wtorek, 22 stycznia 2013

19. Boję się..


„Boję się. Bardzo. Oczy mi łzawią. Boli całe ciało. Trzęsę się. Wstydzę się. Palę się. Przede mną wytwarza się mur.  Za nic nie mogę go pokonać. Muszę zostać. Przegrać. Nie chcę.”
Anonim

Dominique czekała na wybuch gniewu, cokolwiek. Mihuet jedynie zachował kamienną twarz.
- Jeszcze zobaczymy – Uśmiechnął się drwiąco – Milczący, jedna seria.
Rudowłosa niewiele z tego rozumiała, czyli jednak przeżyje ? I jaka seria ? Rozejrzała się. Pierwsza postać od lewej uniosła różdżkę, a po chwili dziewczynka czuła jakby płonęła, upadła i zaczęła krzyczeć. Chciała być silna ale nie mogła. Po chwili wszystko ustąpiło. A więc to tylko złudzenie. Postacie rzucały zaklęcia niewerbalne. Następna potraktowała ją najprawdopodobniej cruciatusem, Dominique próbowała wstać ale było to wybitnie trudne. Ledwo zdążyła podnieść się do klęczek kiedy uderzył w nią kolejny urok. Tym razem tnący. Rozerwał jej ubranie, z ran sączyła się krew. Rudowłosa próbowała jakoś ją zatamować. Ale przerwał jej kolejny atak. Uderzył ją błękitny promień, sprawił jakby ktoś oblał ją wrzątkiem, a skóra naprawdę jej się zaczerwieniła i piekła niemiłosiernie przy każdym najmniejszym ruchu. Dominique płakała i krzyczała ale nie prosiła o litość, nigdy się do nich nie przyłączy. Nie miała już siły się podnosić, leżała na brudnej od własnej krwi posadce, drżała z zimna w porwanym ubraniu, była cała poraniona, odbolała i brudna. Dziwiła się, że cios nie nadchodzi. Według jej obliczeń zostało jej jeszcze jakieś sześć ataków. Resztką siły obróciła się w stronę, z której powinien nadejść kolejny atak. Zobaczyła jak postać zamiast wziąć różdżkę zbliża się do niej. Skuliła się w sobie i z jej oczu popłynęły łzy. Leżała w pozycji embrionalnej zakrywając rękami głowę. Cała się trzęsła, już nie wiedziała czemu, czy z zimna, czy ze strachu, czy z bólu. Postać brutalnie nią szarpnęła i złapała za twarz, wlała zdezorientowanej dziewczynie jakiś eliksir do gardła. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, lecz w jednej sekundzie po całym pomieszczeniu rozniósł się okropny krzyk, rudowłosa wiła się jakby w agonii na podłodze. Trwało to zaledwie minutę ale jak dla Domi wieczność.
- Teraz daję ci jeszcze możliwość uniknięcia kolejnej połowy, naszej małej.. zabawy. Chociaż podoba mi się jak krzyczysz, z chęcią usłyszałbym błaganie o litość, śmierć lub po prostu o przyjęcie do moich szeregów. Ponieważ litości nie okażę nigdy, a na śmierć jeszcze za wcześnie. Więc Dominique, jaka jest twoja decyzja ?
W czasie przemowy mężczyzny rudowłosa zabrała w sobie tyle siły żeby usiąść. Patrzyła lekko zamglonymi, zaczerwienionymi oczami na Mihueta i zastanawiała się, jak można być tak bezlitosnym. Obiecała sobie, że nigdy się taka nie stanie. Chociaż z przerażeniem przyjmowała  perspektywę dalszych cierpień, zdecydowała się dać radę, mając cichą nadzieję na śmierć.
- Nigdy się do ciebie nie przyłączę. Nigdy.. – Powiedziała powoli, jakby miało to opóźnić chwile jej cierpienia.
- Milczący.. Kończcie to. Ale ma żyć. Jutro znowu dostanie wybór.. – Zimny śmiech wypełnił pomieszczenie. A potem Brunet jak gdyby nigdy nic wyszedł, zostawiając rudą na pastwę milczących.  Krąg zacieśnił się, tworząc jakby ścianę ze swoich szat. Kolejne zaklęcie uderzyło w dziewczynę. Tym razem trwało dłużej i było boleśniejsze…
***
- Przesłuchaliśmy go. Nie wiemy nic ponad to, że szykuje się kolejny czarny pan.
- A jakaś siedziba ? Gdzie oni mogą trzymać moją córkę ? – Rudowłosy mężczyzna wyglądał okropnie, cienie pod oczami i koszmarna bladość. Obok niego siedziała zalana łzami blondynka. Wyglądał nie lepiej niż swój mąż.
- Nic, ten człowiek musi być sprytny. To ślizgon. Możemy jedynie czekać. Wiesz, że poszukiwania trwają. Zaginęła córka ministra. Wszyscy aurorzy są postawieni na nogi.
- Też coś róbmy ! To przecież nasza Domi ! – Bill uderzył ręką w stół. A Fleur znowu zaczęła histerycznie płakać.
- Wy musicie się uspokoić, to do niczego nie prowadzi. Są jeszcze święta. Idźcie do swoich dzieci. Przecież tą dziewczynę znacie krótko. Możecie uznać, że ona nigdy się nie odnalazła – Harry wstał od stołu i chciał wyjść kiedy Bill przyszpilił go do ściany.
- Sugerujesz, że mamy zapomnieć o naszej córce ?! Piętnaście lat opłakiwania, a potem ją znaleźliśmy ! Sugerujesz, że mamy zapomnieć ?! A jakby ktoś porwał Lilyanne, to być ZAPOMNIAŁ ?! – Rudowłosy wpadł w szał.
- Spokojnie. Róbcie co chcecie, ministerstwo nad tym pracuje.
- Wsadź sobie w dupę ministerstwo. Nie wiedziałem, że Ginny gustuje w takich gnidach. Obrońca świata, złoty chłopiec – Bill go puścił i spluną pod jego nogi – Ja cię nie uważam, za rodzinę.
***
W pokoju w niewielkim domku Potterów siedziała szóstka przyjaciół. Wszyscy mieli napięte miny. Dostali wiadomość od Lily, żeby przybyli, przygotowani na tragiczne wieści. Roxanne siedziała wpatrując się bez wyrazu w ścianę a Lily wyglądała jakby przepłakała całą noc.
- Powiecie w końcu co się dzieje ? – Zapytał zirytowany Lucas.
- Dominique, ona.. Spotkałyśmy ją w wigilię – Wszystkie oczy zwróciły się w kierunku Lily, nie mogła znieść tych pełnych nadziei spojrzeń i spuściła wzrok – Okazało się, że jest naszą rodziną. Ee.. zaginioną córką wujka Billa i cioci Fleur. Całkowicie zmienił jej się wygląd… i  ona została porwana chyba, przez jakiegoś świra który będzie kolejnym czarnym panem..
- Że co ?! Jakim cudem ? Moja Domi.. – Mike miał łzy w oczach.
- To moja wina, powinnam z nią zostać a nie uciekać – Szepnęła Roxy.
- Oczywiście, że twoja ! Zawsze byłaś dla niej okropna ! Traktowałaś ją jak gorszą ! Wyżywałaś się na niej ! Widziałem wszystko ! I teraz przez ciebie jest tam.. gdzieś, niewiadomo gdzie. Może już nie żyje, może cierpi ! Nienawidzę cię – Wyrzucił całą swoja frustrację na płaczącą dziewczynę, czuł się winny ale przecież nie skłamał. Obrzucił wszystkich zdegustowanym spojrzeniem – Jak się nazywa dom rodziców Dominique ?
- Ale Michael.. – Zaczęła Lily ale widząc jego srogie spojrzenie, odpuściła – Muszla.
Chłopak zbiegł ze schodów i wpadł do saloniku Potterów, złapał proszek fiuu i wchodząc w płonienie zwołał „Muszla”.
Wypadł na podłogę w jakimś wielkim salonie. Rozejrzał się i usłyszał głosy dochodzące z drzwi po lewej. Chłopiec czuł się jak intruz w tym wielkim domu ale musiał zrobić cokolwiek. Wyszedł na korytarz i zobaczył wychodzącego ojca Lily i wzburzonego rudego mężczyznę.
- Dzień dobry. Ja jestem.. – Zaczął Mike nieskładnie, ale rudowłosy przyjrzał mu się dokładnie i lekko uśmiechnął.
- Michael , mój przyszły zięć. Pewnie się właśnie dowiedziałeś i chcesz robić cokolwiek.
- Ee.. Czy pan zajrzał mi do umysłu ? – Zapytał zdezorientowany blondyn.
- Nie mój drogi, Domi mi o tobie opowiadała. I tak się składa, że oboje kochamy tą rudą dziewczynę. Tylko trochę inaczej.
- Więc jaki jest plan ? – Zapytał z nadzieją i nagłym zapałem chłopak.
- Plan jest taki, że nie ma planu..
***
Wszystko ją bolało, było jej zimno, była głodna i nie wiedziała gdzie jest. Leżała na czymś twardym i nie chciała otwierać oczu. Resztki snu przyjemnie mroczyły jej umysł. Chciała przewrócić się na drugi bok ale gdy tylko tego spróbowała to nagły ból rozbudził ją całkowicie. Otworzyła oczy i zobaczyła mur, była w jakiejś dziwnej niewielkiej..celi ?! Z przodu tego pomieszczenia były metalowe drzwi, wyglądały na bardzo masywne. Miała bose stopy, jej ubranie było brudne i porwane. Włosy posklejane krwią i ziemią. Zauważyła, że ktoś zaleczył jej głębsze rany. Chyba straciła przytomność podczas „zabawy” tego całego świra. Gdy doszedł do niej ogrom jej beznadziejnej sytuacji łzy poleciały jej z oczu. Skuliła się w kłębek i lekko kołysała.
- Nie trać wody, jest cenna – Podniosła zapłakany wzrok i zobaczyła zarys postaci siedzącej w rogu.
- Kim jesteś ?
- Jestem Abbi a ty ?
- Domi. Jak się tu znalazłaś ? – Zdziwiła się, jak słabo brzmi jej głos.
- Pewnie podobnie jak ty. Porwali mnie ludzie w zielonych szatach, potem wsadzili do lochu i tak tutaj siedzę już.. Nawet nie wiem ile tu jestem – Dziewczyna westchnęła.
- Też brałaś udział w „zabawie” ? – Ostatnie słowo ruda powiedziała z takim jadem, że aż sama się skrzywiła.
- Nie, ale chyba wiem co masz na myśli. Przynieśli cie tu ledwo żywą. Dali jakiś eliksir, przy okazji poczęstowali mnie cruciatusem i poszli. Cieszę się, że się obudziłaś – Dziewczyna położyła dla Domi rękę na ramieniu, na co ta syknęła.
- Przepraszam, po prostu mam poranione całe ciało i chyba jeszcze poparzone.
- Czemu cie tak urządzili ? Co im zrobiłaś ?
- Nie zgodziłam się, zostać kolejnym pieskiem salonowym tego świra.
- Też bym się nie zgodziła, swoją drogą dziwne, że miałaś jakikolwiek wybór, oraz że żyjesz. Musisz być wiele warta.
- Ty podobnie.
-Niestety. Jesteś głodna ? – Dziewczyna zmieniła temat. Chyba żadna nie chciała rozmawiać o swojej wartości.
- Okropnie ale to chyba nie jest objazdowy bufet.
- Bufet może nie ale jeśli gustujesz w zakurzonym, suchym chlebie i brudnej wodzie… Trafiłaś doskonale.
- Wiesz, trzeba patrzeć pozytywnie mamy chleb, no coś co go przypomina i wodę, chyba. Oraz chyba- wodę i chyba- chleb.
- Że też nam się na żarty zebrało w takich warunkach – Abbi uśmiechnęła się blado – Co pani zaserwować ?
- Chyba chleb z chyba wodą poproszę.
Zjadły w milczeniu coś co mogło uchodzić za jadalne tylko po ciemku i siedziały. Czasem rozmawiały, czasem przysypiały. Ale co innego miały robić.
- O czym myślisz – Zapytała Abbi, Domi lubiła jej słuchać, miała taki dźwięczny głos, jak miliony dzwoneczków.
- Myślę o pewnym chłopaku, jej ręka automatycznie powędrowała do serduszka zawieszonego na szyi i zdziwiła się, że nie wyczuła tam serduszka, a coś całkiem innego. Coś większego – Abbi jest tu jakieś światło ?
- Nie, ale ja już całkiem nieźle widzę w ciemności. Zresztą ty też powinnaś.
- Pomórz mi – Ruda z trudem doczołgała się do Abbi i dała jej w ręce, coś co wcześniej było jej ukochanym serduszkiem.
- Wydaje mi się, że to jest.. Domi to chyba jest Devotionis.
- Ten.. ten amulet oddania ? Ale przecież to było zwykłe serduszko.
- A ktoś nie rzucił na ciebie zaklęcia ujawniającego ?
- No tak, Mihuet, ten szaleniec, żeby pokazać swoim pieskom moją moc, myślisz, że wtedy ujawnił też ten amulet ? – Domi była zszokowana, jak Mike mógł jej dać ten cały medalion. To cholernie niebezpieczne. A zwłaszcza jeśli któryś z tych ludzi zgarnie go w swoje łapska. Intuicyjnie przycisnęła go do piersi – Muszę go chronić.
Drzwi do ich celi zaczęły się otwierać  oświetlając bladą twarz Abbi, Dominique szybko założyła medalion i schowała pod sukienkę, a raczej to co z niej zostało. Przelotnie przyjrzała się dziewczynie, była brudna i wymizerniała. Miała długie brązowe włosy i szare oczy.
Obie dziewczyny z przerażeniem wpatrywały w postacie stojące w wejściu. Jedna z nich złapała Dominique za ramię i wyciągnęła z celi za zimny korytarz. Zdążyła jedynie posłać Abbi słaby uśmiech.

5 komentarzy:

  1. Świetne! Dobry pomysł z tym amuletem. Jestem ciekawa, kim jest ta dziewczyna, która weszła. Pisz szybko, czekam na następną notkę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś cudowna <333
    A rozdział ...... JAPIERDOLĘJAKICUDNYKURWAKURWA <333
    A teraz bez jakiegoś owijania.. PISZ NASTĘPNY!! <3
    [A pogrożę i zmotywuję Cię na tt ;] ] <33
    /KC <3

    OdpowiedzUsuń
  3. UWAGA, TO GROŹBA: dodawaj natychmiast kolejny rozdział, już! :D Coś wspaniałego. Tortury już na początku? :O Aww, dreszczyk <3
    Ciekawość mnie po prostu zżera.
    A tak PS. - wciąż nie mogę zachwycić się Twoim nagłówkiem ;33

    Pozdrawiam i czekam na nn,
    http://dramionestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ranisz moje serce raniąc Domi ty niedobra ty ale i tak nie mam co robić to powiem że ja chcę nowy rozdział z Teddym a i ona ma uratować Domi przez co Vic się w nim zakochuję i jest git OK??

    OdpowiedzUsuń
  5. wow świetne ! Znając ciebie to da druga dziewaczyna to córka ministra :) Chce nastepny zapraszam do siebie http://beyondshadowsdramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń