- Jak tak
można ?! – Pan Malfoy mówił cichym syczącym głosem, chociaż był czerwony ze
złości, to ton jego głosu był gorszy niż krzyk - Ten głupi Potter, tępy Weasley i szlamowata
Granger !
Wszyscy popatrzyli ze zdziwieniem na pana Malfoya.
- Co masz na myśli kochanie ? – Zapytała Pani Malfoy.
- Jak oni
mogli wydziedziczyć swoje dzieci bo się zakochały ?! - Pomasował swoje skronie – Co o mnie wiecie
dzieciaki ?
- Stosunkowo
niewiele, jeżeli wchodziło na pana temat to wypowiadali się tylko nasi rodzice.
Reszta rodziny milczała, chociaż czasem niektórzy bronili pana i pańskiej
rodziny, czasem George wstawiał się za panem. Ale głównie to złe rzeczy.
- Tak.
Święta trójca Hogwartu zawsze była przeciwko mnie, nic nie wiedzieli.. –
Stalowo-szare tęczówki popatrzyły z bólem w przestrzeń – Dzieciaki idźcie do
siebie a ciebie James.. Zapraszam do gabinetu.
- A ja
ciebie Rosanne do ogrodu – Uzupełniła Astoria.
Gdy dwa
przeciwieństwa usiadły naprzeciwko siebie w biurze pan Malfoy westchnął,
podszedł do regału i wyjął jedną książkę, a z niej flakonik z przeźroczystą
substancją, postawił go przed chłopakiem i ponownie usiadł. James bez wahania
wychylił flakonik wypijając eliksir prawdy.
- Nazywasz
się James Syriusz Potter ?
- Tak.
- Kochasz
Convalie* Caroline Malfoy ?
- Tak.
- Służysz
czarnemu panu ?
- Nie.
Pan Malfoy
podał chłopakowi jeszcze jeden flakonik, neutralizujący działanie poprzedniego
eliksiru.
- Jestem
dumny chłopcze, mam tylko trzy prośby. Pierwsza to.. Poczekaj aż Connie skończy
szkołę, druga nigdy nie podnoś na nią ręki, nie popełnij moich błędów i trzecia..
Proszę o liczne wnuki ale z umiarem – Blondyn zaśmiał się – A teraz interesy,
co zamierzaliście z Rosanne zrobić ?
- Dziękuję
panu, jest pan dużo lepszym ojcem niż mój. Zamierzałem znaleźć pracę, jakiś
domek czy też pokój i zarabiać na siebie i Rose. Wysłać moją kuzyneczkę do
szkoły i pracować jak się tylko da, żeby dać Connie godne życie, jestem gotowy
poświęcić dla niej wszystko.
- Ile zdałeś
owtemów na oceny pozytywne ?
- Zdałem
OPCM, Zaklęcia, Transmutacje, Eliksiry, Numerologie, Zielarstwo i Starożytne Runy.
W tym cztery na Wybitny a reszta na Powyżej Oczekiwań.*
- To
wspaniale ! Do tego jesteś z dobrej rodziny, odważny i kochasz moją córkę. Co
powiesz na posadę w mojej firmie ? Dałbym ci też pokój w tym domu, ale pewnie
chcesz się usamodzielnić więc dam ci na własność dom, w którym również ja
stawiałem swe pierwsze kroki ku dorosłości, jest niewielki ale wystarczający.
- To.. Ja
nie wiem czy mogę to przyjąć.
- Chłopcze..
Wolisz wrócić do Potterów ?
- Zapłacę
panu za to wszystko jak będę miał pieniądze, naprawdę – James uśmiechnął się
szeroko.
- Nie
wątpię. Od jutra zaczynasz, powiem ci co i jak. Staw się tu – Podał chłopakowi
kartkę z adresem – Jutro o 12:00. A teraz chodźmy do pań.
Zastali
Astorię i Rose w altance.
- Draco,
Rose to wspaniała dziewczyna !
- Podobnie
James jest wspaniałym młodym mężczyzną. Rose czy chciałabyś zamieszkać z nami..
I Scorpiusem. Zaadoptowalibyśmy cię, jeżeli nie zrobimy tego w 24 godziny to
magicznie wrócisz do Potterów. Pewnie już zdali sobie sprawę ze swojego błędu,
a ja chętnie dam im w kość.
- A czy to
nie będzie przeszkadzało mi i Scor..
- Nie będzie
na 100 % kochana.
- Więc
chodźmy do ministerstwa ! Tylko błagam.. zmieńcie mi drugie imię – Rose czuła
się swobodnie w towarzystwie swoich nowych opiekunów.
- Złap mnie
za rękę Rose. A ty James znajdź Connie i Scorpiusa i poczekajcie na nas –
Poradziła brunetka.
Brunet
ruszył alejkami Malfoy Manor ale w pewnej chwili stanął. Ech.. Aquamenti.. Czyli nie muszę wam nic
tłumaczyć.
- Po
pierwsze cię zabiję, a po drugie uściskam kochanie ! – Connie rzuciła się na szyję swojego ukochanego.
- Aj !
Moczysz mnie moja mała wiedźmo. W pewnym momencie zamarli.
- Czujecie ?
Connie, zostań ! – James złapał swój wisiorek który się rozgrzał i po
wykrzyknięciu hasła zniknął. Rodzeństwo zrobiło to samo.
***
Wszyscy
patrzyli w szoku na drzwi, nikt nie przypuszczał, że James i Rose naprawdę
wyjdą.
- Zgłodnieją
i wrócą – Stwierdził Ronald i wrócił do jedzenia.
- Albo mi
się wydaje, ale my ich magicznie odrzuciliśmy, czujecie to ? – Ginny popatrzyła
na swojego męża z obawą, wybawiciel świata zbladł.
- Nie
martwcie się, po dwudziestu czterech godzinach magicznie powrócą, chyba, że
James znajdzie dom, który uzna za swój i podobnie Rose, tylko ona musiałaby
jeszcze znaleźć opiekunów. Możemy również wyrzec się ich bez możliwości
powrotu, ale ja tego nie zrobię – Wyjaśniła wszystkim Hermiona.
Wszyscy
zjedli posiłek i zebrali się w grupkach na rozmowy. Molly po stracie męża
wymizerniała, ale dzisiaj wyglądała jakby 20 lat młodziej, z szerokim uśmiechem
gawędziła ze swoimi dziećmi. Gdy już większość zbierała się do wyjścia dwie
rzeczy wydarzyły się szybko, pierwsza to całkowite zerwanie kontaktu z Rose,
odczuła to cała rodzina a najbladziej jej rodzice oraz rozgrzanie się
naszyjników.
- Widzicie
co narobiliście ?! Ja.. Ja muszę to przemyśleć ! – Ruda dziewczyna a za nią
reszta białych, wybiegła z nory i przeniosła się, wykrzykując hasło.
Przenieśli
się do wielkiego pomieszczenia bez okien. Na suficie zamontowane były mugolskie
żarówki a drugą ścianę pokrywały haczyki, a na nich białe peleryny. Wszyscy w
pośpiechu je zakładali i dokładnie pięć minut od wezwania, przenieśli się
trzema świstoklikami do mugolskiej wioski.
To co tam
zastali przeszło ich najśmielsze wyobrażenia. To była po prostu rzeź. Płonące
domy, leżące ciała, krzyki i latające zaklęcia. Bez zbędnych rozkazów zaczęli
walczyć. Siły były wyrównane, ale poza białymi było tu tylko trzech czarodziejów.
Nie raz dało się słyszeć krzyki i napomnienia białych, walczyli ramię w ramię,
a białe peleryny mieszały się z ciemno-zielonymi, pobrudzone krwią. Uczniaki
bały się użyć niewybaczalnych, ale milczący nie mieli z tym najmniejszego problemu.
Nie raz ludzie uchodzili z życiem przypadkowo, w pewnym momencie James nie wytrzymał,
gdy Connie ledwo uniknęła zielonego promienia, jego twarz stężała, rysy wyostrzyły
się i jednym ruchem wysłał zielony promień pod wpływem którego człowiek odziany
w pelerynę upadł na ziemię. Chłopak odczuł ponurą satysfakcję i po raz kolejny
wysłał zielony promień do ciemnych postaci. Roześmiał się szyderczo widząc
padające ciało. Podobnie drobna i niepozorna, ruda dziewczyna. Molly rzucała
zaklęcia uśmiercające z ogromną przyjemnością, co raz wybuchając śmiechem i
płaczem. Nie przejmowała się niczym, liczyło się tylko trafić jak najwięcej
ludzi, którzy bezkarnie zabijają.
Po piętnastu
minutach zaciekłej walki milczący zniknęli, pozostawiając po sobie siedem ciał
w pelerynach i dwunastkę zabitych mugoli. Biali razem wrócili do bezpiecznych
ścian swojego schronienia.
- Słuchajcie
– Michael stanął na środku pomieszczenia trzymając się za ramię – Kto nie jest
ranny i się śpieszy, niech się oczyści i deportuje.* Kto jest ranny proszę na
lewo, nieprzytomni obok. Uzdrawiający zajmijcie się nimi. Jestem z was dumny
biali. James, Molly musicie uważać, czarna magia to niebezpieczna dziedzina, a
zwłaszcza to zaklęcie. Co nie zmienia faktu, ze straciliśmy dzisiaj Eleanor
Hills, która zginęła broniąc własną piersią swojej młodszej siostry, jeszcze
zanim przybyliśmy. Uczcijmy ją minutą ciszy, ją i jej wielka odwagę – Wszyscy zamilkli,
Michael zamienił jej szatę na wieszaku przemieniając biel na szkarłat –
Dziękuję wam. Jeśli ktoś chce odejść niech zrobi to w tej chwili.
Wszyscy
zostali a potem się przegrupowali i prowadzili ciche rozmowy. Molly znalazła
oparcie w Albusie i wszyscy stopniowo znikali, bardziej lub mniej poranieni.
James przeniósł
się do Malfoy Manor w towarzystwie rodzeństwa, a Rose wróciła do Ministerstwa.
W wielkim białym dworku było przerażająco cicho, brunet siedział pod ścianą a z
jego oczu ciekły łzy, Connie i Scorp nie wiedzieli co robić, musieli go szybko
uspokoić a sami byli roztrzęsieni.
- Kochanie
weź się w garść. Na wojnie to normalne – Przekonywała blondynka.
- Nie mów mi, że to jest normalne ! To jest okropne,
rozumiesz ?! Ja zabiłem. Z zimną krwią pozbawiłem życia. Jakąś rodzinę, jakieś
dziecko.. pozbawiłem ojca. I do cholery jasnej mi się to podobało ! To nie jest
normalne i nie wmawiaj mi tego ! – James wstał i odepchnął blondynkę, która
wpadła na ścianę. Chłopak schował twarz w dłoniach a potem przerażony się
cofnął – To koniec Con. Jesteś zbyt czysta dla mnie, zasługujesz na szczęście.
Chłopak szybkim
krokiem ruszył do drzwi a Connie zbladła i zachwiała się..
***
-Rosanne
Camille Malfoy brzmi dużo lepiej niż
Rosanne Hermiona Weasley, nie uważacie ? – Rose szybko wróciła do ministerstwa
i dokończyli adopcję.
- Masz całkowitą rację.. Córeczko. Wracamy do domu ? – Zapytała Astoria i przytuliła dziewczynę.
- Masz całkowitą rację.. Córeczko. Wracamy do domu ? – Zapytała Astoria i przytuliła dziewczynę.
- Wracajmy.
Teleportowali
się przy bramie i ruszyli ku domowi, w tym samym czasie wypadł z niego James.
Po policzkach ciekły mu łzy i nie patrzył gdzie idzie.
- James ?!
Co ci się stało ? – Ruda podbiegła do chłopaka – Chodź porozmawiać.
Po chwili
dobiegli też zapłakana Connie i Scorp z zaciśniętymi ustami.
- Dzieciaki,
deportujcie się do nowego domu Jamesa, tu macie adres. Con, Scorp.. Możecie zostać
nawet na noc.
- Dzięki
tato. Ale może zrobisz świstoklik – Roztrzęsiona blondynka popatrzyła błagalnie
na ojca. Ten złapał zapalniczkę i podał ją dziewczynie, młodzież ją chwyciła i zniknęła.
Pojawili się
przed dużym domem, był na przedmieściach Londynu, przy ulicy. Nie było żadnego ogrodu
ani nic podobnego. Weszli do środka i zamurowało ich. Znajdowali się w wielkim
salonie, z widokiem na ogród z basenem. Jasne zasłony, komplet wypoczynkowy i
dywan idealnie komponowały się z czarnymi dodatkami. Connie usiadła w fotelu i
schowała twarz w dłoniach.
- Wasz
ojciec nie wie co znaczy „mały” – Stwierdził gorzko brunet – Convalie, możemy
porozmawiać..? Na osobności ?
- Oczywiście
James.
Wyszli do
kuchni a inna para została w salonie. Rose usiadła na dywanie i odetchnęła.
Rozpaliła ogień w kominku jednym machnięciem różdżki i popatrzyła wyczekująco
na blondyna.
- Zamierzasz
tak stać ?
- Dla
Malfoya nie wypada siadać na podłodze.
- To masz
problem kochanie, bo jestem Malfoyem i siedzę – Stwierdziła ruda.
- Chyba się poświęcę..
– Wybuchli głośnym śmiechem, a po chwili w salonie pojawili się szczęśliwi
Connie i James z parującymi kubkami w rękach.
- Nie wiem
czy to imperius ale jeśli to gorąca czekolada to ja nie wnikam – Stwierdziła ruda
i zabrała kubek.
___
* Convalie
czyli Connie
* Zwykle uczniowie zdają 3-4 ( chyba )
* Już w 5
klasie mogą używać magii jakby ktoś zapomniał
SORKI ZA
ZAPYCHACZA. Akcja w następnym rozdziale.
WOW no co jak co ale takiego zwrotu akcji sie nie spodziwałam kochanie :) :* to jest cudne al ejak mogłaś tak oczermic moją Mione :((
OdpowiedzUsuńOjejciu.. Tyle akcji <3 Czekam na nexta !!
OdpowiedzUsuń[SPAM]
OdpowiedzUsuńI imieniu całej załogi, zapraszam na stronę stowarzyszenia "Młode Pokolenie" http://stowarzyszenie-mp.blog.onet.pl/ , zrzeszającego autorów fanfiction potterowskich, których bohaterowie należą do tzw. "Młodego pokolenia"
Serdecznie zapraszam do zaglądania i zapisów :)
Aprilias
Dziękujemy za szybką odpowiedź, oczywiście twoje zgłoszenie zostało przyjęte, prosiłabym tylko o wstawienie u siebie na blogu linka do naszej strony/naszego buttonu :)
OdpowiedzUsuńz góry dziękuję,
Aprilias :)
Dziękuję za dodanie naszego stowarzyszenia do linków :)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze pytanie: Czy chcesz być powiadamiana o newsach na stowarzyszeniu?
Jeśli chcesz, możesz również podać datę urodzin i datę powstania bloga w zakładce "urodziny i rocznice" :)
Pozdrawiam,
Aprilias