poniedziałek, 24 grudnia 2012

10. Prezenty i narodziny.



W Hogsmade było wietrznie i zimno. Lada dzień spodziewano się śniegu więc nikogo to nie dziwiło. Była sobota a dokładniej wyjście do wioski dla wszystkich, można tu było spotkać rozradowanych i zadziwionych pierwszaków i znudzonych siódmoklasistów. Dziewczyny nie miały specjalnych pomysłów. Domi pisała z jakimś chłopakiem, jak twierdziła „na sto procent z Huplepuffu”, to on głównie pomógł jej się pozbierać po wydarzeniach na szlabanie choć nie wiedział prawie nic. Roxanne pisała z jakąś dziewczyną, razem wymieniały się tysiącami spostrzeżeń na temat mody i makijażu. Podobno była wprost wspaniała. Alice pisała z jakąś dziewczyną, podobno cichą ale miłą, miały o czym porozmawiać. Największą zagadką była Lily, która mówiła, że to jakiś chłopak ale nikt fajny. A nie można jej było zobaczyć bez kartki. Dziewczynki rozdzieliły się, żeby zdążyć kupić wszystko.
Po 6 godzinach siedziały już w dormitorium i chwaliły się tym co kupiły. Trzy lokatorki starały się być cicho, ponieważ wykończona Lily poszła spać. Roxy kupiła mnóstwo dodatków, kosmetyków i ciuchów. Naprawdę zaszalała, z rumieńcami na policzkach opowiadała o nowych trendach i połączeniach jakie można stworzyć za pomocą tych ciuchów i dodatków. Dominique kupiła dużo słodyczy z miodowego królestwa, ramkę do której włożyła swoje zdjęcie ( podobno obiecała ) oraz słodkiego misia z szaliczkiem w kolorze barw Gryffindoru z jednej strony i Hufflepuff’u z drugiej. Dołożyła do tego jeszcze książkę o przydatnych zaklęciach. Nie znała się na magicznych rzeczach więc nie miała pomysłu na prezent, a jej korespondent był wyrozumiały więc była zadowolona. Alice kupiła dużo ciekawych rzeczy w jakimś sklepie, były tam kolorowe pióra, czekoladowa żaby i wiele innych małych ciekawych rzeczy. Nawet czekolada niewidzialności od Weasleyów. Dostała ją po znajomości z dziewczynami, bo tak normalnie nie były w sprzedaży.  Przyjaciółki z dormitorium postanowiły iść spać kiedy Ali potknęła się o paczkę Lily, wypadł z niej komplet piór z zielonymi wstawkami, srebrny, magiczny zegarek i jakiś medalion. Dziewczyny patrzały na niego oniemiałe, a Domi po prostu się dziwiła, że dziewczyna może dawać chłopakowi naszyjnik. Popatrzyła z rozbawianiem na zszokowaną Roxy, nieprzytomnie wpatrującą się w kawałek metalu.
- Co.. ? – Zaczęła ale Alice machnęła różdżką i z garderoby wyleciała książka, miały w pokoju „mały nieporządek”. Domi przeczytała wskazany fragment.
Devotionis – Nazywany medalionem oddania. W dawnych czasach kobiety były zmuszane do poślubienie czarodziejów ze względu na status krwi. Czarownice często były zmuszane do ślubów z zimnymi tyranami. Owe czarownice często się buntowały i uciekały lub zdradzały mężów. Właśnie wtedy Antonio Cuperrsif zaprojektował devotionis, medalion w którym znajdowały się włosy żony. Była ona bezwolnie oddana swojemu mężowi. Czarownice były podstępem zmuszane do podarowania mężowi medalionu. Z czasem mężczyźni chcąc panować nad kobietami, zmuszali do ubezwłasnowolnienia więcej niż jedną kobietę i to bez ślubu. Zostały one zakazane ok. 50 lat po wynalezieniu.
Działanie medalionu polega na kontrolowaniu umysłu i w pewnym stopniu ciała. Kobieta nie może zdradzić mężczyzny, ani się mu sprzeciwić. Jest podatna na jego sugestie, a zwłaszcza w jego obecności. Są też środki uboczne..
Domi dalej nie czytała tylko spojrzała na dziewczyny nierozumiejącym wzrokiem. Roxanne drżącą ręką podniosła medalion i próbowała go otworzyć. Nie mogła.
- Ona tu włożyła swoje włosy.. Co ta idiotka narobiła, jak ja ją zaraz obudzę.. No kurdę ! Ja się z nią wychowałam.. A ona.. Ta ruda małpa ta ta.. ! Yghhh !
- Ale.. Ona serio chce to komuś dać ? – Ostrożnie zapytała Domi.  
- A nie widać ?! Musimy jej to wybić z głowy ! Co ona sobie myśli ?! No co ?! Ech.. Jutro to zrobimy, bo dzisiaj ja ją zabiję ! Eh..
Zdenerwowana dziewczyna chciała pójść do ubikacji ale po drodze się przewróciła i wylądowała na podłodze, Domi i Alice po wymienieniu porozumiewawczych spojrzeń złapały swoje rzeczy i ścigały się do ubikacji. Nie wiedziały, że ich rozmowie przysłuchiwała się rudowłosa dziewczyna, której łzy ciekły po policzkach.. Żeby one wiedziały.. 
Gryfonki wstały stosunkowo wcześnie, zaczęły się przygotowywać ale zauważyły brak Lily, najszybciej jak mogły pobiegły do wielkiej Sali zastały tam koleżankę.
- Lilyanne Luno Potter.. Nie zrobiłaś tego…!
- Musiałam ! I to nie wasz zakichany interes co robię ! Musiałam ! – Z jej oczu popłynęły łzy. Roxy chciała jej cos powiedzieć kiedy wszyscy na Sali wybuchli śmiechem. Dziewczyny były rozczochrane i w kapciach i piżamach. Złapały płaczącą przyjaciółkę i wyprowadziły. Już uspokojone dziewczyny wróciły gotowe na śniadanie, ignorując plotki. Już w Sali wysłały prezenty do nadawców i dostały swoje. Roxanne dostała prawie to samo co wysłała a jaj korespondentka okazała się jej kuzynka Rose, podobno się nienawidziły.
- Oj, chyba znajdziecie wspólny język – Zaśmiała się Lily, która dostała śliczny zestaw srebrnej biżuterii, przysłał jej go niejaki Ślizgon z 4 roku, którego nazwiska dziewczyny nie zdążyły zobaczyć.
- Ale śliczny ! Zawołała Alice, przed którą pojawiła się paczka, były w niej słodkości i książki. Ali uśmiechnęła się – Anne nie wiedziała co mi kupić, ale się cieszę.
Po chwili i przed Domi pojawiła się paczka. Była w niej czerwona róża. Śliczna srebrna bransoletka i poduszka, której wielkość można regluować, było na niej godło Hogwartu. Złapała karteczkę i aż krzyknęła ze zdziwienia.
Twój wspaniały priv.. Michael Parret.
- O matko.. ! Nie spodziewałam się ! – Powiedziała rozemocjonowana dziewczynka.
- Ej ! Patrzcie ! – Roxanne pokazała im malutki znak na bransoletce, potem dokładnie przyjrzała się poduszce i róży – On wydał fortunę. Musi być czysto krwisty.
- A czy to ważne ? – W jej stronę zwróciły się błękitne oczy Alice, która zabawnie marszczyła czoło.
- Niby nie – Roxy oblała się rumieńcem i odłożyła różę.
- Proszę o uwagę ! – Powstała McGonagall – Każdy kto zostaje na święta w Hogwarcie ma się wpisać na listę na drzwiach wielkiej Sali ! Dziękuję !
- Ma któraś pióro ? – Zapytała Al.
- A zostajesz ?! Ej bez takich ! Ja i Lilka jedziemy do Nory, musimy tam być a ty Domi ? Zostajesz ?
- Em.. Ja dawno babci nie wiedziałam. Muszę wrócić – Dziewczynka zamyśliła się – Jedź ze mną Alice ! Wiem, ze to mugolskie święta – Tu się skrzywiła – Ale może będzie fajnie ! Babcia nie będzie miała nic przeciwko ! Ale by było super ! Pokazałabym ci wszystko..
- Nie chce robić problemu..
- Jedziesz i koniec ! – Uśmiechnęły się do siebie.
Po chwili podleciała do nich dumna sowa, niosąc jakiś skrawek kartki. Rzuciła ją na stół i odleciała, łapiąc przy okazji pasztecika.
Na kartce był namazany w pośpiechu napis:
To Juz. Nev
Dziewczyny zerwały się z miejsc i popędziły w stronę wyjścia.
- Jak my się dostaniemy do Munga ?!
- Jest tylko jeden sposób ! Włamać się do dyrektorki. Jedynie jej kominek jest podłączony do sieci…
Gdy dobiegły musiały wymyślić hasło. Próbowały milionów sposobów ale nic nie działało. Zostało im jakieś pięć minut do końca śniadania.
- Testrale – Mruknęła kobieta z obrazu obok i zniknęła w ramach innego dzieła.
- TESTRALE – Krzyknęła Roxy i wejście odsłoniło się. Pobiegły na górę, wpakowały się w cztery do kominka i słysząc kroki dyrektorki wrzasnęły nazwę szpitala i zaczęły wirować.

Dziewczynki siedziały na ziemi pod salą w szpitalu i czekały. Przetrwały już rozwścieczoną dyrektorkę, załamanego Nev’a i rozhisteryzowane pielęgniarki, dalej dzielnie siedziały i czekały na przebieg wydarzeń.  Po kolejnych kilku godzinach z Sali wypadł blady Neville, po jego pliczkach ciekły łzy.
- To bliźniaki, one mi ją odebrały.. – Wyszeptał załamanym głosem, człowieka który stracił wszystko. Chciały go pocieszyć ale przerwało im wtargnięcie kobity z burzą brązowych włosów, która wciskała w dłoni flakonik. Wpadła do Sali Luny i wlała jej do gardła niebieski płyn. W napięciu czekała na jakąkolwiek zmianę, za nią wpadły dziewczynki, Nev oraz kilkoro uzdrowicieli. Wszyscy w napięciu wpatrywali się w blade ciało, leżącej blondynki.. Nagle stało się coś nieoczekiwanego, chociaż nie do końca pożądanego..
___
Nie będę wam tu pieprzyć, czy skomentujecie czy nie.. Mam to głęboko gdzieś, bo piszę dla siebie. Najwyżej przestanę.
INFORMUJĘ, ŻE ZMIENIŁAM NOTKĘ POWITALNĄ NA PROLOG, KTÓRY MOŻE WIELE WYJAŚNIĆ, LUB NAMIESZAĆ. SERDECZNIE ZAPRASZAM. 

niedziela, 16 grudnia 2012

9. Przerażający szlaban.


"... i niską temperaturę, głód, pragnienie, samotność… Ale największym wrogiem był zwyczajny ludzki strach, przyczyna częstych zaginięć i błądzenia po pustyni."
kres wędrowania

Po kilku nieudanych próbach przywrócenia świadomości dla Alice, Domi postawiła na mugolskie sposoby, spoliczkowała koleżankę, która po chwili rozejrzała się nieprzytomnie po gabinecie profesora Jeroma. Swe duże niebieskie oczy utkwiła w nauczycielu i po chwili spływały z nich kryształowe, słone kropelki, płynęły po bladych policzkach, migocząc w świetle jesiennego słońca wpadającego go gabinetu. Dzień chylił się ku zachodowi, a blond-włosa dziewczynka przeżywała własną tragedię.
- Profesorze, ja.. to nie nasza wina.. to ona.. – Próbowała wytłumaczyć wszystko dla Profesora.
- Alice, przecież wiem już, że to wy.
- Nie ! Naprawdę.. naprawdę.. – Szloch utrudniał dziewczynce mowę – To ona, to woźna.. B.. ber..ta..
- Nie robiłaby sobie tyle roboty, a jej też nie potraktowało lekko..
- Ale jej już  wszystko jedno !
- Koniec tej dyskusji ! Dziewczęta, zaprowadźcie koleżankę do skrzydła szpitalnego, a szlaban wam tym razem odpuszczę.. – Przerwał mu cichy krzyk Ali. – Idźcie już.
Wyszły z gabinetu, ciągnąc za sobą przerażoną Alice. Dziewczynka nie patrząc na przyjaciółki poszła w stronę dormitorium, a reszta niewiele myśląc, za nią. Gdy doszły Alice szczelnie zamknęła drzwi i popatrzyła z rozczarowaniem na Roxy.
- Myślałam, że pójdziesz dalej, zawsze byłaś odważna, wesoła i nie bałaś się ryzyka, wiesz na co się skazałaś ? Jak mogłaś.. jak..? – Nie wiedziały o co chodzi dla Al.
- Ale jakie dalej ? – Zapytała Roxanne.
- Jak to ? Przecież.. – Blondynka znów wybuchła płaczem.
- Alice, nie wiemy o co ci chodzi…
- Czemu wy takie jesteście ?! Ona umarła a wy nic ?!
- Kto ?- Zapytała Lily zdziwiona.
- Rox. ..roxanne..
- Ale ona żyje ! Zobacz ! O co ci chodzi ? – Złapała Roxy za rękę- Jest z nami, normalna..
Domi.. możesz..? Wiem, że umiesz.. – Popatrzyła na przyjaciółkę zaczerwienionymi oczami, które błyszczały od łez. Nie chciała tego powtarzać słownie, nie miała siły.  Dominique skupiła się i wniknęła w myśli przyjaciółki, była bardzo ostrożna, ale to co zobaczyła, bardzo ją zszokowało. Gdy widziała już wszystko wyszła z myśli przyjaciółki, a ta wyszła z dormitorium. Dziewczyny wdały się w żywą dyskusję na temat tego co przytrafiło się Ali, a sama zainteresowana przemierzała bez celu puste korytarze. Doszła do sowiarni, gdzie mimo brzydkiego zapachu usiadła na parapecie i zaczęła myśleć. Wiedziała, że to co jej się przytrafiło ma związek z jej korzeniami ale nigdy nie było to tak wyraziste, wcześniej działało to na podstawie nieomylnej intuicji, a teraz..? Teraz pomyliła to z rzeczywistością.  Była załamana, zobaczyć śmierć przyjaciółki, jednej z najważniejszych osób w życiu.. No tak, z rodzicami nie miała jakoś więzi, byli, bo byli. Chronili ją jak roboty, ale od kiedy była malutką dziewczynką nie doświadczyła grama miłości, a teraz te dwa rudzielce i przebojowa brunetka zaakceptowały ją. Miała dla kogo żyć. Chyba nikt nie znał Alice z tej strony, ze smutnej strony. Westchnęła. Każdy dałby się pociąć za jej dar, a dla niej był przekleństwem.  Wolałaby normalne życie. Nim się obejrzała było już ciemno, chciała wracać do wieży, otarła łzy i rozejrzała się. Nagle na jej kolanie usiadła sówka, mała szara sowa. Był to list zaadresowany do wszystkich czterech. Zaciekawiona postanowiła wrócić do dormitorium. Gdy wyszła z sowiarni zauważyła Roxy, Domi i Lily siedzące pod drzwiami. Bez słowa rzuciły się sobie w ramiona i przytuliły. Rozumiały się bez słów.
Już w dormitorium otworzyły list, jak się okazało od Nev’a.
Drogie dziewczęta..
Jest tragicznie, Luna z każdym dniem marnieje i blednie, ma wieki brzuch niestety nie zgadza się na sprawdzenie płci dziecka, dlatego też ryzyko jest większe. Ma podobno brzuch jak kobieta której termin się spóźnia, ale ja nie wiem. Ona jest taka uśmiechnięta, lekka… Ja chyba umrę razem z nią. Ona się pogodziła, mówi tyle, że szkoda, że dziecko będzie się wychowywać bez matki. Ja nie daję rady..
Neville
W niektórych miejscach kartka była naznaczona łzami, że był problem z odczytaniem tekstu. Domi zerwała się z łóżka i podbiegła do swojego kufra. Wyjęła stamtąd kalendarzyk i jej oczy zrobiły się wielkie.
- Dziewczyny.. Jak.. Jakim cudem minęło tyle czasu, jak odwiedzałam Lunę w szpitalu to na podstawie brzucha miała termin za miesiąc, a minął już grubo ponad miesiąc. Swoją drogą kiedy cały ten czas minął..? – Podeszła do okna i spojrzała na błonia spowite ciemnością. Zasmuciło ją, że czas ucieka jej przez palce. Niedługo wróci do domu na święta a potem kilka miesięcy i wakacje.

W wielkiej Sali wszyscy siedzieli poekscytowani, poproszono wszystkich o stawienie się na uczcie, podobno miały być jakieś wieści. Gdy wstała dyrektorka, rozmowy ucichły.
- Cieszę się, że tu jesteście młodzi czarodzieje ! – Zaczęła swoja przemowę McGonagall – Chciałam wam powiedzieć o trzech ważnych sprawach. W sobotę odbędzie się uczta z okazji święta duchów, a po niej klasy piąte wzwyż mają zabawę, aczkolwiek, tylko klasy szóste i siódme mogą się bawić po północy. Z tej okazji w sobotę jest wyjście do Hogsmeade dla klas trzecich wzwyż  – Tu przerwała czekając aż wrzawa ucichnie, jakoś młodszym rocznikom nie było do śmiechu – Jest już tyle lat po wojnie.. – Wiele osób się wzdrygnęło – A ciągle są spięcia między domami, trzeba żyć w zgodzie, dlategoż profesor Jerome wyszedł z akcją prezentów przedświątecznych. Będzie to polegało na tym, że każdy dostanie karteczkę - Wyczarowała przed sobą niewielki arkusik pergaminu - I będą magicznie wylosowane pary. Będziecie korespondować i poznawać się wzajemnie, a na wyjściu do Hogsmeade.. dla wszystkich – Tu powstały większe wiwaty – kupicie danej osobie prezent i wyślecie, już z podpisem. O tak.. – Napisała coś na karteczce, wyczarowała pudełko, położyła karteczkę na pudełku i stuknęła w nie różdżką. Po kilku sekundach pojawiło się przed profesorem Jerom’em – Będzie to działało na takiej zasadzie, piszecie coś, stukacie różdżką i po nieokreślonym czasie pojawia się u wyznaczonej osoby. Może to być sekunda, może to być 10 minut. Nie radze ich śledzić. Nie można podawać imienia, nazwiska, domu, wieku i charakterystycznych cech wyglądu. Kartka będzie wykreślać takie informacje. Jeśli ktoś nie ma środków, proszę się zgłosić do opiekuna domu. Powodzenia ! – Machnęła różdżką i przed każdym pojawiła się identyczna karteczka. Roxy złapała pióro ze swojej torby i napisała przywitanie, Lily i Ali zrobiły to samo. Domi siedziała nad swoja karteczką nie wiedząc co zrobić. Rozejrzała się prawie wszyscy coś pisali. Złapała za pióro, chciała już coś napisać kiedy na jej karteczce pojawiło się…
Witaj..
Witaj ktosiu – Napisała.
Jak tam ?
Zdziwił mnie trochę ten pomysł, a Ciebie ?
Tak, myślę, że już niedługo McGonagall odda stanowisko dla profesora Jeroma.
Tak, możliwe.
Przepraszam, idę na lekcje. A nie chcę podpaść..
Oczywiście.
Dziewczyny pobiegły na lekcję, nim się obejrzały była historia magii, duch który jej uczył strasznie przynudzał. Domi dyskretnie położyła swoją kartkę, zamiast pergaminu i napisała:
A tak właściwie, to mam przyjemność z dziewczyną czy chłopakiem ? – Nie spodziewała się odpowiedzi, więc zdziwiła się widząc rząd literek.
Z chłopakiem, a ja ?
Z dziewczyną. Co powiesz, żebyśmy wymyślili sobie jakieś ksywki, żeby nie pisać tak oficjalnie ?
Jasne , co ja mogę wymyśleć, hm… Em.. Hahha. Nie wiem. Może myć Priv, wolę rozmowy prywatne. :D
Ok Priv ^^ Ja mogę być.. Mini ;D Nie pytaj ! I tak nie powiem.
Wiesz.. wyglądasz mi na Ślizgonkę..
I tak nie powiem ! A ty mi na Puchona !
EJ  a co byś chciał w prezencie ?
Nie wiem XD A ty ?
Ja tutaj w Hogwarcie mam wszystko co chcę..
- Domi ! Skończ już gapić się na tą kartkę i chodź pisać ten esej dla Bulstrode.
- Nie chce mi się i tak bym dostała T, ale mam plan…

Chwilę po rozpoczęciu lekcji Dominique podniosła rękę, Bulstrode niechętnie na nią skinęła
- Czy może mnie pani ukarać za coś, czego nie zrobiłam ? – Zapytała normalnie, aczkolwiek lekko wyzywająco, ale to był jej zwykły ton, za który czasem czepiali się nauczyciele w mugolskiej podstawówce.
- To niedorzeczne ! Oczywiście, ze nie mogę !
- Więc NIE ZROBIŁAM pracy domowej.
- To bezczelne ! Za twój ton.. – Uśmiechnęła się szyderczo – I brak szacunku do nauczyciela.. szlaban dziś o 20 !
- Ja bym dała pani szlaban za strasznie dzieci twarzą ale nic nie mówię – Wymamrotała Domi i zła na cały świat zagłębiła się w obserwowaniu ściany i liczeniu sekund do końca lekcji.

Dominique biegła do lochów, była już spóźniona i to grubo. Bulstrode czekała na nią przed swoim gabinetem, gdy dziewczynka dobiegła i zbierała oddech żeby przerosić, nauczycielka złapała ją za ramię i pociągnęła w stronę najciemniejszego korytarza w lochach, szły ok. pięciu minut co dla dziewczynki było wiecznością, skręcały w różne korytarze, było coraz ciemniej. Małą rudą dziewczynkę ogarnęło przerażenie. W końcu była to tylko jedenastolatka. W końcu Bulstrode wepchnęła ją do jakiejś brudnej, zastawionej klasy. Jednym ruchem nadgarstka zapaliła jedną wątłą świeczkę.
- Zamknę te drzwi zaklęciem, wypuszczą cię jak skończysz tu sprzątać, radzę się pospieszyć – Kolejny ruch różdżki i przed dziewczynką pojawiły się środki czystości, miotły i wiadro z wodą. Dominique popatrzyła na nią z przerażoną miną i czekała na rozwój wypadków – Oddaj mi różdżkę. Zgłosisz się po nią jutro przed lekcjami.
Domi z żalem i strachem oddała jej magiczny patyk i po chwili została sama w wielkim zakurzonym pomieszczeniu, nikt chyba nie sprzątał tu od wieków. Nie wiedząc co robić wzięła się za sprzątanie, po pięciu minutach jej klaustrofobia dała jej się we znaki, miała napad paniki. Waliła w drzwi, wrzeszczała… Potem znów zaczęła sprzątać.

Nie wiedziała ile minęło czasu, ale świeczka zdążyła się już dawno wypalić a Domi dalej sprzątała, nie widziała czy nie usnęła ze zmęczenia na chwilę, była przemarznięta, zmęczona, przerażona i głodna. Po kolejnych godzinach usłyszała na zewnątrz kroki, z nadzieją, że to ktoś po nią chciała tam pobiec ale nie dała rady wstać. Upadła i straciła przytomność. Gdy znów się obudziła była roztrzęsiona. Podeszła do drzwi i pociągnęła za klamkę, otworzyły się. Ze łzami w oczach rozjarzała się po ciemnym korytarzu i poszła w prawo. Szła podpierając się ściany. Wyszła zza zakrętu i błyskawicznie się cofnęła. Stał tam ten Ślizgon który zaatakował dziewczyny w pociągu, rozmawiał z jakimś innym chłopakiem w szacie z zielnymi wstawkami.
- ..To nie przelewki. Ja wymagam ! Już niedługo będę potężniejszy niż wszyscy mocarze tego świata.. A niesubordynacji nie toleruję.. Koniec.. Wybieraj ! – Domi nie rozumiała wszystkich słów.
- Ja nie wiem… - Za chwilę rozniósł się krzyk bólu, a dziewczynka była pewna który z chłopaków krzyczał – Dobrze.. Panie – Usłyszała drżący głos.
- Na to liczyłem, a teraz chodź, bo jeszcze ktoś tu przyjdzie..
Domi wpadła w panikę, już miała się przewrócić, kiedy złapała się pochodni. Co było dziwne, kawałek drewna wygiął się, bezszelestnie otwierając jakieś wejście. Dziewczynka w panice wbiegła tam, a ściana zamknęła się za nią.. Zdarzyła jeszcze usłyszeć krzyk chłopaka..
- Kto tu jest ?!
Dominique odczekała jakiś czas i zaczęła szukać wyjścia. Nie mogła go znaleźć, siedziała sama w ciemnej pułapce, przerażona i głodna. Łzy spływały jej po policzkach. Nie wiedziała co robić.. Po dłuższym czasie usłyszała głosy. Nie wiedziała co mówią, ani kim są. Było jej już wszystko jedno. Zaczęła wołać o pomoc. Komuś udało się otworzyć wejście do jej kryjówki, zobaczyła swoje przyjaciółki. Pomogły jej wstać.
- Musimy iść do dyrektorki ! – Powiedziała Roxanne.
- Tak.. – Powiedziała słabo Domi i straciła przytomność. Bo w ramionach przyjaciół można się czuć bezpiecznie. Zastanawiała się tylko, czemu zawsze ona.. 
***
Zapraszam na bloga http://beyondshadowsdramione.blogspot.com/ Jeśli lubicie ta ciemną stronę ^^ 

niedziela, 9 grudnia 2012

8. Śmiech i łzy.


Łzy oczyszczają duszę..i oczy.. Śmiech dodaje blasku oczom..i jest mową duszy..
Anonim 


Śniadanie w wielkiej Sali było niezwykle udane, 20 % dziewczyn czytając obraźliwy bilbord uciekało z płaczem ze śniadania. A dziewczyny cicho zaśmiewały się z tego przedstawiania, nie miały jednak czasu gdyż całą niedzielę spędziły w bibliotece szukając zaklęć, dzięki którym miały wykonać swoje zadania. Ali rzuciła na wybrane skarpetki czar, dzięki któremu same się czyszczą, coś jak w magicznych pieluchach. Lily chciała rzucić taki czar na siebie ale niestety nie poskutkowało. Domi z ciężkim sercem musiała transmutować swoje ubrania na za duże czarne szmaty a Roxy na ubrania męskie, do tego włosy rozczesała i zaplotła w mocny warkocz. Również chłopcy musieli się przygotować. Matthew pożyczył kosmetyki i wziął kilka porad od starszych gryfonek, Lucas wziął się do nauki i zmienił kolor wszystkich swoich ubrań na różowy. Z kolei Michael poprosił prefekt naczelną o pomoc z włosami i transmutowaniem butów, bo nie wiedział jak mają wyglądać obcasy. Tak przygotowani poszli spać.


- Dziewczyny ! Ja tam nie wejdę ! Nie ma mowy ! – Histeryzowała Roxy. Miała na sobie za duże męskie rzeczy, w których daleko jej było do ideału i rozczochrane włosy.
- Mi to mówisz ?! Wyglądam jak woźna tylko mi mopa brak ! – Dodała swoje pięć groszy Domi, która ubrana była w wiszące czarne rzeczy.
- A moje skarpetki mają się dobrze.. ! – Pokazała im język Ali, no chodźcie !
- Chodźcie.. ! – Powiedziała Lily i weszła do wielkiej Sali, wzrok wszystkich spoczął na młodych gryfonach, wielka Sala wypełniła się śmiechem. Ali nic sobie z tego nie robiąc, pocałowała dwóch drugorocznych gryfonów i trzech krukonów w policzki. A Lily jadła paszteciki. Czeka ją tydzień samych pasztecików. Po pięciu minutach Wielka Sala się uspokoiła i zajęła plotkowaniem, głównie na temat dziewczynek oraz tajemniczej, wielkiej kartki która wisiała poprzedniego dnia przy suficie i obrażała każdego kto próbował ją odczytać, dowiedziały się od drugoklasistek, że niewiadomo kto ją zawiesił..
- Gdzie ci chłopcy ? Pożałują.. – Szepnęła mściwie Roxy. Po chwili w drzwiach wielkiej Sali pokazali się chłopcy, dziewczyny, tak samo jak reszta, wybuchnęły niepohamowanym śmiechem, Mat miał na twarzy z tonę podkładu i nieumiejętnie ponakładane kredki, tusze i szminki.. Lucas, miał na sobie różowe tenisówki, różowe spodnie, różową bluzkę, oraz różową szatę, a pod ręką niósł różową książkę. Mike miał wściekle różowe włosy i buty na obcasach, co chwilę się potykał, ale dzielnie doszedł do swojego miejsca. Wśród drwin i śmichów ze strony wielkiej Sali zjedli śniadanie. I poszli na lekcje.
Właśnie kończyła się transmutacja, kiedy Domi podniosła rękę.
- Tak, Roven ? – Wysyczała Bulstrode.
- Czy mogłaby pani powtórzyć temat lekcji ?
- Czy ty sobie żartujesz ?!
- Nie proszę pani, mówię całkowicie poważnie – Powiedziała Domi, udając poważną minę, chociaż było to trudne gdy prawie cała klasa śmiała się.
- Za pięć minut koniec lekcji ! Czym ty się zajmowałaś dziewczyno ?!
- Zastanawiałam się, czy z pani wielkiego pryszcza wyrośnie druga głowa i czy będzie to zagrożeniem dla ludzkości – Odparła w pełni spokojnie dziewczynka, cała klasa ryknęła śmiechem, a Bulstrode zaczerwieniła się, ze wstydu lub wściekłości.
- Wynoś się z klasy !
- Z przyjemnością.. Ale jaki był temat ? – Zapytała Domi i ze śmiechem wyszła z klasy.
Stojąc pod drzwiami próbowała zahamować śmiech, co wychodziło jej raczej miernie. Po chwili doszły do niej Ali, Roxy i Lily.
- Nam też nie powtórzyła tematu – Teraz śmiały się już na całego.



Na piątkowej kolacji było stosunkowo dużo osób, ktoś rozpuścił plotkę, że będzie zabawa, a znając Hogwart, wiadomo, że każdy wiedział już o tym w godzinę. Wszyscy w napięciu wyczekiwali czegoś zabawnego. Po chwili do wielkiej Sali weszła Roxanne, której włosy przypominały bocianie gniazdo, a za duże męskie rzeczy się za nią ciągnęły,  obok niej szła śliczna Alice, która na każdym śniadaniu całowała chłopaków i lekko przykurzona Lily, ostatnio mało jadła, bo nie mogła już patrzeć na paszteciki. Piła tylko sok dyniowy. Zdziwieniem było, że nie szła z nimi Dominique, która chodząc całą dobę za jakimś Puchonem przyprawiła pół szkoły o ból brzucha ze śmiechu,  nie wiedzieli, że po dzisiejszej kolacji znów będą mieli ten problem, tylko tym razem potrójny. Gdy trzy pierwszoroczne Gryfonki już się usadziły rozbrzmiała jakaś piosenka, nie była to piosenka magiczna, więc wszyscy wyczekiwali co się stanie. Do Wielkiej Sali wbiegła Domi i w stroju woźnej, który nosiła już od tygodnia zaczęła tańczyć, w każdym razie chyba miała taki zamiar, wymachiwała rękami i nogami w rytm muzyki do końca utworu. Gdy skończyła grać muzyka wszyscy obecni patrzyli zszokowani jak ruda dziewczynka siada do stołu, lecz gdy zdziwienie minęło wszyscy zaczęli się śmiać jak opętani. Po jakiś 10 minutach gdy wszystko wróciło do normy, do Sali wszedł uśmiechnięty Lucas, po raz pierwszy od tygodnia bez książki w ręku. Po nim do Sali wkroczył jego brat, który postawił dziś na wściekle niebieski makijaż, miał w ręku małą gitarkę, zamiast usiądź na miejsce podszedł do stołu nauczycielskiego, uklęknął naprzeciwko Hagrida na jedno kolano i nieumiejętnie szarpiąc struny zaczął fałszować..
Hagridzie mój kochanyyyy,
Jakem ja narwanyyyy..
Twe lico jak u Agatyyyyy..
Tyś jest tak włochatyyyy… Ach.
Jesteś sensem mego życiaaaaa,
Jak sok do piciaaaaa..
Nie odrzucaj mnie proszęęęęę..
Odrzuceń  nie znoszęęęęę…
Hagridzie kochanyyyyy..
Pójdziesz ze mną w tanyyyy.. ?
Tym razem ludzie nie czekali, wybuchli śmiechem gdy tylko skończył, z kolei Hagrid zalał się łzami i nieskładnie tłumaczył, że ma inne poglądy na świat, co chwila wplatając coś o pszczółkach i żuczkach.
Gdy już wszystko ucichło do Sali wszedł Michael, ciągle miał różowe włosy i obcasy na nogach. Chodem rasowej kaczki podszedł do stołu nauczycielskiego i podał dla Bulstrode czarną różę, pochylił głowę i jak prawdziwy poeta zaczął mówić :
- Na górze transmutacja,
Na dole smoki,
Ja Ciebie kocham,
Darujesz wyskoki ?
Ja Ciebie kocham do Ciebie szlocham..
Czy będziesz mą ? – Dla efektu zrobił oczka zranionego jednorożca i bardzo przekonująco drżała mu dolna warga. Bulstrode uśmiechnęła się słodko, co wyglądało okropnie, i wylała mu na głowę sok dyniowy. Usatysfakcjonowany chłopiec, poszedł do swojego stołu udając płacz. Teraz śmiali się już wszyscy, nawet McGonagall. Pierwszoroczni Gryfoni zjedli kolację i już chcieli wychodzić kiedy podszedł do nich profesor Jerom
- Wszyscy pierwszoroczni Gryfoni do mojego gabinetu ! – wyszeptał groźnym i złowieszczym tonem, poczym wyszedł z Sali.  Ze spuszczonymi głowami udali się za zezłoszczonym profesorem do jego gabinetu, tylko Mike miał problemy, ponieważ buty ciągle mu się wykręcały. Gdy  wszyscy wreszcie doszli go gabinetu opiekuna i ustawili się w równym rządku ze spuszczonymi głowami, profesor usiadł wygodnie i zaczął swój wykład.
- Nie uczę w tej szkole długo, sam się tu nie uczyłem. Macie tą możliwość, oraz jesteście w moim domu i co z siebie robicie ?! Jak wy ( tu pomińmy piętnastominutowy monolog o godnym noszeniu się i szacunku do własnego ciała ). Zastanawia mnie jedno ! Czemu to zrobiliście ? Chłopcy ? Może ty Michael ? – Chłopiec popatrzył na nauczyciela i próbował coś wymyślić, ale profesor powiedział – Głupi zakład ?! I jak  mogłyście pójść do dormitorium chłopców w nocy !? Gryffindor traci 5 pkt. Za każde z was, chłopcy wyjdźcie. A wy zostajecie, coś mi śmierdzi wami przy niedzielnym  bilbordzie, do tego złe zachowanie na Transmutacji, klej na krzesłach Ślizgonów i parę innych wyskoków.
- To nie my ! Czy wszystko co w tej szkole jest złe, pójdzie na cztery biedne, pierwszoroczne Gryfonki ?! – Roxanne próbowała się bronić.
- Nie będę wam przytaczał co było napisane dla mnie na tym bilbordzie, ale wcale nie świecę aurą jak paląca się choinka, ani nie mam łagodności sklątki.. E, nie ważne. Roxanne..?
- Tak prof..fesorze ? – Popatrzyła w oczy dla profesora, zająknęła się i złapała za głowę – Pan jest gorszy od bazyliszka !
- Tak myślałem, jednak wszystko wasza wina.. Szlaban w izbie pamięci z woźną Bertą…




Proszę oddać mi różdżki ! – Zaskrzeczała Berta, przyglądając się dziewczynkom z niepohamowaną satysfakcją. Niechętnie oddały jej swoją własność.
- I tak nie będziesz miała z nich pożytku – Zadrwiła pod nosem Roxanne.
- Coś ty powiedziała smarkulo ?! – Wrzasnęła woźna kipiąc złością – Skąd. Ty. To. Wiesz ?!
- Powiedziały mi leśne elfy, Wiesz ?
- Ty nędzna mała..!
-   Nie masz prawa mnie wyzywać ty czarodziejski marginesie ! Takich jak ty powinno się od razu zabić, tak jak to zrobiłaś ze swoimi mężami ! – Wrzasnęła jej w twarz Roxy. Dziewczyny stały oniemiałe, a w oczach kobiety dało się zauważyć groźny błysk, powoli podeszła do Roxy i wypowiedziała jej w twarz słowa, które dziewczyny ledwo usłyszały
- Może masz rację smarkulo, ale przed śmiercią muszę coś zrobić, szkoda, że nie mogę cię torturować.. – Przycisnęła jej różdżkę w miejscu gdzie powinno być serce – Avada Kedavra
Rozbłysło zielone mroczne światło, przytłumione przez sylwetkę dziewczyny, jej oczy stały się puste a twarz zastygła w martwym przerażeniu, upadła na kamienną posadzkę z cichym dźwiękiem. Wszystko pociemniało, lampy przygasły i dało się słyszeć przerażony krzyk Lilyanne i szyderczy śmiech woźnej, dzierżącej w dłoni różdżkę. A Roxanne leżała tam, patrząc swoimi wielkimi przerażonymi oczami w przestrzeń, ale one były puste, zasnute lekką mgiełką.. Wcale nie wyglądało to jakby spała, wyglądało to przerażająco. Z każdą sekundą ciało dziewczyny stawało się bardziej blade i bardziej odznaczało się przy jej ciemnych, rozczochranych włosach, nawet w rzeczach chłopaka wyglądała tak delikatnie i krucho, chociaż może to właśnie dlatego. Obok niej dużo głośniej upadła Berta, jej przerażający śmiech zamienił się w krzyk bólu i pozbawiona życia leżała obok Roxanne tworząc kontrast. Ona taka wielka, a dziewczynka mała i krucha. Lily podbiegła do Roxy i mocząc łzami jej twarz, szarpała ją, żeby się obudzała, wrzeszczała i płakała.. Domi stała w martwym szoku patrząc na pozbawioną życia przyjaciółkę, oraz obwiniając się w duchu. Nie zauważyła nawet strużek słonej wody płynącej po jej rumianych policzkach. Z kolei Alice straciła przytomność, była już tylko ciemność.. 

sobota, 1 grudnia 2012

7. Woźna Berta i gra w butelkę.


 Dla przeciwwagi wielu uciążliwości życia niebo ofiarowało człowiekowi trzy rzeczy: nadzieję, sen i śmiech.” (Immanuel Kant)



Dziewczyny właśnie siedziały w wierzy astronomicznej na swojej pierwszej lekcji astronomii, wszyscy byli trochę zmęczeni, ale trzeba było czekać aż zrobi się ciemno. Słuchali więc wykładu nauczycielki, była to kobieta w średnim wieku, miała długie brązowe włosy, była bardzo szczupła, widać to było, ponieważ miała na sobie ciemne obcisłe rzeczy.  Nazywała się Evelin Erys. Mówiła ciekawie ale i tak wszyscy myśleli o powrocie do wieży.. o ciepłym łóżku..
- Czy ktoś ma jakieś pytania ? – Nauczycielka wyrwała ich z letargu.
Ku zdziwieniu wszystkich rękę podniosła Roxy..
- Tak..
- Roxanne Weasley.
- Tak panno Weasley ? – Zapytała
- Czy ktoś kiedyś spadł z tej wierzy ? – Zapytała z udawaną powagą, a cała klasa zachichotała.
- To nie jest tematem, ale owszem. Wiązała się kiedyś z tym pewna legenda, ale niestety, zastała zniszczona i pamięć o niej zaginęła. Inne pytania ?
- Do czego w życiu przyda nam się astronomia ?
- Wiele kierunków magii ma w podstawach astronomię, jest to niebywale ważny przedmiot.. – Odpowiedziała wymijająco Evelin.
- Czym różni się astronomia mugolska od magicznej ? – Zapytała Dominique.
- Em.. Magiczna, jest dokładniejsza i uczą jej się wszyscy młodzi czarodzieje, na jej podstawie możemy przepowiedzieć wiele rzeczy..
- Mniej niż centaury – Wtrąciła Alice.
- Oczywiście. Ale jednak.. Och, wracajcie już do wierzy proszę. Późno się zrobiło.
Dziewczyny przybiły sobie piątkę i zaśmiały się. Wszyscy patrzyli na nie z wdzięcznością. One się ociągały i ostatnie zeszły z wierzy.
- Lily, powiedz, że masz..
- Nie, zapomniałam ale i tak nikogo nie spotkamy.
- Racja, chodźcie.
Dziewczyny poszły do kuchni, były głodne, bo przegapiły kolację. Skrzaty ugościły je iście po królewsku. Najadły się i napiły, gdy wychodziły było już grubo po ciszy mocnej.
- Ej, słyszycie ? – Zapytała Lily. Miała naprawdę dobry słuch.
- Tak, chyba tak.
- Co to ?
Nagle na korytarz na którym stały wyszła jakaś kobieta, przynajmniej im się tak wydawało. Miała dużą nadwagę, była niska, jej tłuste, krótkie, czarne włosy okalały jej twarz. Jej wodniste, małe oczy popatrzyły z triumfem na dziewczynki. Miała na sobie jakieś czarne szmaty. Nie wiedziały czy śmiać się czy płakać. Dyszała ciężko i była lekko zaczerwieniona na ziemistej twarzy. Tworzyło to razem okropny duet. Miała w ręku mop, więc pewnie była woźną.
- Wy ! Jest po ciszy nocnej ! – Wrzasnęła męskim głosem i zakaszlała sprawiając wrażenie jakby miała się udusić – Z jakiego jesteście domu !?
Roxy dyskretnie spojrzała na ubrania których były, było ciemno, więc emblematy Gryffindoru nie rzucały się w oczy.
- My jesteśmy ze Slytherinu.. – Powiedziała Roxy, ale nagle krzyknęła i z przerażeniem pokazała coś za głową kobiety.. Gdy ta ociężale się odwróciła, przyjaciółka pociągnęła resztę za sobą i zniknęły w którymś korytarzu. Dobiegły do portretu Grubej damy i podały marudzącej babce hasło.
- Mało brakowało.
- Ej, co to było ? – Al. Spojrzała na nas swoimi dużymi, przerażonymi oczami – To chyba gnom.
Wszystkie zaczęły się niekontrolowanie śmiać, Ali była czasami bardzo zabawna i bardzo mało rozumiejąca. Ale to cały jej urok.

***


- Dziewczyny ! W co ja mam się ubrać ?! – Domi siedziała przed szafą i nie mogła nic wymyślić, szykowała się do lekcji z profesorem Jeromem – Musi to jakoś wyglądać. Dziewczyny, pomórzcie !
Poszła wziąć prysznic, zaklęciem wysuszyła włosy i w samej bieliźnie wyszła do dziewczyn. Wiedziała, że nie będzie tam żadnych chłopaków, nie mieli wstępu do damskich dormitoriów. Czekały na nią dziewczyny z gotowym kompletem ubrań. Były to urocze czarne baletki, cieliste rajstopy, spódniczka przed kolano, była granatowa. Do tego dziewczęca niebieska koszula i sweterek.
- Dziewczyny, to jest śliczny zestaw, ale.. to nie są moje rzeczy. Nie mam takich ładnych.
- Mamy podobne rozmiary – Zaśmiały się dziewczyny. Domi ubrała się w zestaw i uśmiechnęła. Wygadała ładnie i skromnie.  Zrobiła jeszcze luźny warkocz.
- Ok. Leć już bo się spóźnisz.
Gdy była już w gabinecie profesor dał jej wykład na temat białej i czarnej magii, wbrew pozorom Domi słuchała jak zaczarowana. Potem powiedział, że dobrze by było całkowicie opanować oklumencję i legilimencję. Przedyskutowali, czy mogą to zrobić, dziewczynka chociaż miała całkiem spore urazy, chciała umieć się przed legilimencją całkowicie bronić.
Po godzinie umiała już całkowicie się obronić i pokazywać fałszywe wizje i wspomnienia. Za tydzień mieli się skupić na drugim filarze, na atakowaniu umysłu. Dziewczynka była wyczerpana, ale szczęśliwa. Opowiedziała wszystko ze szczegółami przyjaciółkom. Same zaczęły ćwiczyć, musiały próbować pozbywać się emocji, co było wręcz niemożliwe przy kolejnej wojnie o toaletę.

Tak mijały dni, a za nimi tygodnie, dziewczynki pochłaniały codzienne lekcje. Odrabiane prac domowych, oraz robienie kawałów. Spokoju nie dawała im jednak woźna, która zawsze musiała pojawiać się tam gdzie nikt jej nie chciał. Dziewczynki postanowiły dowiedzieć się o tej kobiecie więcej. Niestety nie miały sposobności tego zrobić. Wyszło im to przypadkiem..


- Dziewczyny, wy zostańcie pod peleryną, a ja to zawieszę, ok ? – Zapytała podekscytowana Roxy. Dziewczyny chciały umilić wszystkim dzień, zawieszając transparent, który miał pisać coś obraźliwego na każdego, kto na niego spojrzy. Była to kartka ze sklepu ojca Roxy, ale dziewczyny jakimś cudem ją powiększyły i chciały zaczepić w wejściu do wielkiej Sali.
- Podajcie mi..
- Czy to jakiś nowy trent młodzieży, gadanie do samej siebie ? – Zapytała woźna, która pojawiła się niewiadomo skąd.
- Trent.. ? A trend ! Tak, wie pani nie mam przyjaciół i rozmawiam sama ze sobą – Roxy udała bardzo smutną. Dziewczyny pod peleryną siedziały cicho i dziękowały Roxanne, że ich nie wydała.
- Do gabinetu !
- To takie coś jak pani ma gabinet ?!  Powinni zrobić hotel dla kotów.. Ale nie oni dają ogrom gabinet.. – Całą drogę Roxy mruczała pod nosem śliczne inwektywy i wspaniałe idee. Co tylko podjudzało woźną.  Weszły do małego pomieszczenia, śmierdziało tam stęchlizną i brudem. Stało tam kilka zakurzonych szafek, poobdzierane biurko i kilka krzeseł. Były jeszcze drzwi, jak się domyślała Roxy, do sypialni. Albo nory..
- Wiesz, że.. – Zaczęła męskim głosem gnomiara gdy usłyszały jakiś huk na górze – Iryt ! Zostań tu ! I niczego nie ruszaj !
Wybiegła z tego schowka na miotły, znaczy gabinetu. A Roxanne ze swoją wrodzoną ciekawością zajrzała do tych drzwi, rzeczywiście było to małe pomieszczenie z łóżkiem, obok niego leżały jakieś zgniecione papiery. Roxy podniosła je i w jej oczach pojawiło się przerażenie, zabrała kartkę i wybiegła na korytarz, pobiegła w stronę wielkiej Sali, tam pewnie czekały na nią dziewczyny, tam miały wieszać transparent. Wpadła tam zadyszana i zobaczyła wielką kartkę wiszącą przy suficie. Napisane na niej było „Rossanka – sasanka. Mała słodziuchna, naiwna i głupiutka dziewczynka, która nie wie którą stroną trzymać różdżkę, a do tego wszędzie wsadza swój przydługi nochal” Dziewczyna złapała się za nos.
- Dobra jest ta kartka…
- Rox ! Tak się martwiłyśmy ! – Dziewczyny ją przytuliły.
- Cicho. Chodźcie szybko pod pelerynę ! Mam ważne informacje ! A i jeszcze  vita quotidiana. Nie będą mogli zdjąć tego przez dobę – Usatysfakcjonowane pobiegły do wierzy. Rozłożone na łóżku Lily słuchały opowieści Roxanne. Pokazała im kartkę którą znalazła.
Berta Anastasia Hlock
Skazana na 5 lat Azakabanu oraz dożywotni zakaz używania czarów, założona bransoleta Charlsa, majątek skonfiskowany.
Skazana za: Torturowanie zaklęciem cruciatus swojego 3 męża, poprzedni zaginęli w niewyśnionych okolicznościach.
Wyrok: Wykonany
Podpisano:
Madeline Cuor
- Jejku..
- O matko jedyna..
- O merlinie..
- A co to jest ta cała bransoleta ? – Domi znów było głupio, że niewiele wie.
- Jest to magiczny, mikroskopijny element wszyty pod skórą, który wydziela truciznę jeśli się użyje magii.. Umiera się praktycznie od razu.
- O matko.. to chyba najgorszy cios dla czarodzieja.
- Dziewczyny dlaczego smęcimy ? – Ali, wyglądała na zdziwioną.
- Wiesz Al, to jest poważna sprawa.
- Al mówię na mojego brata – Powiedziała Lily i wszystkie zaczęły się śmiać. Nie ma to jak załagodzić atmosferę.
- Zagrajmy w butelkę ! – Zawołała podekscytowana Roxy.
- Ale tak same ?
- Z chłopakami !
- Pogięło cię, my tam nie możemy, a na pewno nie powinnyśmy wchodzić ! A poza tym jest północ !
- Jutro niedziela, zna któraś zaklęcie wyciszające ? – Zapytała Roxy chowając do torebki rożne rzeczy, takie jak słodycze i butelki. Domi wzięła swoją książkę z zaklęciami i przekartkowała.
 - Compescendos ubique a strumień wody to aquamenti, powiedziała wyprzedzając pytanie.
Wyszły z dormitorium, w pokoju wspólnym było już tylko kilka par, które były tak zajęte sobą, ze nie zauważyły czterech pierwszoklasistek. Weszły do dormitorium chłopaków z pierwszego roku, Było trochę mniejsze, stały w nim 3 łóżka. Dziewczyny rzuciły zaklęcie wyciszające, Alice  stanęła na warcie, ale Rox, Dom i Lil podeszły do chłopaków.
Aquamenti – Szepnęły wspólnie i z ich różdżek wyleciała chłopakom na twarz zimna woda.
Reakcja chłopaków była natychmiastowa, Matthew zarwał się z krzykiem przewracając na ziemie siebie i Roxy. Lucas poderwał się, uderzając głową w kolumienkę i patrząc zdezorientowanym wzrokiem na chichoczącą Lily. Z kolei Michael rozwalił system, pociągną za sobą na łóżko zdezorientowaną Domi i trzymając jej rękę z różdżką dalej spał. Dziewczynka zarumieniła się i próbowała wyrwać, ale nie mogła. Spojrzała błagalnie na przyjaciółki. One razem z pomocą bliźniaków obudziły Mike’a. Po kilku minutach zajadali się smakołykami i kręcili butelką. Grali na zadania i tylko na zadania. Po dwóch godzinach śmiechów i zadań magiczna lista przedstawiała się tak:
Alice Carot:
*      Pocałowanie w policzek codziennie 5 chłopaków ( bez powtarzania )
*       Nie zmienianie skarpetek przez tydzień.
Alice Carot
Lilyanne Potter:
*      Jedzenie tylko jednej I tej samej rzeczy przez tydzień.
*      Niemycie się przez tydzień.
Lilyanne Potter
Dominique Roven:
*      Chodzenie za wybranym chłopakiem dokładnie 24 godziny.
*      Ubieranie się tak jak woźna cały tydzień
*      Zatańczenie do mugolskiej piosenki, przy całej wielkiej Sali
Dominique Roven
Roxanne Weasley:
*      Noszenie męskich ubrań cały tydzień
*      Nieczesanie włosów cały tydzień
Roxanne Weasley
Matthew Lons:
*      Chodzenie codziennie przez tydzień w wyzywającym damskim makijażu
*      Zaśpiewanie serenady dla Hagrida przy całej Wielkiej Sali
Matthew lons
 Lucas Lons:
*      Noszenie samych różowych ubrań przez tydzień
*      Na każdej lekcji przez cały tydzień zdobycie przynajmniej pięciu punktów
Lucas Lons
Michael Parret:
*      Chodzenie w butach na obcasach cały tydzień
*      Wyznanie miłości dla Bulstrode przy całej Wielkiej Sali
*      Przemalowanie włosów na różowo i chodzenie tak cały tydzień
 Michael Parret


Zadania należy wykonać w przeciągu tygodnia. Wykonane zadania zmieniają kolor na zielony, niewykonane w przeciągu tygodnia można wymienić na pięć innych. Od poniedziałku, do następnego poniedziałku.
- To szykuje się ciekawy tydzień – Powiedziała Ali – Chodźmy spać. Lily masz cały dzień żeby się myć !
..................................................

Rozdział dedykowany Wiktorii.
2 pytania:
*      Jak wam się podoba nowe tło ?
*      Poświęcić rozdział tygodniowi z zakładu, czy przeskoczyć dłuższy czas ?