Obiekt naszej ludzkiej miłości może odciąć się od nas jednym cięciem, niczym głowa skazańca spadająca z szafotu.
Miłości jednak żaden kat w jednej chwili z naszego serca najostrzejszym toporem nie odrąbie.
Miłości jednak żaden kat w jednej chwili z naszego serca najostrzejszym toporem nie odrąbie.
Anonim
Dominique otworzyła skrzypiące drzwi
z niemałym wysiłkiem, większość jej sił zabrała teleportacja. Była
wycieńczona, na domiar złego większość jej większych ran otworzyła się a miała
na sobie jedynie strzępki starej sukienki. Zobaczyła przed sobą długie ciemne
schody. Spływały w dół, dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami i ruszyła. Nie
miała nic do stracenia, a zawsze może coś zyskać. W ciemności starała się nie
myśleć o Abbi, o przyjaciołach z Hogwartu czy z Salem, aż w końcu o rodzinie.
Nie było jej winą, że dręczące ją obrazy przelatywały jej przed oczami i drwiły
z jej bezsilności. Czuła się jakby ją ktoś obserwował. Przy pierwszym rozgałęzieniu
wybrała drogę w prawo i dalej ruszała w tamtą stronę. Gdy już chciała się
poddać, dostrzegła jakąś samotną postać stojącą przy czymś co wyglądało na
drzwi. Pełna nadziei ruszyła w stronę postaci, gdyby miała siłę zapewne by
biegła. Gdy tylko do niej podeszła, pouczyła na swojej szyi przyciśniętą różdżkę.
- Kim jesteś ?
- A czy to ważne ? – Dziewczyna była zirytowana i zmęczona. W
efekcie wyszła jej desperacja. Nie doczekawszy się odpowiedzi, zdecydowała się
na małe ryzyko – Nikim.
- Dlaczego miałbym cię wpuścić, nie masz nic – Dziewczyna widziała,
jak skinął głową na jej odpowiedź. Czuła jakby to był jakiś test. Zdała część
pierwszą. Różdżka mężczyzny oddaliła się, a Dominique skradzioną różdżką wyczarowała
sztylet i dużą fiolkę. Nacięła nadgarstek i napełniła nim naczynie. Z wyrazem
determinacji podała ją strażnikowi i nie fatygując się nawet, żeby zasklepić
ranę, przeszła przez otwarte drzwi. Zdziwiła się, była w jakimś mieście. Było
tu trochę ludzi na uliczkach, zanim dokładnie przyjrzała się miejscu jej świat
zawirował, poczuła jak upada i była już tylko ciemność. Ciemność i ból.
***
Stali tam
wszyscy i z daleka obserwowali niewielki domek. Wiedzieli, że to tylko
przykrywka, że w środku kryje się wielu morderców. Ludzi, którzy potrafią
zabijać z zimną krwią i jeden wielki szaleniec, następny czarny pan.
Bill rozejrzał
się wokoło, widział tu prawie całą swoją rodzinę. Tylko młodsze dzieci zostały
w domu. Widział aurorów, ludzi mających rodziny i plany na przyszłość. W końcu
widział młodego zdesperowanego dzieciaka, tak Michael był zdesperowany. Gdy
tylko jego utalentowana koleżanka przewidziała co się stanie, zebrał tych
wszystkich ludzi i razem postanowili działać. Uratować córkę ministra, Dominique
i resztę ludzi. Położyć kres następnemu czarnemu panu.
W końcu
ruszyli. Aurorzy mieli się zająć walką, a członkowie odnowionego zakonu i
reszta, przeszukiwaniem lochów i szukaniem ludzi tam uwięzionych. Szybko
poradzili sobie z zaawansowanymi zaklęciami ochronnymi i wtargnęli do domu,
jego wnętrze wyglądało jak średniowieczny pałac. Widząc zamieszanie, pierścień
postaci w szatach zniknął z cichym pyknięciem, zabierając swojego pana a
pozostali walczyli.
Większość
walczyła. Kilka osób, między innymi Bill,
Molly i Michael pobiegli korytarzem naznaczonym krwią. Mieli przerażone
miny, kolejno forsowali metalowe drzwi i szukali Dominique, innych odsyłali
świstokilkami do Munga. Mieli wrażenie jakby korytarz ciągnął się bez końca.
Robili wszystko jakby w zwolnionym tempie. Otwierając ostatnie drzwi Bill
stracił nadzieję. Znaleźli tam kilka ciał, między innymi córki ministra.
Dla nich znaczyło
to tylko jedno. Stracili ją, stracili Dominique, zanim na dobre ją zyskali.
Bill usłyszał dobrze znany szloch z
jednej z cel, Michael nie raz płakał już w jego obecności. Spodziewając się najgorszego
wszedł do celi i zobaczył płaczącego chłopaka. Rozświetlił pomieszczenie i
zauważył mnóstwo krwi i trochę rudych włosów. Gdzieniegdzie były też strzępki
sukienki, którą jego córka miała w norze. Poszedł za przykładem chłopaka i
osunął się na kolana, z jego oczu ciekły łzy sprawiając, że krew na posadce
wyglądała na świeżą.
***
Otworzyła oczy
i oślepiło ją blade światło. Czuła się jak nowonarodzona, wypoczęta, nic ją nie
bolało i to piękne światło. Bezwiednie na jej usta wpłyną szeroki uśmiech a
oczy rozbłysły milionem iskierek. Mogłaby tak leżeć godzinami.
- Widzę, że już
ci lepiej – Usłyszała męski głos niedaleko swojego ucha. W jednej chwili
odskoczyła w tył, ale natrafiła na powietrze i spadła z łóżka. Wylądowała na
miękkim dywanie i zobaczyła, że nie ma na sobie nic. Tylko kilka bandaży przesłaniało
jej ciało. Szybko porwała z łóżka lekki koc i się zakryła. Niestety wykonywała
za szybkie ruchy, czego efektem było zachwianie równowagi. Leżąc na ziemi
oddychała głęboko, kiedy przestało jej się kręcić w głowie otworzyła oczy.
Widząc pochylającego się nad nią bruneta, odskoczyła w tył i łzy wpłynęły jej
do oczu. Nie wiedziała czego się po nim spodziewać. Kiedy znowu zaczął się
przybliżać wpadła w panikę.
- Nie podchodź,
nie bij mnie.. Nie chcę.. Proszę.. – Szeptała gorączkowo zakrywając się kocem,
który moczyła swoimi łzami. Chłopak z wyrazem zdziwienia na twarzy odsunął się
od niej. Po chwili wyszedł z pomieszczenia.
Dominique
wstała chwiejnie i próbowała też wyjść tymi drzwiami ale okazały się zamknięte.
Rozejrzała się wokoło, była w dużym, jasnym pokoju z wielkim łóżkiem. Były inne
drzwi prowadzące do ubikacji, czego się
dowiedziała po krótkim rozeznaniu i półka z książkami.
Przy łóżku
stała też komoda.
Przeszukała
pokój i nie znalazła nic do ubrania się, ani różdżki. Przytłoczyło ją to, znów
czuła się jak więzień. Ostrożnie usiadła na łóżku i przeanalizowała wszystko,
nie wiedziała czemu zareagowała tak na chłopaka, nie wróć, na mężczyznę.
- Witaj – W drzwiach
pojawiła się kobieta, wyglądała na czterdzieści lat, chociaż mogła mieć nawet
sto. Ubrana była w zwiewną białą szatę.
- Dzień dobry –
Odpowiedziała grzecznie ruda. Kobieta obrzuciła ją badawczym spojrzeniem i
również usiadła na łóżku.
- Widzę, że
chciałabyś się w coś ubrać – Kobieta machnęła różdżką i obok Dominique pojawił
się jakiś materiał. Po dokładniejszym zbadaniu, Dominique stwierdziła, że była
to lekka, zwiewna i wyjątkowo krótka sukienka. Podobnie jak szata kobiety była
biała – Proszę nie krępuj się mnie.
Dominique
zarumieniła się wściekle ale odłożyła koc i nie narzekając na brak bielizny
założyła jasną sukienką. Ubrana znowu usiadła na łóżku, krępował ją trochę
oceniający wzrok kobiety ale to również przemilczała.
- Zrobimy tak,
powiem ci co wiem i odpowiem na każde twoje pytanie. A potem ty na moje dobrze
? – Widząc potakujące spojrzenie rudej kontynuowała – Jesteś w niebie..
- Umarłam ? –
Przerwała jej dziewczyna marszcząc brwi.
- Nie. Niebo to
zapomniana i zakazana część Hogsmeade, przeszłaś przez prawe drzwi i trafiłaś
tutaj. Tylko ludzie tracący nadzieję są do tego zdolni. Złożyłaś ofiarę z krwi
i zemdlałaś, znalazł cię Nataniel i przyniósł tutaj – Kobieta lekko się uśmiechnęła
– Czuwał przy tobie kiedy byłaś w śpiączce.
- Ile czasu ?
- Twój stan był
ciężki, musiałam wprowadzić cię w stan śpiączki na trzy miesiące - Dominique usiadła nagle. Nie wiedziała ile
czasu była w lochach tego szaleńca ale był już marzec, może kwiecień.
- Który dzisiaj
?
- Podejrzewam,
że 3 kwietnia. Ale tutaj nie liczymy czasu, nie zamartwiaj się nim. Wracając..
Masz jakieś pytania ?
Dominique w
szoku pokręciła przecząco głową.
- Więc ja mam,
jak się tu dostałaś i czemu było z tobą tak źle ?
- Byłam
więziona u szaleńca. Codzienne tortury.. Przez dłuższy czas – oczy rudej
zamgliły się i poleciały z nich łzy – Gdy zabił moją przyjaciółkę, ja cudem
uciekłam i trafiłam tutaj.
- Nie miałaś
żadnej rodziny ? Raczej tam byś się pewnie skierowała.
- Miałam i
przyjaciół i rodzinę. Ale nie należę tam, po prostu nie pasuję.
- Można ? –
Głowa bruneta pokazała się w szczelinie między drzwiami a ścianą i patrzyła z
obawą na rudowłosą dziewczynę.
- Wejdź.
Przypomniałeś mi, że się nie przedstawiłam – Kobieta uśmiechnęła się lekko –
Jestem Mona.
- A ja Nataniel
– Chłopak wyciągnął rękę w stronę dziewczyny. Był opalony, miał czarne włosy i
błękitne oczy. Był wysoki i dobrze zbudowany a jego uśmiech mógłby trafić na okładkę
jakiegoś magazynu dla mugolskich nastolatek. Dominique patrzyła na nich z
obawą.
- Ja jestem
nikim. Nikim ważnym, czy godnym uwagi i chyba powinnam już iść – Wstała i
zakręciło jej się w głowie, szybko złapała się kolumienki przy łóżku.
- Nie mów tak.
Każdy jest ważny. Zostawię was, Natanielu wiesz gdzie mnie szukać. Zajmij się
proszę naszym gościem i ją oprowadź.
Kobieta wyszła
a Domi ciągle stała i trzymała się kolumienki jakby była jej ostatnią deską
ratunku.
- Więc Nicole ?
Dominique
popatrzyła na niego dziwnie.
- Chyba nie.
Spróbuję inaczej. Agatha, Agnes, Alex, Alice, Amelia..?
Mogę tak
w nieskończoność – Przejechał dłonią po swoich włosach, tworząc jeszcze większy
nieład i uśmiechnął się lekko.
- Dominique
Isabelle – Wyszeptała.
- Skoro już się
znamy przejdźmy do krępującej części. Musisz wpić ten eliksir i się rozebrać –
Powiedział szybko chłopak.
- A co to za..
rozebrać ?!
- Eliksir
energii czy jak wy tam go nazywacie. Muszę zdjąć bandaże, posmarować rany
maścią i ponownie je założyć – Popatrzył na nią niepewnie.
Dominique
szukała żartu w jego oczach ale gdy go nie znalazła poddała się, było to dla
niej krępujące, bo żaden facet nie widział jej nagiej.
- Daj ten
eliksir. Nie macie tu kurczę bielizny ?! – Dominique się zirytowała ale
posłusznie wypiła gorzki eliksir i poczuła przypływ sił.
- No niezbyt.
Ale nie mogłabyś jej nosić, bo obcierałaby ci rany.
Dominique
zignorowała jego odpowiedź i zdjęła z siebie lekką sukienkę. Zamknęła mocno
oczy, jakby chcąc zniknąć. Gdy poczuła jak odpina jej pierwszy bandaż to wzdrygnęła
się i otworzyła szeroko oczy. Był skupiony na swojej pracy, nie wiedziała, że
jeszcze Chile temu jej się przypatrywał.
Dy skończył,
twarz Dominique można było przyrównać do buraka. Szybko założyła sukienkę i
usiadła na łóżku. Chłopak usiadł obok niej, więc szybko się odsunęła.
- Co ci się stało
?
- Nieważne.
Między nimi nastąpiła
krępująca cisza.
- Może chciałabyś
zobaczyć miasto.. I coś zjeść ?
- Chętnie.
Chłopak złapał
ją za rękę i poprowadził do drzwi, nie podobał jej się kontakt cielesny ale
postanowiła nie marudzić. Najwidoczniej tym ludziom zawdzięczała życie.
***
Michael
siedział w dormitorium i patrzył w okno. Stracił już nadzieje i serce. Stracił
też przyjaciół. Od nieudanej akcji ratowania Domi, w której zginęło dwóch
aurorów zamknął się w sobie. Najpierw odizolował się od wszystkich dorosłych.
Na lekcjach ignorował pytania nauczycieli i siadał w ostatniej ławce, aż
wszyscy dali mu spokój. A potem odizolował się od przyjaciół. Za bardzo
przypominali mu Dominique. Nawet teraz patrząc w okno i widząc tyle zieleni myślał
tylko o niej. Czarodziejski świat chylił się ku upadkowi. Ginęli czarodzieje,
którzy nie chcieli się przyłączyć do tego maniaka i ginęły miliony mugoli. Dla
Michaela było wszystko jedno. Już dawno przestał płakać, nie był zdolny do
żadnych uczuć a jedyną osobą z jaką rozmawiał był Bill Weasley. Zadrżało się to
rzadko ale jednak.
Blondyn usłyszał
kroki na schodach do dormitorium. Schował się w kotarach własnego łóżka,
postanowił zrobić coś, co dawno już chciał zrobić. Rzucił zaklęcie wyciszające
i anty intruzom, wyczarował niewielki sztylet i przeciągnął po skórze na
nadgarstku. Przyglądał się płynącej krwi z fascynacją, ból z każdą kroplą
wzmagał się. Nie przestał. Kolejny raz przejechał ostrzem bo bladej skórze,
myśląc ile musiała wycierpieć jego ukochana. To było mało, po raz kolejny
przejechał sztyletem po skórze i kolejny.. Aż cały jego nadgarstek tonął w
czerwieni. Zażył eliksir słodkiego snu i zaczął ciąć drugą rękę. Powoli i
głęboko, sprawiało mu to chorą satysfakcję. Po chwili opadł nieprzytomny na
poduszki a jego nadgarstki barwiły wszystko wokoło czerwienią.
***
Dominique
rozglądała się ciekawie po miasteczku. Było tu wszystko co trzeba. Sklepy,
knajpki, domy, atrakcje.. Jednocześnie małe i duże, było tu idealnie. Obecnie
siedziała z Natanielem i czekała na zamówione naleśniki. Miło jej się rozmawiało
z tym wesołym brunetem ale miała się jednak na baczności. Do tego wspomnienia
wciąż ją bolały, najchętniej pozbyłaby się ich. Jednak nie chciała tracić tego
poczucia, że ma kogoś.. Gdzieś tam daleko ale jednak. Łudziła się, że ktoś o
niej pamięta.
- Ziemia do Dominique.
- Przepraszam
cię, zamyśliłam się.
- Zauważyłem,
mogłem ci bezkarnie podkradać naleśniki – Zaśmiał się chłopak i wrócił do
jedzenia. Dominique z cichym westchnieniem również zaczęła jeść.
( Mam nadzieję, że zrozumiecie dobór cytatu. Chodzi tu o relacje Domi - Mike
I proszę o komentarze, bez nich ciężko pisać :P + serdeczne przeprosiny za błędy )
Jeeeeej to jest cudowne!! Fantastyczne! Brak mi słów.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz zorientowałam się, że przy twoim blogu to ja pisze jak jakaś niedołęga :(
Ale cieszę się twoimi sukcesami i jeśli jesscze ci się nie znudziło to zapraszam do mnie dzisiaj bd nowy rozdział
Pozdrawiam!
P.s Kocham Cię! <3
Cudowny rozdział! Masz świetne pomysły. Ta zapomniana i zakazana część Hogsmeade to super pomysł. I w ogóle wszystko dobrze przemyślane :) Weny! ;)
OdpowiedzUsuńAwww. Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł na Niebo.
Żal mi Mike'a :c
Czekam na kolejny <33
Heheheheh, naleśnikiiiii <333 :P
OdpowiedzUsuńMasakra. Coś świetnego, w ogóle to Hogsmeade wydaje się być dzięki tobie jeszcze ciekawsze niż zazwyczaj, a w dodatku... przerażające? ;PP o taaak, dreszczyk mam, pamparampampam :DD ;3
Pisz dalej! Lubię to, a wręcz uwielbiam :P ;*
http://dramionestory.blogspot.com/
Ej no ja sie az poplakalam =( swietnie piszesz i czekam na wiecej!
OdpowiedzUsuń