sobota, 2 marca 2013

25. Kochanie..



To co jest przyczyną twoich najgłębszych cierpień, jest zarazem źródłem twoich największych radości

(Antoine de Saint-Exupéry)

- Ruuudzielcu – Nataniel leżał na wyczarowanym kocu i bawił się włosami Dominique, której głowa leżała na jego klatce piersiowej.
- Tak wredny kochany małpiszonie ? – Byli parą już ponad miesiąc i dobrze im się żyło. Dominique wcześniej spontaniczna, żywiołowa i nieokiełznana, była teraz bardziej spokojna i wyważona.
- A chcesz prysznic słoneczko ?
- Oj dobrze, dobrze. Cofam tego wrednego małpiszona – Dziewczyna pokazała mu język a on zaczął bawić się różdżką. Co prawda chłopak miał nad nią dużą przewagę, podczas gdy ona była bezbronna, ale ani razu nie żałowała, że pożegnała się z magią. Użył na niej innych czarów niż strumień wody tylko raz  i to podczas kłótni po której zostali parą.
- Zostaw mnie ! Rozumiesz ?! Masz wyjść w tej chwili i nie chcę cię widzieć już nigdy ! – Dziewczynie po policzkach leciały łzy. Podczas jednej z ich słynnych gierek słownych powiedzieli o kilka słów za dużo i Nataniel popchnął dziewczynę. Wydawało jej się, że ma skręconą kostkę, ale nie przeszkadzało jej to w wrzeszczeniu na chłopaka.
- Masz mnie posłuchać w tej chwili ! Nie waż się otwierać tych ust ! Silencio ! Teraz mnie posłuchasz czy tego chcesz czy nie ! – Po pomieszczeniu rozniósł się plask, kiedy ręka rudej uderzyła z impetem w policzka chłopaka – Drętwota.
Dziewczyna nie straciła przytomności, ani nie uderzyła w ścianę. Zmroziło ją i nie mogła poruszyć nawet najmniejszym palcem, nie mogła nawet płakać.
- Grzeczna dziewczynka. Posłuchaj mnie.. Nie mogę patrzeć jak mnie ignorujesz, albo jesteś ślepa.. Albo wredna ! Kocham cię ! Rozumiesz ?! Jesteś moim powietrzem i moją wodą.. Moim sensem,  jesteś dla mnie wszystkim co mam i czego nie mam – Podszedł i pocałował ją, nie ważne jak bardzo chciała, nie mogła oddać pocałunku. Po chwili odsunął się od niej i po prostu wyszedł z pokoju zostawiając ją samą. Zaklęcie działało jeszcze trzy długie godziny, podczas których wszystko przemyślała. Pobiegła do chłopaka i pocałowała go z cała mocą, nie potrzebowali słów.
- No więc Domi.. Wiesz, że dzisiaj skończyłabyś piątą klasę ? A już niedługo kończysz szesnaście lat. Potem siedemnaście i jesteś pełnoletnia.
- Nie wiem do czego dążysz ale masz rację. Tutaj nie czuje się upływu czasu, tęsknię za nimi, wiesz ?
- Za tym Michaelem też ? – Spytał chłopak ze złością.
- Wiesz, że to moja pierwsza miłostka. Teraz mam tylko Ciebie ! A on i tak traktował mnie jak młodszą siostrzyczkę, a nie dziewczynę. No już nie bocz się kochanie.. Chodźmy na naleśniki !
Póki co staje się to wątkiem pobocznym, ale tylko chwilowo, przepraszam również za skakanie w czasie.
***
Od kiedy tylko założyli stowarzyszenie Białych prawie codziennie spotykali się w kwaterze. Minęły dopiero dwa tygodnie a wszyscy opanowali formy animagiczne, patronusy i kilka ważnych zaklęć. Wszyscy też zżyli się ze sobą. Większość odpoczywała właśnie przed kominkiem w salonie, był sobotni wieczór a oni mieli już odrobione zadania.
- To się robi podejrzane – Stwierdziła panna Malfoy – Ślizgoni gadają z Gryfonami. Krukoni opuszczają się w ocenach a Puchoni są bardziej odważni.
- Przydałaby się jakaś aferka – Rozmarzyła się Ana.
- Bo co bardziej zbliża ludzi, niż wspólny szlaban ? – Zagaił Tony Nott.
Mam plan – Błękitne oczy Connie zamigotały psotnie – Słuchajcie..
___
W sobotni wieczór wszyscy zebrali się na kolacji, dyrektor chciał coś ogłosić więc wszyscy czekali z niecierpliwością.  Zwłaszcza Biali, plan Connie był idealny, żeby zrealizować go właśnie dzisiaj.  
- Zanim zaczniecie zapychać swoje żołądki pysznościami przygotowanymi przez skrzaty domowe – Profesor Jerome wstał i popatrzył z lekkim smutkiem na swoich uczniów – Chciałbym coś ogłosić. Jak zapewne wiecie w naszym świecie źle się dzieje. Po raz kolejny zło triumfuje, ale wy chociaż bezpieczni, żyjący w słodkiej niewiedzy.. Boicie się. Dla chwilowego zapomnienia organizowane jest ostatnie wyjście do Hogsmade. Po nim będzie bal dla wszystkich, kupcie piękne suknie i szaty i bawcie się. Bal odbędzie się w niedzielę, a wyjście w sobotę. Uczestnictwo, chociaż chwilowe jest obowiązkowe, dla nauczycieli również. Jest wiosna.. Czas miłości ! Bawcie się !
Gdy ucichły oklaski do Wielkiej Sali wpadła wleciała samotna sowa, która wylądowała przed Rose, dziewczyna udała idealne zdziwienie i odwiązała od nóżki zwierzęcia list, ptak szybko wyleciał, a ruda przeczytała szybko list. Potem wstała i dramatycznie wskazując stół Ślizgonów krzyknęła.
- Który z was wy Ślizgońske pomioty mi to wysłał ?! Sądzicie niby, że Weasleye są gorsi ?! To pewnie ty.. Malfoy – Ostatnie słowo wysyczała.
- Jak śmiesz obrażać mojego brata ?! – Connie wstała i z wielką furią zaczęła bronić blondyna, który również wstał i z wyższością patrzyła na rudą.
- Szkoda by mi było papieru na ciebie, wiewiórko.
- Przeroś ją ! – Wstał Hugo, który był już tak czerwony, że skóra gryzła mu się z włosami.
- Właśnie ! – Wstali wszyscy którzy mieli za babcię i dziadka, Molly i Artura.
- Bądźcie cicho ! Ja się uczę - Poparła ich Vivienne i kilku Krukonów. Po tym jakże miłym komentarzu Roxanne, Connie, Hope i Molly jednocześnie rzucili jedzeniem w kogo popadnie. Tak rozpętała się największa bitwa na jedzenie w dziejach Hogwartu. Wszędzie latało jedzenie, było na ścianach, podłodze.. Na uczniach. Wszyscy się śmieli i rzucali czym popadnie.
- DOSYĆ ! – Wrogi głos dyrektora rozniósł się po pomieszczeniu – SIADAĆ !
Usiedli wszyscy uczniowie z wyjątkiem Białych. Ponieważ oni z premedytacją wysłali pyszne pociski w stronę dyrektora. Ze śmiechem patrzyli jak jedzenie rozbija się na twarzy autorytetu i jak wyglądają wszyscy uczniowie.
- Carot, Potter,  Weasley, Longbottom, Weasley , Smith, Hills, Lons,  Lons, Parret,  Modern, Potter, Weasley, Wood, Thomas, Weasley, Hills ,Weasley, Creevey, Volen,  Potter,  Feelish,  Malfoy, Callis, Weels,  Weels, Wood, Weels, McLaggen, Marissial, Moraus,  Candes, Volen, Smith, Eric, Dowes, Malfoy, Nott. Zostajecie w Wielkiej Sali na noc, a jutro rano to pomieszczenie ma lśnić ! Oddajcie swoje różdżki dla woźnej, ona przyniesie wam potrzebne rzeczy i wypuści was rano, chyba, że wam się nie uda.. Nie wyjdziecie zanim nie skończycie ! Czy to jasne ? A reszta do swoich Pokojów Wspólnych !
Gdy ostali sami bez różdżek i z kilkoma wiadrami, workami i ściereczkami miny trochę im zrzedły.
- To właśnie ta trudniejsza część naszego planu – Stwierdziła sceptycznie Connie.
- No trudno, trzeba brać się do roboty ! – Stwierdził Scorpius.
- Malfoy dobrowolnie chce sprzątać ? Jestem zadziwiona – Zironizowała Rose – Kto ma zapasowe różdżki w naszyjnikach?
Jak się okazało miało je tylko trzech Ślizgonów. Szybko wyznaczono zadania dla osób z różdżkami i wybłagało się skrzaty o pomoc i po godzinie w miarę ciężkiej pracy i odrobinie magii bezróżdżkowej, która szła wszystkim opornie, Wielka Sala lśniła. Tak w prawdzie to nie lśniła a była czysta ale to szczegół.
- Braciszku, co ty robisz ? – Connie podeszła do blondyna widząc jego wysiłki w bezróżdżkowym transmutowaniu patyczka w kwiatek, wyszedł mu mały niebieski kwiatuszek. Położył go na stole i zignorował siostrę. Dziewczyna, transmutowała mu jakiś  papierek, w piękną różę i odeszła kawałek.
- Ej.. Rose.. Czy zechciałabyś może pójść z tą różą na bal ? – Zapytał przechodzącą dziewczynę. Ta zarumieniła się.
- Chodziło mu o to czy nie chciałabyś iść z nim na bal – Uzupełniła Connie widząc jak jej brat się męczy.
- Ja znaczy róża.. Ee.. – Rose rozejrzała się jakby szukając pomocy.
- Moja kuzyneczka z chęcią pójdzie z tobą na bal Malfoy, sam jej się dziwię – James Potter wkroczył do akcji. Zarumieniona Rose odłożyła różę i wzięła mały niebieski kwiatuszek.
- Za chęcią. Tak – Scorpius słysząc odpowiedź rozpromienił się.
- Skoro wam tak dobrze idzie tłumaczenie to może wy też pójdziecie razem ? –Zapytał blondyn.
- Przecież on jest starszy i ja i on.. Nikogo zmuszać nie będę – Stwierdziła Panna Malfoy unosząc podbródek.
Droga Connie, w twych pięknych oczach można się zgubić, twych srebrzystych włosów poszukuję każdego dnia, uśmiech na twoich różanych wargach jest jak najlepszy prezent – Wziął różę, którą odłożyła Rose – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz za mną na bal ?
- Oczywiście, że tak – Dziewczyna miała oczy wielkości galeonów ze zdziwienia ale też szeroki uśmiech.
- Tylko uważaj na moją siostrzyczkę, Potter.
- A ty na moją kuzynkę, Malfoy.
- Skoro tak wszyscy się zapraszają to.. – Zaczął Lucas.
- My też musimy coś zrobić – Dokończył Matthew. Obaj w skupieniu transmutowali patyczki w małe kwiatki.
- Melody…
- Isabelle..
- Pójdziecie z nami na bal ? – Spytali już jednocześnie.
- Chętnie – Odpowiedziały zarumienione dziewczyny.
W pary dobrało się jeszcze kilka osób. Między innymi Maxxie i Hope, czy Viv i Fred. Jak się okazało biali mogliby się stać czerwonymi tyle w nich miłości.
___
- Dobra, bądźcie czujni, jak tylko zobaczycie coś podejrzanego to dajcie znać wiecie jak. I dziewczyny… Miłej zabawy – Skończył gadać Michael i Biali rozeszli się po miasteczku. Dziewczyny i chłopcy chodzili oddzielnie, bo jak stwierdziły „Chłopcy muszą mieć niespodziankę” a niektórzy, tacy jak James, nie widząc swojej ukochanej pięć minut wpadali w panikę. Po jakiejś godzinie Michael dyskretnie rozejrzał się po miasteczku. Zauważył w ciemnym zaułku trzy zakapturzone postaci, widział, że dziewczyny weszły ostatnio do TM więc naszyjnikiem dał znać reszcie i zaczaił się, żeby coś podsłuchać. Nie udało mu się to, ponieważ za chwilę zaczęło pojawiać się ich coraz więcej.
- WSZYSCY PONIŻEJ PIĄTEJ KLASY I NIEZDOLINI DO WALKI MAJĄ SIĘ SCHOWAĆ ! ATAKUJĄ ! MILCZĄCY ATAKUJĄ ! DO TRZECH MIOTEŁ ! – Krzyknął magicznie zgłośnionym głosem i zaczął rzucać zaklęciami w postaci. Dołączyło do niego kilku Białych, ludzi z miasteczka i nauczycieli. Dziewczyny pomagały dzieciakom się schować, gdy skończyły, dołączyły do walki.
Postacie w pelerynach, których było raptem pięćdziesiąt, zamiast atakować musiały się bronić.  Po kilku minutach przegrani łapali nieprzytomnych towarzyszy i aportowali się z trzaskiem. Michael rzucił zaklęcie antydeportacyjne na nieprzytomną trójkę. Przez to dostał zaklęciem tnącym w brzuch, siła zaklęcia odrzuciła go na ścianę. Poszkodowana została też Connie, która dostała tym samym zaklęciem w twarz i Judith, która dostała oszałamiaczem.
Wszyscy załapali zakupy i pośpiesznie wrócili do zamku. Uzdrowicielka wysłała przeniosła blondyna do Św. Munga, ocuciła Judi i zajęła się Connie. Blondynka nie uroniła nawet łzy, ale twardo wyprosiła z pomieszczenia Jamesa, który szalał z niepokoju.
- Jesteś bardzo twarda Connie, ale wiem, że cię boli. Nie musisz udawać przede mną – Uzdrowicielka machała różdżką przy twarzy dziewczyny.
- Czy.. czy zostanie mi ślad ? – Łzy popłynęły z błękitnych oczu.
- Niestety, to czarno-magiczna klątwa. Tylko tyle mogę zrobić, z czasem zblednie, nie martw się. Proszę – Uzdrowicielka podała dziewczynie lusterko. Blondynka przejrzała się w tafli, na jej nieskazitelnej twarzy pojawiła się szpecąca blizna. Przechodziła przez cały lewy policzek.
- Dziękuje pani, ja już chyba pójdę – Dziewczyna zauważyła, że chłopaki zabrali jej partnera na bal do dormitorium, tak jak prosiła. Wolno skierowała się do PW Krukonów i mając na sobie zaklęcie kameleona położyła się do łóżka, zasłoniła kotary i dopiero tam dała upust emocjom. Przespała całą noc, obudziły ją rozmowy jej koleżanek z dormitorium, które szykowały się na bal.
- Martwiłyśmy się śpiąca królewno. Niklaus i Natan wręcz szaleli w Pokoju Wspólnym.
- Viv.. Ja wyglądam okropnie.. Zobacz – Connie odsłoniła włosy i pokazała policzek – Teraz James już na pewno nie zechce ze mną być.
- Przecież cię kocha, to widać. 
- Nie widzę tego i nie zobaczę a na pewno nie dzisiaj.
- Nie idziesz na bal ?
- Nie.
- Masz się szykować, może jakoś to zakryjemy, znam jedno zaklęcie.
- Nie mam zamiaru.
- Tylko dziś. Connie, chodź ! Zastały tylko dwie godziny do balu !
Connie ubrała się w długą srebrną sunię, która idealnie opinała jej ciało, uwydatniając wszystkie jej atuty, była prosta do samej ziemi, ale szykowna, z pięknym delikatnych obszyciem. Do tego szpilki, w których i tak była dużo mniejsza od swojego partnera. Włosy w lekkich lokach były leciutko podpięte a reszta spływała na plecach gdzie było duże wycięcie. Zrobiła też lekki makijaż, efekt psuła tylko świeża blizna na jej policzku. Viv miała zieloną krótką sukienkę, odciętą pod piersiami ślicznym paskiem, a włosy spięła w artystyczny kok. 
- Potem zejdę. Proszę.. Daj mi chwilkę.
Viv westchnęła i zeszła, widziała wyczekujące spojrzenie Pottera więc podeszła do niego.
- Wątpię żeby zeszła, ale jeśli ci bardo zależy.. Hasło sam musisz odgadnąć.
James nie patrząc na nic pobiegł do drzwi i chwycił za klamkę, nie puściły rozległ się jedynie głos „Kto był pierwszy, czarodziej czy mugol ?” Brunet pomyślał chwilę.
- Są to jakby dwie różne razy, więc byli jednocześnie – Stwierdzi chłopak niepewnie. Drzwi się na szczęście otworzyły. Rzucając zaklęcie, które wymyślili z chłopakami, wbiegł do dormitorium Connie.
- Viv, mówiłam ci, żebyś dała mi chwilę.
- Tak żebyś już nie przyszła wcale ? – Zapytał James.
Dziewczyna rzuciła na siebie zaklęcie kameleona.
- Po co tu przyszedłeś ?
- Nie chcesz iść ze mną ? Czemu się ukryłaś ? Connie… ?
- James.. ja myślę, że to nasz koniec, chociaż nie mieliśmy początku.
- Czemu ? – Zapytał chłopak słabo.
- Dlatego – Dziewczyna zdjęła zaklęcie i pokazała chłopakowi policzek. Zdziwiła się, gdy brunet podszedł i pogłaskał ją po policzku.
- Kochanie, jak dla mnie to tylko pokazuje twoją odwagę. Kocham cię z blizną i bez niej, bo jak na ciebie patrzę, to widzę tylko miłość mojego życia.
- Ja cię też kocham.
- Zostaniesz moją dziewczyną ? Proszę..
- Z wielką chęcią - Ich usta złączyły się w pocałunku.
Podobnie na balu, w ciemnym rogu, rudowłosa i blondyn świętowali swój związek pocałunkami. Nie wiedzieli ile przyjedzie im zapłacić za miłość między znienawidzonymi rodami.
___
- Do nie szybkiego zobaczenia BIALI ! – Zaczął przemowę Michael, dzisiaj odjeżdżali do domów, a on sam wyszedł ze szpitala dzień sprzed egzaminami – Jednak gdy rozgrzeje się wasz naszyjnik a będziecie gotowi walczyć, wystarczy powiedzieć „biali” przeniesie was do jednego miejsca, gdzie się przebierzemy i razem stawimy do walki. Miłych wakacji !
Wszyscy wesoło rozmawiając ruszyli po swoje kufry. Potem w pociągu siedzieli grupkami, których nigdy by sobie nie wyobrażali. Dzieci Weasley- Potter szykowały się na wielka ucztę w Norze, zawsze po zakończeniu roku zbierali się tam. Dziewczyny ogarnął dziwny smutek, nie będzie tam z nimi Domi. Gdy dojechali ich kufry zostały zmniejszone a oni teleportowali się do Babci Molly. W jednym z ataków zginął dziadek Artur i jedynym pocieszeniem rudej kobiety były wnuki. Postarzała się bardzo przez te kilka miesięcy, ale jej zdolności kucharskie nie zmieniły się.
- Więc kochanie, masz już jakąś wybrankę ?  Chłopak z szanującego się rodu powinien brać ślub po zakończeniu szkoły – Ginny zwróciła się do syna.
- Mam dziewczynę mamo i kocham ją nad życie, ale jest młodsza.
- Kto to ? Znam jej rodziców ? Może ją przyprowadzisz ?
- To Connie.. Connie Malfoy.
- MALFOY ?! – Krzyknęło kilka osób.
- Tak ! Jest Krukonką i to wspaniała dziewczyna !
- Nie będziesz chodził z tym pomiotem  ! – Syknął Harry.
- Ja też jestem z Malfoyem ! – krzyknęła Rose.
- O nie ! Już nie jesteś ! Chyba, że wolisz tą małą tleniona fretkę od nas ?! – Ron poczerwieniał na twarzy a kuzynostwo patrzyło na bruneta i rudą współczująco.
- Wolę jego – Szepnęła Rose.
- Możesz zapomnieć o nazwisku Weasley i nie masz po co wracać do domu ! – Wysyczał Ronald, a Hermiona milczała.
- A ty kogo wolisz młody człowieku ? – Pan Potter spojrzał na syna.
- Wolę Connie.
- Tez nie masz po co wracać do domu, dopóki nie zmądrzejesz – Rose i James wyszli ramię w ramię z domu i nie zaszczyciwszy Nory spojrzeniem, James deportował ich do jakiegoś parku.
- Co robimy kuzynie ?
- Musimy chyba powiadomić Connie i Scorpiusa o stanie rzeczy i zobaczyć jak zareagują ich rodzice. Potem znajdę jakąś pracę i będziemy jakoś razem żyć. Nie mamy innego wyjścia Rose – Chłopak wstał  podał rękę dla rudej, zniknęli z cichym trzaskiem.
Pojawili się przed bramą wielkiej posiadłości, James przycisnął guzik i pojawił się przed nim skrzat domowy.
- My do panienki Malfoy  i panicza Malfoya – Powiedziała pewnie ruda.
- Skrzat deportował się i po chwili brama uchyliła się, zdenerwowani weszli na kamienną drużkę i ruszyli do domu, gdzie na ganku stały osoby ich życia.
- Co się stało ? – Zapytała Connie przytulając Jamesa.
- Wywalili nas z domu mówiąc prosto. Mówiliście już swoim rodzicom ?
- Właśnie zamierzamy to zrobić, wejdźcie.
- Kto przyszedł kochanie ? – W drzwiach pojawiła się brunetka z błękitnymi oczami – Witam, jestem Astoria Malfoy – Kobieta podała rękę dla rudej i bruneta.
 - Rosanne, niestety bez nazwiska i James podobnie jak ja.
- Wejdźcie.
- Mamo, tato – Zaczęła Connie – To jest James kiedyś Potter, mój chłopak.
- A to Rose kiedyś Wealsey, moja dziewczyna – Dokończył Scorpius i niepewne spojrzeli na Pana Malfoya który poczerwieniał ze złości. 

7 komentarzy:

  1. OMG to jest świeeeeeeeeeeeeetne ale jakmogłaś tak przerwać?!
    Ukatrupie cie pogryze ugh...
    pisz to SZYBCIEJ!!!!!!!!
    P.s ale i tak cie kocham

    OdpowiedzUsuń
  2. EEEEEEEEEEEEEEEEJ NO!
    W TAKIM MOMENCIE?!
    *CRUCIATUS* PFUYYY ..
    PISZ KOLEJNY SZLAMO JEDNA! <333
    Ps. Kocham cię <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny!!!! Jak mogłaś tak zakończyć?! Pisz szybko!!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
    sevmione-prawdziwa-historia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejj kiedy kolejna notka ?? :c wariuje juz nie ma i nie ma :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyno chcesz mnie zabic? JESTEM ARYSTOKRATKA MI SIE NIE KAZE CZEKAC TAK DLUGO!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś dodam.. Proszę nie bij arystokratko... Ej ! Ja też nie jestem jakąś szlamą ;_;
      ~ Właścicielka tego bloga której nie chce się ruszyć dupy ._.

      Usuń