"Gdy poznasz dwa światy i nie wiesz ,w którym chcesz zostać
stojąc pomiędzy dostrzegasz więcej niż inni... "
stojąc pomiędzy dostrzegasz więcej niż inni... "
szarybeton
Rudowłosa dziewczyna leżała
w wygodnym łóżku. Co prawda spędziła świadomie tylko jeden dzień w „niebie” to
i tak czuła się tu jak w domu. Mieszkała w wielkim domu pani burmistrz, czyli
po prostu u Mony. Jak się okazało to wspaniała kobieta. W jej domu mieszkał też
Nataniel, miał pokój naprzeciwko Dominique. Razem zwiedzili najważniejsze
miejsca w miasteczku, z pomocą Mony przemeblowali pokój dziewczyny i wybrali
jej ubrania. Wspaniałe było to, że tutaj za nic się nie płaciło, wszyscy ludzie
dawali wszystko wszystkim. Były tu nawet skrzaty domowe, które były traktowane
na równi z resztą społeczeństwa.
Z uśmiechem wspominała dzień
pełen wrażeń i emocji, chociaż może po prostu bała się zasnąć. Mona proponowała
jej eliksir słodkich snów ale odmówiła. Miała strasznie złe wspomnienie z
pobytu w lachach, żeby chociażby spojrzeć na eliksir. Niestety zmęczenie dawało
jej się we znaki i powieki jej ciążyły. Po chwili zapadła w niespokojny sen.
***
W pokoju naprzeciwko
siedział chłopak, czytając wielką księgę zgubił rachubę czasu i nie zauważył,
że na zewnątrz zrobiło się całkiem ciemno. Od czytania oderwał go głośny krzyk,
wstrzymał oddech i słuchał. Gdy ten się ponowił zerwał się z łóżka i
zastanawiał się co zrobić. Mona nic nie
usłyszy, bo ma zaklęcie na drzwiach, a on nie chciał jej budzić. Złapał różdżkę
i wyszedł na ciemny korytarz, po raz kolejny słysząc nieludzki krzyk wzdrygnął
się i skierował do pokoju nowej lokatorki. Ostrożnie otworzył drzwi i zapalił
końcówkę swojej różdżki. Podszedł do łóżka rudowłosej i zobaczył, że dziewczyna
jest cała błyszcząca od potu, ma potargane włosy i rzuca się na łóżku. W pewnym
momencie po raz kolejny krzyknęła a potem przegryzła wargę do krwi. Naprawdę
przerażony chłopak potrząsnął lekko dziewczyną, żeby ją zbudzić. Ale nim się
obejrzał rudowłosa przyciskała mu różdżkę do klatki piersiowej, popatrzył jej w
oczy i zobaczył w nich obłęd.
- Spokojnie, to tylko ja..
Dominique nie odpowiedziała,
tylko mocniej przycisnęła różdżkę. Nataniel niewiele myśląc złapał magiczny
patyk i wyrwał jej go z ręki. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy w których widać
było przerażenie i zaczęła się cofać, powoli małymi krokami, kiedy natrafiła na
łóżko upadła. Wtedy najszybciej jak umiała skuliła się w kącie i zaczęła
szeptać gorączkowo.
- Błagam zostaw mnie, ja już
nie chcę. Przyłączę się, tylko skończ już. Zostaw ją.. Proszę.
- Spokojnie, Domi.. To ja,
Nataniel… Pamiętasz ?
- Nataniel.. Nataniel..
Błagam, zostaw.. Zostaw.. – Chłopak zdezorientowany patrzyła na dziewczynę. W
dzień wydawała się pewna siebie, emanująca magią i siłą. A teraz była bardziej
bezbronna niż mała dziewczynka.
- Spokojnie… - Szepnął
chłopak ledwo słyszalnie i lekko dotknął dłoni dziewczyny. Ponownie krzyknęła i
chciała odejść jak najdalej od dotyku, co poskutkowało tylko ciężkim uderzeniem
się w głowę. Rudowłosa straciła przytomność, Nataniel wziął ja w ramiona i
położył na łóżku, rzucił na nią kilka zaklęć czyszczących i zasklepił ranę. Nie
wiedział czy wyjść czy zostać.
- Zostań.. – Szepnęła słabo
dziewczyna. Powoli otworzyła oczy i wpatrywała się uważnie w chłopaka – Co
robiłam ?
- Majaczyłaś coś i chciałaś
mnie zabić – Powiedział chłopak lekko się uśmiechając, cieszył się, że z
Dominique wszystko w porządku.
- Powinieneś dać mi z
liścia, to by wszystko wróciło do normy.
- Nie biję dziewczyn.
- Inni nie mają z tym
problemów – Powiedziała dziewczyna a w jej oczach można było zobaczyć ból.
- Co się stało zanim tu
przyszłaś i kim ty jesteś ? – Chłopak delikatnie złapał dłoń dziewczyny.
- Nic. Nikim – Po raz
kolejny jej twarz ozdobiła zimna maska.
- Ja byłem w sierocińcu dla
magicznych dzieci, najpewniej moi rodzice zginęli ale mogli po prostu mnie nie
chcieć. Tego nie wiem. W każdym razie mieliśmy wycieczkę do Hogsmade. Chyba tak
się nazywa to miasteczko. W każdym razie miałem wtedy pięć lat, wszyscy poszli
do sklepu ze słodyczami a ja znalazłam niebo. Od tamtego czasu opiekuje się mną
Mona a ja nie byłem tam na górze. Nie jest to porywająca historia ale jest moja
– Oczy chłopaka błysnęły w słabym świetle.
Dominique przełamała się i
opowiedziała Natanielowi wszystko, począwszy od mugolskiej części życia i
kończąc na porwaniu.
- Więc czemu nie poszłaś do
Hogwartu czy do rodziców, czemu przyszłaś tu ? – Chłopak wydawał się być
zdziwiony.
- A co miałam wpaść do
rodziców z tekstem „ Cześć wszystkim, mam nadzieję, że nie zabiłam za dużo
ludzi czarnego pana, a tak wgl. to byłam u niego na wczasach, w programie
codzienne tortury, a jak zabili córkę ministra która się ze mną zaprzyjaźniła
to postanowiłam sobie wrócić, ach.. siostrzyczko, chyba nie oddam ci jednak tej
sukienki bo poplamiłam ją krwią” – Zironizowała Dziewczyna. Na jej policzkach
wciąż były świeże ślady łez.
- Przecież zrozumieliby, to
twoja rodzina.
- Nie mam rodziny, nie mam
przyjaciół. Nie mam nic. – Dziewczyna mówiła o tym beznamiętnie. Zdążyła się
już uspokoić.
- Masz mnie.
- Mam ciebie.. Może.
Rudowłosa podeszła do
różdżki która leżała na ziemi. Złapała za jej dwa końce i przełamała ją na dwie
części. Potem po prostu wrzuciła ja do kosza.
- Co ty zrobiłaś ?
- Ne chcę już magii. To ona
mi wszystko zabrała – W kącikach oczu dziewczyny znowu pojawiły się łzy.
Nataniel przyciągną ja do siebie, przytulał ją, szeptał uspokajające słowa aż
Dominique zasnęła w jego ramionach, po chwili i on zasnął.
***
Obudził się słaby i obolały.
Jęknął cicho i chciał obrócić się na drugi bok kiedy zdał sobie sprawę, że nie mógł.
Uchylił powieki i oślepiło go jasne światło, nie wiedział gdzie jest. Nie
wiedział nawet kim jest. Po kilku próbach udało mu się utrzymać oczy otwarte, w
końcu przypomniał sobie kim jest i co tutaj robi.
- Cholera – Zaklął siarczyście.
Nawet nie wyszło mu samobójstwo.
- Widzę, że obudził już się
pan, panie Parret. Pańscy rodzice zjawią się zapewne jutro, pańska matka
musiała się udać do świętego Munga w wyniku stresu..
- Dlaczego jestem przykuty
do łóżka ? – Spytał w miarę spokojnie chłopak, przerywając pielęgniarce.
- Nie możemy ryzykować, żeby
pan coś sobie zrobił – zaszczyciła go oceniającym spojrzeniem – Tymczasem wpuszczę
pańskiego przyjaciela a potem dostanie pan eliksir słodkiego snu.
Zrobiła tak jak powiedziała
i po chwili do Sali zajrzał Lucas. Jego brązowe oczy patrzyły z obawą na blondyna.
- Cześć, jak się czujesz ?
Pani Afords nie chciała wpuścić reszty, więc masz pozdrowienia.
- Dobrze – Powiedział beznamiętnym
głosem Mike, był wdzięczny pielęgniarce, nie miał ochoty na nudne pogaduszki.
Spojrzał na kolegę i w jego głowie zaświtał plan – Mógłbyś mnie podrapać w rękę
? – Popatrzył prosząco i pomachał bardziej oddaloną od Lucasa dłonią.
- Jasne – Chłopak podszedł i
nachylił się spełniając prośbę kolegi. Mike w tym czasie wyjął wystającą mu z
torby różdżkę i schował do swojego rękawa.
- Dziękuję, chyba już się
zdrzemnę. To cześć.
Lucas wyszedł z
pomieszczenia a Michael położył się i udawał, że śpi. Słyszał jak pielęgniarka
wzdycha i odchodzi do swojego kantorka. Poczekał cierpliwie parę godzin, aż do
czasu kiedy światła w Skrzydle Szpitalnym zgasły i chwycił różdżkę. Uwolnił się
zwykłym zaklęciem otwierającym i poszedł na wieżę astronomiczną, bał się, że na
kogoś wpadnie lub ktoś zauważy jego nieobecność ale dalej wytrwale kierował się
do swojego celu. Gdy wszedł po niezliczonych ilościach schodów odetchnął, był
bardzo zmęczony ale wieczorny wiatr wystarczająco go orzeźwił. Obserwował jak
niebo ciemnieje i obserwował gwiazdy
- „Pamiętaj patrząc w
gwiazdy, że kocham cię” Dominique – Powiedział chłopak wykorzystując jakiś
mugolski cytat. Wdrapał się na murek oddzielający go od upragnionej wolności.
- Pamiętam – Do jego uszu
doszedł cichy szept. Odwrócił się i zobaczył Dominique, a raczej ją w formie
jakby patronusa. Wpatrywał się z zachwytem w błyszczącą postać.
- Domi..
- Mike, co chcesz zrobić ?
- Nie chcę żyć bez ciebie –
Powiedział otwarcie i powrotem wrócił do bezpiecznej strefy na wierzy. Podszedł
do swojej ukochanej.
- Nie płacz. Ja zawsze
jestem obok.
- Czy ty umarłaś ? Przecież
ty nie żyjesz ! – Chłopak zaczął się trząść. Dziewczyna chciała pogłaskać go po
policzku ale jej ręka tylko prześlizgnęła się, a chłopak nic nie poczuł.
- Nie mogę tego powiedzieć.
To mogłoby wszystko zmienić.. Musisz mieć nadzieję.
- Więc jednak żyjesz !
- Ja nie jestem Dominique,
jestem tylko pozytywną energią Michaelu. Niczym więcej. Ale ty jesteś prawdziwy
i żyjesz. Nie zmarnuj tego.
- Ale ja bez ciebie.. bez
niej…
- Bądź cierpliwy. Jeśli
prawdziwie kochasz to daj jej wolność, jeśli cię kocha to wróci. Ona ma przed
sobą wielkie wyzwanie i wielkie cierpienie Michaelu. Musisz ją zrozumieć i jak
będziesz miał okazję to wspierać. Bowiem gdy świat ogarnie pełnia szczęścia,
ona będzie o krok od śmierci – Jej głos, dochodzący jakby z daleka lekko
przerażał Michaela ale i napawał niezrozumiała tęsknotą.
- Nie rozumiem.
- Zrozumiesz. Jesteś
wspaniały.. Żałuję, że jestem niczym..
- Nie jesteś – Odpowiedział mu
radosny śmiech.
– Żegnaj. I ja i ona
jesteśmy tutaj. Wskazała na serce chłopaka i podeszła do krawędzi wierzy. Uśmiechnęła
się radośnie do chłopaka i skoczyła, Mike podbiegł żeby ją złapać ale ona już spadała,
zanim doleciała do ziemi rozmyła się całkowicie.
Michaeli powoli zszedł z
wieży i skierował się do dormitorium, nie chciał wracać do Skrzydła szpitalnego.
Wiedział, że rano wszyscy będą go szukać ale miał to głęboko w poważaniu. Położył się na swoim łóżku i zostawił
odsłonięte kotary. Po chwili zapadł w głęboki sen.
***
Dwie samotne postacie stały na cmentarzu. Niebo spowiły ciemne chmury a
porywisty wiatr targał pelerynami postaci. Z pod kaptura jednej z nich
wyglądały długie srebrzyste włosy, słychać też było urwisty szloch, który niósł
się echem. Większa z postaci schyliła się i wyczarowując niewielkie marmurowe
pudełko schowała tam różdżkę.
- Ona już nie wróci ? – Spytała Blondynka pomiędzy szlochami.
- Nigdy nie wiadomo. Nie traćmy nadziei kochanie. Pamiętasz co było za
pierwszym razem ? To najwspanialsza dziewczyna jaką miałem okazje poznać. To
nasza mała córeczka.
- Dlaczego nie możemy mieć swoich dzieci jak Neville i Luna ? Mają swoją
małą, szczęśliwą rodzinkę.
- Fleur… Oni też dużo wycierpieli. Cieszmy się ich szczęściem i czekajmy
na nasze słoneczko. Przecież Dominique nie mogłaby tak po prostu umrzeć.
- Mam nadzieję Bill… Mam nadzieję –
Postacie deportowały się z cichym trzaskiem a za nimi inna samotna postać
zniknęła tak samo jak one, tylko z szyderczym uśmiechem na twarzy.
<3333333 świetny <33333333
OdpowiedzUsuńpisz kolejny noooooo!
błagam błagam błagam <333333
Pisz! To jest zajebiste! :))
OdpowiedzUsuńEyy jak mogłas tak skończyć!!!!!! TO JEST CUDOWNE !! czekam na nn KOcham Cie pamietaj :********
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! Masz mi tu natychmiast napisać następny!
OdpowiedzUsuń