środa, 2 stycznia 2013

11. Groźba..


Jeśli wieloletnia przyjaźń się rozpada, trzeba to przyjąć bez goryczy: wszak musiała kiedyś się skończyć. Pamiętajmy tylko to, czym była, nie to, czym się stała!


Serce blondynki zaczęło bić w szaleńczym tempie, potem znów praktycznie zanikło i tak przez pełnych przerażenia , pięć minut. Gdy w końcu wszystko się unormowało a Neville uspokoił się, stwierdzono magiczną śpiączkę. Czyli taką, która powstaje na wskutek poważnych magicznych powikłań i trwa nieokreśloną długość czasu. Podłamało to Nev’a, dziewczynki i personel który polubił blondynkę.
Pozwolono dziewczynkom zobaczyć dzieci, tak dzieci. Były to bliźniaki dwujajowe. Chłopczyk i dziewczynka. Dziewczynki trochę brzydził widok, takich małych, dziwnych istot, więc darowały sobie wzdychanie i jak najszybciej udały się do zamku, aby wysłuchać zajmującej reprymendy, którą z namiętnością wygłosiła dyrektorka, nie szczędząc inwektyw w kierunku uczennic.
***
Nadeszły święta, które minęły bardzo szubko i nim się obejrzały siedziały w pociągu, który wiózł je do ich drugiego domu.
- No gdzie ta pani od słodyczy ?! – Domi zapomniała zjeść  śniadanie i miała nieciekawy humor.
- Przyjdzie w swoim czasie – Mruknęła Roxy zza gazety o dźwięcznej nazwie „nastoletnia czarownica”. Lily siedziała i nieobecnym wzrokiem wpatrywała się za okno, a Ali zaciekle szukała czegoś w kufrze. Zniechęcona Domi mruknęła coś pod nosem i poszła na poszukiwania pani z wózkiem. Po kilkudziesięciu minutach, szczęśliwa wracała z niemałą ilością słodkości, miała już wchodzić do przedziału Kidy ktoś pociągnął ją za ramię, zakrył jej dłonią usta i pociągną do jakiegoś pomieszczenia. Domi szarpała się, nie wiedziała co się dzieje, po chwili wylądowała w bagażowni na podłodze, zdezorientowana rozejrzała się wokoło, nie zauważyła nikogo. Jednie usłyszała jak ktoś rzuca kilka zaklęć. Po chwili z cienia wszedł chłopak, siódmo roczny Ślizgon, ten sam, którego rozbroiła podczas swojej pierwszej podróży do Hogwartu. Popatrzała na chłopaka ze słabo skrywanym przerażeniem.
- Taka potężna.. – Złapał za jej podbródek i szarpnął tak, żeby popatrzeć w jej twarz. Włamał się jej do umysłu a ona bezradnie próbowała go odepchnąć, zrobić cokolwiek, wspomnienia przelatywały jej przez głowę „mała ruda dziewczynka płacząca, że stłukła sobie kolano” „ Ta sama dziewczynka tylko trochę starsza pomagająca babci w kuchni” „Ich miasteczko i domek w którym mieszkają” „Sobotnie lekcje z profesorem” „Peleryna niewidka Lily i ich pierwszy kawał”.. Domi była bezradna, jedyne co przyszło jej do głowy to stara sztuczka, którą załatwiła fałszywego profesora. Odepchnęła magię chłopaka i swoją jednoczenie, w konsekwencji czego odpłynęła.
Nie trwało to jednak długo, po chwili poczuła na policzku pieczenie, otworzyła oczy i ujrzała znienawidzoną twarz, patrzącą na nią z zimnym rozbawianiem. Przyjrzała mu się, jego skóra była opalona, miał lekko roztrzepane czarne włosy, które wyglądały jakby ktoś je specjalnie układał, ale jednocześnie jakby żyły własnym życiem. Miał lekko wystające kości policzkowe, wąskie usta i przeraźliwie czarne oczy z których nie biły żadne  uczucia. Nawet jak uśmiechał się drwiąco, miał dołeczki w policzkach, był przystojny nawet jak dla jedenastolatki.  Jego aura była potężna i było w niej coś mrocznego, co jednocześnie przyciągał i odpychało Dominique.
- Napatrzałaś się już szlamowata dziwko ? – Zapytał po raz kolejny uderzając ją w twarz – Wybacz, nie interesuje mnie szlam. Ale jak pewnie zdążyłaś zauważyć, nie fatygowałem się bez powodu. Na pewno pamiętasz swoją pierwszą podróż tym pociągiem.. Taak. Udało ci się. Nie wiem czy to był zwykły łud szczęścia, a raczej pecha, czy znalazłaś się w złym miejscu o złym czasie. Jedno wiem, zapłacisz mi za to szlamo. Ty i twoi najbliżsi będziecie cierpieć. Zresztą to nieetyczne żeby szlama miała taką moc..
- A ty za kogo się masz, za następnego czarnego pana ?! I nie waż się tknąć moich bliskich ! – Wrzasnęła gwałtownie wstając. Nie chciała przed nim okazać słabości. W srodku była przerażona ale przybrała maskę.
- Co zrobisz, co mi zrobisz ? – Zapytał drwiąco.
-  Expelliarmus !Drętwota ! – Domi rzuciła pierwsze lepsze zaklęcia i uciakła do drzwi, były zamknięte i nie mogła otworzyć ich zaklęciem. Odwróciła się przerażona i zobaczyła przed sobą parę czarnych, ciskających gromy oczu.
- Nigdy więcej nie podnoś na mnie różdżki szlamo !  dolorem - W dziewczynkę uderzył niebieski promień i upadła na podłogę wijąc się w niewyobrażalnym bólu. Nie wiedziała czy trwało to rok czy sekundę, nie wiedziała czy płacze, czy krzyczy. Wszystko było nieistotne. Po nieokreślonym czasie ból ustąpił całkowicie i dziewczynka opadła w niebyt, tylko po to, żeby za kilka godzin  obudzić się w skrzydle szpitalnym z kilkoma ważnymi postanowieniami…
~*~
W ostatnim przedziale, czerwonego, pędzącego pociągu siedziała grupka przyjaciół. Jechali na swój piąty rok nauki w Howarcie. Czasy się zmieniają i ludzie się zmieniają. Dominique podniosła wzrok z nad książki i przyjrzała się swoim przyjaciołom.  Roxy była marzeniem każdego chłopaka, opalona, długonoga piękność z nogami do nieba. Miała ciemne, falowane włosy do pasa, właśnie śmiała się z jakiegoś kawału bliźniaków,  a jej duże brązowe oczy błyszczały. Domi zazdrościła jej urody i poczucia humoru. Obok niej siedziała rozmarzona uśmiechnięta Alice, która tak kochała bujać w chmurach. Ostatnimi czasy wyciągnęła się, miała długie jasne włosy, jasną cerę i błyszczące niebieskie oczy. Każdy chłopak który nie bujał się w Roxy i nie był gejem, wodził za nią wzrokiem, a ona wszystkich olewała. Obok Dominique siedziała Lily, która właśnie skupiona skrobała list do mamy, prosząc o przysłanie różdżki, której zapomniała z szafki nocnej. Była mniejsza od Roxy, nie powalała urodą, ale usposobieniem, była wręcz niepoprawną optymistką, zawsze uśmiechnięta z błyszczącymi brązowymi oczami i długimi rudymi włosami. Miała jasną cerę i kilka uroczych piegów. Była wyjątkowa. I swoją naturalnością przyciągała wszystkich, czy chłopaków czy dziewczyny. Naprzeciwko siedzieli bliźniacy, obaj byli niekwestionowanymi, największymi przystojniakami w Hogwardzie, no może na równi z Michaelem. Byli wysocy, umięśnieni i opaleni. Mieli śnieżnobiałe zęby i uśmieszki na każdą okazję. Mieli ciemne brązowe oczy i rozczochrane brązowe włosy. Z kolei z drugiej strony Domi siedział wpatrzony w nią jak w obrazek Mike, on chyba zmienił się najbardziej, z chucherka wyrósł na umięśnionego wysokiego chłopaka, wyższego nawet niż bliźniacy. Jego blond włosy opadały mu na ciemno niebieskie oczy, w których można było utonąć. Był bledszy niż jego przyjaciele z dormitorium ( bliźniacy ), ale to mu pasowało. Jak wiedzieli wszyscy, oprócz samej zainteresowanej, od pierwszej klasy był zakochany w Dominique. Sama rudowłosa nie była pięknością, nie urzekała również cechami charakteru. Jej włosy miały raczej marchewkowy odcień, jak zwykła go nazywać, skóra była chorobliwie blada, jak u albinoski, niemiała kształtów i była mała. Szaro-niebieskie oczy, które dużo zjaśniały w czasie dojrzewania, nie wyróżniały się na tle przeciętnej twarzy, była jaka była, wyróżnić się mogła jedynie wiedzą, którą miała już sporo ponad zakres OWTM-ów. Byli tez razem z Michaelem nowymi prefektami Gryfonów. Ona została nią tylko ze względu na swoje wyniki w nauce. Dużo osób dawało jej miano kujonki. Zazdrościła przyjaciółkom ale akceptowała siebie taką jaką jest.
Przed ucztą wstała dyrektorka tak jak to miała w zwyczaju wygłosić mowę.
- Moi drodzy, popatrzyła na uczniów z lekkim uśmiechem. Nie ma co ukrywać, zbliża się kolejny czarny czas dla świata czarodziejów – odczekała aż szmery ucichnął – Ale o tym przekonacie się w swoim czasie.. Ja jestem za stara na kolejną wojnę. Ster oddaję dla profesora Jeroma Darseena, jego zastępcą uczynię naszą długoletnią nauczycielkę Evelin Erys. Brawa, chciałam nadmienić, że w nadchodzącym roku, jak i może w pozostałych latach, stanowisko profesora Jeroma, jako nauczyciela OPCM-u zajmie panna Anneliese Sophia Endecurouh. Powstała młoda, zgrabna czarownica, miała na sobie rozpiętą szatę, glany i obcisły czarny strój, długie smoliste włosy związane w wysoki kucyk i oczy, tak podobne do tych oczu, które ją torturowały w pierwszej klasie. Co dziwne, Domi nie mogła wyczuć jej aury. Jakby nie istniała. A nawet mugole ją mają. Nie zawracając sobie tym głowy, klaskała ze wszystkimi. Następnie razem z innymi prefektami odprowadziła uczniów do wieży, gdy skończyła ze wszystkim weszła do dormitorium, po cichu umyła się i położyła, dziewczyny już spały. Domi zasmuciło to, że na nią nie poczekały, czuła, ze ich przyjaźń się rozpada. Ale to przecież nie jej wina, że nie jest ładna, że ma uraz, że chce bronić swoich bliskich, dlatego tyle się uczy, dlatego została prefektem.. Ogarnięta smutnymi myślami zapadła w niespokojny sen. 
__________________________________
Rozdział krótszy, nie chciałam wprowadzać nowego wątku w tym rozdziale, żeby nie mieszać. 
Jeśli chcecie być powiadamiani o nn to podajecie kontakt w komentarzach, jeśli macie pytania, pytajcie w kom. 

2 komentarze:

  1. jak zawsze swietny :) ja tez juz dodalam wiec zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojezu kochany *O*
    Rozdział, jak i cały blog - cudowny <3
    Poproszę Cię o informowanie mnie na Twitter'ze @ZostawcieMnie .. byłabym bardzo wdzięczna :)

    Zapraszam do siebie
    http://szkola-podobno-magiczna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń