Antoine de Saint-Exupéry — Mały Książę"...wszystkie drogi prowadzą do ludzi."
Następny
tydzień zleciał dziewczynce bardzo szybko, codziennie wstawała wcześnie i
czytała książki, bała się, że pomimo to będzie najgorsza, strasznie chciała
wypróbować zaklęcia, wyuczyła się teorii na pamięć ale bała się. Okropnie się
bała, że jej nie wyjdzie, albo, że się obudzi, wolała żyć w nieświadomości,
która zżerała ją od środka. Gdy został jej dokładnie tydzień, zanim wyruszy do
szkoły przemogła się, stanęła na środku pokoju, wzięła różdżkę do ręki i
wypowiedziała drżącym głosem formułkę zaklęcia lumos, koniec jej różdżki zaświecił się leciutko. Już pewniej powiedziała nox i kilka razy to powtórzyła. Wyszło jej bez żadnych trudności.
Gdy zaczęła skakać z radości po pokoju niechcący strąciła ramkę ze zdjęciem jej
i babci, przestraszyła się i zdenerwowała. Już chciała iść po zmiotkę kiedy
przypomniała sobie kim jest, złapała różdżkę i wypowiedziała wyuczone zaklęcie:
reparo ramka nie dość, że się naprawiła, to wskoczyła
samoistnie na biurko. Dziewczynka patrzyła na to oniemiała.
- Kochanie !
Obiad !
- Idę –
Rzuciła się biegiem na dół w ręku wciąż ściskając różdżkę. Z szerokim uśmiechem
i błyszczącymi oczami, pośpiesznie zjadła obiad i wróciła na górę ćwiczyć
zaklęcia, zarówno szkolne, jak i te z książek „101 pożytecznych zaklęć” i „niezbędnik nastoletniej czarownicy”. Już
była pewna, ze nie będzie odstawać. Oraz, że jej nie wyrzucą, przeczytała całą
historie Hogwartu. Gdy przerobiła
większość zaklęć, niektóre wychodziły jej dopiero za 2 czy 3 razem, wstydziła
się tego, ale nie poddawała się, rozpoczęła czytanie książki o wojnie. Zajęło
jej to 2 dni. Miała potem koszmary, zastanawiała się czy jej rodzice nie
zginęli przypadkiem. To było straszne, współczuła Harremu Potterowi, ale go
troszkę rozumiała. W ostatnich dniach
Dominique pakowała i rozpakowywała kufer jakieś 20 razy. Gdy otworzyła oczy 31
sierpnia uśmiechnęła się szeroko, lecz gdy pomyślała o babci posmutniała. W
końcu rozpocznie nowe życie, a jej babcia zostanie tu sama. Jednego była w 100
% pewna, nigdy już nie będzie tą spokojną Domi. Podeszła do swojej szafy i
krytycznie spojrzała na bałagan jaki tam zostawiła. Potem podeszła do kufra.
Wyrzuciła wszystkie ubrania na środek pokoju i segregowała je i składała,
Postanowiła wybrać sobie dwa stroje, na dziś i na jutro. Podobno ma być bardzo
słonecznie w całej Anglii, ale czy tam w Hogwarcie też ? Na dziś wybrała
granatową krótką spódniczkę i prostą różową koszulę, włosy rozczesała i
pozostawiła w lekkich falach do te tego wybrała czarne sandałki. Na jutro
przygotowała ciemne spodenki, fioletową bluzkę z krótkim rękawem i szary
sweterek. Resztę ubrań, rzeczy i książek spakowała do kufra. Włożyła tam też
swoje oszczędności zamienione na czarodziejskie pieniądze, zdjęcie swojej babci
i kilka innych drobiazgów. Na samą górę włożyła szatę czarodzieja i szczęśliwa
zeszła na dół. Po zjedzeniu śniadania postanowiła wybrać się na spacer, żeby
pożegnać się z miejscem gdzie spędziła kawał swojego życia, poszła do centrum,
obeszła wszystkie sklepy, ludzie byli do niej nawet pozytywnie nastawieni więc
pożegnała się z każdym i ruszyła do najważniejszego dla niej miejsca. Do
swojego azylu, ale z jej szczęściem musiała po drodze trafić na Lucy, jej dwie
sobowtórki oraz chłopaków za którymi latały.
- Proszę.
Proszę, kogo moje śliczne oczy widzą ? Głupią idiotkę, którą zaraz zamkną w
zakładzie dla obłąkanych. – Zironizowała Lucy i zaśmiała się sztucznie badając
reakcję chłopaków. W Domi się
zagotowało, jak ona śmie psuć jej dzień. Jutro i tak wyjeżdża..
- Wiesz co
?! Obrażasz mnie od kiedy pamiętam, to zawsze ja byłam tą dorosłą, tą która nie
odpowiadała ale koniec ! Mam dość ! Jak jesteś zazdrosna to powiedz, wiem, że
jestem atrakcyjna ! Jestem sobą, a nie jakąś sztuczną zołzą ! Twoje odzywki są
do bani i zajmij się swoim życiem, a nie tylko ciągle moim ! Jutro wyjeżdżam i
będą ponad tobą, ba ja już jestem ponad tobą ! Ogarnij siebie i swoje ego pusta
zołzo ! – Zostawiła oniemiałych „znajomych” i ze łzami w oczach poszła nasz
rzekę.
Spacerowała
sobie brzegiem kiedy zobaczyła na dnie coś błyszczącego, niewiele myśląc weszła
do wody i podeszła do wysokiej trawy, wyciągnęła ona mały diamencik o dziwnym
kształcie, ale co on tu robi ? Pewnie to cyrkonia, ale coś nie pozwoliło Domi
jej go wyrzucić. Wsadziła go d kieszeni i wyszła z wody, zaczynało się już
ściemniać, a ona była bardzo głodna, wiedziała też, że jej babcia bardzo się
martwi, dlatego szybkim krokiem skierowała się w stronę domu. Weszła do kuchni
gdzie babcia uśmiechnęła się ze zrozumieniem i wskazała na sowę, która
natychmiast do niej podleciała i dała list. Domi wystraszyła się , że chcę ją
wyrzucić, z bijącym sercem przeczytała treść:
Kochana Domi !
Nie mogę jutro po Ciebie przybyć, musze się
zająć przydziałem. Przepraszam najmocniej, dyrektorka wysyła po Ciebie prof. Milicente Bulstrode, nauczycielkę transmutacji, wredna jest, więc
uważaj.. Była Ślizgonką.
Przytulam
Neville
Domi
westchnęła, trochę się bała, ale da radę. Śligonką, mało jej to mówiło, ale
chyba chodziło o założycieli czy coś. Nie było o tym dużo w Historii Hogwartu.
- Babciu,
może się wycofać ?
- Kochanie,
to twoja szansa. Wiem jakie są twoje relacje z rówieśnikami, to tam jest twoje
miejsce słonko.
- Dziękuje
babciu, pójdę już spać, jutro musze wcześnie wstać – Uśmiechnęła się słabo i
przytuliła babcię.
- Dobranoc kochanie.
Domi szubko
usnęła, obudziła się koło 6 rano wypoczęta i straszliwie zdenerwowana,
dopakowała do kufra ubrania które miała wczoraj na sobie, ubrała się w te
przygotowane, wykonała poranną toaletę i jeszcze raz obejrzała cały swój pokój.
Będzie tęsknić, z cichym westchnieniem zaciągnęła kufer na dół. Postawiła na
min klatkę z sową, którą nazwała Dafne i zasiadła do śniadania. Babcia dała jej
jeszcze z tuzin jej słynnych pączków i drożdżówek. Dokładnie o 10:30 usłyszały
cichy trzask i puknie do drzwi, babcia wpuściła do środka dziwnie wyglądającą,
młodą brunetkę w szacie czarodzieja. Miała wystającą szczękę i czarne oczy, do
tego nie można by jej nazwać chudą, a nawet wręcz przeciwne. Domi spojrzała z obawą na babcię i uściskała
ją.
- Kocham cię
babciu – Wyszeptała
- I ja
ciebie słonko, wyślij mi list jak znajdziesz chwilę skarbeńku.
- Dzień
dobry, czy mogłabyś się ruszyć, nie mam całego dnia – Powiedziała nie miłym
głosem profesorka.
- Oczywiście
panie profesor, a przepraszam.. Pani Profesor.. – Domi sama nie wiedziała skąd
u niej tyle jadu, ale na pewno nie znajdą z tą kobietą wspólnego języka.
- Chodź
dziewczyno. !
- Papa.
Babciu ! – Mili ( tak strasznie jej pasuje takie zdrobnienie, że aż wcale )
zmniejszyła jej rzeczy i wyciągnęła
ramię, Domi je chwyciła i poczuła uścisk w okolicach pępka. Tym razem zniosła
to bardzo dobrze, i widziała zawód w oczach jej nowego wroga. Kobieta bez słowa
wcisnęła jej wózek z jej rzeczami i zostawiła ją na środku stacji King Cross.
Dominique była tu po raz pierwszy i rozglądała się wokoło, nie było tu tłoczno.
Dziewczynka wyciągnęła z kieszeni bilet i zobaczyła, ze powinna skierować się
na peron 9 i ¾ , Gdy doszła do 9 zdziwiła się, że nie widzi nigdzie opisanego
na bilecie, dalej był dziesiąty, jedenasty… Dziewczynka zerknęła za zegarek.
Było za dziesięć. Usiadła zrezygnowana na ławeczce i zastanawiała się jakim
cudem wróci do domu, jak się wytłumaczy babci i jak zniesie nowy rok szkolny,
przecież Lucy nie da jej żyć. Po jej policzku spłynęła jedna łza, symbolizowała
ona całą jej bezradność, zawód i smutek. A tak się cieszyła.. Z westchnieniem
spojrzała na swoją sowę, Mogłaby napisać do Nev’a ale on pewnie był wynajętym
aktorem a sówka i tak w 8 minut nie zaleci i nie wróci.
- Och Dafne,
chyba jednak nie będę miała konfliktów z Mili, ani nie będę miała przyjaciela w
Nevillu. Ale zawsze mam ciebie. – Sówka pokonała główką i zamknęła swoje
zielone oczka. Domi wstała i chciała ruszać do wyjścia gdy zauważyła rodzinę,
którą widziała na Pokątnej. Szybko jedno po drugim pobiegli na metalową
barierkę i zniknęli. „nie mam nic do stracenia” pomyślała i także pobiegła w
stronę barierki. Udało jej się ! Wylądowała w całkiem innym miejscu pełnym
dziwnych ludzi i dzieci, wszyscy się żegnali i witali, były uśmiechy, łzy i
sowy.. Uśmiechnęła się, bo pomimo wszystko czuła się tu dobrze. Stała chwilę i
podziwiała, wskutek czego prawie nie zdążyła wsiąść do pociągu. Gdy się już
wdrapała, ruszył. Długo szukała wolnego przedziału zaglądając w okna, gdy
dochodziła do końca traciła nadzieję. Nagle usłyszała krzyki z ostatniego
przedziału, złapała różdżkę i pobiegła tam. Drzwi były otwarte, w przedziale
siedziały 3 lekko przestraszone dziewczyny a nad nimi stał jakiś wysoki brunet
w czarnej szacie z zielonymi wstawkami, a obok niego dwóch chłopaków, w stylu
gorylów. Ten pierwszy kłócił się z dziewczynkami i w pewnym momencie wycelował
różdżkę w ciemnowłosą dziewczynkę..
- Cruc..
- Jak śmiałaś ty mała szlamo
?! – wrzasną na nią, a jego Goryle wycelowali w nią różdżkami. Przestraszyła
się ale nie dała tego po sobie poznać.
- A śmiałam napuszony.. kretynie
! – warknęła. Jeden z jego kolegów zirytował się i rzucił w nią jakimś
zaklęciem. Miało fioletowy promień i drasnęło ją w policzek, ponieważ w porę
się odsunęła. Nie usłyszała formułki, ale poczuła gorącą ciecz na twarzy. Gdy
drugi kolega już chciał ją atakować zza jego pleców usłyszał jakieś krzyki a twarze
trójki chłopaków zaczęły puchnąć. Zdenerwowani czym prędzej poszli w inną
stronę, a Domi usiadła na swoim kufrze.
- Hej, boli cię policzek ? –
Zapytała rudowłosa dziewczynka. Nie
jestem sama z tym kolorem Pomyślała Domi.
- Nie jest źle. Dzięki za
troskę – Wstała i chciała iść dalej. Zastanawiała się czy podróż będzie długa,
bo mogłaby posiedzieć na korytarzu.
- A ty gdzie ? – Zapytała
brunetka. Była całkiem wysoka, miała ciemną cerę i długie falowane ciemno-brązowe włosy, do tego pełne usta, była śliczna.
- Nie wiem, nie mam gdzie –
Uśmiechnęła się lekko.
- To się nie zastanawiaj i
siadaj – Powiedziała wesoło ta druga. Miała proste, niedługie, rude włosy, była
mniejsza od brunetki, miała jasną cerę i kilka piegów. Do tego duże błyszczące
brązowe oczy, tak jak poprzednia. Dominique weszła do przedziału, ustawiła swój
kufer i klatkę z Dafne i usiadła. W środku była jeszcze jedna dziewczyna,
wyglądała na spokojną. Miała długie blond włosy, jasną cerę i wielkie
niebieskie oczy. Była wręcz ideałem.
- Witaj jestem Alice. Alice
Carot, idę teraz do pierwszej klasy, a raczej jadę – Uśmiechnęła się
promiennie.
- Ja jestem Lily Potter. Też
jestem pierwszoroczna – Wywróciła oczami.
- A ja Roxanne Weasley , Roxy. Jestem spokrewniona z tą tu –
wskazała na Lily – I oczywiście idę na pierwszy rok.
- A ja jestem Dominique Roven, tak samo jak wy, pierwszy raz
jadę d Hogwartu. I moi rodzice nie byli czarodziejami.. Więc mogę jeszcze
wyjść..
- Co ty gadasz ? Pochodzimy z najsłynniejszej rodziny
zdrajców krwi.
- A ja Jestem pół-krwi. Ale co to ma za znaczenie, przecież
ty rozbroiłaś gościa z siódmego roku ! A mi ledwo lumos wychodzi, ja wiem, że
mamy się tam uczyć ale wiecie nie chcę odstawać ani nic, a tak wgl. to dużo
gadam, chociaż jestem raczej spokojna, bardzo bym chciała być Gryfonką a wy ? –
Powiedziała spokojnie, chociaż szybko Alice.
- My to chyba nawet wyboru nie mamy – Powiedziały
jednocześnie Roxy i Lily.
- A ja niezbyt wiem.. Wiem, że nie chcę iść do tych
zielonych, mam na pieńku z nauczycielką transmutacji i chłopakiem z siódmego
roku.
- Z tego co widać, ciebie również czeka Gryffindor.. –
Wszystkie zaczęły się śmiać. Chociaż nie do końca wiedziały dlaczego. Dominique już czuła, że gdzieś pasuje..
aaaaa mam dedykacje dziekuje :******* swietne tak wciagajace ze wydaje mi sie krotkie a moje sa krotsze hahahaha :3 czekam na nastepny szybciutko :**
OdpowiedzUsuńProszę ;3 Postaram się, ale.. EGZAMINY PRÓBNE O.O
OdpowiedzUsuńomnomnom. Dzięki za dedykację ! :D Zapomniałam ci w tamtym rozdziale napisać, że strasznie podoba mi się cytat. Rozdział świetny :D Zastanawia mnie jak Domi się dowie że jest Weasley. :3 Czekam na następny ♥ Love ya ♥
OdpowiedzUsuńHaha. Mnie też to zastanawia.. XD
OdpowiedzUsuńFajne opowiadanie, podoba mi się. ;> Czekam na kolejny rozdział i przy okazji zapraszam na swojego bloga : http://xthey-dont-know-about-us.blogspot.com/ :)X
OdpowiedzUsuń