyglądać.
- Confundus ! Tak muszę zdobywać informacje ! Jak możesz ! Jesteś dla mnie ważniejsza od.. Najważniejsza ! Luno proszę.. błagam kochanie..
- Nev, słonko..  Gnębiwtryski pomieszały ci w głowie.. Wracaj do Hogwartu, ja już jutro będę w domu.. A teraz idę spać..
Dominique pociągnęła załamanego Nev’a do wyjścia. To chyba był dla wszystkich strasznie męczący dzień.
- Nie przejmuj się.. Znaczy przejmuj.. Nev.. A może spróbuj ją ratować.. ? – Neville popatrzył na nią wzrokiem człowieka który cierpi, który stracił wszystko.. A ona zamiast mu odpowiedzieć po prostu go przytulia. Obiecała sobie wspierać tą małą rodzinę, bo oni są dla niej najbliżsi…

* Zaklęcia wymyślam sama ( z łaciny ) lub korzystam z tych z książek o HP.

Nie musisz komentować. Ale chciałabym wiedzieć, że jesteś i czytasz. Węc kto czyta, niech po prostu napisze w komentarzu cokolwiek, nawet zwykłą kropkę. -> . <-

czwartek, 15 listopada 2012

4. Jak się rodzi przyjaźń..


Dla pulpecika.. Bo mnie pogania ;> 
Przy­jaciel to ktoś, kto da­je Ci to­talną swo­bodę by­cia sobą. 


Podróż trwała w najlepsze a dziewczyny śmiały się tyle, że już bolały je brzuchy, chociaż to może od tych słodyczy.. W każdym razie Lily właśnie kończyła opowiadać o jednej ze sprzeczek jej braci, Albusa i Jamesa..
- I wtedy on zabrał tacie różdżkę i wyczarował mu na głowie różowy nocnik i hahaha i nie mogliśmy go zdjąć z 3 godziny Haha.
Przez wagon znów przeszła fala śmiechu, prefekci zrezygnowali z ciągłych prób uciszenia  dziewczynek i po prostu wyciszyli pomieszczenie, na szczęście jeden z nich zatamował krew płynącą z policzka Domi, miała tam teraz tylko różową ranę. Nagle ją olśniło.
- Dziewczyny chcecie drożdżówki i pączki ? Mam ich mnóstwo w kufrze.
- Jeszcze się pytasz ?! – Wykrzyknęły wspólnie i znów rozpoczęły salwę śmiechu. Dziewczynka wspięła się i próbowała ściągnąć kufer w efekcie czego prawie zgniotła Ali. Gdy w końcu udało jej się go postawić i otworzyć zaczęła poszukiwania bułek. Szybko je znalazła i dała dziewczynom a sama wyciągnęła mały przedmiot.
Po 15 minutach bułeczki były historią, a Alice z nabitym siniakiem i Domi wstawiły kufer na miejsce.
- Hej a co powiecie na mały sabotaż ? – Spytała wpatrując się w mały przedmiot.
- Co masz na myśli ?
- Wicie, zauważyłam, że nienawidzę Ślizgonów, a ostatnio na pokątnej kupiłam taki gadżet, tylko on jest dla dziewczyn, jak się nim posmaruje powieki, to widzi się coś atrakcyjnego u każdego chłopaka. A ciekawe co by było gdybyśmy posmarowały tym oczy chłopaków. Jakiś Ślizgonów, a najlepiej tego dużego..
- Czy ty masz na myśli, „CZARTA” od Weasleyów ? – Zapytała Roxy.
- Tak.. A co ?
- Bo to jest wytwór mojego tatuśka. Oni mogą się po tym nie kontrolować. Ale na pewno nie uda nam się tego zrobić od tak.. – Spojrzała znacząco na Lily.
- Ok, ale jak nie trafimy do jednego domu, to nikomu ani słowa.! – Wyjęła z torebki jakiś dziwny materiał- To peleryna niewidka. Idziemy ?
- Tak a skąd masz coś takiego ? – Zapytała zdziwiona Domi.
- Długa historia. Zostawmy ją na potem - Puściła oczko i zniknęła.
Schowały się razem pod dużą peleryną i cicho wyszły z przedziału, szły przez korytarz zaglądając do okienek, większość uczniów spała. Odnalazły tego dziwnego chłopaka, jego goryli i dryblasa, który z nimi siedział. Ten ostatni był obleśny, wyglądał jakby go ktoś rozciągnął, miał ziemistą cerę, sterczące wypłowiałe włosy i wory pod oczami. Cała czwórka spała. Dziewczyny najciszej jak umiały wślizgnęły się do przedziału i powolutku posmarowały powieki chłopaków lekko różowym żelem. Od razu się wchłonął. Nie chcąc ryzykować wyszły z przedziału, Ali niechcący trzasnęła drzwiami. Na co Ślizgoni zerwali się i nieprzytomnie popatrzyli po sobie. W pewnym momencie ich wzrok zapłoną, dosłownie rzucili się na siebie i zaczęli lizać. I jeździć rękami po plecach.  Zdegustowane wróciły do swojego przedziału.
- Co to ma być ? To było ohydne ! Domi wyrzuć to ! – Powiedziała Lily z dziwną miną. A Roxy pokiwała głową. Po chwili już wszystkie leżały na podłodze ledwo łapiąc powietrze. Do ich przedziału zajrzała prefekt naczelna, Diana Carter.
- A wy znowu się śmiejecie ? To zdrowe ale bez przesady – Mruknęła zdziwionym głosem – Załóżcie czarne szaty, dojeżdżamy. Rzeczy zostawicie w środku. Na peronie kierujcie się do największego gościa jakiego w życiu widziałyście – Powiedziała już z uśmiechem i wyszła.
- Teraz to będzie ciekawie – Powiedziała Domi patrząc na kufry. Po 10 minutach pociąg zatrzymał się, dziewczynki były już gotowe a Ali miała kolejnego siniaka. Nie licząc rozczochranych włosów i wypieków na policzkach.. Wyglądały dobrze. Na peronie zauważyły wielkiego faceta z wielką brodą w której przeplatały się siwe włoski. Wrzeszczał na całe gardło „Pirszoroczni do mnie”. Dziewczynki podeszły.
- Cześć Hagridzie. To jest Dominique i Alice, a to Hagrid – Przedstawiła ich sobie Roxy – Co u ciebie ?
- Oj, cholibka, starość nie radość. Przyjdźcie do mnie na herbatkę to się zgadamy. PIRSZOROCZNI !
Zaprowadził wszystkich nowych uczniów do łódek. Były trzyosobowe, ale dziewczynki i tak weszły do jednej we cztery. Płynęły wolno, ale widok na wielki zamek, który świecił milionem światełek był zapierający dech w piersiach. Nagle coś przepłynęło obok ich łódki i Alice krzyknęła , Domi poleciała do tyłu przewracając lampę, która była przytwierdzana do łódki, wszystkie rzuciły się w bok, żeby ją złapać, w efekcie czego wylądowały w wodzie, a łódka wywróciła się.
- Dziewczyny, umiecie pływać ? – Zapytała Lily.
- Tak ! – Krzyknęły wszystkie i zaczęły płynąc wpław do brzegu. Towarzyszyły im dziwne stworzenia, ale nie bały się ich. Gdy już zmęczone dopłynęły i usiadły na brzegu, zgodnie stwierdziły, że jest im zimno, oraz, że są głodne. Powoli poszły w stronę zamku za grupą dzieciaków. Gdy już stanęły przed dużymi drzwiami, za którymi słychać było gwar rozmów zobaczyły Neville’a.
- Dobry wieczór profesorze ! – Krzyknęła Domi, na co Nev uśmiechną się i machną różdżką a dziewczynki były suche. Zaczął mówić o przydziale i o czterech domach, ale one go nie słuchały, rozmawiały o tym co będzie jeśli nie trafią do jednego domu. Tego bały się najbardziej, bo powszechnie wiadome jest, że każda przyjaźń się w taki sposób rozpadnie, a zwłaszcza taka, która ma dopiero kilka godzin. Z duszą na ramieniu weszły do wielkiej Sali, Dominique była oczarowana, rozglądała się dookoła wielkimi oczyma. Śliczne sklepienie, przedstawiające nocne niebo i miliony świeczek oczarowały ją. Cztery długie stoły, a przy nich mnóstwo uczniów w różnym wieku. Z kolei na podwyższeniu stał stół profesorów. Jej uwagę przykuł młody brunet, emanowała od niego taka jakby moc, podobnie jak z profesorki która siedział pośrodku, ale jeszcze większa. Wpatrywała się w tego człowieka zafascynowana. Na ziemię sprowadził ją głos wydobywający się ze starej czapki:
Tysiąc lub więcej lat temu,
Tuż po tym, jak uszył mnie krawiec,
Żyło raz czworo czarodziejów,
Niezrównanych w magii i sławie.
Śmiały Gryffindor z wrzosowisk,
Piękna Ravenclaw z górskich hal,'
Przebiegły Slytherin z trzęsawisk,
Słodka Hufflepuff z dolin dna.
Jedno wielkie dzielili marzenie,
Jedną nadzieję, śmiały plan:
Wychować nowe pokolenie,
Czarodziejów potężnych klan.
Takie są początki,
Tak powstał każdy dom.
 Wybiła wasza godzina,
Teraz Tiara Przydziału
Rozdzielać was zaczyna.
I chociaż nie wiem sama,
Czy błędu nie popełnię,
Ten przykry obowiązek
Dziś wobec was wypełnię.
Za chwilę oświadczę składnie,
Gdzie zamieszkać wam wypadnie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwartu szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie'
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Ja serca i mózgi przesiewam,
Każdemu dom przydzielam'
I talentów rozwój zapewniam.
Więc śmiało, młodzieży, bez trwogi,
Na uszy mnie wciągaj i czekaj,
Ja domu wyznaczę wam progi,
A nigdy z wyborem nie zwlekam.
Nie mylę się też i nie waham,
Bo nikt nigdy mnie nie oszukał,
Gdzie kto ma przydział, powiem,
Niech każde z was mnie wysłucha.*
 Chwilę po tym jak ucichły brawa, Nev zaczął wczytywać nazwiska, Domi nie znała nikogo. W pewnym momencie usłyszała:
 - Carot Alice ! – Jej.. przyjaciółka ( jak to wspaniale brzmi ) weszła przestraszona na podwyższenie i usiadła na stołku, miała na głowie tą tiarę jakieś pół minuty, a za chwilę usłyszała:
- Gryffindor ! – Wielkie owacje spadły na jej przyjaciółkę. Znowu było kilka osób, aż w końcu..
- Potter Lilyanne ! – Lily pewnie usiadła na stołku, nim czapka dotknęła jej głowy usłyszała to samo co Ali. Następna była Domi, gdy usłyszała swoje nazwisko niepewnie usiadła na stołku i czekała. Tiara wylądowała na jej głowie i usłyszała jej głos.
- Och, problem.. Wyczuwam w tobie jakiś opór, możesz być wielka w Slytherinie, ale nie kłopocz się, widzę, że tego nie chcesz. Umysł też masz nie mały.. Ale.. Gryffindor !
Domi uśmiechnięta od ucha do ucha i usiadła przy stole Gryfonów gdzie została ciepło przyjęta.
- Co tak długo ? – Szepnęła siedząca obok niej Lily.
- Później – Powiedziała widząc siadającą obok niej Roxy. Oprócz nich, do Gryfonów dołączyło 3 chłopców. Bliźniacy i jakiś jeszcze jeden. Widać było, że już się zdążyli poznać, zresztą tak samo jak dziewczyny. Nagle wszystkie rozmowy ucichły, powstała czarownica, która siedziała na środku przy stole nauczycielskim i powiedziała donośnym głosem:
- Gratuluję przydzielonym osobom ! Chciałabym powiedzieć, że wychodzenie do zakazanego lasu jest zakazane ! Proszę też nie denerwować nowej pani woźnej. Poznacie ją niewątpliwie wkrótce. Nie ma zmian w gronie nauczycielskim. Powiem wam, jako że przeżyłam wiele, cieszcie się wolnością ! – Zapukała 3 razy w stół – odpukać, żeby nie zapeszyć ! Uśmiechnęła się smutno i klasnęła w ręce. Na stołach pojawiły się różne dania, większości Domi w życiu nie widziała na oczy. Zaczęła zajadać tak jak wszyscy. Potem były desery. Gdy wszyscy zaczęli przysypiać na swoich stołach, ponownie wstała dyrektorka, każąc prefektom odprowadzić nas do salonów i czegoś tam jeszcze. Wstając, Domi zauważyła, że jej krawat sam zmienił barwę na czerwono-złoty. Po chwili podeszły do Diany.
- Skąd ja wiedziałam, ze będziecie w Gryffindorze ? Chodźcie za mną !
Szli przez korytarze, mijali portrety wesoło gawędzące między sobą. Nie dziwiło to już Domi, nie dziwiły jej nawet duchy. Każdy pierwszoroczniak sprawiał wrażenie jakby chciał zapamiętać drogę, po jakiś 5 minutach doszli do obrazu na którym była gruba kobieta.
- Proszę hasłooo – Powiedziała śpiewnym głosem, który chyba tylko dla niej wydawał się ładny.
- Przyjaźń – Powiedziała dokładnie Diana i portret otworzył przejście – Co miesiąc jest nowe hasło, tylko tak można się dostać do naszego pokoju wspólnego. Dziewczęta proszę za mną, a chłopcy pójdą za Danem – Wskazała wysokiego bruneta z podobną odznaką i weszła na schody, dziewczynki poszły za nią do pierwszych drzwi, na których były ich nazwiska – Tutaj jest wasza sypialnia, tu macie drzwi do garderoby, wskazała na jedne, a tu do toalety. Na środku stoją wasze rzeczy. Śniadanie zaczyna się o 6 a kończy o 8, o tej godzinie rozpoczynają się lekcje. W razie pytań, kierujcie się do prefektów. Nasz dom ma ich szóstkę. Dobranoc.
Po tym jakże usypiającym monologu wyszła a dziewczynki zaczęły się przepychać, żeby zając najlepsze łóżka. Domi dorwała to przy oknie, najbliżej drzwi do łazienki. Roxy to naprzeciwko najbliżej garderoby, obok niej była Alice, a obok Dominique była Lily. Zajrzały do garderoby, było to nieduże pomieszczenie, były w nim cztery duże szafki i tyle samo drążków, na których wisiały wieszaki. Gdy już się rozpakowały, nie obyło się oczywiście bez śmiechu i zniszczenia jednej bluzki, poszły zwiedzić łazienkę. Była przestronna, Z jednej strony miała wannę a z drugiej prysznic, miała też wielką toaletkę i ogólnie wszystko co się normalnie mieści w łazience.  Wyłożona kremowymi płytkami za złotym wzorkiem, była bardzo nowoczesna jak na taki starodawny zamek. Zresztą sypialnie też zachwycały. Nie za duże. Z bordowymi ścianami, podłogi wyłożone ciemnym drewnem. Na podłodze był dywan, kolorystycznie dopasowany do ścian. A łóżka wykonane z identycznego jak podłoga drewna miały odsuwane kotary. Do tego dwa duże okna. Było bardzo wygodnie. Dziewczyny po wielkiej bitwie na poduszki, o to która pierwsza pójdzie do łazienki ( wygrała Roxy ), umyte i przebrane w piżamy zasnęły. Nie zauważyły, że była już 3 rano, a przecież muszą wstać wcześnie.  

*Połączyłam piosenki tiary z książek ( nie zabijajcie ) Nie chciało mi się samej czegoś wymyślać.
< Liczę na konstruktywną krytykę, wiem, ze jest bez sensu, nudne i są błędy >