sobota, 30 marca 2013

27. Stój ty ruda wariatko !


Wys­tar­czy gest, słowo, by zra­nić tak bo­leśnie, zniszczyć szansę, cienką nić porozumienia. 

Rudowłosa niecierpliwie stukała stopą o ziemię. Stała w lesie, nie wiedziała nawet gdzie bo Nataniel zapomniał o jakimś koszyku czy jakimś innym nieznaczącym szczególe. Chociaż jeśli chodzi  o piknik to kosz z ekwipunkiem był raczej ważny. Znudzona Dominique ruszyła sama przed siebie, może to gryfońska odwaga lub zwykła głupota ale niczego się nie bała. Po stosunkowo krótkim marszu znalazła się na pięknej  łące, przynajmniej w mniemaniu dziewczyny. Była na niej jedynie długo nie koszona trawa. Zero kwiatów, pięknych strumyczków czy innych szczegółów. Wokoło las, który wydawał się nawet w ciągu słonecznego dnia straszy, a dzisiaj było lekko deszczowo i mglisto, co nie przeszkodziło parze w pikniku.
Ruda stanęła na środku i rozłożyła ręce, miała na sobie długą, białą suknię, sięgała jej do kostek i był zwiewna. Rude włosy sięgały samej ziemi a ich właścicielka dostawała szału na myśl o skracaniu ich. Teraz owa dziewczyna zachwycała się dotykiem wilgotnej trawy na stopach i uczuciu wszechobecnej mgły. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się lekko, można było ją pomylić z nimfą, czy inną istotą.
- Domiq, przeziębisz się – Chłopak założył dziewczynie swoją czarną bluzę, która wyglądała na niej komicznie.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz Natek to cię wypatroszę – Stwierdziła ruda mrużąc gniewnie oczy.
- Dobrze rudzielcu, ale wiesz.. Oj już nie bij – Chłopak zaśmiał się widząc jak dziewczyna bije go swoimi niewielkimi rączkami po torsie – Malutka, to łaskocze. W każdym razie niedaleko jest inna polanka, wiesz.. strumyk, słonko i kwiatuszki – chłopak wyszczerzył się łobuzersko.
- Ta jest idealna.. I grabisz sobie.. duży – Ich związek nie należał do tych ociekających słodyczą, był za to burzliwy i dawał rozrywkę ludziom w miasteczku.
Chłopak zaśmiał się i pocałował dziewczynę w nos, rozłożył na ziemi koc, potem powyciągał smakołyki z koszyka i uklęknął. Dziewczyna popatrzyła na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Dominique – Oj będą kłopoty, myślała dziewczyna, nigdy nie zwracał się do niej pełnym imieniem – Dzisiaj są Twoje urodziny, wiesz ? – Rudej rozbłysły oczy – A więc masz już 16  lat. A ja kocham cię jak wariat. Pewnie udzieliło mi się od ciebie. To jest pierścionek obietnicy – pokazał rudej mały pierścionek z jednym, malutkim brylancikiem – W dniu twoich 17 urodzin zmieni się w zaręczynowy. Czy go przyjmiesz ?
Ruda nie ufając swojemu głosowi kiwnęła głową i dała nałożyć sobie, idealnie pasujący pierścionek . Przyjrzała mu się i dotarło do niej coś bardzo ważnego, nigdy nie wyznała swojemu chłopakowi miłości, nawet nigdy za bardzo nie myślała o nim w takich kategoriach. Dopiero teraz dotarło do niej jakimi uczuciami go darzy. Uklęknęła przed nim i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Natanielu.. Ja cię.. – To jakże piękne wyznanie przerwał dziewczynie alarm z miasteczka, oznaczał atak. Para poderwała się i chłopak spojrzał na dziewczynę.
- Zostań tu ! – Rozkazał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nie mam zamiaru ! – Dziewczyna wbiegła w las, była szybsza od swojego chłopaka i łatwiej jej było omijać drzewa. Na jej niekorzyść działały bose stopy, ale nie przejmowała się tym.  Biegła na ratunek dla wszystkich, których zdążyła pokochać będąc w tym miasteczku. Zwłaszcza do starej pani Amandy, która robiła wspaniałe naleśniki, przypominała jej babcię i rozmawiała z nią długie godziny.
- Stój ty ruda wariatko ! – Z daleka słyszała przerażony głos Nataniela i tylko jeszcze bardziej przyspieszyła.
Wybiegła z lasu, przed nią pozostało tylko pokonanie niewielkiego pagórka,  gdy już była na szczycie zobaczyła pole walki, zbiegła z górki i popędziła do miasta. Około dwadziestu ludzi w czarnych pelerynach napadło na miasteczko, czwórka leżała na ziemi i kilka osób z miasteczka też. Gdy dziewczyna była blisko latających promieni, uzmysłowiła sobie jaką popełniła gafę. Przecież nie ma nawet różdżki. Chciała się wycofać, ale jeden z napastników zobaczył ją. Nie widziała jego twarzy ale mogła przysiądź, że uśmiechnął się szyderczo. Dzięczyna usłyszała za sobą uderzenia ciężkich butów Nataniela za sobą, ale nie spuszczała wzroku z postaci która wysłała w jej kierunku zielony promień, ruda wiedziona instynktem poniosła przed siebie rękę. Nie wiedziała czy to czas zwolnił, czy to ona spowolniła promień, ale spokojnie mogłaby go uniknąć, wiedziała jednak, że wtedy promień uderzyłby w jej ukochanego.
- Kocham cię Nataniel – Szepnęła z uśmiechem i poczuła jak ktoś ją popycha, roześmiała się radośnie, jej książę na białym jednorożcu przybył na ratunek. Odwróciła się nie zważając na bitwę rozgrywająca się za jej plecami i uśmiech spełzł jej z twarzy. Nataniel leżał na ziemi z szeroko otwartymi, pustymi oczami. Nie ruszał się, nie oddychał. Jego różdżka leżała obok jego dłoni, rudowłosa patrzyła na niego, nie rozumiała dlaczego nie śmieje się razem z nią. Z letargu zbudziło ją zaklęcie, przelatujące jej obok ucha. Nie patrząc na chłopaka złapała jego różdżkę i podbiegła do walczących. Nie czuła łez, które leciały jej nieprzerwanie po policzkach, w głowie miała tylko obraz człowieka w ciemniej pelerynie i pełno nienawiści.
- Zapłacisz mi za to – Wyszeptała i wskazała na niego różdżką, na co ten roześmiał się szyderczo – avada kedavra.
Dziewczyna rzuciła te dwa słowa jakby w przestrzeń, a zielone zaklęcie uciszyło człowieka na zawsze, przy okazji odbierając cząstkę człowieczeństwa Dominique. Dziewczyna roześmiała się tylko szyderczo i mieszając śmiech ze łzami ruszyła dalej, już bez morderczych zapędów.
Jej plany popsuło mokre, błotniste podłoże i ciało..  Ciało pani Amandy. Dziewczynie pociemniało przed oczami, poderwała się z ziemi i na jej widok zadrżeli nie tylko mieszkańcy miasteczka ale i rasowi zabójcy.
Biała suknia w błocie i krwi starszej kobiety, blada twarz, z błyszczącymi na policzkach łzami, rozczochrane, ubrudzone błotem włosy i oczy. Oczy w których widać było tylko chęć mordu. Nie wypowiadała już formułki, zielone zaklęcia wylatywały z jej różdżki, idealnie trafiając w jej cele. Dzięki temu, wszyscy napastnicy starali się zabić ją i inni mogli ich obezwładnić. Kiedy im się to udało Dominique po prostu stała i patrzyła, patrzyła w przestrzeń smutnym i pustym spojrzeniem. Czuła jak Mona zarzuca jej na ramiona pelerynę i prowadzi do sypialni, czuła zmianę temperatury gdy znalazły się w środku, czuła gorącą wodę spływającą po jej ciele i w końcu miękkie łóżko na którym siedziała wraz z Moną. Kobieta płakała, a dziewczyna po prostu patrzyła, patrzyła w tą przestrzeń, jakby miała powrócić jej Nataniela. Po kilku godzinach zabrakło obecności starszej kobiety, zabrakło nawet snu i śmierci. Na palcu ciążył jej chłodny metal, zwykły nic nie znaczący kawałek metalu, zdjęła go i zgniotła w ręku. Nie zwróciła uwagi na to, że nie powinna zgnieść bez wysiłku białego złota. Powolnymi ruchami sięgnęła do szafki z której wyjęła wisiorek od Michaela, który na powrót był serduszkiem. Założyła go na szyję i ubrała białą suknię. Włosy zaplotła w gruby warkocz i założyła granatową pelerynę. Gotowa wyszła do gabinetu Mony, właśnie tam zastała kobietę, która z roztargnieniem układała różne papiery.
- Po prostu to powiedz, powiedz, że to moja wina i że lepiej by było, jakbym się tu nie pojawiła. Ach i jeszcze, że mam się wynosić.
- To wina waszego czarnego pana. Babra się w starożytnej magii, ona jest gorsza niż ta idiotyczna czarna magia. Rzucił na ciebie zaklęcie, które zabija każdego komu wyznasz głębsze uczucie, oczywiście pozytywne. Nie wiem czy działa to na zasadzie myśl – czyn, czy czyn- czyn. Najpierw ta twoja przyjaciółka z niewoli, potem Amanda i Nataniel. Tylko ty możesz zabić tego człowieka i chyba wiesz jak..
- Przecież to niemożliwe ! – Wrzasnęła dziewczyna zrywając się z fotela na którym dotychczas siedziała -  Przecież Nat dopiero co.. on.. dopiero.. Nie mogę !
- Dominique. Ty nigdy nie byłaś zwyczajną czarownicą, twój los został już przypieczętowany, ale to sama wybierzesz, czy pozwolisz mu się wypełnić. Jesteś taka podobna do mnie – Kobieta popatrzyła na nią z bezgranicznym smutkiem – Łatwiej byłby sobie podciąć żyły, ale to takie mugolskie. Co zamierzasz moja ruda wojowniczko ?
- Godnie pochowaj tego wspaniałego człowieka.. Może się jeszcze zobaczymy i.. dziękuję za wszystko – Domi schyliła głowę, przykładając rękę do serca. W następnej chwili szła już w stronę wyjścia. Następnie stała przed dwojgiem drzwi i klęła na siebie w duchu, że znów próbowała uciec od przeszłości, chociaż podświadomie wiedziała, że to na nic. Zdecydowała się skierować na cmentarz, przystanęła gdy tam trafiła, był kilka razy większy niż wcześniej, a na nagrobkach przybyło treści. Był dzień, a i tak było widać miliony palących się zniczy i wieńców. Bez większego problemu odnalazła posążek aniołka i przy okazji grób swojego dziadka. Dziadka z którym rozmawiała raz w życiu. Z jej ciemnych oczu znów potoczyły się łzy, a ona nienawidziła się każdą słoną kropelkę.
- Dziadku kochany – Uklęknęła przed nagrobkiem i zauważyła małą skrytkę, kierowana ciekawością otworzyła ją i znalazła swoją różdżkę. Gdy poczuła w ręku magię i ciepło, dotarło do niej ile istnień pozbawiła dziś życia. Ile rodzin pozbawiła ukochanego członka. Postanowiła to odpokutować, za wszelką cenę naprawić swoje czyny. A potem.. Potem zakończyć swoje marne życie pełne cierpienia.
Wyczarowała kartkę papieru i mugolski długopis.
Przepraszam was bardzo kochani, być może nie żyję, kiedy to czytacie, a może jeszcze egzystuję. Moją jedyną prośbą jest, byście zapomnieli o mnie. Na zawsze. Domnique Isabelle Weasley nigdy nie istniała. Dziękuję za wszystkie wspaniałe chwile i przepraszam raz jeszcze.
Dziewczyna, która popełniła zbyt wiele błędów. 
Schowała kartkę i naszyjnik oddania do skrytki, gdzie znalazła różdżkę i wstała. Gdy kierowała się do wyjścia usłyszała rozmowę dwóch kobiet.
- Podobno jest atak na pokątną, zamierzasz iść walczyć ? – Pytała dość otyła kobieta w czarnej szacie.
- Nie zamierzam, kochana – Odezwała się zbyt szybko kobieta, wyglądająca na kościstą – Nie chcę, żeby Sofia została sierotą.
- A ona ? Ma już czternaście lat, za rok może czarować. Nie puścisz jej ?
- Po moim trupie ! – Odrzekła chudsza i zniknęły z cichym trzaskiem.
Dominique niewiele myśląc poprawiła kaptur i ruszyła na pokątną. Pojawiła się w jednym z zaułków, gdy wyszła zobaczyła morze białych i czarnych peleryn. Łatwym zaklęciem czepnym pomogła sobie wejść na jeden z niższych dachów i strzeliła oszałamiaczem w czarną postać. Trafiła, ciało upadło, ale to było za mało. On kiedyś wstanie a Nat nie. Tym razem niewiele myśląc użyła klątwy zabijającej, ogarnęła ją dziwna euforia i podniecenie. Gdy zabijała przez jej ciało przepływała fala rozkoszy, kochała to uczucie. Celnie strzelała klątwami, w końcu skoczyła na ziemię. Zostało już tylko kilka niedobitków. Jeden z nich rzucił avadą w jedną z białych postaci, tej postaci wystawały czarne lśniące kosmyki.. Takie jak Roxy. A do tego ten wzrost. To muszą być jej przyjaciele, strzelają głównie oszałamiaczami, dwie czy trzy osoby rzucały klątwy zabijające.
- Protego ! – krzyknęła Domi ratując dziewczynę. Pozwoliła tym samym, żeby niebieski promień strzelił w jej pierś. Przed oczami miała wszystkie osoby, które znała i kochała, widziała jak je torturują, jak zabijają. A ona stała i nie mogła nic zrobić. Chciała krzyczeć, nie mogła. Po prostu stała i patrzyła, nie mogąc nawet uronić łzy.

- Roxy !? Nic ci nie jest ? – Michael podbiegł do przyjaciółki i ją przytulił.
- Ona mnie uratowała – Szepnęła brunetka – Zabierzmy ją do siedziby kimkolwiek jest. Byle szybko, ludzie zaczynają się schodzić.
Mike wziął nieprzytomną na ręce i aktywował świstoklik. W głównej bazie, położyli dziewczynę, tak sądzili po posturze, wśród rannych i rozebrali się.
- To była świetna akcja ! Do tego po praz kolejny nikogo nie straciliśmy, dzięki tej osobie – Wskazał na nieprzytomną – Oni stracili wielu. Dziękuję wam biali, jesteście wielcy.. Chciałem jeszcze..
- Mike ! To Dominique ! To ona ! – Krzyknęła Roxy, a wszyscy podbiegli zobaczyć czy to prawda. Pamiętali rudą, jako szarą myszkę, a tu taka zmiana. Dziewczyna wypiękniała, a jej rysy stały się bardziej arystokratyczne. Miała szeroko otwarte przerażone oczy.
- Weźcie ją do Muszli a ja.. – Powiedział w roztargnieniu chłopak.
- Leć za nią ! – Dało się słyszeć z kilku ust.
- Dzięki ! Jesteście wspaniali ! Do nie- szybkiego zobaczenia ! – I deportował się.

W muszli panowało prawdziwe zamieszanie. Jedni krzyczeli, inni pojawiali się znikąd, jeszcze inni cicho płakali w kącie. Próbowali obudzić rudą dziewczynę, która nie odpowiadała na żadne bodźce. Leżała z szeroko otwartymi oczami, patrzącymi w przestrzeń, była blada i po jej czole spływały kropelki potu, z kolei jej dłoń była zamknięta w żelaznym zacisku Michaela.
- Mike, bo zrobisz jej krzywdę – Upomniała go Fleur łagodnie. Popatrzył tylko na nią nieświadomie, kobieta ze szczęścia roztaczała wokół siebie magie i wszyscy chłopcy w pobliżu zapominali języka w gębie. Kobieta w przeciwieństwie do swoich córek nie panowała nad tym, one po prostu musiały chcieć jej użyć, a ona jej używała.
- Przepraszam, ja się po prostu martwię.
- Mam pomysł – Stwierdził Bill zadowolonym głosem.
- Znów mamy ją łaskotać czy podstawiać pod nos tą śmierdzącą roślinę ? – Zapytala blondynka sceptycznie.
- Nie. Wystarczy woda – Wyczarował strumyczek z różdżki i dziewczyna zerwała się. Rozejrzała się po pokoju i w jej oczach pojawiło się zrozumienie. Nagle dotknęła swojej mokrej twarzy i jej podbródek zadrgał, oddech przyspieszył, a oczy wypełniły się łzami.
- Już dobrze kochanie, wypij to – Fleur podała jej eliksir bezsennego snu. Ruda go wypiła i zapadła w spokojny sen, wolała odłożyć konfrontację z rodziną na później a najlepiej na nigdy.
- Może ją przebierzemy mamo ? – Zapytała Victorie, patrząc znacząco na jej pelerynę. I nagle wszystkie kobiety w domu ożywiły się.
- Racja. Ale damy radę same – Stwierdziła blondynka i zaczęła lewitować córkę do jej pokoju – Vic, przynieś proszę jakąś koszulę.
Gdy córka wyszła do garderoby Fleur zdjęła szatę dla swojej drugiej córki i wciągnęła powietrze. Rudowłosa miała na sobie białą suknię, na grubych ramiączkach, więc jej ramiona były odsłonięte. Biegły po nich blizny, głównie słabo widoczne linie, ale były też rozleglejsze, a zwłaszcza postrzępiona, zaróżowiona, biegnąca po jej lewym ramieniu. Kobieta z delikatnością dotykała każdej najmniejszej kreseczki, jakby chcąc wynagrodzić córce tyle cierpienia.
- Victorie ! Zawołaj ojca, byle szybko ! – Zawołała kobieta przez łzy i wzięła Domnique w ramiona, kołysząc ją lekko.
Jak to w rodzinie Weasleyów, jak jedna osoba zostanie zawołana, to zaraz przychodzi cały dom i tak stało się tym razem. Wszystkich zamurowało, ale Bill skutecznie i dobitnie wyprosił ich i razem z żoną przebrali córkę, odkrywając przy okazji całą resztę blizn.
Gdy skończyli, razem wyszli porozmawiać z całą rodziną a w pokoju u rudej został Mike, który już wcześniej schował się w ubikacji.
Domi  nie obudziła się do wieczora,  dlatego wszyscy wyczerpani wrażeniami całego dnia poszli spać. Oczywiście Michael nie słuchając niczego został przy dziewczynie i zasnął na fotelu.
Gdy tylko odgłosy kroków i krzątaniny na korytarzach ucichły ( bo nikt nie wie, co się dzieje za barierami zaklęcia wyciszającego – zboczone domysły autorki ), Dominique otworzyła oczy i odetchnęła. Nie spała już od kilku godzin, ale nie miała zamiaru rozmawiać z tymi wszystkimi ludźmi. Przez czas spędzony w niebie, stali się dla niej bardziej odlegli, a gdyby znów się do nich zbliżyła, mogłaby zrobić im krzywdę. Najpierw musi znaleźć sposób na zdjęcie klątwy.
Ostrożnie, żeby nie obudzić śpiącego chłopaka wyszła do ubikacji, zrobić, w tym wypadku, wieczorną toaletę, a następnie do garderoby, znaleźć odpowiedni strój. Długo przeglądała wieszaki i wybrała dwa zestawy, nie wiedziała czy założyć czarne dopasowane, materiałowe spodnie i czarny golf, czy czarną suknię z długimi rękawami i rozkloszowanym dołem. Pierwszy strój miał plusy jeśli chodzi o wygodę, a drugi był raczej odpowiedni na bal.
Dziewczyna trochę przerobiła suknię, na prostą i dopasowaną. Następnie zarzuciła na plecy pelerynę, pod którą schowała włosy, ukryła twarz pod obszernym kapturem i wyszła do pokoju. Od razu spotkała się ze zdziwionym wzrokiem Michaela.
- Domi, co ty tu robisz ? Wychodzisz gdzieś ? – Zapytał kompletnie rozbudzony, a ruda zaklęła w duchu.
- Wychodzę Mike – Dziewczyna postanowiła trochę wyjaśnić dla chłopaka.
- Czemu, gdzie, po co ?
- Może to zabrzmi idiotycznie Mike, ale idę dołączyć do czarnego pana – Chłopak popatrzył na nią z szokiem – Byłam u niego torturowana długi czas, stąd te blizny, które zauważyliście. Potem trafiłam do wspaniałego miejsca, gdzie nie było wojny – Dziewczyna postanowiła pominąć Nataniela, żeby się nie rozkleić – Ale gdy milczący zburzyli mój mały świat postanowiłam się zemścić. Myślę, że tylko ja mogę się pozbyć czarnego pana, ale najpierw muszę dołączyć do niego i zachować siebie – Dziewczyna zgryzła wargę i dodała po chwili – Mam do Ciebie prośbę.
- Jaką ? – Zapytał chłopak z niewyraźną miną.
- Jeżeli tu kiedykolwiek wrócę, zabij mnie – Powiedziała dziewczyna z pewnością w głosie.
- Chyba zwariowałaś !
- Albo ty mnie, albo ja was. Dla mnie nie będzie już ratunku. Zrozum to ! Życie to nie jest bajka ! Wy i te wasze białe peleryny niewiele zrobicie w obliczu magii jaką ON operuje. Nawet jej sobie nie wyobrażam, wiem tylko, że Voldemort jest przy NIM niczym.
- Już mówisz o nim z szacunkiem – Powiedział chłopak z lekką pogardą.
- Praktyka czyni mistrza – Odpyskowała dziewczyna i żaby mieć pewność dodała – Zapomnij o mnie raz na zawsze, bo gardzę twoimi uczuciami. Mogę liczyć na śmierć z twojej różdżki ?
- Zabił bym cię nawet teraz, ale liczę, że oni cię poddadzą wyszukanym torturom. Gardzę tobą. Możesz mieć pewność, że następnym razem, gdy cie ujrzę.. Zginiesz – Głos chłopaka był zimny i przepełniony nienawiścią. Wskazał rudej drzwi i odwrócił się.
Dziewczyna w duchu pogratulowała sobie przedstawienia i po prostu wyszła. Miała kolejny problem, jak się wydostać z domu, żeby bariery się nie rozdzwoniły. Najpierw usiadła i do swojego mentalnego  kufra wrzuciła kilka wspomnień Nie mogła ryzykować, jej oklumencja była raczej słaba. Jeszcze raz obrzuciła swój ukochany dom jednym spojrzeniem i podeszła do linii morza ( muszla stoi nad morzem). Wskoczyła do wody i przekroczyła bariery pod powierzchnią. Pojawił się też kolejny problem.. Jak się teleportować będąc w wodzie. Była zmarznięta i rozchwiana emocjonalnie, transmutacja w ciało stałe jej się nie uda, ale zamrożenie tak. Uśmiechnęła się i wyczarowała coś w rodzaju kry, wspięła się na to z trudem, rzuciła zaklęcie suszące i zniknęła z cichym „pop”.
Pojawiła się tuż za ogrodzeniem muszli i popatrzyła w ciemność, zimnym, zdecydowanym głosem rozkazała:
- Pokaż się.
Z cienia wyszła osoba w ciemnej pelerynie, ta sama która śledziła jej rodziców na cmentarzu.
- Nie jesteś jednak taka głupia.. – Stwierdziła postać wyciągając różdżkę i przykładając ją dziewczynie do serca – A może jednak jesteś. 

7 komentarzy:

  1. No no no. wreszcie się coś dzieje. Trochę szkoda Nata ale i tak go nie za bardzo lubiłem. Pisz jak piszesz. Teddiś :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny. Ale akcji. Faktycznie szkoda Nata, ale ja też nie za bardzo go lubiłam wolę Mika/Micka nie wiem która forma poprawna. Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej Mike :P Sama się nie zastanawiałam.
    Dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do Liebser Award ;> Więcej informacji tu http://swoja-miloscia-stworzyla-wiezienie.blogspot.com/2013/04/liebster-award.html#more

    OdpowiedzUsuń
  5. Na http://stowarzyszenie-mp.blogspot.com/ pojawił się news :)
    pzdr :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A: A powiadomiłaś o nn na smp?
    S: Nie ._.
    A: A powiadomisz?
    S: Powiadomiiiiisz? *Prosi*

    tak więc po raz kolejny w imieniu tej zołzy zapraszam na news na http://stowarzyszenie-mp.blogspot.com/ ;)

    Aprilias

    OdpowiedzUsuń
  7. news na http://stowarzyszenie-mp.blogspot.com/,
    zapraszam

    Ps. xD sama potrafię! xD

    S.

    OdpowiedzUsuń