środa, 16 stycznia 2013
15. Rodzina.
„Są tacy, którzy
się sparzyli i chcą zacząć wszystko od nowa. Ale są tacy, którzy chcą, żeby
dana chwila trwała wiecznie”
- Zaczekaj.. –
Szepnęła kobieta, której ciałem wstrząsnął ledwo tłumiony szloch.
- Dobrze. A więc kim jest pani aniołek ?
- Moje dzieciątko.. Zabite.. Zabite przez śmierciożerców –
Ostatnie słowo wypowiedziała jak najgorsze przekleństwo – Nie wiem skąd miałaś
medalion ale on należał do Dominique, mojej przyjaciółki.. Ona miała się zająć
moją córeczką. Ale ją też zabili.
- Dała mi go babcia, twierdziła, że należał do moich
rodziców. Ale powiedziała mi w życiu i tak zbyt wiele kłamstw – Jej słowa
przesiąknięte były zawodem – Niedawno zmarła, a z listu dowiedziałam się, że
zostałam położona na jej progu i że nie wie, kim są moi rodzice.
- Zaraz ! Ten medalion i to wydarzenie – Fleur ożywiła się,
a rudowłosy mężczyzna wyszedł z cienia – Data ! podaj datę !
- Twierdziła, że moje urodziny wypadają 16 sierpnia. Ale
czy to możliwe..?
- Jutro oficjalnie przyjdziemy do Hogwartu – Domi zdziwiła
się jak Fleur lekceważąco wypowiedziała
nazwę szkoły – i zabierzemy cię do ministerstwa. Tam nam wszystko powiedzą ! –
Jej twarz pojaśniała.
- Chodź Dominique, zaprowadzimy cię teraz do szkoły,
koleżanki się martwią – Rudy mężczyzna patrzył na nią z troską, nadzieją i
..miłością ?
- Dobrze..
***
Zaspania Domi siedziała przy stole Gryfonów, leniwie jadła
swoją owsiankę marząc o powrocie do ciepłego łóżka. Rozbudziła się dopiero, gdy
dostrzegła niewielki kremowy arkusik papieru zgięty na pół.
„ Proszę stawić
się w moim gabinecie panno Dominique..
Hasło: Magia”
Dziewczynka zaśmiała się w duchu, ale się oficjalny zrobił.
Ale posłusznie wzięła swoją torbę i posyłając przyjaciółkom przepraszające
spojrzenie wyszła z Wielkiej Sali. Serce
jej biło w zastraszającym tempie, bała się zawodu. Wymyśliła chyba tysiące
dobrych i złych scenariuszy. Z tego co wiedziała to Fleur i Bill mieli dwójkę
dzieci. Mogłaby tyle zyskać ! Nim się obejrzała stała przed drzwiami gabinetu,
zapukała i słysząc stłumione proszę, weszła
do pomieszczenia. Przywitał ją promienny uśmiech rudego mężczyzny i wyniosła
mina Blondynki, tylko, że kierowała ją ona do dyrektora.
- Dominique, Ci państwo chcę coś sprawdzić razem z tobą w
ministerstwie, czy chcesz żeby towarzyszył ci jakiś nauczyciel ? – Fleur zrobiła
oburzona minę, a Domi tylko puściła do niej oczko i opowiedziała śmiertelnie
poważnym tonem i trochę jakby konspiracyjnie..
- Też pan sądzi, że ten oto człowiek jest seryjnym mordercą
i planuje mnie zabić w auli ministerstwa ? Pan popatrzy, ten szczery uśmiech
jest udawany na 100 % ! – Pokiwała z przejęciem głową – Ale on to jeszcze nic,
pan popatrzy na tą panią, mogłaby zgnieść tira gołymi rękami i rzucić 200 avad
jednocześnie ! Przecież to na pewno Czarna Para ! Ja nie będę narażać
nauczyciela.. – Przyłożyła rękę do serca w teatralnym geście i schyliła głowę,
żeby ukryć szeroki uśmiech.
Doszły do niej też tłumione
chichoty pary, nie patrząc na dyrektora podeszła do jego kominka, złapała garść
proszku fiuu i czekała na swoich towarzyszy, wcześniej nigdy tak nie podróżowała,
ale dużo o tym czytała.
- Do ministerstwa, dasz radę ? – Poczuła na ramieniu dłoń
Bill’a.
- Dam – Pewnie weszła w płonienie i powiedziała wyraźnie–
Ministerstwo.
Zawirowała i mając przed oczami mnóstwo korowych smug wypadła
na podłogę w jakimś wielkim pomieszczeniu. Po chwili obok niej stała Fleur
która pomogła jej wstać i oczyściła ja zaklęciem, chociaż jej oczy ciągle
piekły. W tłumie wypatrzyły rude włosy i ruszyły w kierunku mężczyzny.
Dziewczynka jeszcze nigdy nie wiedziała tylu dorosłych czarodziei w jednym
miejscu. Ale nie miała czasu się przyglądać
wszystkiemu, bo weszli do skrzypiącej windy która zawiozła ich na jakieś
piętro. Dominique coraz mniej słyszała, nie mogła się na niczym skupić. Ta niepewność
była przytłaczająca. Wreszcie stanęli przed jakimś małym, łysiejącym
urzędnikiem.
- Państwa godność, oraz sprawa przybycia ? – Zapytał
znudzonym monotonnym głosem.
- Fleur Isabelle Delacour- Weasley i William Artur Weasley,
przychodzimy w sprawie ustalenia czy jesteśmy rodzicami tej młodej damy.
- Oczywiście, dotychczasowa godność ?
- Dominique Roven – Powiedziała dziewczynka, krzywiąc się
na swoje własne nazwisko.
Czarodziej wstał z fotela, na którym dotychczas siedział i
kaczym chodem podszedł do Fleur, machnął różdżką i nad jej głową powstał zwiły
wzór o jasnym liliowym odcieniu. To samo zrobił z Bill’em ale jego wzór był bardziej
kanciasty o błękitnym odcieniu. Następnie podszedł do Dominique, machnął i nad
jej głową powstał zgniło-żółty prosty wzór, wiedziała kontem oka, że to nie to.
Był do niczego, tak jak ona sama. Ale urzędnik nie zraził się.
- Wyraża panienka zgodę na zdjęcie czarów adopcyjnych?
- Czego? – Poparzyła z niemym pytaniem na Billa, który
nieznacznie skinął głową – Tak, tak wyrażam.
Czarodziej zaczął coś szeptać, dziewczynka zajarzyła się lekkim
blaskiem i uniosła nad ziemię. Czuła rozlewające się po ciele ciepło i
wszechogarniająca wolność. Jakby odzyskała kawałek siebie. Jej wygląd zaczął
się nieznacznie zmieniać. Twarz przybrała inny kształt, przypominający bardziej
twarz Fleur, tak samo oczy i nos. Z twarzy stała się podobna do blondynki ale
jednak wyróżniała się jeszcze większą delikatnością i subtelnością. Ciemno –
niebieskie oczy błyszczały. Rude włosy ściemniały i wydłużyły się, sięgały do
ud, spadając na plecy łagodnymi falami. Urosła kilka centymetrów i nabrała
więcej kształtów, chociaż i tak była jeszcze bardziej dziewczęca niż kobieca. Dziewczyna
opadła na ziemię, a urzędnik jeszcze raz machnął różdżką i nad dziewczynka pojawił
się jasnofioletowy finezyjny wzór.
- Teraz nie ma wątpliwości, jakie nazwisko wpisać do akt ?
- Dominique Isabelle Weasley – Powiedziała z dumą Fleur - Moje
imię odziedziczyła Victorie, więc drugie przypada dla drugiej córki.
- Dziękujemy za wszystko, dowidzenia – Bill przytulił
skołowaną dziewczynkę, która popatrzyła na niego z wdzięcznością. A to
zniecierpliwiona Fleur prychnęła i ruszyła w stronę wind.
Woleli się teleportować, żeby Dominique od razu zobaczyła
całą posiadłość tak więc, po tej nieprzyjemnej czynności Wylądowali przed wielką
bramą, Bill machnął różdżką i się otworzyła.
- Witaj w domu kochanie.. – Fleur przytuliła Domi ze Łazami
w oczach, gdy tylko brama się zamknęła. Dziewczynka zdziwiona szukała
wyjaśnienia.. – Przepraszam, ale arystokracji nie przystoi publiczne okazywanie
uczuć.
- Moje kochane.. – Bill przytulił obie kobiety i wywrócił
oczami – Co powiecie na obiad ?
- Chętnie..? – Niepewnie powiedziała, a raczej zapytała Dominique.
- Bądź sobą, to także twój dom.. córeczko. Vic i Lou pewnie
już czekają.
Przeszli długą drużką wysypaną białymi kamykami przez
piękny ogród. Na środku wielkiego ogrodu stała rezydencja, Domi patrzyła na to szeroko
otwartymi oczami, za rezydencją był kawałek plaży na której wesoło rozbijały
się fale. W środku dom utrzymany był w jasnych, pastelowych barwach. Pokój rudowłosej
pomalowany był na jasny fiolet, ale w środku nie było wyposażenia. Były za to
drzwi do łazienki i garderoby.
- Rozgość się, za kilka minut bądź na dole na obiad – Bill poczochrał
dla Domi włosy i wyszedł razem z Fleur.
Dziewczynka odświeżyła się i wyciągnęła z kufra zwykły
sweterek, który ubrała zamiast szaty z Hogwartu. Gotowa zeszła na dół, skąd
dochodziły głosy cichej dyskusji, niepewnie stanęła w progu i zobaczyła
uśmiechniętą, wysoką, piękna blondynkę, miała proste woły do pasa, oczy po
fleur i ubrana była w śliczną sukienkę i żakiet. Wyglądała ma jakieś siedemnaście
lub osiemnaście lat. Obok niej stał blondyn, miał brązowe oczy i uśmiechał się pogodnie.
Ubrany w koszulę i proste spodnie, prezentował się bez zarzutu. On wyglądał na
trzynaście.
- Cześć, jestem Dominique..
- I jesteś naszą siostrą ! Ja jestem Victorie, a to Louis,
czyli Vic i Lou, ale to już jak wolisz. Ja mam osiemnaście lat, a on – wskazała
na brata – trzynaście. A ty ?
- Ja mam piętnaście.
- Najpierw zjedzmy obiad, dzieci..
Obiad składał się na kilka dziwnych dań, których Dominique
nigdy nie wiedziała. Starała się je jeść tak samo jak pozostali. Już i tak w
swoim stroju wyglądała gorzej. I ze swoim wyglądem. Dziwiło ja tylko, że włosy
jej tak przeszkadzają, chociaż miała je związane.
- Co powiecie na zakupy, dziewczęta ? Po minach panów, już
widzę, że wolą miotły – Dominique uśmiechnęła się i przytaknęła, chociaż bardzo
chciała powiedzieć, że też woli miotły – Zatem za piętnaście minut na dole.
- Domi, pomóc ci coś wybrać ? – Zapytała Vic.
- Jasne.. – Odpowiedziała niepewnie Domi, poszły do jej
pokoju.
- Wieczorem odnowimy ci ten pokój. Pokaż co tam masz –
Podeszła do kufra, machnęła różdżką i wszystkie ubrania zawisły w powietrzu.
Popatrzyła na nie krytycznie, odesłała do kufra i pociągnęła rudą za rękę,
weszły do wielkiego pokoju o oliwkowych ścianach, a z niego do wielkiej
garderoby. Blondynka chwilę czegoś szukała aż w końcu rzuciła dla Domi pokrowiec
– Idź do mnie do pokoju i to załóż. A do tego to – Podała jej pudełko.
Dziewczynka bez protestów założyła granatową sukienkę, z
ładnym wcięciem w tali, i rozszerzanym dołem, sięgającą do kolan, do niej
granatowe sandałki na koturnie. Zdziwiła się, ze zmieściła się w rzeczy Vic..znaczy
swojej siostry. Po chwili z garderoby wyszła Vic, trzymająca jakąś skrzyneczkę.
Wybrała pasującą do sukienki biżuterię, oraz rozpuściła rude włosy Dominique,
różdżką, poprawiając fale.
- Teraz możesz się przejrzeć.
Ruda stanęła przed dużym lustrem i oniemiała patrzyła na
swoje odbicie – Czy to lustro zmienia wygląd ? – Zapytała.
- Z tego co mi wiadomo nie – Stanęła obok niej – Na 100 %
nie.
- Co się ze mną stało ?
- Urzędnik zdjął zaklęcie adopcyjne, jesteście gotowe ? –
Zapytała Fleur wchodząc do pokoju Vic.
-Jasne, mamo ! Musimy kupić dla Domi mnóstwo ciuchów, jak
na ten moment nie ma nic ! Nic !
- Oczywiście. Chodźcie.
Po jakiś pięciu godzinach, wróciły do domu. Po zjedzeniu
szybkiego podwieczorku postanowili urządzić pokój Domi, wyszedł podobnie jak
pokój Vic, tylko ściany pozostały takie jak były. Cała garderoba była
zapełniona ubraniami i przyszedł czas na kolację. Dominique przebrała się w
zieloną, wygodną tunikę i zeszła na dół. Kolacja mijała w spokojnej atmosferze,
aż Domi zdecydowała się zadać dręczące ją pytanie.
- Dlaczego nie widziałam was nigdy w Hogwarcie ?
- Ja chodzę do Durmstrangu, a Vic ukończyła Beauxbotons –
Powiedział Lou jakby to było oczywiste.
- Swoją drogą – zaczęła Fleur, odkładając sztućce – Co sądzisz
o damskiej szkole Magii i Czarodziejstwa w Salem ?
- Nie wiem, nie byłam tam
nigdy.
- Myślę, że ci się spodoba, urocze mundurki, podziały wiekowe, dodatkowe
lekcje dla arystokracji, wyższy poziom nauczania, nowoczesność.. – Wymieniała Fleur - Może trudno będzie ci się zaklimatyzować,
jakby nie patrzeć już po rozpoczęciu roku, ale podobno jesteś bardzo mądra.
- Ale jak to ? Ja chodzę do Hogwartu.
- Nie bądź niemądra Dominique, ta szkoła schodzi na skrzaty
domowe. A ten nowy dyrektor.. Szkoda tracić czas na takie rozmowy. Myślę, że od
poniedziałku możesz zacząć uczęszczać do Salem. A te pozostałe trzy dni
spędzimy wspólnie i zaopatrzymy cię do nowej szkoły – Skończyła dumnie
blondynka – Dobranoc.
***
Dochodziła północ a Dominique siedziała na plaży, tylko księżyc
był świadkiem jej smutku. Fale z każdą godziną chłodniejsze, rozbijały się o
stopy dziewczynki. Ale ona nie patrzyła ani na to, ani na zimny wiatr. Po
prostu siedziała i myślała, trzeba dobrze pomyśleć o co się prosi, bo może się
to spełnić. Od kiedy umarła jej babcia.. Dziewczynka marzyła by zacząć wszystko
od początku i być szczęśliwą. A teraz musi zostawić wszystko i iść na przód ? A
co z Lily, Ali i Roxy ? Przecież nawet nie wróciła do dormitorium, miała od
nich uciec ?! Nic im nie wyjaśniła. A Anastasia ? Przecież miała jej pomóc
wrócić do świata żywych, ta dziewczyna jej zaufała, tyle dla niej zrobiła, ma
ją tak zostawić ?! A Mike ? Zostawiła go na tym spacerze i nawet się do niego
nie odezwała.. Tyle ludzi.. łzy pociekły jej po policzkach, po raz kolejny.
Maska opadła, a moc chciała pokazać się światu.
- Córeczko.. – Poczuła na ramieniu dużą ciepłą dłoń i
wtulił się w ciało swojego taty – Co się stało kochanie ?
- Ja.. ja mam to wszystko zostawić ? Hogwart..
przyjaciół..?
- Nie musisz zrywać znajomości.. Najchętniej bym cię nie
zabierał z tej wspaniałej szkoły, ale twoja
matka ma trochę racji.
- Ja nie spojrzę im już w oczy, nie mogę.. Czy.. czy moglibyście
mnie zapisać tam pod imieniem Isabelle ?
- Chcesz uciec ? Przeszłość cię zawsze dogoni. Ale jeśli
chcesz..
- Chcę. Wróćmy do domu.. Tęsknie spojrzała na morze i
ruszyła do rezydencji. Miejsca smutku i szczęścia. Po prostu do domu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O nie!
OdpowiedzUsuńOna zostaje w Hogwarcie no!
Ja jej nie pozwalam no!
GRRR :c
Lepiej pisaj już kolejny xox
PS: Ja Cię kocham bardziej :***
To jest boskie *.*
OdpowiedzUsuńDomi ma.chodzić do.Hogwartu i koniec! Prosze Cie ;*
OdpowiedzUsuńOh my goodness!!!!! to jest cudowne !! Ale nie mozesz jej przeniesc do innej szkoly! O.O
OdpowiedzUsuńco jak co ale nie spodziewałam sie ze oni bd jej rodzicami jestes niesamowita :* Kocham Cie najbardziej ze wszystkich :****
OdpowiedzUsuń