niedziela, 3 lutego 2013

21. Niebo.


Obiekt naszej ludzkiej miłości może od­ciąć się od nas jed­nym cięciem, niczym głowa ska­zańca spa­dająca z szafotu.
Miłości jed­nak żaden kat w jed­nej chwi­li z nasze­go ser­ca na­jos­trzej­szym to­porem nie odrąbie.
 
Anonim

Dominique otworzyła skrzypiące drzwi z niemałym wysiłkiem,  większość jej sił zabrała teleportacja. Była wycieńczona, na domiar złego większość jej większych ran otworzyła się a miała na sobie jedynie strzępki starej sukienki. Zobaczyła przed sobą długie ciemne schody. Spływały w dół, dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami i ruszyła. Nie miała nic do stracenia, a zawsze może coś zyskać. W ciemności starała się nie myśleć o Abbi, o przyjaciołach z Hogwartu czy z Salem, aż w końcu o rodzinie. Nie było jej winą, że dręczące ją obrazy przelatywały jej przed oczami i drwiły z jej bezsilności. Czuła się jakby ją ktoś obserwował. Przy pierwszym rozgałęzieniu wybrała drogę w prawo i dalej ruszała w tamtą stronę. Gdy już chciała się poddać, dostrzegła jakąś samotną postać stojącą przy czymś co wyglądało na drzwi. Pełna nadziei ruszyła w stronę postaci, gdyby miała siłę zapewne by biegła. Gdy tylko do niej podeszła, pouczyła na swojej szyi przyciśniętą różdżkę.
- Kim jesteś ?
- A czy to ważne ? – Dziewczyna była zirytowana i zmęczona. W efekcie wyszła jej desperacja. Nie doczekawszy się odpowiedzi, zdecydowała się na małe ryzyko – Nikim.
- Dlaczego miałbym cię wpuścić, nie masz nic – Dziewczyna widziała, jak skinął głową na jej odpowiedź. Czuła jakby to był jakiś test. Zdała część pierwszą. Różdżka mężczyzny oddaliła się, a Dominique skradzioną różdżką wyczarowała sztylet i dużą fiolkę. Nacięła nadgarstek i napełniła nim naczynie. Z wyrazem determinacji podała ją strażnikowi i nie fatygując się nawet, żeby zasklepić ranę, przeszła przez otwarte drzwi. Zdziwiła się, była w jakimś mieście. Było tu trochę ludzi na uliczkach, zanim dokładnie przyjrzała się miejscu jej świat zawirował, poczuła jak upada i była już tylko ciemność. Ciemność i ból.
***
Stali tam wszyscy i z daleka obserwowali niewielki domek. Wiedzieli, że to tylko przykrywka, że w środku kryje się wielu morderców. Ludzi, którzy potrafią zabijać z zimną krwią i jeden wielki szaleniec, następny czarny pan.
Bill rozejrzał się wokoło, widział tu prawie całą swoją rodzinę. Tylko młodsze dzieci zostały w domu. Widział aurorów, ludzi mających rodziny i plany na przyszłość. W końcu widział młodego zdesperowanego dzieciaka, tak Michael był zdesperowany. Gdy tylko jego utalentowana koleżanka przewidziała co się stanie, zebrał tych wszystkich ludzi i razem postanowili działać. Uratować córkę ministra, Dominique i resztę ludzi. Położyć kres następnemu czarnemu panu.
W końcu ruszyli. Aurorzy mieli się zająć walką, a członkowie odnowionego zakonu i reszta, przeszukiwaniem lochów i szukaniem ludzi tam uwięzionych. Szybko poradzili sobie z zaawansowanymi zaklęciami ochronnymi i wtargnęli do domu, jego wnętrze wyglądało jak średniowieczny pałac. Widząc zamieszanie, pierścień postaci w szatach zniknął z cichym pyknięciem, zabierając swojego pana a pozostali walczyli.
Większość walczyła. Kilka osób, między innymi Bill,  Molly i Michael pobiegli korytarzem naznaczonym krwią. Mieli przerażone miny, kolejno forsowali metalowe drzwi i szukali Dominique, innych odsyłali świstokilkami do Munga. Mieli wrażenie jakby korytarz ciągnął się bez końca. Robili wszystko jakby w zwolnionym tempie. Otwierając ostatnie drzwi Bill stracił nadzieję. Znaleźli tam kilka ciał, między innymi córki ministra.
Dla nich znaczyło to tylko jedno. Stracili ją, stracili Dominique, zanim na dobre ją zyskali. Bill usłyszał  dobrze znany szloch z jednej z cel, Michael nie raz płakał już w jego obecności. Spodziewając się najgorszego wszedł do celi i zobaczył płaczącego chłopaka. Rozświetlił pomieszczenie i zauważył mnóstwo krwi i trochę rudych włosów. Gdzieniegdzie były też strzępki sukienki, którą jego córka miała w norze. Poszedł za przykładem chłopaka i osunął się na kolana, z jego oczu ciekły łzy sprawiając, że krew na posadce wyglądała na świeżą.
***
Otworzyła oczy i oślepiło ją blade światło. Czuła się jak nowonarodzona, wypoczęta, nic ją nie bolało i to piękne światło. Bezwiednie na jej usta wpłyną szeroki uśmiech a oczy rozbłysły milionem iskierek. Mogłaby tak leżeć godzinami.
- Widzę, że już ci lepiej – Usłyszała męski głos niedaleko swojego ucha. W jednej chwili odskoczyła w tył, ale natrafiła na powietrze i spadła z łóżka. Wylądowała na miękkim dywanie i zobaczyła, że nie ma na sobie nic. Tylko kilka bandaży przesłaniało jej ciało. Szybko porwała z łóżka lekki koc i się zakryła. Niestety wykonywała za szybkie ruchy, czego efektem było zachwianie równowagi. Leżąc na ziemi oddychała głęboko, kiedy przestało jej się kręcić w głowie otworzyła oczy. Widząc pochylającego się nad nią bruneta, odskoczyła w tył i łzy wpłynęły jej do oczu. Nie wiedziała czego się po nim spodziewać. Kiedy znowu zaczął się przybliżać wpadła w panikę.
- Nie podchodź, nie bij mnie.. Nie chcę.. Proszę.. – Szeptała gorączkowo zakrywając się kocem, który moczyła swoimi łzami. Chłopak z wyrazem zdziwienia na twarzy odsunął się od niej. Po chwili wyszedł z pomieszczenia.
Dominique wstała chwiejnie i próbowała też wyjść tymi drzwiami ale okazały się zamknięte. Rozejrzała się wokoło, była w dużym, jasnym pokoju z wielkim łóżkiem. Były inne drzwi prowadzące do ubikacji,  czego się dowiedziała po krótkim rozeznaniu i półka z książkami.
Przy łóżku stała też komoda.
Przeszukała pokój i nie znalazła nic do ubrania się, ani różdżki. Przytłoczyło ją to, znów czuła się jak więzień. Ostrożnie usiadła na łóżku i przeanalizowała wszystko, nie wiedziała czemu zareagowała tak na chłopaka, nie wróć, na mężczyznę.
- Witaj – W drzwiach pojawiła się kobieta, wyglądała na czterdzieści lat, chociaż mogła mieć nawet sto. Ubrana była w zwiewną białą szatę.  
- Dzień dobry – Odpowiedziała grzecznie ruda. Kobieta obrzuciła ją badawczym spojrzeniem i również usiadła na łóżku.
- Widzę, że chciałabyś się w coś ubrać – Kobieta machnęła różdżką i obok Dominique pojawił się jakiś materiał. Po dokładniejszym zbadaniu, Dominique stwierdziła, że była to lekka, zwiewna i wyjątkowo krótka sukienka. Podobnie jak szata kobiety była biała – Proszę nie krępuj się mnie.
Dominique zarumieniła się wściekle ale odłożyła koc i nie narzekając na brak bielizny założyła jasną sukienką. Ubrana znowu usiadła na łóżku, krępował ją trochę oceniający wzrok kobiety ale to również przemilczała.
- Zrobimy tak, powiem ci co wiem i odpowiem na każde twoje pytanie. A potem ty na moje dobrze ? – Widząc potakujące spojrzenie rudej kontynuowała – Jesteś w niebie..
- Umarłam ? – Przerwała jej dziewczyna marszcząc brwi.
- Nie. Niebo to zapomniana i zakazana część Hogsmeade, przeszłaś przez prawe drzwi i trafiłaś tutaj. Tylko ludzie tracący nadzieję są do tego zdolni. Złożyłaś ofiarę z krwi i zemdlałaś, znalazł cię Nataniel i przyniósł tutaj – Kobieta lekko się uśmiechnęła – Czuwał przy tobie kiedy byłaś w śpiączce.
- Ile czasu ?
- Twój stan był ciężki, musiałam wprowadzić cię w stan śpiączki na trzy miesiące  - Dominique usiadła nagle. Nie wiedziała ile czasu była w lochach tego szaleńca ale był już marzec, może kwiecień.
- Który dzisiaj ?
- Podejrzewam, że 3 kwietnia. Ale tutaj nie liczymy czasu, nie zamartwiaj się nim. Wracając.. Masz jakieś pytania ?
Dominique w szoku pokręciła przecząco głową.
- Więc ja mam, jak się tu dostałaś i czemu było z tobą tak źle ?
- Byłam więziona u szaleńca. Codzienne tortury.. Przez dłuższy czas – oczy rudej zamgliły się i poleciały z nich łzy – Gdy zabił moją przyjaciółkę, ja cudem uciekłam i trafiłam tutaj.
- Nie miałaś żadnej rodziny ? Raczej tam byś się pewnie skierowała.
- Miałam i przyjaciół i rodzinę. Ale nie należę tam, po prostu nie pasuję.
- Można ? – Głowa bruneta pokazała się w szczelinie między drzwiami a ścianą i patrzyła z obawą na rudowłosą dziewczynę.
- Wejdź. Przypomniałeś mi, że się nie przedstawiłam – Kobieta uśmiechnęła się lekko – Jestem Mona.
- A ja Nataniel – Chłopak wyciągnął rękę w stronę dziewczyny. Był opalony, miał czarne włosy i błękitne oczy. Był wysoki i dobrze zbudowany a jego uśmiech mógłby trafić na okładkę jakiegoś magazynu dla mugolskich nastolatek. Dominique patrzyła na nich z obawą.
- Ja jestem nikim. Nikim ważnym, czy godnym uwagi i chyba powinnam już iść – Wstała i zakręciło jej się w głowie, szybko złapała się kolumienki przy łóżku.
- Nie mów tak. Każdy jest ważny. Zostawię was, Natanielu wiesz gdzie mnie szukać. Zajmij się proszę naszym gościem i ją oprowadź.
Kobieta wyszła a Domi ciągle stała i trzymała się kolumienki jakby była jej ostatnią deską ratunku.
- Więc Nicole ?
Dominique popatrzyła na niego dziwnie.
- Chyba nie. Spróbuję inaczej. Agatha, Agnes, Alex, Alice, Amelia..? Mogę tak w nieskończoność – Przejechał dłonią po swoich włosach, tworząc jeszcze większy nieład i uśmiechnął się lekko.
- Dominique Isabelle – Wyszeptała.
- Skoro już się znamy przejdźmy do krępującej części. Musisz wpić ten eliksir i się rozebrać – Powiedział szybko chłopak.
- A co to za.. rozebrać ?!
- Eliksir energii czy jak wy tam go nazywacie. Muszę zdjąć bandaże, posmarować rany maścią i ponownie je założyć – Popatrzył na nią niepewnie.
Dominique szukała żartu w jego oczach ale gdy go nie znalazła poddała się, było to dla niej krępujące, bo żaden facet nie widział jej nagiej.
- Daj ten eliksir. Nie macie tu kurczę bielizny ?! – Dominique się zirytowała ale posłusznie wypiła gorzki eliksir i poczuła przypływ sił.
- No niezbyt. Ale nie mogłabyś jej nosić, bo obcierałaby ci rany.
Dominique zignorowała jego odpowiedź i zdjęła z siebie lekką sukienkę. Zamknęła mocno oczy, jakby chcąc zniknąć. Gdy poczuła jak odpina jej pierwszy bandaż to wzdrygnęła się i otworzyła szeroko oczy. Był skupiony na swojej pracy, nie wiedziała, że jeszcze Chile temu jej się przypatrywał.
Dy skończył, twarz Dominique można było przyrównać do buraka. Szybko założyła sukienkę i usiadła na łóżku. Chłopak usiadł obok niej, więc szybko się odsunęła.
- Co ci się stało ?
- Nieważne.
Między nimi nastąpiła krępująca cisza.
- Może chciałabyś zobaczyć miasto.. I coś zjeść ?
- Chętnie.
Chłopak złapał ją za rękę i poprowadził do drzwi, nie podobał jej się kontakt cielesny ale postanowiła nie marudzić. Najwidoczniej tym ludziom zawdzięczała życie.
***
Michael siedział w dormitorium i patrzył w okno. Stracił już nadzieje i serce. Stracił też przyjaciół. Od nieudanej akcji ratowania Domi, w której zginęło dwóch aurorów zamknął się w sobie. Najpierw odizolował się od wszystkich dorosłych. Na lekcjach ignorował pytania nauczycieli i siadał w ostatniej ławce, aż wszyscy dali mu spokój. A potem odizolował się od przyjaciół. Za bardzo przypominali mu Dominique. Nawet teraz patrząc w okno i widząc tyle zieleni myślał tylko o niej. Czarodziejski świat chylił się ku upadkowi. Ginęli czarodzieje, którzy nie chcieli się przyłączyć do tego maniaka i ginęły miliony mugoli. Dla Michaela było wszystko jedno. Już dawno przestał płakać, nie był zdolny do żadnych uczuć a jedyną osobą z jaką rozmawiał był Bill Weasley. Zadrżało się to rzadko ale jednak.
Blondyn usłyszał kroki na schodach do dormitorium. Schował się w kotarach własnego łóżka, postanowił zrobić coś, co dawno już chciał zrobić. Rzucił zaklęcie wyciszające i anty intruzom, wyczarował niewielki sztylet i przeciągnął po skórze na nadgarstku. Przyglądał się płynącej krwi z fascynacją, ból z każdą kroplą wzmagał się. Nie przestał. Kolejny raz przejechał ostrzem bo bladej skórze, myśląc ile musiała wycierpieć jego ukochana. To było mało, po raz kolejny przejechał sztyletem po skórze i kolejny.. Aż cały jego nadgarstek tonął w czerwieni. Zażył eliksir słodkiego snu i zaczął ciąć drugą rękę. Powoli i głęboko, sprawiało mu to chorą satysfakcję. Po chwili opadł nieprzytomny na poduszki a jego nadgarstki barwiły wszystko wokoło czerwienią.
***
Dominique rozglądała się ciekawie po miasteczku. Było tu wszystko co trzeba. Sklepy, knajpki, domy, atrakcje.. Jednocześnie małe i duże, było tu idealnie. Obecnie siedziała z Natanielem i czekała na zamówione naleśniki. Miło jej się rozmawiało z tym wesołym brunetem ale miała się jednak na baczności. Do tego wspomnienia wciąż ją bolały, najchętniej pozbyłaby się ich. Jednak nie chciała tracić tego poczucia, że ma kogoś.. Gdzieś tam daleko ale jednak. Łudziła się, że ktoś o niej pamięta.
- Ziemia do Dominique.
- Przepraszam cię, zamyśliłam się.
- Zauważyłem, mogłem ci bezkarnie podkradać naleśniki – Zaśmiał się chłopak i wrócił do jedzenia. Dominique z cichym westchnieniem również zaczęła jeść. 


 ( Mam nadzieję, że zrozumiecie dobór cytatu. Chodzi tu o relacje Domi - Mike 
I proszę o komentarze, bez nich ciężko pisać :P + serdeczne przeprosiny za błędy ) 

5 komentarzy:

  1. Jeeeeej to jest cudowne!! Fantastyczne! Brak mi słów.
    Dopiero teraz zorientowałam się, że przy twoim blogu to ja pisze jak jakaś niedołęga :(
    Ale cieszę się twoimi sukcesami i jeśli jesscze ci się nie znudziło to zapraszam do mnie dzisiaj bd nowy rozdział
    Pozdrawiam!
    P.s Kocham Cię! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział! Masz świetne pomysły. Ta zapomniana i zakazana część Hogsmeade to super pomysł. I w ogóle wszystko dobrze przemyślane :) Weny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww. Świetny rozdział <3
    Ciekawy pomysł na Niebo.
    Żal mi Mike'a :c
    Czekam na kolejny <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Heheheheh, naleśnikiiiii <333 :P
    Masakra. Coś świetnego, w ogóle to Hogsmeade wydaje się być dzięki tobie jeszcze ciekawsze niż zazwyczaj, a w dodatku... przerażające? ;PP o taaak, dreszczyk mam, pamparampampam :DD ;3

    Pisz dalej! Lubię to, a wręcz uwielbiam :P ;*
    http://dramionestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej no ja sie az poplakalam =( swietnie piszesz i czekam na wiecej!

    OdpowiedzUsuń