Jeśli wieloletnia przyjaźń się rozpada, trzeba to przyjąć bez goryczy: wszak musiała kiedyś się skończyć. Pamiętajmy tylko to, czym była, nie to, czym się stała!
Serce
blondynki zaczęło bić w szaleńczym tempie, potem znów praktycznie zanikło i tak
przez pełnych przerażenia , pięć minut. Gdy w końcu wszystko się unormowało a
Neville uspokoił się, stwierdzono magiczną śpiączkę. Czyli taką, która powstaje
na wskutek poważnych magicznych powikłań i trwa nieokreśloną długość czasu. Podłamało
to Nev’a, dziewczynki i personel który polubił blondynkę.
Pozwolono
dziewczynkom zobaczyć dzieci, tak dzieci. Były to bliźniaki dwujajowe.
Chłopczyk i dziewczynka. Dziewczynki trochę brzydził widok, takich małych,
dziwnych istot, więc darowały sobie wzdychanie i jak najszybciej udały się do
zamku, aby wysłuchać zajmującej reprymendy, którą z namiętnością wygłosiła
dyrektorka, nie szczędząc inwektyw w kierunku uczennic.
***
Nadeszły
święta, które minęły bardzo szubko i nim się obejrzały siedziały w pociągu,
który wiózł je do ich drugiego domu.
- No gdzie
ta pani od słodyczy ?! – Domi zapomniała zjeść śniadanie i miała nieciekawy humor.
- Przyjdzie
w swoim czasie – Mruknęła Roxy zza gazety o dźwięcznej nazwie „nastoletnia
czarownica”. Lily siedziała i nieobecnym wzrokiem wpatrywała się za okno, a Ali
zaciekle szukała czegoś w kufrze. Zniechęcona Domi mruknęła coś pod nosem i
poszła na poszukiwania pani z wózkiem. Po kilkudziesięciu minutach, szczęśliwa
wracała z niemałą ilością słodkości, miała już wchodzić do przedziału Kidy ktoś
pociągnął ją za ramię, zakrył jej dłonią usta i pociągną do jakiegoś
pomieszczenia. Domi szarpała się, nie wiedziała co się dzieje, po chwili wylądowała
w bagażowni na podłodze, zdezorientowana rozejrzała się wokoło, nie zauważyła
nikogo. Jednie usłyszała jak ktoś rzuca kilka zaklęć. Po chwili z cienia wszedł
chłopak, siódmo roczny Ślizgon, ten sam, którego rozbroiła podczas swojej pierwszej
podróży do Hogwartu. Popatrzała na chłopaka ze słabo skrywanym przerażeniem.
- Taka
potężna.. – Złapał za jej podbródek i szarpnął tak, żeby popatrzeć w jej twarz.
Włamał się jej do umysłu a ona bezradnie próbowała go odepchnąć, zrobić
cokolwiek, wspomnienia przelatywały jej przez głowę „mała ruda dziewczynka płacząca, że stłukła sobie kolano” „ Ta sama
dziewczynka tylko trochę starsza pomagająca babci w kuchni” „Ich miasteczko i
domek w którym mieszkają” „Sobotnie lekcje z profesorem” „Peleryna niewidka
Lily i ich pierwszy kawał”.. Domi była bezradna, jedyne co przyszło jej do
głowy to stara sztuczka, którą załatwiła fałszywego profesora. Odepchnęła magię
chłopaka i swoją jednoczenie, w konsekwencji czego odpłynęła.
Nie trwało
to jednak długo, po chwili poczuła na policzku pieczenie, otworzyła oczy i ujrzała
znienawidzoną twarz, patrzącą na nią z zimnym rozbawianiem. Przyjrzała mu się, jego
skóra była opalona, miał lekko roztrzepane czarne włosy, które wyglądały jakby
ktoś je specjalnie układał, ale jednocześnie jakby żyły własnym życiem. Miał lekko
wystające kości policzkowe, wąskie usta i przeraźliwie czarne oczy z których
nie biły żadne uczucia. Nawet jak
uśmiechał się drwiąco, miał dołeczki w policzkach, był przystojny nawet jak dla
jedenastolatki. Jego aura była potężna i
było w niej coś mrocznego, co jednocześnie przyciągał i odpychało Dominique.
- Napatrzałaś
się już szlamowata dziwko ? – Zapytał po raz kolejny uderzając ją w twarz –
Wybacz, nie interesuje mnie szlam. Ale jak pewnie zdążyłaś zauważyć, nie fatygowałem
się bez powodu. Na pewno pamiętasz swoją pierwszą podróż tym pociągiem.. Taak.
Udało ci się. Nie wiem czy to był zwykły łud szczęścia, a raczej pecha, czy
znalazłaś się w złym miejscu o złym czasie. Jedno wiem, zapłacisz mi za to
szlamo. Ty i twoi najbliżsi będziecie cierpieć. Zresztą to nieetyczne żeby
szlama miała taką moc..
- A ty za
kogo się masz, za następnego czarnego pana ?! I nie waż się tknąć moich
bliskich ! – Wrzasnęła gwałtownie wstając. Nie chciała przed nim okazać
słabości. W srodku była przerażona ale przybrała maskę.
- Co
zrobisz, co mi zrobisz ? – Zapytał drwiąco.
- Expelliarmus
!Drętwota ! – Domi rzuciła pierwsze lepsze zaklęcia i uciakła do drzwi,
były zamknięte i nie mogła otworzyć ich zaklęciem. Odwróciła się przerażona i zobaczyła
przed sobą parę czarnych, ciskających gromy oczu.
- Nigdy
więcej nie podnoś na mnie różdżki szlamo ! dolorem - W dziewczynkę uderzył niebieski
promień i upadła na podłogę wijąc się w niewyobrażalnym bólu. Nie wiedziała czy
trwało to rok czy sekundę, nie wiedziała czy płacze, czy krzyczy. Wszystko było
nieistotne. Po nieokreślonym czasie ból ustąpił całkowicie i dziewczynka opadła
w niebyt, tylko po to, żeby za kilka godzin obudzić się w skrzydle szpitalnym z kilkoma
ważnymi postanowieniami…
~*~
W ostatnim
przedziale, czerwonego, pędzącego pociągu siedziała grupka przyjaciół. Jechali
na swój piąty rok nauki w Howarcie. Czasy się zmieniają i ludzie się zmieniają.
Dominique podniosła wzrok z nad książki i przyjrzała się swoim przyjaciołom. Roxy była marzeniem każdego chłopaka, opalona,
długonoga piękność z nogami do nieba. Miała ciemne, falowane włosy do pasa, właśnie
śmiała się z jakiegoś kawału bliźniaków,
a jej duże brązowe oczy błyszczały. Domi zazdrościła jej urody i
poczucia humoru. Obok niej siedziała rozmarzona uśmiechnięta Alice, która tak
kochała bujać w chmurach. Ostatnimi czasy wyciągnęła się, miała długie jasne
włosy, jasną cerę i błyszczące niebieskie oczy. Każdy chłopak który nie bujał
się w Roxy i nie był gejem, wodził za nią wzrokiem, a ona wszystkich olewała.
Obok Dominique siedziała Lily, która właśnie skupiona skrobała list do mamy,
prosząc o przysłanie różdżki, której zapomniała z szafki nocnej. Była mniejsza
od Roxy, nie powalała urodą, ale usposobieniem, była wręcz niepoprawną
optymistką, zawsze uśmiechnięta z błyszczącymi brązowymi oczami i długimi
rudymi włosami. Miała jasną cerę i kilka uroczych piegów. Była wyjątkowa. I
swoją naturalnością przyciągała wszystkich, czy chłopaków czy dziewczyny. Naprzeciwko
siedzieli bliźniacy, obaj byli niekwestionowanymi, największymi przystojniakami
w Hogwardzie, no może na równi z Michaelem. Byli wysocy, umięśnieni i opaleni.
Mieli śnieżnobiałe zęby i uśmieszki na każdą okazję. Mieli ciemne brązowe oczy i
rozczochrane brązowe włosy. Z kolei z drugiej strony Domi siedział wpatrzony w
nią jak w obrazek Mike, on chyba zmienił się najbardziej, z chucherka wyrósł na
umięśnionego wysokiego chłopaka, wyższego nawet niż bliźniacy. Jego blond włosy
opadały mu na ciemno niebieskie oczy, w których można było utonąć. Był bledszy
niż jego przyjaciele z dormitorium ( bliźniacy ), ale to mu pasowało. Jak wiedzieli
wszyscy, oprócz samej zainteresowanej, od pierwszej klasy był zakochany w
Dominique. Sama rudowłosa nie była pięknością, nie urzekała również cechami
charakteru. Jej włosy miały raczej marchewkowy odcień, jak zwykła go nazywać,
skóra była chorobliwie blada, jak u albinoski, niemiała kształtów i była mała.
Szaro-niebieskie oczy, które dużo zjaśniały w czasie dojrzewania, nie wyróżniały
się na tle przeciętnej twarzy, była jaka była, wyróżnić się mogła jedynie
wiedzą, którą miała już sporo ponad zakres OWTM-ów. Byli tez razem z Michaelem nowymi
prefektami Gryfonów. Ona została nią tylko ze względu na swoje wyniki w nauce.
Dużo osób dawało jej miano kujonki. Zazdrościła przyjaciółkom ale akceptowała siebie
taką jaką jest.
Przed ucztą
wstała dyrektorka tak jak to miała w zwyczaju wygłosić mowę.
- Moi
drodzy, popatrzyła na uczniów z lekkim uśmiechem. Nie ma co ukrywać, zbliża się
kolejny czarny czas dla świata czarodziejów – odczekała aż szmery ucichnął –
Ale o tym przekonacie się w swoim czasie.. Ja jestem za stara na kolejną wojnę.
Ster oddaję dla profesora Jeroma Darseena, jego zastępcą uczynię naszą długoletnią nauczycielkę Evelin Erys. Brawa, chciałam nadmienić, że w nadchodzącym
roku, jak i może w pozostałych latach, stanowisko profesora Jeroma, jako
nauczyciela OPCM-u zajmie panna Anneliese Sophia Endecurouh. Powstała młoda,
zgrabna czarownica, miała na sobie rozpiętą szatę, glany i obcisły czarny
strój, długie smoliste włosy związane w wysoki kucyk i oczy, tak podobne do
tych oczu, które ją torturowały w pierwszej klasie. Co dziwne, Domi nie mogła
wyczuć jej aury. Jakby nie istniała. A nawet mugole ją mają. Nie zawracając
sobie tym głowy, klaskała ze wszystkimi. Następnie razem z innymi prefektami
odprowadziła uczniów do wieży, gdy skończyła ze wszystkim weszła do
dormitorium, po cichu umyła się i położyła, dziewczyny już spały. Domi
zasmuciło to, że na nią nie poczekały, czuła, ze ich przyjaźń się rozpada. Ale
to przecież nie jej wina, że nie jest ładna, że ma uraz, że chce bronić swoich bliskich,
dlatego tyle się uczy, dlatego została prefektem.. Ogarnięta smutnymi myślami
zapadła w niespokojny sen.
__________________________________
Rozdział krótszy, nie chciałam wprowadzać nowego wątku w tym rozdziale, żeby nie mieszać.
Jeśli chcecie być powiadamiani o nn to podajecie kontakt w komentarzach, jeśli macie pytania, pytajcie w kom.
jak zawsze swietny :) ja tez juz dodalam wiec zapraszam :)
OdpowiedzUsuńOjezu kochany *O*
OdpowiedzUsuńRozdział, jak i cały blog - cudowny <3
Poproszę Cię o informowanie mnie na Twitter'ze @ZostawcieMnie .. byłabym bardzo wdzięczna :)
Zapraszam do siebie
http://szkola-podobno-magiczna.blogspot.com/