"Przyjaciół
się nie zdobywa, przyjaciół się poznaje."
Isabel Paterson
Isabel Paterson
Następny dzień zleciał Domi szybko. Była zachwycona
magicznym światem, razem z dziewczynami spędzały każdą chwilę razem i coraz
bardziej sobie ufały. Ale w końcu musiała nadejść feralna transmutacja.
Uczniowie czekali pod klasą na profesor Blustrode. Domi była jednocześnie
wkurzona i przestraszona, od tej afery z profesorem Darseen’em bała się patrzeć nauczycielom
w oczy. A przecież, żeby nie wyszła na idiotkę musi dziś się przełamać.
Dziewczyny wiedziały o co chodzi więc próbowały ja pocieszyć, z kolei chłopacy
– rozbawić. W końcu pod klasę przyczłapała Bulstrode, uczniowie weszli do klasy
i usiedli w ławkach. Domi została na środku klasy i z odważnie uniesioną głową
czekała aż profesorka zwróci na nią uwagę. Blustrode jak gdyby nigdy nic
zaczęła prowadzić lekcję, całkowicie ignorowała Dominique, po piętnastu
minutach czekania dziewczynka powiedziała głośno.
- Przepraszam Pani Profesor.
- Doprawdy, bo tak ci kazali ? Nie
przyjmę ich, nie są wiarygodne.
- A jak miałabym to udowodnić ? –
Wycedziła Domi przez zaciśnięte zęby.
- No nie wiem.. Może mogłabym to
sprawdzić.. Musiałabyś tylko nie opuszczać wzroku.. – Powiedziała z triumfem
patrząc na przerażoną minę dziewczynki.
- Dobrze pani profesor – Domi odetchnęła
i całą sobą skupiła się na odparciu ataku nauczycielki. Bolało ją dużo mniej,
niż gdy robił to opiekun gryfonów. Dlatego z łatwością odepchnęła nauczycielkę.
- Roven ! Jak to się mówi w mugolskiej
szkole… Do kąta ! – Dominique nic sobie nie robiąc ze słów nauczycielki poszła
do ławki. Była już wyjątkowo upokorzona i zdenerwowana – Czemu mnie lekceważysz
dziewczyno ?! Minus 20 punktów od Gryffindoru !
- Przepraszam panią – Domi nie chciała
znów iść do Swojego opiekuna, ani tracić punktów, więc wstała i ze spuszczoną
głową poszła do kąta, ale zamiast tam stanąć, wzięła sobie krzesełko,
przysunęła ławkę i usiadła wygodnie. Zmyło to uśmiechy ze wszystkich twarzy
Ślizgonów.
- Jesteś bezczelną smarkulą !
Przeszkadzasz w prowadzeniu lekcji ! Wynocha do opiekuna ! - Dominique z wielką
chęcią wyszła z klasy rzucając przepraszające spojrzenie reszcie gryfonów.
Poszła pod salę OPCM-u i zapukała. Wyszedł jej nauczyciel i wskazał na drzwi do
gabinetu. Z westchnieniem tam weszła i przykre wspomnienia wróciły. Kierowana
dziwną siłą znów nie usiadła i stała jak idiotka. Po chwili przyszedł
nauczyciel.
- Wiesz Domi, popracujemy nad twoją
samoobroną mentalną, w sobotę nie mogę, zwolniłem cię z reszty lekcji. Ja
spróbuję się dowiedzieć, co się dziś stało, a ty za wszelką cenę mi to
uniemożliwisz. Domi nie ufając swojemu głosu pokiwała głową sprawdzając kolor
oczu profesora, były ciemne. Ogólnie zachowywał się dziwnie..
Odważnie spojrzała w oczy profesora i
skupiła się, żeby nie myśleć o niczym oprócz ściany, którą stawia w umyśle.
Znów poczuła nieprawdopodobny ból. Tylko tym razem jej ściana została zburzona,
profesor obejrzał cały dzisiejszy dzień, ale zatopił się głębiej, poznawał jej
najskrytsze myśli, a z każdą z nich ból się pogłębiał. Zaczęła krzyczeć,
chciała zamknąć oczy, ale nie mogła, ciągle widziała te czarne oczy.. Robiła
się strasznie słaba. Po chwili do gabinetu wtargnęła dyrektorka, chciała rzucić
w nauczyciela jakimś zaklęciem, ale on się obronił i zaatakował. Walczyli
zaciekle, Domi wiedziała, że musi coś zrobić. Wyjęła swoją różdżkę i z braku
pomysłów machnęła nią w stronę profesora. Poleciał na ścianę, a dyrektorka go
unieruchomiła. Potem coś szeptała jeżdżąc
różdżką nad nim, po chwili w jej oczach pojawiło się przerażenie. Wyczarowała
ze dwadzieścia srebrnych kotów, które po przelatywały przez ściany.
- Dominique ! Wracaj do pokoju wspólnego,
szybko !
Dziewczynce nie trzeba było tego dwa razy
powtarzać. Szybko pobiegła w stronę portretu grubej damy ! Na korytarzach było
mnóstwo uczniów. Gdy wpadła do dormitorium zobaczyła zadziwione dziewczyny.
- Nie ma czasu ! Bierzcie niewidkę !
Biegniemy ! – Zawołała, a dziewczyny bez zbędnych pytań wyjęły potrzebne rzeczy,
w tym jakiś kawałek pergaminu. Lily mruknęła coś a na papierze zaczęły się pojawiać linie. W
jednej z sal byli wszyscy nauczyciele, przynajmniej tak twierdziły dziewczyny,
schowane pod niewidką popędziły na miejsce. Roxy wyjęła jakiś sznurek coś przekręciła
i nie było go widać, wykonała jakiś ruch i po chwili słyszeliśmy głos naszej
dyrektorki.
- …Ostatni raz spotkałam się z czymś
takim jeszcze za czasów Voldemorta, potężna czarna magia. On nie był sobą. Nie
wiem co ta biedna dziewczyna przeżyła, ale będzie musiał jej jakoś wszystko
wyjaśnić. Żeby była słabsza.. umarłaby ! Obawiam się, że to koniec spokoju.
Jeszcze jeden taki numer a zaczniemy działać, to mogło być nieporozumienie. Ale
miejcie oczy szeroko otwarte, każdy pójdzie do swoich domów i uświadomi im, że
nie wolno używać czarnej magii. Och Jerome, dobrze się czujesz ? Nie pamiętasz
kto mógł to na ciebie rzucić.
- Nie, ale to chyba było po lekcji z
siódmo rocznymi Gryfonami. Nie wiem..
- Dobrze, dziękuję, koniec zebrania !
Roxy szybko zwinęła kabelek i pobiegły w
stronę łazienki dziewcząt. Gdy już były w środku ściągnęły z siebie pelerynę i
odetchnęły. Przegadały ze 20 minut, opowiedziały wszystko co wiedziały o wojnie
dla Domi. Ale przerwało im wtargnięcie feniksa, podobnego do tych kotów
wysyłanych przez McGonagall.
- Dominique Roven. Proszę do mojego
gabinetu. A Panny Potter, Carot i Weasley proszone są o powrót do wierzy –
Powiedział głosem profesora
- To się wkopałyśmy.. Do zobaczenia w wierzy.
Domi pobiegła w przeciwna stronę niż dziewczyny i
trafiła przed drzwi gabinetu. Zapukała lekko, błagając alby nikt jej nie
odpowiedział.
- Proszę !
Zrezygnowana weszła do gabinetu i nie wiedziała jak
się zachować.
- Proszę usiądź.
Domi posłusznie usiadła, jednak nie podnosząc wzroku.
Nawiedziły ją wspomnienia, była przerażona.
- Czy mogłabyś na mnie spojrzeć.
Musi być silna, powoli podniosła przerażony wzrok i
napotkała smutne i zmartwione orzechowe spojrzenie. No tak, emocje, tego brakowało
dla profesora wcześniej.
- Wiesz, ja nie byłem sobą. Swoje własne wspomnienia poznałem
dosłownie przed chwilą i rozumiem twój strach, ale nie martw się. Ja nigdy tak
nie zrobię. Nie wiem nawet co ci powiedzieć – Wstał i zaczął chodzić po
gabinecie, Dominique zauważyła, że emanuje od niego jeszcze większa moc niż
wcześniej i się skuliła.
- Profesorze, ale czy.. czy ja nie zostanę wydalona,
te wszystkie stracone punkty.. I co z naszymi sobotnimi lekcjami..?
- Ach, oczywiście, że nie. Jestem dumny, ze jesteś w
moim domu. A już rozmawiałem z profesor Bulstrode, żeby była milsza.. Wiesz,
jestem zdziwiony, to naprawdę Gryfońska odwaga. – Uśmiechną się – Bądź u mnie w
sobotę o 16. A.. i więcej nie podsłuchujcie – Puścił oczko do zdziwionej
dziewczynki.
- Do..dowidzenia profesorze.
- Do zobaczenia
Dominique.
Dziewczynka zauważyła, że już całkiem nieźle zna
zamek, pobiegła do wierzy wszystko opowiedzieć dziewczynom. Razem wymyśliły
plan zemsty na Bulstrode, przecież nie można czytać myśli uczniów.
- Dziewczyny !
Musimy zdobyć bombonierki ! Chodźcie napiszemy do wujka.. – Powiedziała Lily –
Innego wyjścia nie mamy.
- Ale ty pisz, bo mój kochany tatuś nigdy mi nie wyśle
nic ze swojego sklepu - powiedziała zirytowana Roxy.
Drogi wujku
George.
Bo jest taka
sprawa.. Czy mógłbyś nam wysłać chociaż po jednej czekoladce z
bombonierek lesera, musimy się zemścić na nauczycielce.. Wiesz,
twoja krew kochany wujaszku. Obiecujemy cię nie wydać.
Twoja kochana
Lily – wiem co zrobiłeś ze stanikiem cioci, spróbuj nie wysłać a jaj powiem. Pozdrawiamy:
- Ej a nie powinnyśmy mieć jakiś fajnych przydomków
czy coś ? – Zapytała ukrywająca śmiech Alice.
- Świetny pomysł, ale to potem. Na razie podpiszmy się
normalnie, a z czasem je wymyślimy.
- ok.
Pozdrawiamy:
Lily
Roxy
Domi
Ali
-
Ej, a co on tak właściwie zrobił ? – Zapytała Domi otwierając okno dla Dafne.
Jej sowy.
-
Nie wiem, ale on eksperymentuje ze wszystkim – Zaczęły się śmiać.
-
Wiecie co, ja się wcale nie cieszę z tak dużej rodziny. Wiecie, tata jest tym
całym wybrańcem, wszyscy by się posikali ze szczęścia na moim miejscu, ale jego
ciągle nie ma, tylko jak gdzieś wychodzimy, żeby się pokazać. Albo te wszystkie
pytania.. Ja wiem, że on nas kocha ale gubi się w tym wszystkim, zresztą ja
też. Mama też nie jest lepsza, kocham ją jest wspaniała, ale nigdy nie była dla
mnie mamą, tylko raczej przyjaciółką. Taak.. James jest tym lubianym
sportowcem, Al to złote, mądre dziecko. A ja jestem po prostu Lily. Wiem, ze
narzekam bez powodu, w końcu chłopaki próbują mnie pocieszać, ale to chłopaki,
prędzej się pozabijają.. – Powiedziała Lily.
-
Lil, przecież masz mnie, a teraz to już nas – Zapewniła ja Roxy - Wiesz, że
ludzie maja gorzej. Ja nie narzekam, chociaż te ciągłe eksperymenty taty,
troszczy się ale ile razy się kłócili z mamą, bo dał mi do testowania nowe produkty..
Zawsze wtedy musieliśmy iść do Babci z Fredem. Chociaż jego mam, ale on jest
dużo starszy i uważa się za takiego lepszego.
-
Wy chociaż kogoś macie.. – Powiedziała Domi, która musiała strasznie szybko
mrugać, żeby się nie rozpłakać. Uważała,
że łzy to oznaka słabości.
-
Co masz na myśli ? – Zapytała Roxy.
-
A co myślicie, że mam szczęśliwych rodziców mugoli, do tego mnóstwo rodzeństwa,
kota i psa. A do tego jestem super lubiana, tylko dla tego, że się uśmiecham ?!
– Z jej oczu popłynęły łzy, zerwała się z ziemi i pobiegła do łazienki, po
drodze mówiąc – Przepraszam, że na was naskoczyłam, jestem do niczego.
Dziewczyny
popatrzyły zdezorientowane na siebie, ale nic nie mówiły. Cierpliwie czekały aż
Domi wróci. Po paru minutach wróciła z zaczerwienionymi oczami, dziewczyny
przytuliły ją i czekały, aż zacznie mówić.
-
Od kiedy pamiętam wychowuje mnie babcia, moi rodzice zginęli zaraz po moich
urodzinach, chyba.. nawet nie wiem, babcia o tym nie mówi. A ja nie chciałam
jej pytać, widziałam jak jej oczy robią się wtedy takie.. Takie inne, puste. Na
te urodziny dostałam to, pokazała im medalion. Tylko tyle mam. Ale przecież to
nie tragedia, prawda ? Kocham moją babcię. Tylko nie miałyśmy pieniędzy i taka
jedna wybrała mnie sobie na ofiarę. Całe życie jej się stawiam, nie wiem.. Nie
wiem czemu się do mnie przyczepiła, jest piękna. Przynajmniej dla chłopaków ze
szkoły. A ja zawsze sama, zawsze byłam sama. Wy tego nie zrozumiecie –
Uśmiechnęła się przez łzy – Ale dziękuję, ze jesteście. Że w końcu mogę to
komuś powiedzieć. A ty Ali ? – Zapytała Domi, tylko po to żeby zmienić temat.
-
Ja.. – W oczach dziewczynki pojawiło się przerażenie – Ja nie powinnam..
-
Alice, co się stało ?
-
Wy nie uwierzycie. Nikt nie uwierzy, nie powinnam..
-
Nie musisz.. – Powiedziały jednocześnie.
-
Ale…
-
Ali, my nikomu cię nie wydamy, ale to twoja decyzja. Jeśli nie możesz, to nie
musisz – Powiedziała Lily.
-
Powiem wam – Powiedziała ze zrezygnowaniem – Mam korzenie elfów. Wiem, możecie
nie wierzyć. Ja sama nie chcę wierzyć. Co kilka pokoleń moc się odzywa. I
podobno ja jestem naznaczoną. Czyli taką która ma moc. Miałam na rękach takie
znaki jak są w książce od run, ale moi rodzice je ukryli zaklęciem. I.. i nikt
tego nie może wiedzieć. Bo ja miałam jakby wizję.. ? Widziałam wojnę, myślę, że
to są właśnie jej początki. Ponieważ to całe zajście z profesorem… i ogólnie.
Była też jakaś przepowiednia, tak jak w wojnie z Voldemortem, ale ślad po niej
zaginął. Jedyną żyjącą osobą która ją widziała czy też słyszała, jestem ja. Podobno
mój wygląd zawdzięczam tym korzeniom. Nie wiem czy to prawda. Ale proszę, nie
odwracajcie się ode mnie.. Chociaż może powinniście to zrobić..
-
O czym ty mówisz ? Dlaczego miałybyśmy ? Jesteśmy przyjaciółkami !
-
Przecież jestem bezpośrednio wmieszana w nową wojnę.
-
Może jej wcale nie być, albo nie być za naszych czasów. Ale tam gdzie jest woja…
- Zaczęła Lily
-
Tam są Weasleyowie ! – Dokończyła Roxy i wszystkie wybuchły śmiechem i się
przytuliły. Teraz były pewne, że wszystko będzie dobrze. Ponieważ mają siebie. Niestety
tą podniosłą chwilę zniszczyła im Dafne, która razem z innym puchaczem niosła
wielkie pudełko. Dziewczyny szybko otworzyły okno i wpuściły ptaki. Puchacz upuścił
jakiś list i wyleciał.
Lily !
Skad o tym wiesz ?! Błagam nie mów
Angelinie ! I najlepiej Roxanne tez nie ! Wysyłam wam najpotrzebniejsze rzeczy. A i ta wiadomość ulegnie
samozniszczeniu teraz !
Pozdrawiam George
Wiadomość
rzeczywiście spaliła się, zajrzały do pudła, były tam wszystkie najważniejsze
gadżety ze sklepu.
-
Dziewczęta. Pora zacząć plan, kryptonim.. Nasza kochana Mili – Powiedziała Roxy
łapiąc bombonierkę. Lily złapała klej.
-
Za godzinę kolacja, musimy się śpieszyć !
-
Czekajcie ! Nie powinnam ale.. – Wzrok Alice stał się na moment zamglony,
dziewczynka zatoczyła się – Okej ! Wszystko powinno się udać. !
-
Cz ty właśnie..?
-
No tak.. chciałam sprawdzić czy umiem – Zaśmiała się i razem pod niewidką
wybiegły z dormitorium kierując się do kuchni. Zatrzymały się przed wielkim
obrazem z owocami, tylko Domi została pod peleryną. Weszły i od razu obskoczyły
je skrzaty. Dziewczyny je zajęły a Domi odnalazła stół nauczycielski i kielich
Bulstrode, był już tam gotowy sok dyniowy. Nadpiła go odrobinkę i wylała środki
wszystkich czekoladek do niego. Nikt nie wie jaki to będzie miało efekt, ale
trudno. Podeszła do obładowanych jedzeniem dziewczyn i klepnęła Roxy, po tym
znaku wyszły z kuchni.
-
Zrobiłaś ?
-
Tak, teraz do wielkiej Sali. Sprawdzisz Lily ?
-
Czysto ! - Schowały się pod materiał i weszły do wielkiego pomieszczenia.
Pobiegły do miejsca Bulstrode i posmarowały je klejem.
-
Chodźcie do wierzy ! – szepnęła Ali.
Gdy
już szczęśliwie dotarły do wierzy ludzie zaczynali iść na kolację, szybko się doprowadziły
do porządku i jak gdyby nigdy nic razem z chłopakami poszły na posiłek. Starały
się zachowywać swobodnie i nie patrzeć na stół nauczycielski. Długo nie musiały
czekać, usłyszały krzyk Bulstrode i zobaczyły okropny obraz, nauczycielka była
cała w krostach, krew leciała jej z nosa, ona sama zaczęła wymiotować, spuchła
i zrobiła się fioletowa. Chciała wstać, ale nie mogła, zaczęła wrzeszczeć i
miotać się a wszyscy tylko patrzyli na nią zdezorientowani. Zamieniła krzesło
na którym siedziała w żabę i z przyklejoną na spodniach żabą, wybiegła z Wielkiej
Sali. A ta rozbrzmiała śmiechem prawie wszystkich, nawet nauczyciele i
dyrektorka pozwolili sobie na uśmiechy. Tylko nieliczni Ślizgoni siedzieli
naburmuszeni. I Nev też się nie śmiał, siedział tylko blady i smutny. Domi obiecała
sobie, pójść do niego po uczcie. Dziewczyny ze smakiem zjadły kolację i
zbierały się do wyjścia, kiedy do Sali wpadła poszkodowana.
- Kto to zrobił ?! Roven ! Ja wiem, że to ty !
Szlaban ! – Wrzasnęła Milicenta. Domi siedziała oniemiała, nie mogła zaprzeczyć
więc po prostu udawała wstrząśniętą.
-
Em. Milicento.. Czy mogłabyś nie oskarżać bezpodstawnie mojej podopiecznej ? –
Zapytał Profesor Jerome.
-
To sprawdźmy to ! Ja to wiem !
-
Jak wiesz, na uczniach nie można używać eliksirów, ani przeszukiwać im
umysłów.. Dziewczynki, możecie już iść – Powiedział puszczając do nich oczko
tak, żeby nikt inny nie widział. Postanowiły pójść do Nev’a.
Znalazły
go w szklarni, pielęgnował tam jakieś kwiaty.
-
Nev co się stało ? – Zapytała Domi.
-
Co z ciocią Luną ? – Dodała Lily, podobno Nev i Luna były dla nich jak ciocia i
wujek.
-
Nic się nie stało. A Luna umiera sobie w domu. Wspaniały powód do radości, czyż
nie ? – Zapytał sarkastycznie Neville.
-
Nev ! Idziemy do dyrektorki ! Weźmiesz wolne, zabierzesz gdzieś Lunę ! Rusz się
! Może to wasze.. wasze ostatnie chwile..
-
Dziękuję wam, tak zrobię - Przytulił każdą z nas i poszedł w stronę zamku.
---------------------
Nie jestem dobra w nazywaniu rozdziałów XD Trochę nudne.. Ale z tym nic już nie zrobię.
To jest świetne :*
OdpowiedzUsuńgenialny rozdział -czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńhihihi, lubię psychicznego pedofila :> FFFFFFFFFFFF LUNA MA PRZEŻYĆ CYGANIE! ._. Czekam na następny <3 Love ya ♥
OdpowiedzUsuńhahaha swietne ja tez nie umiem nazywac rozdzialow dlatego kazdy moj rozzdzial nazywa sie rozdzial i nr hahahhahahahaaaa
OdpowiedzUsuń