To co jest przyczyną twoich najgłębszych cierpień, jest zarazem źródłem
twoich największych radości
(Antoine de
Saint-Exupéry)
-
Ruuudzielcu – Nataniel leżał na wyczarowanym kocu i bawił się włosami
Dominique, której głowa leżała na jego klatce piersiowej.
- Tak wredny
kochany małpiszonie ? – Byli parą już ponad miesiąc i dobrze im się żyło.
Dominique wcześniej spontaniczna, żywiołowa i nieokiełznana, była teraz
bardziej spokojna i wyważona.
- A chcesz
prysznic słoneczko ?
- Oj dobrze,
dobrze. Cofam tego wrednego małpiszona – Dziewczyna pokazała mu język a on
zaczął bawić się różdżką. Co prawda chłopak miał nad nią dużą przewagę, podczas
gdy ona była bezbronna, ale ani razu nie żałowała, że pożegnała się z magią.
Użył na niej innych czarów niż strumień wody tylko raz i to podczas kłótni po której zostali parą.
- Zostaw mnie ! Rozumiesz ?! Masz
wyjść w tej chwili i nie chcę cię widzieć już nigdy ! – Dziewczynie po
policzkach leciały łzy. Podczas jednej z ich słynnych gierek słownych
powiedzieli o kilka słów za dużo i Nataniel popchnął dziewczynę. Wydawało jej
się, że ma skręconą kostkę, ale nie przeszkadzało jej to w wrzeszczeniu na
chłopaka.
- Masz mnie posłuchać w tej chwili !
Nie waż się otwierać tych ust ! Silencio ! Teraz mnie posłuchasz czy tego
chcesz czy nie ! – Po pomieszczeniu rozniósł się plask, kiedy ręka rudej
uderzyła z impetem w policzka chłopaka – Drętwota.
Dziewczyna nie straciła przytomności,
ani nie uderzyła w ścianę. Zmroziło ją i nie mogła poruszyć nawet najmniejszym
palcem, nie mogła nawet płakać.
- Grzeczna dziewczynka. Posłuchaj
mnie.. Nie mogę patrzeć jak mnie ignorujesz, albo jesteś ślepa.. Albo wredna !
Kocham cię ! Rozumiesz ?! Jesteś moim powietrzem i moją wodą.. Moim
sensem, jesteś dla mnie wszystkim co mam
i czego nie mam – Podszedł i pocałował ją, nie ważne jak bardzo chciała, nie
mogła oddać pocałunku. Po chwili odsunął się od niej i po prostu wyszedł z
pokoju zostawiając ją samą. Zaklęcie działało jeszcze trzy długie godziny,
podczas których wszystko przemyślała. Pobiegła do chłopaka i pocałowała go z
cała mocą, nie potrzebowali słów.
- No więc Domi.. Wiesz, że dzisiaj skończyłabyś piątą
klasę ? A już niedługo kończysz szesnaście lat. Potem siedemnaście i jesteś
pełnoletnia.
- Nie wiem
do czego dążysz ale masz rację. Tutaj nie czuje się upływu czasu, tęsknię za
nimi, wiesz ?
- Za tym
Michaelem też ? – Spytał chłopak ze złością.
- Wiesz, że
to moja pierwsza miłostka. Teraz mam tylko Ciebie ! A on i tak traktował mnie
jak młodszą siostrzyczkę, a nie dziewczynę. No już nie bocz się kochanie..
Chodźmy na naleśniki !
Póki co staje się to wątkiem
pobocznym, ale tylko chwilowo, przepraszam również za skakanie w czasie.
***
Od kiedy
tylko założyli stowarzyszenie Białych prawie codziennie spotykali się w
kwaterze. Minęły dopiero dwa tygodnie a wszyscy opanowali formy animagiczne,
patronusy i kilka ważnych zaklęć. Wszyscy też zżyli się ze sobą. Większość odpoczywała
właśnie przed kominkiem w salonie, był sobotni wieczór a oni mieli już
odrobione zadania.
- To się
robi podejrzane – Stwierdziła panna Malfoy – Ślizgoni gadają z Gryfonami.
Krukoni opuszczają się w ocenach a Puchoni są bardziej odważni.
- Przydałaby
się jakaś aferka – Rozmarzyła się Ana.
- Bo co
bardziej zbliża ludzi, niż wspólny szlaban ? – Zagaił Tony Nott.
Mam plan –
Błękitne oczy Connie zamigotały psotnie – Słuchajcie..
___
W sobotni
wieczór wszyscy zebrali się na kolacji, dyrektor chciał coś ogłosić więc
wszyscy czekali z niecierpliwością.
Zwłaszcza Biali, plan Connie był idealny, żeby zrealizować go właśnie
dzisiaj.
- Zanim
zaczniecie zapychać swoje żołądki pysznościami przygotowanymi przez skrzaty
domowe – Profesor Jerome wstał i popatrzył z lekkim smutkiem na swoich uczniów
– Chciałbym coś ogłosić. Jak zapewne wiecie w naszym świecie źle się dzieje. Po
raz kolejny zło triumfuje, ale wy chociaż bezpieczni, żyjący w słodkiej
niewiedzy.. Boicie się. Dla chwilowego zapomnienia organizowane jest ostatnie
wyjście do Hogsmade. Po nim będzie bal dla wszystkich, kupcie piękne suknie i
szaty i bawcie się. Bal odbędzie się w niedzielę, a wyjście w sobotę.
Uczestnictwo, chociaż chwilowe jest obowiązkowe, dla nauczycieli również. Jest
wiosna.. Czas miłości ! Bawcie się !
Gdy ucichły
oklaski do Wielkiej Sali wpadła wleciała samotna sowa, która wylądowała przed
Rose, dziewczyna udała idealne zdziwienie i odwiązała od nóżki zwierzęcia list,
ptak szybko wyleciał, a ruda przeczytała szybko list. Potem wstała i
dramatycznie wskazując stół Ślizgonów krzyknęła.
- Który z
was wy Ślizgońske pomioty mi to wysłał ?! Sądzicie niby, że Weasleye są gorsi
?! To pewnie ty.. Malfoy – Ostatnie słowo wysyczała.
- Jak śmiesz
obrażać mojego brata ?! – Connie wstała i z wielką furią zaczęła bronić
blondyna, który również wstał i z wyższością patrzyła na rudą.
- Szkoda by
mi było papieru na ciebie, wiewiórko.
- Przeroś ją
! – Wstał Hugo, który był już tak czerwony, że skóra gryzła mu się z włosami.
- Właśnie !
– Wstali wszyscy którzy mieli za babcię i dziadka, Molly i Artura.
- Bądźcie
cicho ! Ja się uczę - Poparła ich Vivienne i kilku Krukonów. Po tym jakże miłym
komentarzu Roxanne, Connie, Hope i Molly jednocześnie rzucili jedzeniem w kogo
popadnie. Tak rozpętała się największa bitwa na jedzenie w dziejach Hogwartu.
Wszędzie latało jedzenie, było na ścianach, podłodze.. Na uczniach. Wszyscy się
śmieli i rzucali czym popadnie.
- DOSYĆ ! –
Wrogi głos dyrektora rozniósł się po pomieszczeniu – SIADAĆ !
Usiedli
wszyscy uczniowie z wyjątkiem Białych. Ponieważ oni z premedytacją wysłali
pyszne pociski w stronę dyrektora. Ze śmiechem patrzyli jak jedzenie rozbija
się na twarzy autorytetu i jak wyglądają wszyscy uczniowie.
- Carot, Potter,
Weasley, Longbottom, Weasley , Smith, Hills, Lons, Lons, Parret,
Modern, Potter, Weasley, Wood, Thomas, Weasley, Hills ,Weasley, Creevey,
Volen, Potter, Feelish,
Malfoy, Callis, Weels, Weels,
Wood, Weels, McLaggen, Marissial, Moraus,
Candes, Volen, Smith, Eric, Dowes, Malfoy, Nott. Zostajecie w Wielkiej Sali na noc, a jutro
rano to pomieszczenie ma lśnić ! Oddajcie swoje różdżki dla woźnej, ona
przyniesie wam potrzebne rzeczy i wypuści was rano, chyba, że wam się nie uda..
Nie wyjdziecie zanim nie skończycie ! Czy to jasne ? A reszta do swoich Pokojów
Wspólnych !
Gdy ostali sami bez różdżek i z
kilkoma wiadrami, workami i ściereczkami miny trochę im zrzedły.
- To właśnie ta trudniejsza część
naszego planu – Stwierdziła sceptycznie Connie.
- No trudno, trzeba brać się do roboty
! – Stwierdził Scorpius.
- Malfoy dobrowolnie chce sprzątać ?
Jestem zadziwiona – Zironizowała Rose – Kto ma zapasowe różdżki w naszyjnikach?
Jak się okazało miało je tylko trzech
Ślizgonów. Szybko wyznaczono zadania dla osób z różdżkami i wybłagało się
skrzaty o pomoc i po godzinie w miarę ciężkiej pracy i odrobinie magii
bezróżdżkowej, która szła wszystkim opornie, Wielka Sala lśniła. Tak w prawdzie
to nie lśniła a była czysta ale to szczegół.
- Braciszku, co ty robisz ? – Connie
podeszła do blondyna widząc jego wysiłki w bezróżdżkowym transmutowaniu
patyczka w kwiatek, wyszedł mu mały niebieski kwiatuszek. Położył go na stole i
zignorował siostrę. Dziewczyna, transmutowała mu jakiś papierek, w piękną różę i odeszła kawałek.
- Ej.. Rose.. Czy zechciałabyś może
pójść z tą różą na bal ? – Zapytał przechodzącą dziewczynę. Ta zarumieniła się.
- Chodziło mu o to czy nie chciałabyś
iść z nim na bal – Uzupełniła Connie widząc jak jej brat się męczy.
- Ja znaczy róża.. Ee.. – Rose
rozejrzała się jakby szukając pomocy.
- Moja kuzyneczka z chęcią pójdzie z
tobą na bal Malfoy, sam jej się dziwię – James Potter wkroczył do akcji.
Zarumieniona Rose odłożyła różę i wzięła mały niebieski kwiatuszek.
- Za chęcią. Tak – Scorpius słysząc
odpowiedź rozpromienił się.
- Skoro wam tak dobrze idzie
tłumaczenie to może wy też pójdziecie razem ? –Zapytał blondyn.
- Przecież on jest starszy i ja i on..
Nikogo zmuszać nie będę – Stwierdziła Panna Malfoy unosząc podbródek.
Droga Connie, w twych pięknych oczach
można się zgubić, twych srebrzystych włosów poszukuję każdego dnia, uśmiech na
twoich różanych wargach jest jak najlepszy prezent – Wziął różę, którą odłożyła
Rose – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz za mną na bal ?
- Oczywiście, że tak – Dziewczyna
miała oczy wielkości galeonów ze zdziwienia ale też szeroki uśmiech.
- Tylko uważaj na moją siostrzyczkę,
Potter.
- A ty na moją kuzynkę, Malfoy.
- Skoro tak wszyscy się zapraszają
to.. – Zaczął Lucas.
- My też musimy coś zrobić – Dokończył
Matthew. Obaj w skupieniu transmutowali patyczki w małe kwiatki.
- Melody…
- Isabelle..
- Pójdziecie z nami na bal ? – Spytali
już jednocześnie.
- Chętnie – Odpowiedziały zarumienione
dziewczyny.
W pary dobrało się jeszcze kilka osób.
Między innymi Maxxie i Hope, czy Viv i Fred. Jak się okazało biali mogliby się
stać czerwonymi tyle w nich miłości.
___
-
Dobra, bądźcie czujni, jak tylko zobaczycie coś podejrzanego to dajcie znać
wiecie jak. I dziewczyny… Miłej zabawy – Skończył gadać Michael i Biali
rozeszli się po miasteczku. Dziewczyny i chłopcy chodzili oddzielnie, bo jak
stwierdziły „Chłopcy muszą mieć niespodziankę” a niektórzy, tacy jak James, nie
widząc swojej ukochanej pięć minut wpadali w panikę. Po jakiejś godzinie
Michael dyskretnie rozejrzał się po miasteczku. Zauważył w ciemnym zaułku trzy
zakapturzone postaci, widział, że dziewczyny weszły ostatnio do TM więc
naszyjnikiem dał znać reszcie i zaczaił się, żeby coś podsłuchać. Nie udało mu
się to, ponieważ za chwilę zaczęło pojawiać się ich coraz więcej.
-
WSZYSCY PONIŻEJ PIĄTEJ KLASY I NIEZDOLINI DO WALKI MAJĄ SIĘ SCHOWAĆ ! ATAKUJĄ !
MILCZĄCY ATAKUJĄ ! DO TRZECH MIOTEŁ ! – Krzyknął magicznie zgłośnionym głosem i
zaczął rzucać zaklęciami w postaci. Dołączyło do niego kilku Białych, ludzi z
miasteczka i nauczycieli. Dziewczyny pomagały dzieciakom się schować, gdy
skończyły, dołączyły do walki.
Postacie
w pelerynach, których było raptem pięćdziesiąt, zamiast atakować musiały się
bronić. Po kilku minutach przegrani
łapali nieprzytomnych towarzyszy i aportowali się z trzaskiem. Michael rzucił
zaklęcie antydeportacyjne na nieprzytomną trójkę. Przez to dostał zaklęciem
tnącym w brzuch, siła zaklęcia odrzuciła go na ścianę. Poszkodowana została też
Connie, która dostała tym samym zaklęciem w twarz i Judith, która dostała
oszałamiaczem.
Wszyscy
załapali zakupy i pośpiesznie wrócili do zamku. Uzdrowicielka wysłała
przeniosła blondyna do Św. Munga, ocuciła Judi i zajęła się Connie. Blondynka
nie uroniła nawet łzy, ale twardo wyprosiła z pomieszczenia Jamesa, który
szalał z niepokoju.
-
Jesteś bardzo twarda Connie, ale wiem, że cię boli. Nie musisz udawać przede
mną – Uzdrowicielka machała różdżką przy twarzy dziewczyny.
-
Czy.. czy zostanie mi ślad ? – Łzy popłynęły z błękitnych oczu.
-
Niestety, to czarno-magiczna klątwa. Tylko tyle mogę zrobić, z czasem zblednie,
nie martw się. Proszę – Uzdrowicielka podała dziewczynie lusterko. Blondynka
przejrzała się w tafli, na jej nieskazitelnej twarzy pojawiła się szpecąca
blizna. Przechodziła przez cały lewy policzek.
-
Dziękuje pani, ja już chyba pójdę – Dziewczyna zauważyła, że chłopaki zabrali
jej partnera na bal do dormitorium, tak jak prosiła. Wolno skierowała się do PW
Krukonów i mając na sobie zaklęcie kameleona położyła się do łóżka, zasłoniła
kotary i dopiero tam dała upust emocjom. Przespała całą noc, obudziły ją
rozmowy jej koleżanek z dormitorium, które szykowały się na bal.
-
Martwiłyśmy się śpiąca królewno. Niklaus i Natan wręcz szaleli w Pokoju
Wspólnym.
-
Viv.. Ja wyglądam okropnie.. Zobacz – Connie odsłoniła włosy i pokazała
policzek – Teraz James już na pewno nie zechce ze mną być.
-
Przecież cię kocha, to widać.
-
Nie widzę tego i nie zobaczę a na pewno nie dzisiaj.
-
Nie idziesz na bal ?
-
Nie.
-
Masz się szykować, może jakoś to zakryjemy, znam jedno zaklęcie.
-
Nie mam zamiaru.
-
Tylko dziś. Connie, chodź ! Zastały tylko dwie godziny do balu !
Connie
ubrała się w długą srebrną sunię, która idealnie opinała jej ciało,
uwydatniając wszystkie jej atuty, była prosta do samej ziemi, ale szykowna, z
pięknym delikatnych obszyciem. Do tego szpilki, w których i tak była dużo
mniejsza od swojego partnera. Włosy w lekkich lokach były leciutko podpięte a
reszta spływała na plecach gdzie było duże wycięcie. Zrobiła też lekki makijaż,
efekt psuła tylko świeża blizna na jej policzku. Viv miała zieloną krótką
sukienkę, odciętą pod piersiami ślicznym paskiem, a włosy spięła w artystyczny
kok.
-
Potem zejdę. Proszę.. Daj mi chwilkę.
Viv
westchnęła i zeszła, widziała wyczekujące spojrzenie Pottera więc podeszła do
niego.
-
Wątpię żeby zeszła, ale jeśli ci bardo zależy.. Hasło sam musisz odgadnąć.
James
nie patrząc na nic pobiegł do drzwi i chwycił za klamkę, nie puściły rozległ
się jedynie głos „Kto był pierwszy, czarodziej czy mugol ?” Brunet pomyślał
chwilę.
-
Są to jakby dwie różne razy, więc byli jednocześnie – Stwierdzi chłopak
niepewnie. Drzwi się na szczęście otworzyły. Rzucając zaklęcie, które wymyślili
z chłopakami, wbiegł do dormitorium Connie.
-
Viv, mówiłam ci, żebyś dała mi chwilę.
-
Tak żebyś już nie przyszła wcale ? – Zapytał James.
Dziewczyna
rzuciła na siebie zaklęcie kameleona.
-
Po co tu przyszedłeś ?
-
Nie chcesz iść ze mną ? Czemu się ukryłaś ? Connie… ?
-
James.. ja myślę, że to nasz koniec, chociaż nie mieliśmy początku.
-
Czemu ? – Zapytał chłopak słabo.
-
Dlatego – Dziewczyna zdjęła zaklęcie i pokazała chłopakowi policzek. Zdziwiła
się, gdy brunet podszedł i pogłaskał ją po policzku.
-
Kochanie, jak dla mnie to tylko pokazuje twoją odwagę. Kocham cię z blizną i
bez niej, bo jak na ciebie patrzę, to widzę tylko miłość mojego życia.
-
Ja cię też kocham.
-
Zostaniesz moją dziewczyną ? Proszę..
-
Z wielką chęcią - Ich usta złączyły się w pocałunku.
Podobnie
na balu, w ciemnym rogu, rudowłosa i blondyn świętowali swój związek
pocałunkami. Nie wiedzieli ile przyjedzie im zapłacić za miłość między
znienawidzonymi rodami.
___
- Do nie szybkiego zobaczenia BIALI !
– Zaczął przemowę Michael, dzisiaj odjeżdżali do domów, a on sam wyszedł ze
szpitala dzień sprzed egzaminami – Jednak gdy rozgrzeje się wasz naszyjnik a
będziecie gotowi walczyć, wystarczy powiedzieć „biali” przeniesie was do
jednego miejsca, gdzie się przebierzemy i razem stawimy do walki. Miłych
wakacji !
Wszyscy wesoło rozmawiając ruszyli po
swoje kufry. Potem w pociągu siedzieli grupkami, których nigdy by sobie nie
wyobrażali. Dzieci Weasley- Potter szykowały się na wielka ucztę w Norze,
zawsze po zakończeniu roku zbierali się tam. Dziewczyny ogarnął dziwny smutek,
nie będzie tam z nimi Domi. Gdy dojechali ich kufry zostały zmniejszone a oni
teleportowali się do Babci Molly. W jednym z ataków zginął dziadek Artur i
jedynym pocieszeniem rudej kobiety były wnuki. Postarzała się bardzo przez te
kilka miesięcy, ale jej zdolności kucharskie nie zmieniły się.
- Więc kochanie, masz już jakąś
wybrankę ? Chłopak z szanującego się
rodu powinien brać ślub po zakończeniu szkoły – Ginny zwróciła się do syna.
- Mam dziewczynę mamo i kocham ją nad
życie, ale jest młodsza.
- Kto to ? Znam jej rodziców ? Może ją
przyprowadzisz ?
- To Connie.. Connie Malfoy.
- MALFOY ?! – Krzyknęło kilka osób.
- Tak ! Jest Krukonką i to wspaniała
dziewczyna !
- Nie będziesz chodził z tym
pomiotem ! – Syknął Harry.
- Ja też jestem z Malfoyem ! –
krzyknęła Rose.
- O nie ! Już nie jesteś ! Chyba, że
wolisz tą małą tleniona fretkę od nas ?! – Ron poczerwieniał na twarzy a kuzynostwo
patrzyło na bruneta i rudą współczująco.
- Wolę jego – Szepnęła Rose.
- Możesz zapomnieć o nazwisku Weasley
i nie masz po co wracać do domu ! – Wysyczał Ronald, a Hermiona milczała.
- A ty kogo wolisz młody człowieku ? –
Pan Potter spojrzał na syna.
- Wolę Connie.
- Tez nie masz po co wracać do domu,
dopóki nie zmądrzejesz – Rose i James wyszli ramię w ramię z domu i nie
zaszczyciwszy Nory spojrzeniem, James deportował ich do jakiegoś parku.
- Co robimy kuzynie ?
- Musimy chyba powiadomić Connie i
Scorpiusa o stanie rzeczy i zobaczyć jak zareagują ich rodzice. Potem znajdę
jakąś pracę i będziemy jakoś razem żyć. Nie mamy innego wyjścia Rose – Chłopak
wstał podał rękę dla rudej, zniknęli z
cichym trzaskiem.
Pojawili się przed bramą wielkiej
posiadłości, James przycisnął guzik i pojawił się przed nim skrzat domowy.
- My do panienki Malfoy i panicza Malfoya – Powiedziała pewnie ruda.
- Skrzat deportował się i po chwili
brama uchyliła się, zdenerwowani weszli na kamienną drużkę i ruszyli do domu,
gdzie na ganku stały osoby ich życia.
- Co się stało ? – Zapytała Connie
przytulając Jamesa.
- Wywalili nas z domu mówiąc prosto.
Mówiliście już swoim rodzicom ?
- Właśnie zamierzamy to zrobić,
wejdźcie.
- Kto przyszedł kochanie ? – W
drzwiach pojawiła się brunetka z błękitnymi oczami – Witam, jestem Astoria
Malfoy – Kobieta podała rękę dla rudej i bruneta.
- Rosanne, niestety bez nazwiska i James
podobnie jak ja.
- Wejdźcie.
- Mamo, tato – Zaczęła Connie – To
jest James kiedyś Potter, mój chłopak.
- A to Rose kiedyś Wealsey, moja
dziewczyna – Dokończył Scorpius i niepewne spojrzeli na Pana Malfoya który
poczerwieniał ze złości.
OMG to jest świeeeeeeeeeeeeetne ale jakmogłaś tak przerwać?!
OdpowiedzUsuńUkatrupie cie pogryze ugh...
pisz to SZYBCIEJ!!!!!!!!
P.s ale i tak cie kocham
EEEEEEEEEEEEEEEEJ NO!
OdpowiedzUsuńW TAKIM MOMENCIE?!
*CRUCIATUS* PFUYYY ..
PISZ KOLEJNY SZLAMO JEDNA! <333
Ps. Kocham cię <3
Cudowny!!!! Jak mogłaś tak zakończyć?! Pisz szybko!!!! :*
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńsevmione-prawdziwa-historia.blogspot.com
Hejj kiedy kolejna notka ?? :c wariuje juz nie ma i nie ma :(
OdpowiedzUsuńDziewczyno chcesz mnie zabic? JESTEM ARYSTOKRATKA MI SIE NIE KAZE CZEKAC TAK DLUGO!!!
OdpowiedzUsuńDziś dodam.. Proszę nie bij arystokratko... Ej ! Ja też nie jestem jakąś szlamą ;_;
Usuń~ Właścicielka tego bloga której nie chce się ruszyć dupy ._.