czwartek, 14 marca 2013

26. Dla Malfoya nie wypada..





- Jak tak można ?! – Pan Malfoy mówił cichym syczącym głosem, chociaż był czerwony ze złości, to ton jego głosu był gorszy niż krzyk -  Ten głupi Potter, tępy Weasley i szlamowata Granger !
Wszyscy popatrzyli ze zdziwieniem na pana Malfoya.
- Co masz na myśli kochanie ? – Zapytała Pani Malfoy.
- Jak oni mogli wydziedziczyć swoje dzieci bo się zakochały ?!  - Pomasował swoje skronie – Co o mnie wiecie dzieciaki ?
- Stosunkowo niewiele, jeżeli wchodziło na pana temat to wypowiadali się tylko nasi rodzice. Reszta rodziny milczała, chociaż czasem niektórzy bronili pana i pańskiej rodziny, czasem George wstawiał się za panem. Ale głównie to złe rzeczy.
- Tak. Święta trójca Hogwartu zawsze była przeciwko mnie, nic nie wiedzieli.. – Stalowo-szare tęczówki popatrzyły z bólem w przestrzeń – Dzieciaki idźcie do siebie a ciebie James.. Zapraszam do gabinetu.
- A ja ciebie Rosanne do ogrodu – Uzupełniła Astoria.
Gdy dwa przeciwieństwa usiadły naprzeciwko siebie w biurze pan Malfoy westchnął, podszedł do regału i wyjął jedną książkę, a z niej flakonik z przeźroczystą substancją, postawił go przed chłopakiem i ponownie usiadł. James bez wahania wychylił flakonik wypijając eliksir prawdy.
- Nazywasz się James Syriusz Potter ?
- Tak.
- Kochasz Convalie* Caroline Malfoy ?
- Tak.
- Służysz czarnemu panu ?
- Nie.
Pan Malfoy podał chłopakowi jeszcze jeden flakonik, neutralizujący działanie poprzedniego eliksiru.
- Jestem dumny chłopcze, mam tylko trzy prośby. Pierwsza to.. Poczekaj aż Connie skończy szkołę, druga nigdy nie podnoś na nią ręki, nie popełnij moich błędów i trzecia.. Proszę o liczne wnuki ale z umiarem – Blondyn zaśmiał się – A teraz interesy, co zamierzaliście z Rosanne zrobić ?
- Dziękuję panu, jest pan dużo lepszym ojcem niż mój. Zamierzałem znaleźć pracę, jakiś domek czy też pokój i zarabiać na siebie i Rose. Wysłać moją kuzyneczkę do szkoły i pracować jak się tylko da, żeby dać Connie godne życie, jestem gotowy poświęcić dla niej wszystko.
- Ile zdałeś owtemów na oceny pozytywne ?
- Zdałem OPCM, Zaklęcia, Transmutacje, Eliksiry, Numerologie, Zielarstwo i Starożytne Runy. W tym cztery na Wybitny a reszta na Powyżej Oczekiwań.*
- To wspaniale ! Do tego jesteś z dobrej rodziny, odważny i kochasz moją córkę. Co powiesz na posadę w mojej firmie ? Dałbym ci też pokój w tym domu, ale pewnie chcesz się usamodzielnić więc dam ci na własność dom, w którym również ja stawiałem swe pierwsze kroki ku dorosłości, jest niewielki ale wystarczający.
- To.. Ja nie wiem czy mogę to przyjąć.
- Chłopcze.. Wolisz wrócić do Potterów ?
- Zapłacę panu za to wszystko jak będę miał pieniądze, naprawdę – James uśmiechnął się szeroko.
- Nie wątpię. Od jutra zaczynasz, powiem ci co i jak. Staw się tu – Podał chłopakowi kartkę z adresem – Jutro o 12:00. A teraz chodźmy do pań.
Zastali Astorię i Rose w altance.
- Draco, Rose to wspaniała dziewczyna !
- Podobnie James jest wspaniałym młodym mężczyzną. Rose czy chciałabyś zamieszkać z nami.. I Scorpiusem. Zaadoptowalibyśmy cię, jeżeli nie zrobimy tego w 24 godziny to magicznie wrócisz do Potterów. Pewnie już zdali sobie sprawę ze swojego błędu, a ja chętnie dam im w kość.
- A czy to nie będzie przeszkadzało mi i Scor..
- Nie będzie na 100 % kochana.
- Więc chodźmy do ministerstwa ! Tylko błagam.. zmieńcie mi drugie imię – Rose czuła się swobodnie w towarzystwie swoich nowych opiekunów.
- Złap mnie za rękę Rose. A ty James znajdź Connie i Scorpiusa i poczekajcie na nas – Poradziła brunetka.
Brunet ruszył alejkami Malfoy Manor ale w pewnej chwili stanął. Ech.. Aquamenti.. Czyli nie muszę wam nic tłumaczyć.
- Po pierwsze cię zabiję, a po drugie uściskam kochanie ! – Connie rzuciła się  na szyję swojego ukochanego.
- Aj ! Moczysz mnie moja mała wiedźmo. W pewnym momencie zamarli.
- Czujecie ? Connie, zostań ! – James złapał swój wisiorek który się rozgrzał i po wykrzyknięciu hasła zniknął. Rodzeństwo zrobiło to samo.
***
Wszyscy patrzyli w szoku na drzwi, nikt nie przypuszczał, że James i Rose naprawdę wyjdą.
- Zgłodnieją i wrócą – Stwierdził Ronald i wrócił do jedzenia.
- Albo mi się wydaje, ale my ich magicznie odrzuciliśmy, czujecie to ? – Ginny popatrzyła na swojego męża z obawą, wybawiciel świata zbladł.
- Nie martwcie się, po dwudziestu czterech godzinach magicznie powrócą, chyba, że James znajdzie dom, który uzna za swój i podobnie Rose, tylko ona musiałaby jeszcze znaleźć opiekunów. Możemy również wyrzec się ich bez możliwości powrotu, ale ja tego nie zrobię – Wyjaśniła wszystkim Hermiona.
Wszyscy zjedli posiłek i zebrali się w grupkach na rozmowy. Molly po stracie męża wymizerniała, ale dzisiaj wyglądała jakby 20 lat młodziej, z szerokim uśmiechem gawędziła ze swoimi dziećmi. Gdy już większość zbierała się do wyjścia dwie rzeczy wydarzyły się szybko, pierwsza to całkowite zerwanie kontaktu z Rose, odczuła to cała rodzina a najbladziej jej rodzice oraz rozgrzanie się naszyjników.
- Widzicie co narobiliście ?! Ja.. Ja muszę to przemyśleć ! – Ruda dziewczyna a za nią reszta białych, wybiegła z nory i przeniosła się, wykrzykując hasło.
Przenieśli się do wielkiego pomieszczenia bez okien. Na suficie zamontowane były mugolskie żarówki a drugą ścianę pokrywały haczyki, a na nich białe peleryny. Wszyscy w pośpiechu je zakładali i dokładnie pięć minut od wezwania, przenieśli się trzema świstoklikami do mugolskiej wioski.
To co tam zastali przeszło ich najśmielsze wyobrażenia. To była po prostu rzeź. Płonące domy, leżące ciała, krzyki i latające zaklęcia. Bez zbędnych rozkazów zaczęli walczyć. Siły były wyrównane, ale poza białymi było tu tylko trzech czarodziejów. Nie raz dało się słyszeć krzyki i napomnienia białych, walczyli ramię w ramię, a białe peleryny mieszały się z ciemno-zielonymi, pobrudzone krwią. Uczniaki bały się użyć niewybaczalnych, ale milczący nie mieli z tym najmniejszego problemu. Nie raz ludzie uchodzili z życiem przypadkowo, w pewnym momencie James nie wytrzymał, gdy Connie ledwo uniknęła zielonego promienia, jego twarz stężała, rysy wyostrzyły się i jednym ruchem wysłał zielony promień pod wpływem którego człowiek odziany w pelerynę upadł na ziemię. Chłopak odczuł ponurą satysfakcję i po raz kolejny wysłał zielony promień do ciemnych postaci. Roześmiał się szyderczo widząc padające ciało. Podobnie drobna i niepozorna, ruda dziewczyna. Molly rzucała zaklęcia uśmiercające z ogromną przyjemnością, co raz wybuchając śmiechem i płaczem. Nie przejmowała się niczym, liczyło się tylko trafić jak najwięcej ludzi, którzy bezkarnie zabijają.
Po piętnastu minutach zaciekłej walki milczący zniknęli, pozostawiając po sobie siedem ciał w pelerynach i dwunastkę zabitych mugoli. Biali razem wrócili do bezpiecznych ścian swojego schronienia.
- Słuchajcie – Michael stanął na środku pomieszczenia trzymając się za ramię – Kto nie jest ranny i się śpieszy, niech się oczyści i deportuje.* Kto jest ranny proszę na lewo, nieprzytomni obok. Uzdrawiający zajmijcie się nimi. Jestem z was dumny biali. James, Molly musicie uważać, czarna magia to niebezpieczna dziedzina, a zwłaszcza to zaklęcie. Co nie zmienia faktu, ze straciliśmy dzisiaj Eleanor Hills, która zginęła broniąc własną piersią swojej młodszej siostry, jeszcze zanim przybyliśmy. Uczcijmy ją minutą ciszy, ją i jej wielka odwagę – Wszyscy zamilkli, Michael zamienił jej szatę na wieszaku przemieniając biel na szkarłat – Dziękuję wam. Jeśli ktoś chce odejść niech zrobi to w tej chwili.
Wszyscy zostali a potem się przegrupowali i prowadzili ciche rozmowy. Molly znalazła oparcie w Albusie i wszyscy stopniowo znikali, bardziej lub mniej poranieni.
James przeniósł się do Malfoy Manor w towarzystwie rodzeństwa, a Rose wróciła do Ministerstwa. W wielkim białym dworku było przerażająco cicho, brunet siedział pod ścianą a z jego oczu ciekły łzy, Connie i Scorp nie wiedzieli co robić, musieli go szybko uspokoić a sami byli roztrzęsieni.
- Kochanie weź się w garść. Na wojnie to normalne – Przekonywała blondynka.
- Nie  mów mi, że to jest normalne ! To jest okropne, rozumiesz ?! Ja zabiłem. Z zimną krwią pozbawiłem życia. Jakąś rodzinę, jakieś dziecko.. pozbawiłem ojca. I do cholery jasnej mi się to podobało ! To nie jest normalne i nie wmawiaj mi tego ! – James wstał i odepchnął blondynkę, która wpadła na ścianę. Chłopak schował twarz w dłoniach a potem przerażony się cofnął – To koniec Con. Jesteś zbyt czysta dla mnie, zasługujesz na szczęście.
Chłopak szybkim krokiem ruszył do drzwi a Connie zbladła i zachwiała się..
***
-Rosanne Camille Malfoy  brzmi dużo lepiej niż Rosanne Hermiona Weasley, nie uważacie ? – Rose szybko wróciła do ministerstwa i dokończyli adopcję.
- Masz całkowitą rację.. Córeczko. Wracamy do domu ? – Zapytała Astoria i przytuliła dziewczynę.
- Wracajmy.
Teleportowali się przy bramie i ruszyli ku domowi, w tym samym czasie wypadł z niego James. Po policzkach ciekły mu łzy i nie patrzył gdzie idzie.
- James ?! Co ci się stało ? – Ruda podbiegła do chłopaka – Chodź porozmawiać.
Po chwili dobiegli też zapłakana Connie i Scorp z zaciśniętymi ustami.
- Dzieciaki, deportujcie się do nowego domu Jamesa, tu macie adres. Con, Scorp.. Możecie zostać nawet na noc.
- Dzięki tato. Ale może zrobisz świstoklik – Roztrzęsiona blondynka popatrzyła błagalnie na ojca. Ten złapał zapalniczkę i podał ją dziewczynie, młodzież ją chwyciła i zniknęła.
Pojawili się przed dużym domem, był na przedmieściach Londynu, przy ulicy. Nie było żadnego ogrodu ani nic podobnego. Weszli do środka i zamurowało ich. Znajdowali się w wielkim salonie, z widokiem na ogród z basenem. Jasne zasłony, komplet wypoczynkowy i dywan idealnie komponowały się z czarnymi dodatkami. Connie usiadła w fotelu i schowała twarz w dłoniach.
- Wasz ojciec nie wie co znaczy „mały” – Stwierdził gorzko brunet – Convalie, możemy porozmawiać..? Na osobności ?
- Oczywiście James.
Wyszli do kuchni a inna para została w salonie. Rose usiadła na dywanie i odetchnęła. Rozpaliła ogień w kominku jednym machnięciem różdżki i popatrzyła wyczekująco na blondyna.
- Zamierzasz tak stać ?
- Dla Malfoya nie wypada siadać na podłodze.
- To masz problem kochanie, bo jestem Malfoyem i siedzę – Stwierdziła ruda.
- Chyba się poświęcę.. – Wybuchli głośnym śmiechem, a po chwili w salonie pojawili się szczęśliwi Connie i James z parującymi kubkami w rękach.
- Nie wiem czy to imperius ale jeśli to gorąca czekolada to ja nie wnikam – Stwierdziła ruda i zabrała kubek.
___
* Convalie czyli Connie  
* Zwykle  uczniowie zdają 3-4 ( chyba )
* Już w 5 klasie mogą używać magii jakby ktoś zapomniał
SORKI ZA ZAPYCHACZA. Akcja w następnym rozdziale. 

5 komentarzy:

  1. WOW no co jak co ale takiego zwrotu akcji sie nie spodziwałam kochanie :) :* to jest cudne al ejak mogłaś tak oczermic moją Mione :((

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejciu.. Tyle akcji <3 Czekam na nexta !!

    OdpowiedzUsuń
  3. [SPAM]
    I imieniu całej załogi, zapraszam na stronę stowarzyszenia "Młode Pokolenie" http://stowarzyszenie-mp.blog.onet.pl/ , zrzeszającego autorów fanfiction potterowskich, których bohaterowie należą do tzw. "Młodego pokolenia"
    Serdecznie zapraszam do zaglądania i zapisów :)
    Aprilias

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękujemy za szybką odpowiedź, oczywiście twoje zgłoszenie zostało przyjęte, prosiłabym tylko o wstawienie u siebie na blogu linka do naszej strony/naszego buttonu :)
    z góry dziękuję,
    Aprilias :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za dodanie naszego stowarzyszenia do linków :)
    Mam jeszcze pytanie: Czy chcesz być powiadamiana o newsach na stowarzyszeniu?
    Jeśli chcesz, możesz również podać datę urodzin i datę powstania bloga w zakładce "urodziny i rocznice" :)
    Pozdrawiam,
    Aprilias

    OdpowiedzUsuń