sobota, 3 listopada 2012

2. Pokątna.

"- Kiedy możemy zauważyć mo­ment, gdy kończy się noc a zaczy­na dzień? [...]

- Kiedy pod­chodzi do nas ob­cy człowiek, a my bie­rze­my go za nasze­go przy­jaciela i zni­kają spo­ry - to jest chwi­la, gdy kończy się noc, a zaczy­na dzień. " 


Paulo Coelho




Następnego dnia Dominique obudziła się bardzo wcześnie, na dworze było jeszcze szaro a na dole nie słychać było krzątania babci. Dziewczynka już w pełni rozbudzona uśmiechnęła się i po cichu wybrała ubrania i wykonała poranną toaletę, najciszej jak umiała zeszła na dół. Zegarek wskazywał 5 nad ranem. Złapała wczorajszą bułeczkę i wymknęła się z domu, poszła nad rzekę i znów weszła na swoje ulubione drzewo, z dziupli wyjęła reklamówkę, było w niej pudełko a w nim jej skarby, między innymi blok i ołówki. Dziewczynka kochała szkicować.. Zamknęła oczy i pomyślała co teraz czuje, ołówek w jej ręku jakby kierowany przez jakąś siłę zaczął kreślić kształty, po jakimś czasie gdy już praca była gotowa, spojrzała na nią, przedstawiała ją samą, z jednej strony uśmiechniętą a z drugiej ciemną, rozmazaną. Właśnie tak się czuła. To ją uspokoiło i pozwoliło pozbierać myśli, wiedziała, że jeśli jest to prawda, to jest to jej wielka szansa, ale szkoda jej było zostawiać babcię, bo przecież tu nie chodzi o jej szkołę w rodzinnym miasteczku. Już chciała wracać żeby babcia się nie martwiła ale usłyszała czyjś głos, a raczej dwóch osób, rozpoznała w nich Lucy i jej przyjaciółkę.
- Haha. Ale idiotka z tej Dominique, w tym roku w szkole będzie miała piekło.. Zresztą co powiesz na sabotowanie jej domu.. Wybijać jedno okno w każdą niedzielę ? Haha. Szkoda mi jej babki, biedna musi użerać się z takim czymś.
- Jasne a widziałaś jej ciuchy ? Przecież w sweterkach chodziło się 100 lat temu, to bezguście nie ma nawet komputera..
- Komputera ? Ona nie wie co to komórka ! Haha. Po prostu nie pasuje do ludzkiego życia. Niby ma jedenaście lat, a jest gorsza od mojej pięcioletniej siostry.
- Powinno się zabijać takie sieroty przy porodzie. Pewnie jej rodzicami byli jacyś pijacy i zrobili ją w więzieniu pod wpływem.. Hahah.
- Tak. Hahah.
Gdy głosy ucichły Domi zsunęła się z drzewa i usiadła na ziemi płacząc, te wszystkie słowa, czy to była prawda, a może ten list to sprawka Lucy ? Wiedziała jedno, nie może w takim stanie pokazać się babci, spojrzała na swoją bluzkę, była cała mokra od łez. Dziewczynka szybko wskoczyła do rzeki , zimna woda pozwoliła jej ochłonąć i ukryć płacz. Nałożyła na twarz sztuczny uśmiech i ociekając wodą ruszyła bocznymi uliczkami do domu. Gdy stanęła pod drzwiami słońce świeciło już w pełnej krasie, weszła do domu i zaniemówiła, przy stole siedziała jej babcia i jakiś nie znany jej młody brunet. Spojrzała przelotnie na zegarek, była 10.30 ! Czy to możliwe ?
- Dzień dobry – Powiedziała ostrożnie.
- Witaj, ty to pewnie Dominique, tak ? Zaraz, zaraz.. gdzie to ja miałem te kartki.. Ech, no bo ten tego.. O Są. Emm. Przywitaj się, powiedz o magii.. Ee.. chwileczkę – Motał się owy pan. Babcia patrzyła jednocześnie rozbawiona na niego jak i lekko zezłoszczona na Domi.
- Proszę pana, niech się pan uspokoi – Popatrzył na dziewczynkę zagubiony – Jestem Dominique Roven, a pan ?
- Ech.. Przepraszam, jestem po raz pierwszy na wizycie u ucznia. Jestem profesor Neville Longbottom, uczę zielarstwa w Hogwarcie.
- Pozwoli pan, że się przebiorę i jak wrócę to zadam panu jakieś tysiąc pytań ? – Dziewczynka uśmiechnęła się promiennie, ten mężczyzna pozwolił jej na chwilę zapomnieć o przykrych sprawach. A do tego nie wyglądał jakby udawał.
- Och, nie musisz iść –Wyciągną jakiś patyk i machną nim, w jedną chwile mokre rzeczy wyschły. Dziewczynka popatrzyła na niego wielkimi oczami, przecież to nie jest normalne..
– Więc co byś chciała wiedzieć ?
-  Jak pan to zrobił ? Czy to prawda ? Czy istnieje świat magii ? Czy mogę czarować ? I jak ? Kiedy ? Co ? Dlaczego ? Wszystko !
- Eee.. Normalnie ? Tak, istnieje świat magii, jest szkoła dla młodych czarownic i czarodziejów, ty dostałaś list więc jesteś magiczna, 1 września rozpoczyna się rok szkolny, mieszka się w dormitorium i można wracać na święta ferie i wakacje, czaruje się za pomocą umysłu i różdżki, są też eliksiry i zielarstwo oraz Opieka nad magicznymi stworzeniami. Emm.. Co jeszcze.. Co jeszcze chcesz wiedzieć..?
- Ja nie mogę, nie zostawię babci samej..
- Kochanie, to twoja szansa, jedź ! Będę z ciebie bardzo dumna.. – Wtrąciła się babcia, a w głowie Domi pojawiły się urywki niedawno usłyszanej rozmowy.. „idiotka z tej Dominique, w tym roku w szkole będzie miała piekło” „sabotowanie jej domu” „Szkoda mi jej babki, biedna musi użerać się z takim czymś” „nie pasuje do ludzkiego życia” „zabijać przy porodzie”.. To właśnie tam jest jej świat, tam przynależy i pasuje. Musi uratować honor swoich rodziców i swojej babci. Swój honor. Zacisnęła szczękę, powstrzymała łzy i zapytała:
- Skąd mam wziąć te wszystkie rzeczy ? – Profesor przypatrzył jej się badawczo.
- Wiesz, pomogę ci wybrać strój i teleportujemy się na pokątną, prowadź do sypialni .
- Ekhm.. Dobrze, tędy.. – Poszli na górę i do pokoju Domi, sama zainteresowana cieszyła się, że ma w nim względny porządek. Zaprowadziła swojego nowego nauczyciela przed szafę i otworzyła ją – Eee.. Jak powinnam się ubrać, żeby się nie wyróżniać ?
- em.. I tak się będziesz wyróżniać, ale to nic złego – Nauczyciel uśmiechną się do niej uspokajająco – Bo mi chodzi o to, że jesteś dla mnie miła, jak jeszcze nikt, a już trochę uczę.. i Em.. Widzę, że cię coś trapi, może mógłbym pomóc.?
- Nie wiem, czy powinnam panu zawracać głowę.. – Nie chciała zwierzać się swojemu przyszłemu nauczycielowi, ale czuła, że jak się komuś nie wygada to eksploduje, a babci nie chciała martwić.
- Ee. Jak chcesz to poza lekcjami możesz mnie nazywać po imieniu..
- Dobrze Neville, usiądziesz – Dziewczynka uśmiechnęła się smutno – Po prostu tutaj zawsze byłam inna, żadne dzieci nie chciały ze mną przebywać i miałyśmy z babcią tylko siebie. Kiedyś bez zastanowienia odpowiedziałabym, że nigdzie nie jadę, ale po tym co ostatnio usłyszałam i po głębszym namyśle, to chyba tam jest mój świat.. Boję się tylko, że nigdzie nie pasuję.
- Nie martw się Dominique, z tego co widzę to jesteś wspaniałą dziewczynką. W świecie magii odnajdziesz się znakomicie. Wiesz, ja byłem cichym, pulchnym chłopcem a znalazłem przyjaciół. Zobaczysz, że w Hogwarcie będziesz miała drugi dom. I zawsze możesz do mnie przyjść z problemami , a co powiesz, żeby wybrać się zaraz na szalone zakupy ? – Neville uśmiechną się promiennie.
- Dobrze, mam nadzieję, że masz rację. – Odwzajemniła uśmiech. Profesor machną magicznym patykiem i Domi miała na sobie czarną pelerynę – Chodźmy jeszcze do babci.
- Oczywiście – Zeszli po schodach i starsza kobieta poczęstowała ich ciastem, a dla dziewczynki dała jakiś woreczek. Domi zajrzała do środka i zaniemówiła.
- Babciu, skąd ty masz tyle pieniędzy ?!
- Och, kochanie, wiedziałam, że się kiedyś przydadzą. I widzisz, w sam raz.
- Dziękuję ! – Dziewczynka uściskała kobietę mocno.
- Mam nadzieję słoneczko, że w końcu znajdziesz swoje miejsce w świecie i swoich przyjaciół. Tego właśnie ci życzę. A teraz idź już, bo widzę, że twój nauczyciel się już najadł ciasta. – Uśmiechnęła się do Domi i jeszcze dodała zwracając się do Profesora – Niech się pan nią opiekuje, to mój największy skarb.
Dwójka ludzi w czarnych pelerynach wyszła za dom, mężczyzna rozejrzał się czy nikogo nie ma w pobliżu i odezwał się – Gotowa rozpocząć nowy etap swojego życia Dominique ? –Dziewczynka nie ufając swojemu głosowi jedynie z uśmiechem pokiwała głową – To chwyć mnie mocno za rękę i pod żadnym pozorem nie puszczaj.
Obrócili się w miejscu i dziewczynce krzyk uwiązł w krtani poczuła nagłe szarpnięcie i jakby ktoś pchał ją na ścianę, jakby gdzieś przeciskał. Ograne ciśnienie na nią napierało, nagle wszystko ustało i poczuła grunt pod stopami, zatoczyła się lekko i wzięła kilka głębszych wdechów.
- Wspaniale, jeszcze nie widziałem, żeby koś tak dobrze zniósł pierwszą teleportację.
- Ja.. ja się właśnie teleportowałam ?!
- Tak, a co myślałaś ? – Neville miał zabawną minę.
- Nie ja po prostu, ja nic nie wiem o świecie czarów.
- Dowiesz się wszystkiego, teraz chodź.. – Pociągnął ją do jakiegoś podrzędnego baru na który ludzie nawet nie zwracali uwagi, jego nazwa głosiła „dziurawy kocioł”. Dziewczynka zaczynała mieć obawy czy jej nowy roztrzepany znajomy przypadkiem nie zabłądził.
- Eee. Na pewno dobrze idziemy prosz.. ee.. Neville ?
- Tak, popatrz – Otworzył drzwi i weszli do środka, wyglądał lepiej i przytulniej niż się jej wydawało, a co najważniejsze nie wiedziała jak może być tak duża sala w tak małym budynku, chyba musi się jeszcze wiele dowiedzieć o swoim nowym świecie. – Cześć, Tom. Witam panią Solir… – Neville witał się z niektórymi osobami inne z ciekawością patrzyły na rudą. A co najważniejsze wszyscy byli dziwacznie poubierani, mieli na głowach jakieś krzywe czarne, szpiczaste czapki. Rozmawiali o jakiś eliksirach, nowym wydaniu czarownicy.. I pili coś czego Domi w życiu nie widziała, a więc to jednak prawda, istnieje ten cały świat czarów. Ciekawe czy ona jest czarownicą.. Automatycznie skierowała się za swoim przewodnikiem, wyszli tylnymi drzwiami na jakieś podwórko. Neville wyją ten swój patyki i postukał w mur, cegły zaczęły się przesuwać ukazując sklepienie, teraz już nie miała wątpliwości..
Za kamiennym sklepieniem była ulica, ale nie taka zwykła, Wszędzie były dziwne budynki, niektóre poprzechylane inne.. takie, że powinny już dawno się wywalić. Wszędzie chodzili ludzie w dziwacznych strojach, różne dziwne panie krzyczały „Kto chce proszek na kurzajki, tylko tu ” „Kupcie amulety chroniące przed biegunką…” Pojawiały się różne sztuczne ognie i wybuchy. Ludzie wesoło gawędzili chodząc od sklepu do sklepu. Byli rodzice ze swoimi pociechami, Domi zrobiło się smutno gdy popatrzyła na wesołą rodzinę która obecnie przechodziła obok niej, doje chłopców wesoło gawędziło o jakimś qudiczu czy czymś takim, do ich rozmowy co raz włączał się wysoki ciemnowłosy mężczyzna, obok szła drobna rudowłosa kobieta i uśmiechała się czule do wesołej rudej kobiety. Gdy rodzina odeszła Domi przyjrzała się Nevillowi, był nieco nieporadny, ale taki przyjacielski, wiedziała, że może zwrócić się do niego ze wszystkim, chociaż znali się kilka chwil, ale ciekawiło ją jak on radzi sobie w życiu.
- Em.. Neville, opowiesz mi coś o sobie ? Masz żonę, albo dzieci ? Jak nie chcesz to nie mów, ja tak tylko..
- Ej mała, jesteśmy przyjaciółmi czy nie ? –Zatrzymał się i kucną przed dziewczynką.
- No chyba tak.. – Uśmiechnęła się niepewnie.
- Więc mam propozycje, po zakupach pójdziemy do lodziarni i wszystko ci opowiem – Uśmiechnął się ale w jego oczach zobaczyła zmartwienie.
- Dobrze, więc gdzie idziemy ?
- Widzisz ten biały budynek ? – Wskazał na wielką krzywą białą budowlę – To jest Bank Gringotta, tam zamienimy ci pieniądze, chodźmy… – Poszli do tego budynku, jego wnętrze było fenomenalne, ale Domi przestraszyły małe dziwne stworzenia.. Nie pytała o nie Nievilla, bo się bała, że usłyszą. Wymienili pieniądze i wyszli z tego dziwnego miejsca. Domi zauważyła, że jej przewodnik przycichł po wzmiance o domu i się skarciła za to.
- Nev, nie musisz mi nic opowiadać, tylko się nie smuć już, ok ?
- Och, nie o to chodzi, po prostu wspominam stare lata, też nie miałem rodziców i mieszkałem z babcią, ale ona była dużo grosza od twojej, nie chcę, żebyś też miała złe dzieciństwo, bo już w te kilka godzin bardzo cię polubiłem.
- Ja cię też, nie martw się. Nie jest wspaniałe, ale myślę pozytywnie – Zmusiła się do uśmiechu, od kiedy się o wszystkim dowiedziała jej wewnętrzna arogancka wybuchowa optymistyczna wersja przycichła.
- Chodź do Olivandera, ma najlepsze różdżki..
- Super - Domi nie chciała nic mówić ale bała się, że ona wcale nie jest czarownicą.. Bała się, że teraz wyrzucą ją z tej wspaniałej ulicy i każą nie wracać..
Nim się obejrzała byli już w środku zakurzonego pomieszczenia, drzwi przy wejściu miały dzwonek który wezwał, dosłownie, zakurzonego staruszka ! Uśmiechnął się ciepło do dziewczynki i podał jej opakowanie, dziewczynka otworzyła je i sobaczyła patyk, podobny do tego który ma Neville. Spojrzała pytającym wzrokiem na staruszka..
- No machnij – Powiedział.
Dziewczynka niepewnie wzięła patyk i nim machnęła, rozwaliła przy tym półkę.
- Nie przyjmuj się – Powiedział ten dziwny pan i mamrocząc coś zniknął w głębi jednej z półek, Domi bała się, że to znaczy, że wcale nie jest magiczna, że tu nie pasuje, ale starzec wrócił z nowym pudełkiem. Wyjęła kolejna różdżkę i machnęła. Tym razem podpaliła stół. Mężczyzna przyjrzał się jej dokładnie i znów zaczął mamrotać, wyłapała słowa, jak „możliwe” „absurd” Po chwili wrócił z bardzo starym pudełkiem, nie podobnym do tych które dostała wcześniej, sam wyjął patyk, znaczy różdżkę i delikatnie wręczył jej drewienko do ręki, gdy tylko jej dłoń spotkała się z drewnem poczuła jak ciepło rozlewa jej się po ciele, wiedziała już, że to ta. Machnęła i z jej różdżki zaczęło sączyć się jasne światło. Uśmiechnęła się szeroko.
- Moja droga, jest to różdżka z włosem pierwszej willi, bardzo wyjątkowa, oraz bardzo potężna.. Nigdy bym nie pomyślał.. A jednak.. To będzie sześć galeonów .. – Dziewczynka wręczyła mu 6 złotych monet, podziękowała i z Nevillem wyszła ze sklepu. Potem poszli po szaty, gdzie spędzili trochę czasu, dziewczynce nie chciało się wierzyć, że krawaty zmienią kolor w zależności od czegoś tam.. Potem zaliczyli jeszcze wiele sklepów, na koniec dziewczynka była już pewna, że jest czarownicą, Nev powiedział jej, że dopóki nie pójdzie do Hogwartu może próbować małych czarów poza murami zamku bezpiecznie, bo nie zwrócą na to uwagi, kupiła też kilka książek uzupełniających w tym jedną bez wiedzy Nevilla o wojnie, z jakiś powodów nie chciał, żeby ją miała, wszystkie rzeczy pakowali do zmniejszonego kufra i one również się zmniejszały. Gdy mieli już wszystko z listy Neville zabrał ją do sklepu ze zwierzętami, żeby kupić zwierzę, Dziewczynka wybrała sowę, żeby pisać do Babci. Była to niewielka brązowa płomykówka o intensywnie zielonych oczach. Domi od razu wiedziała, że musi ją mieć. Gdy kierowali się do lodziarni wstąpili jeszcze do magicznych dowcipów Weasley’ów gdzie dziewczynka kupiła kilka interesujących rzeczy, życie to życie trzeba się bawić. Chociaż ciągle onieśmielał ją świat magii, po zakupie różdżki ( która spoczywała w jej kieszeni ) czuła się dziwnie spokojna. Zamówili lody, Domi 3 kulki czekoladowo-gargólkowych a Neville maślano-elfich i usiedli na przy stoliczku na zewnątrz.
- Więc chcesz coś o mnie wiedzieć ?
- Em.. Nie chce robić problemu.. ale tak.
- Ech.. Uczę w Hogwarcie, to już wiesz, mam żonę, Lunę, wspaniała kobieta.. Ale niestety jest w zagrożonej ciąży, nie powinna w ogóle wstawać z łóżka bo oboje mogą umrzeć, ona i nasze nienarodzone dzieciątko, ale ona nie potrafi leżeć spokojnie.. Tak się o nią martwię.. – Domi położyła mu rękę na ramieniu, chociaż poczuła ukłuci zazdrości do nienarodzonego dziecka, że będzie miało rodziców, ale szybko je stłamsiła. Na ich miejsce zalał ją smutek.. I z powodu dziecka i Luny i siebie. Zostało jej 2 tygodnie do rozpoczęcia roku w Hogwarcie, nie mogła się doczekać . Oboje zatopieni w swoich myślach dokończyli lody.
- Domi, możemy teraz wrócić do domu albo.. Chociaż.. nie..
- Nev ! Przyjaciele, pamiętasz ?
- Moglibyśmy teleportować się do mnie i poznasz Lunę.. Ale to jak chcesz.. – Dziewczynka bardzo chciała poznać żonę Nevilla ale na myśl o teleportacji zrobiło jej się niedobrze..
- Z chęcią, ale się jeszcze nie przyzwyczaiłam do teleportacji, wiesz..
- O ! Możemy użyć Świstoklika !
- Czego.?
- Zobaczysz – wziął z kosza serwetkę, poszli razem na ubocze ulicy, Nev dotkną różdżką serwetki i powiedział „portus”, zaczęła się świecić na niebiesko – złap ją mocno – dziewczynka złapała i po chwili poczuła szarpnięcie w okolicach pępka i poczuła jak wiruje, było to coś jak kolejka górska, zaczynało jej się podobać aż nagle boleśnie upadła na ziemię.. Obok niej stał chichoczący mężczyzna.
- Wiesz, ja chyba zostanę przy teleportacji – Powiedziała wstając z ziemi i z niedowarzaniem patrząc na okazały krzywy dom, w normalnych warunkach by się przewrócił, każda deska miała inny kolor a każde okno inny kształt, zamiast dachu było szkło, a w ogrodzie rosły dziwne rośliny jakich nigdy nie widziała.
- Robi wrażenie ?
- I. TO. JESZCZE. JAK.. Wszystkie domy czarodziejów tak wyglądają ?
- Nie, moja Luna jest wyjątkowa. – Uśmiechną się szeroko – Przeszli przez ciekawy ogródek i weszli do domu którego wnętrze było równie niezwykłe jak na zewnątrz. Nie dość, że różne magiczne rzeczy jak samozmywające się naczynia to tylko kolorów i kształtów, w środku tego bałaganu krzątała się blond włosa śliczna kobieta, chyba coś piekła.
- Witaj kochanie, witaj..
- Dominique
- Witaj Dominique – głos kobiety był rozmarzony – jestem Luna, a tu – wskazała na swój lekko zaokrąglony brzuch – Jest nasz mała pociecha.
- Luna, miałaś leżeć ! – Powiedział zdenerwowany Neville.
- Oj, kochanie… O ciasteczka ! Zjesz Domi ?
- Eee. Z chęcią. Podeszła do stołu w kształcie.. ee.. chyba jakiegoś liścia i usiadła.
- Więc, będziesz chodziła do Hogwartu ? Wspaniała szkoła, pamiętam swoje lata, mówli na mnie pomyluna – Kobieta, uśmiechnęła się lekko ale zbladła – Oj, Nev znów mi słabo. – Neville podbiegł do niej i pomógł jej usiąść na krzesło.
- Bo nie powinnaś tyle chodzić !
- Wiem, wiem, ale jak widzę rozmowa się udała.
- Tak – wtrąciła Domi, dziwnie się czuła naruszając ich prywatność – Ale wolałabym już wrócić, babcia się pewnie martwi.
Och, już, chodźmy – Wyszli na zewnątrz – Świstoklik czy teleportacja ?
- Em.. Teleportacja – Powiedziała Domi czując ból w kolanach. Złapała Nev’a za ramię i się teleportowali, Uczucie było podobne ale słabsze, więc dziewczynka stwierdzała, że da się przyzwyczaić. Gdy byli już pod domem, Nev powiększył jej kufer. Podał jej jakiś kawałek papieru, bilet.
- Domi, masz jak się dostać na peron ?
- Chyba nie, nie mamy z babcią samochodu.
- To przyjdę i się teleportujemy, dobrze ?  – Uśmiechną się i z cichym trzaskiem zniknął, widząc potakiwanie głową Domi. Dziewczynka złapała swój wielki kufer i ruszyła do drzwi, gdy zapukała otworzyła jej babcia, poczuła intensywny zapach jej słynnych placków i poczuła się strasznie głodna, wtaszczyła kufer do domu i podbiegła do stołu.
- Najpierw umyj rączki kochana.
- Już babciu – Domi w ekspresowym tempie umyła ręce i nim się obejrzała jadła już ciasto na deser. Z drobną pomocą opiekunki wniosła kufer do pokoju i położyła się zmęczona na łóżku. Chciała jeszcze pożyczać, ale zdążyła tylko wyjąć różdżkę z kieszeni i zasnęła.

5 komentarzy:

  1. jej jest swietne!!!!! chce nastepne! zauwazylam jednak ze co jakis czas brakuje ostatnich literek w pojedynczych slowach, ale mi to nie przeszkadza :P

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc. Bym się rozpisała, ale mi się nie chce (nie jestem leniem!). Weź kłamiesz! Mówiłaś, że jest nudny. Ty sama jesteś nudna! Neville i Luna omnomnom *_* JAK MI UŚMIERCISZ LUNĘ ALBO ICH DZIECKO, TO JA CIEBIE UŚMIERCĘ! Strasznie mi się podoba. Masz pisać szybciej i dodawać szybciej nowy rozdział. Love ya ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha. Leń ! *o* Ale i tak cie kocham. Zobaczymy, może nie uśmiercę ^^ A może tak.. Ok.. Piszę.. ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. 35 year-old Nuclear Power Engineer Xerxes Siaskowski, hailing from Beamsville enjoys watching movies like Melancholia and Slacklining. Took a trip to Longobards in Italy. Places of the Power (- A.D.) and drives a Legacy. Oficjalna strona

    OdpowiedzUsuń