niedziela, 9 grudnia 2012

8. Śmiech i łzy.


Łzy oczyszczają duszę..i oczy.. Śmiech dodaje blasku oczom..i jest mową duszy..
Anonim 


Śniadanie w wielkiej Sali było niezwykle udane, 20 % dziewczyn czytając obraźliwy bilbord uciekało z płaczem ze śniadania. A dziewczyny cicho zaśmiewały się z tego przedstawiania, nie miały jednak czasu gdyż całą niedzielę spędziły w bibliotece szukając zaklęć, dzięki którym miały wykonać swoje zadania. Ali rzuciła na wybrane skarpetki czar, dzięki któremu same się czyszczą, coś jak w magicznych pieluchach. Lily chciała rzucić taki czar na siebie ale niestety nie poskutkowało. Domi z ciężkim sercem musiała transmutować swoje ubrania na za duże czarne szmaty a Roxy na ubrania męskie, do tego włosy rozczesała i zaplotła w mocny warkocz. Również chłopcy musieli się przygotować. Matthew pożyczył kosmetyki i wziął kilka porad od starszych gryfonek, Lucas wziął się do nauki i zmienił kolor wszystkich swoich ubrań na różowy. Z kolei Michael poprosił prefekt naczelną o pomoc z włosami i transmutowaniem butów, bo nie wiedział jak mają wyglądać obcasy. Tak przygotowani poszli spać.


- Dziewczyny ! Ja tam nie wejdę ! Nie ma mowy ! – Histeryzowała Roxy. Miała na sobie za duże męskie rzeczy, w których daleko jej było do ideału i rozczochrane włosy.
- Mi to mówisz ?! Wyglądam jak woźna tylko mi mopa brak ! – Dodała swoje pięć groszy Domi, która ubrana była w wiszące czarne rzeczy.
- A moje skarpetki mają się dobrze.. ! – Pokazała im język Ali, no chodźcie !
- Chodźcie.. ! – Powiedziała Lily i weszła do wielkiej Sali, wzrok wszystkich spoczął na młodych gryfonach, wielka Sala wypełniła się śmiechem. Ali nic sobie z tego nie robiąc, pocałowała dwóch drugorocznych gryfonów i trzech krukonów w policzki. A Lily jadła paszteciki. Czeka ją tydzień samych pasztecików. Po pięciu minutach Wielka Sala się uspokoiła i zajęła plotkowaniem, głównie na temat dziewczynek oraz tajemniczej, wielkiej kartki która wisiała poprzedniego dnia przy suficie i obrażała każdego kto próbował ją odczytać, dowiedziały się od drugoklasistek, że niewiadomo kto ją zawiesił..
- Gdzie ci chłopcy ? Pożałują.. – Szepnęła mściwie Roxy. Po chwili w drzwiach wielkiej Sali pokazali się chłopcy, dziewczyny, tak samo jak reszta, wybuchnęły niepohamowanym śmiechem, Mat miał na twarzy z tonę podkładu i nieumiejętnie ponakładane kredki, tusze i szminki.. Lucas, miał na sobie różowe tenisówki, różowe spodnie, różową bluzkę, oraz różową szatę, a pod ręką niósł różową książkę. Mike miał wściekle różowe włosy i buty na obcasach, co chwilę się potykał, ale dzielnie doszedł do swojego miejsca. Wśród drwin i śmichów ze strony wielkiej Sali zjedli śniadanie. I poszli na lekcje.
Właśnie kończyła się transmutacja, kiedy Domi podniosła rękę.
- Tak, Roven ? – Wysyczała Bulstrode.
- Czy mogłaby pani powtórzyć temat lekcji ?
- Czy ty sobie żartujesz ?!
- Nie proszę pani, mówię całkowicie poważnie – Powiedziała Domi, udając poważną minę, chociaż było to trudne gdy prawie cała klasa śmiała się.
- Za pięć minut koniec lekcji ! Czym ty się zajmowałaś dziewczyno ?!
- Zastanawiałam się, czy z pani wielkiego pryszcza wyrośnie druga głowa i czy będzie to zagrożeniem dla ludzkości – Odparła w pełni spokojnie dziewczynka, cała klasa ryknęła śmiechem, a Bulstrode zaczerwieniła się, ze wstydu lub wściekłości.
- Wynoś się z klasy !
- Z przyjemnością.. Ale jaki był temat ? – Zapytała Domi i ze śmiechem wyszła z klasy.
Stojąc pod drzwiami próbowała zahamować śmiech, co wychodziło jej raczej miernie. Po chwili doszły do niej Ali, Roxy i Lily.
- Nam też nie powtórzyła tematu – Teraz śmiały się już na całego.



Na piątkowej kolacji było stosunkowo dużo osób, ktoś rozpuścił plotkę, że będzie zabawa, a znając Hogwart, wiadomo, że każdy wiedział już o tym w godzinę. Wszyscy w napięciu wyczekiwali czegoś zabawnego. Po chwili do wielkiej Sali weszła Roxanne, której włosy przypominały bocianie gniazdo, a za duże męskie rzeczy się za nią ciągnęły,  obok niej szła śliczna Alice, która na każdym śniadaniu całowała chłopaków i lekko przykurzona Lily, ostatnio mało jadła, bo nie mogła już patrzeć na paszteciki. Piła tylko sok dyniowy. Zdziwieniem było, że nie szła z nimi Dominique, która chodząc całą dobę za jakimś Puchonem przyprawiła pół szkoły o ból brzucha ze śmiechu,  nie wiedzieli, że po dzisiejszej kolacji znów będą mieli ten problem, tylko tym razem potrójny. Gdy trzy pierwszoroczne Gryfonki już się usadziły rozbrzmiała jakaś piosenka, nie była to piosenka magiczna, więc wszyscy wyczekiwali co się stanie. Do Wielkiej Sali wbiegła Domi i w stroju woźnej, który nosiła już od tygodnia zaczęła tańczyć, w każdym razie chyba miała taki zamiar, wymachiwała rękami i nogami w rytm muzyki do końca utworu. Gdy skończyła grać muzyka wszyscy obecni patrzyli zszokowani jak ruda dziewczynka siada do stołu, lecz gdy zdziwienie minęło wszyscy zaczęli się śmiać jak opętani. Po jakiś 10 minutach gdy wszystko wróciło do normy, do Sali wszedł uśmiechnięty Lucas, po raz pierwszy od tygodnia bez książki w ręku. Po nim do Sali wkroczył jego brat, który postawił dziś na wściekle niebieski makijaż, miał w ręku małą gitarkę, zamiast usiądź na miejsce podszedł do stołu nauczycielskiego, uklęknął naprzeciwko Hagrida na jedno kolano i nieumiejętnie szarpiąc struny zaczął fałszować..
Hagridzie mój kochanyyyy,
Jakem ja narwanyyyy..
Twe lico jak u Agatyyyyy..
Tyś jest tak włochatyyyy… Ach.
Jesteś sensem mego życiaaaaa,
Jak sok do piciaaaaa..
Nie odrzucaj mnie proszęęęęę..
Odrzuceń  nie znoszęęęęę…
Hagridzie kochanyyyyy..
Pójdziesz ze mną w tanyyyy.. ?
Tym razem ludzie nie czekali, wybuchli śmiechem gdy tylko skończył, z kolei Hagrid zalał się łzami i nieskładnie tłumaczył, że ma inne poglądy na świat, co chwila wplatając coś o pszczółkach i żuczkach.
Gdy już wszystko ucichło do Sali wszedł Michael, ciągle miał różowe włosy i obcasy na nogach. Chodem rasowej kaczki podszedł do stołu nauczycielskiego i podał dla Bulstrode czarną różę, pochylił głowę i jak prawdziwy poeta zaczął mówić :
- Na górze transmutacja,
Na dole smoki,
Ja Ciebie kocham,
Darujesz wyskoki ?
Ja Ciebie kocham do Ciebie szlocham..
Czy będziesz mą ? – Dla efektu zrobił oczka zranionego jednorożca i bardzo przekonująco drżała mu dolna warga. Bulstrode uśmiechnęła się słodko, co wyglądało okropnie, i wylała mu na głowę sok dyniowy. Usatysfakcjonowany chłopiec, poszedł do swojego stołu udając płacz. Teraz śmiali się już wszyscy, nawet McGonagall. Pierwszoroczni Gryfoni zjedli kolację i już chcieli wychodzić kiedy podszedł do nich profesor Jerom
- Wszyscy pierwszoroczni Gryfoni do mojego gabinetu ! – wyszeptał groźnym i złowieszczym tonem, poczym wyszedł z Sali.  Ze spuszczonymi głowami udali się za zezłoszczonym profesorem do jego gabinetu, tylko Mike miał problemy, ponieważ buty ciągle mu się wykręcały. Gdy  wszyscy wreszcie doszli go gabinetu opiekuna i ustawili się w równym rządku ze spuszczonymi głowami, profesor usiadł wygodnie i zaczął swój wykład.
- Nie uczę w tej szkole długo, sam się tu nie uczyłem. Macie tą możliwość, oraz jesteście w moim domu i co z siebie robicie ?! Jak wy ( tu pomińmy piętnastominutowy monolog o godnym noszeniu się i szacunku do własnego ciała ). Zastanawia mnie jedno ! Czemu to zrobiliście ? Chłopcy ? Może ty Michael ? – Chłopiec popatrzył na nauczyciela i próbował coś wymyślić, ale profesor powiedział – Głupi zakład ?! I jak  mogłyście pójść do dormitorium chłopców w nocy !? Gryffindor traci 5 pkt. Za każde z was, chłopcy wyjdźcie. A wy zostajecie, coś mi śmierdzi wami przy niedzielnym  bilbordzie, do tego złe zachowanie na Transmutacji, klej na krzesłach Ślizgonów i parę innych wyskoków.
- To nie my ! Czy wszystko co w tej szkole jest złe, pójdzie na cztery biedne, pierwszoroczne Gryfonki ?! – Roxanne próbowała się bronić.
- Nie będę wam przytaczał co było napisane dla mnie na tym bilbordzie, ale wcale nie świecę aurą jak paląca się choinka, ani nie mam łagodności sklątki.. E, nie ważne. Roxanne..?
- Tak prof..fesorze ? – Popatrzyła w oczy dla profesora, zająknęła się i złapała za głowę – Pan jest gorszy od bazyliszka !
- Tak myślałem, jednak wszystko wasza wina.. Szlaban w izbie pamięci z woźną Bertą…




Proszę oddać mi różdżki ! – Zaskrzeczała Berta, przyglądając się dziewczynkom z niepohamowaną satysfakcją. Niechętnie oddały jej swoją własność.
- I tak nie będziesz miała z nich pożytku – Zadrwiła pod nosem Roxanne.
- Coś ty powiedziała smarkulo ?! – Wrzasnęła woźna kipiąc złością – Skąd. Ty. To. Wiesz ?!
- Powiedziały mi leśne elfy, Wiesz ?
- Ty nędzna mała..!
-   Nie masz prawa mnie wyzywać ty czarodziejski marginesie ! Takich jak ty powinno się od razu zabić, tak jak to zrobiłaś ze swoimi mężami ! – Wrzasnęła jej w twarz Roxy. Dziewczyny stały oniemiałe, a w oczach kobiety dało się zauważyć groźny błysk, powoli podeszła do Roxy i wypowiedziała jej w twarz słowa, które dziewczyny ledwo usłyszały
- Może masz rację smarkulo, ale przed śmiercią muszę coś zrobić, szkoda, że nie mogę cię torturować.. – Przycisnęła jej różdżkę w miejscu gdzie powinno być serce – Avada Kedavra
Rozbłysło zielone mroczne światło, przytłumione przez sylwetkę dziewczyny, jej oczy stały się puste a twarz zastygła w martwym przerażeniu, upadła na kamienną posadzkę z cichym dźwiękiem. Wszystko pociemniało, lampy przygasły i dało się słyszeć przerażony krzyk Lilyanne i szyderczy śmiech woźnej, dzierżącej w dłoni różdżkę. A Roxanne leżała tam, patrząc swoimi wielkimi przerażonymi oczami w przestrzeń, ale one były puste, zasnute lekką mgiełką.. Wcale nie wyglądało to jakby spała, wyglądało to przerażająco. Z każdą sekundą ciało dziewczyny stawało się bardziej blade i bardziej odznaczało się przy jej ciemnych, rozczochranych włosach, nawet w rzeczach chłopaka wyglądała tak delikatnie i krucho, chociaż może to właśnie dlatego. Obok niej dużo głośniej upadła Berta, jej przerażający śmiech zamienił się w krzyk bólu i pozbawiona życia leżała obok Roxanne tworząc kontrast. Ona taka wielka, a dziewczynka mała i krucha. Lily podbiegła do Roxy i mocząc łzami jej twarz, szarpała ją, żeby się obudzała, wrzeszczała i płakała.. Domi stała w martwym szoku patrząc na pozbawioną życia przyjaciółkę, oraz obwiniając się w duchu. Nie zauważyła nawet strużek słonej wody płynącej po jej rumianych policzkach. Z kolei Alice straciła przytomność, była już tylko ciemność.. 

4 komentarze:

  1. Jak mogłaś jak mogłaś to zrobić Roxe ty niedobra
    ja tu się tarzam z ody dla Hagrida a ty tu takie coś


    Obrażony TEDDY

    OdpowiedzUsuń
  2. *hejt * nie powiem nic więcej na ten temat

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietne ! spadlam z krzesla jak czytalam ode serio! ale jak moglas ja zabic :(((((((((

    OdpowiedzUsuń