Akt
pierwszy tragedii ludzkiej - narodziny dziecka.
- Zaczekaj
proszę, bo zacznę krzyczeć – Spanikowała dziewczyna.
- Akurat ci
się to uda.. stwierdził chłopak zakrywając jej usta dłonią. Czuła jego mocny
chwyt i ciepło bijące od jego ciała, wzdrygnęła się i ugryzła go w palec.
- Ty su*o ! –
Zawołał zdziwiony i spoliczkował ją tak mocno, że upadła przed nim na ziemię.
- Błagam,
daj mi chwilę, muszę coś załatwić i wrócę. Masz moje słowo – Dziewczyna postanowiła
być miła.
- Rude są
fałszywe słonko – Stwierdził z ironią – Ale masz te chole*ne pięć minut i ani
sekundy dłużej.
Dziewczyna niewiele
się zastanawiając deportowała się przed dom w którym spędziła wiele wspaniałych
lat. Czyli do domu przyszywanej babci. Będąc w „niebie” wiele zrozumiała i
chciała podziękować kobiecie. Postanowiła zajrzeć do budynku, było tam pełno
kurzu. Różdżką oczyściła kuchnię ale postanowiła dać sobie spokój. Otoczyła
tylko dom zaklęciami i pojawiła się na cmentarzu. W rekordowym czasie odnalazła
grób babci i wyczarowała na nim piękny znicz, przypominający lilię.
- Zawsze je
lubiłaś – Stwierdziła patrząc na mugolskie zdjęcie kobiety – Może zwariowałam
gadając do kamienia ale chcę ci podziękować za wszystko i powiedzieć, że cię
kocham. Chyba się nie spotkamy tam na górze, o ile twoje opowieści były prawdziwe..
Przepraszam.
Ponownie
zniknęła a samotna wdowa będąca na cmentarzu przetarła ze zdziwienia oczy,
myśląc, że ujrzała ducha.
_
Rudowłosa pojawiła się przez mężczyzną patrząc z obawą w
błyszczące złowieszczo oczy, ukryte za maską.
- Spóźniłaś się.. – Dziewczyna już otwierała usta, żeby się
wytłumaczyć ale facet prychnął – Zamilcz.
Zapał ją za ramię i deportował się z nią do Sali z jej
koszmarów. Do głównej Sali i przy okazji Sali tortur koszmarnego dworu. Było
tak jak zapamiętała, na tronie siedział ON, blady wyniosły i patrzący z
pogardą.
Mężczyzna padł na kolana przed swoim panem a po chwili
wahania Dominique uczyniła to samo. Czuła się upokorzona jak nigdy i walczyła
za zdradzieckimi łzami, wyobrażając sobie reakcje swojej rodziny. Próbując
uspokoić się spojrzała na podłogę gdzie dostrzegła świeżą krew. Pomyślała o
swojej przyjaciółce z celi, o babci o niewinnych ludziach. Co ja robię ? Zapytała sama
siebie.
- Spisałeś się Nott – Stwierdził zimno Mihuet, co wyrwało
rudą z rozmyślań – A jak widzę ty, podjęłaś dobrą decyzję. Marto, Dominique dojdzie
do twojego zespołu.
- Panie – Raczej otyła kobieta padła na kolana – Ona jest tydzień
do tyłu.
- Więc obdarzysz ją szczególną uwagą – Roześmiał się zimno a
rudej po plecach przeszły ciarki – Rozejść się.
- Chodź za mną – Syknęła kobieta do Domi i ruszyła do
bocznych drzwi, dziewczyna dogoniła ją w połowie korytarza i kilka razy prawie się
zgubiła w plątaninie przejść i wrót.
Kobieta wskazała jej drewniane niewielkie drzwi – Od dzisiaj
to są twoje kwatery , jutro o 6 widzę cię na dziedzińcu pod zamkiem. Śniadanie można dostać od 5 do 7 w jadalni.
Po rzuceniu kilku suchych informacji kobieta odeszła
powiewając peleryną jak nietoperz. Z cichym westchnięciem dziewczyna weszła do
pokoju i zanotowała w myślach, żeby sprawdzić gdzie prowadzą boczne drzwi. Jak
się okazało, prowadziły do ubikacji z prysznicem. W pokoju była szafeczka i
łóżko.
Dziewczyna nie przebierając się położyła się na łóżku i łzy zakręciły
jej się w oczach. Pozwoliła im swobodnie płynąć, przychodząc do tego zamku
skazała się na tortury i śmierć ale robiła to dla swojej rodziny, dla całego
czarodziejskiego świata. Chole*rna altruistyczność i gryfońska odwaga. Dziewczyna rozmyślała długo, więc zasnęła dosyć późno.
Gdy wstała, zrobiła poranną toaletę i ubrała się w czarne spodnie i golf, które
znalazła na szafce, na zewnątrz już szarzało. Co chwile ziewając ruda ruszyła w
poszukiwania jadalni. Po drodze wpadła na jakiegoś chłopka, był wyższy od niej
o głowę i bardzo barczysty. Miał blond włosy, ułożone w artystyczny nieład i
urocze dołeczki w policzkach jak się uśmiechał. Był jednym wielkim przeciwieństwem
samego siebie, a twarz psuł jedynie duży nos.
- Idziesz na trening ? – Spytał z uśmiechem.
- Raczej na rzeź, po tym co wczoraj widziałam.. – Mruknęła zaspana.
- Za 3 minuty będziemy spóźnieni na rzeź, a nie chcesz przeżyć kary, to dopiero
rzeźnia jest – Szepnął i szybko ruszył przed siebie ciągnąc zdziwioną
dziewczynę za rękę.
Wybiegli zdyszani na dziedziniec zastając równy szereg 8
napakowanych chłopaków i czerwoną ze złości nauczycielkę czy też instruktorkę.
- 3 sekundy spóźnienia ! – Wrzasnęła im w twarz, powodując
chwilową głuchotę, zdezorientowanie i mdłości. Jakby nie patrzeć, mogłaby zabić
wampira samym oddechem – Wybierać, 10 dodatkowych kółeczek czy minuta
crutiatusa ?!
Dominique skrzywiła się, nie wiedziała jakiej wielkości są
kółka, ale wiedziała za to, że nie chce nigdy więcej doświadczyć zaklęcia
torturującego. Popatrzyła na swojego towarzysza, który hardo patrzył kobiecie w
twarz.
- Wybieram zaklęcie – Chłopak uniósł głowę i zacisnął ręce w
pięści.
- A szanowna koleżanka ? – Wycharczała „poganiaczka
niewolników” dla rudej w twarz.
- Dodatkowe kółka - Stwierdziła
niepewnie widząc miny swoich nowych towarzyszy.
- Idealnie, zaczynaj dookoła zamku a ja się zajmę kolegą –
Kobieta skierowała swoją różdżkę na chłopka.
- CO !? Jak to dookoła zamku, on jest wielki, zajmie mi to mnóstwo
czasu ! To chore jest !
- Zamknij się smarkulo i zaczynaj ! Musimy zrobić normę !
Ruchy ! Zawsze możesz ominąć jeden, bądź dwa posiłki – Kobieta pogniła ją i
rzuciła zaklęcie na chłopaka.
Ruda zaczęła biec, podziwiając jednocześnie chłopaka, który
jedynie uklęknął na kolano, nie krzyczał,
nie upadł. Był silny, odważny i wytrzymały.
Zrezygnowana pokręciła głową, prędzej zakocha się w nim, niż
w swoim nowym panu. Do tego co dziwne, nie sprawdził jej legimencją, nie było
również żadnej inicjacji.. Domyślała się, że to wszystko przed nią.
_
Gdy skończyła karne kółka upadła na kolana na trawę i
oddychała ciężko, miała w ustach metaliczny posmak i nie mogła oddychać.
- Wstawaj ruda wywłoko a nie się lenisz ! Mam cię zachęcić
?! – Kobieta wyciągnęła różdżkę – To jak ?!
- Już wstaję.
Przepraszam.
- I dobrze, teraz przebiegnij jeszcze dwadzieścia kółeczek,
a potem ćwiczenia fizyczne i zaklęcia niewybaczalne. Pośpiesz się bo ci
jedzenie minie ! – Kobiecie najwyraźniej przyjemność sprawiało dręczenie
uczniów, bo ciągle na kogoś krzyczała i kogoś karała. A damska solidarność, to
było chyba wyciskanie z jedynej dziewczyny, każdej kropelki potu.
- Tak jest.
_
- Ruda
skończyła o północy i ledwo przytomna powlokła się do pokoju, gdy w końcu tam
trafiła zobaczyła śpiącego pod ścianą chłopaka. Poznała w nim chłopaka z którym
rano się spóźniła.
- Ej ty..
Wstawaj – Szturchnęła go, ale on jedynie coś wymamrotał i dalej spał.
- Oj będzie
kara ! – Zaskrzeczała udając ich trenerkę. Zwijając się ze śmiechu patrzyła na
chłopaka, który momentalnie stanął na baczność – Spokojnie, tylko cię budzę.
- Nie masz
serca rudzielcu. Może mnie chociaż zaprosisz ?
- Jasne
chodź, ale jestem zmęczona i głodna.
- Zwinąłem
ci to z kolacji – Chłopak uśmiechnął się figlarnie i podał jej kilka kanapek
zawiniętych w białą chusteczkę.
- Jesteś
moim bohaterem ! – Dziewczyna wzięła się za jedzenie – Jestem Dominique, a ty ?
- Jestem
Alan, ale wszyscy mówią mi Heca. Niedługo przekonasz się czemu, tobie też
wymyślimy ksywkę, ale to jak cię poznamy.
- Alan..
Powiesz mi o co w tym wszystkim chodzi ?
- Jesteś tu
i tego nie wiesz ? – Popatrzył na nią z niedowierzaniem, ale gdy wzruszyła ramionami
kontynuował – To jest ogólnie zamek naszego pana. Tutaj on rządzi, a wszyscy są jego poplecznikami, my jesteśmy
dopiero kandydatami więc się nie zaliczamy. Wewnętrzny krąg ma miano milczących
i nie wiadomo kto tam „zasiada”, chociaż można się domyślać, nazywają się tak
przez rzucanie niewerbalnych zaklęć. Często zwykłych popleczników nazywają
milczącymi, wiesz ?
- To już
wiem, a to całe szkolenie ?
- Za niecały
tydzień dostaniemy zadanie i po nim każdy z milczących i nasz pan wybierze
sobie ucznia, zwykle jedną osobę. Chociaż pan wybiera czasami dwie i w ciągu
tygodnia obie odpadają.
- Jak to ?
- Są
zabijane, naturalna selekcje – Stwierdził gorzko.
- Więc co ty
tu robisz ? Nie pasujesz mi tu – Dziewczyna popatrzyła na niego smutno.
- Wiesz,
jestem dzieckiem wyznawców pana, mam już przylepioną nalepkę „tego złego” i nie
zmienię tego, nauczyłem się to akceptować. Do tego mam okazje nauczyć się czegoś
nowego. A ty co tu robisz, nie widziałem
tu nikogo podobnego – Zmarszczył brwi zastanawiając się.
- Masz
racje, ale to póki co zostanie tajemnicą. Wiesz legimencja, tylko pan może
poznać moje powody – Stwierdziła udając fanatyczkę, nie chciała zaczynać
znajomości od kłamstwa i bolało ją to, ale wmawiała sobie, że wywalczy dla
Alana lepszy świat, gdzie nie będzie miał plakietki.
_
Obudziła się
zlana potem i ze łzami w oczach. Miała okropny sen, śniło jej się, że Mike
zabił Alana, a potem Nataniel Mike’a i powiedział jej żeby była szczęśliwa, ale
znikąd pojawił się czarny pan i wciągnął Nata do swojej różdżki.
- Spokojnie
to był sen Domiś – Stwierdził zaspany Alan.
- Wiem, ale
to i tak straszne.. Zaraz ! Co. Ty. Tu. Robisz ?!
- Chyba zasnęliśmy
ale to nie ważne, bo jeśli chcemy zdążyć na śniadanie, to musimy się zbierać –
Ruda pokiwała głową – Za 10 minut pod twoimi drzwiami.
_
Na śniadaniu
było jedynie dziewięciu chłopaków i Dominique, jedli w kuchni, więc wokoło
pracowało mnóstwo skrzatów domowych.
- Domi, to jest
Leo, czyli Zuch – Alan przedstawił jej napakowanego bruneta z wielkim bananem
na twarzy i małymi błyszczącymi oczami. Miał włosy ścięte na krótko i przewyższał
nie tylko Dominique ale i Alana.
– A ty na pewno jesteś Ruda ! – Brunet zaśmiał
się, zarażając śmiechem kilka osób przy stole.
- Jakby nie
patrzeć idealna ksywka – Przyznał mu racę Alan.
- I ty Brutusie
przeciwko mnie ? – Zaśmiała się wraz z nimi Domi.
- Och czyżby
Heca i Kluch znaleźli sobie panienkę do towarzystwa ? – Stwierdził wyniośle i
sarkastycznie blondyn o czarnych oczach, który stanął naprzeciwko.
- Aż tak
trudno zapamiętać moją ksywkę, rogaty ? – Zapytał Leo, nie przejmując się za
bardzo intruzem.
-
Sugerujesz, że mam słabą pamięć ?! – Chłopak zacisnął pięści. Dominique miała
wrażenie, że go zna. W każdym razie był blady i najmniej napakowany ze
wszystkich chłopaków.
- Zaraz, czy
ty nie jesteś Malfoy ?! Zaraz. Scorpions. Scorp. Nie pamiętam – Ruda przegryzła
wargę.
- Nie,
najwyraźniej mówisz o moim nie wartym słów kuzyneczku, który boi się przystać
do potęgi czarnego pana. Już ty jesteś więcej warta, zdrajczyni krwi – Odszedł z
wysoko uniesioną głową.
-
Zdrajczyni.. ? – Zapytał Alan jednocześnie z Leo.
- Weasley.
Na pewno wiele wam to powie. Ale nawrócona – Stwierdziła szybko ruda – A czemu
rogaty ? – Płynnie zmieniła temat.
- To taka
przenośnia, idealnie go opisuje. Szczurkowaty arystokrata, drący nosem w
chmurach – Syknął Alan.
- Chodź
Heca, ty Ruda też, Nie możemy się spóźnić.
_
Wszyscy ryli
nosami po ziemi, kiedy szli na obiad. Po szybkim posiłku mieli się wziąć za
niewybaczalne i torturujące, w tym celu zeszli do lochów. Ruda miała pierwszy
raz wziąć w tym udział więc się bała.
Leo szedł
jakby na skazanie, więc ruda zaczęła się martwić. Nawet Alan wyglądał blado.
- Dzisiaj
muszę się zająć waszą koleżanką, więc zrobimy konkurs, wybierzcie sobie loch i
zabawcie się w tortury, najwymyślniejszy dostanie jutro o połowę biegów mniej –
Stwierdziła zadowolona kobieta – I nałóżcie wyciszające, potrzebuję skupienia.
Dominique
została wepchnięta do niewielkiej celi, kobieta zapaliła światło i dała rudej
jej różdżkę. Dziewczyna wzięła ją do ręki i poczuła niesamowite ciepło.
W celi była
para, w brudnych poszarpanych ubraniach. Młodziutka i drobna blondynka patrzyła
za strachem na nowo przybyłe kobiety a mężczyzna niezauważalnie wysunął się
przed nią, chcąc ją chronić. W jego oczach była widoczna prośba, ale nie o
życie dla siebie, o litość dla jego partnerki.
- Popatrz,
zaczniemy od Imperiusa – Zaczęła kobieta jakby były same w pomieszczeniu –
Znajdź słabe strony, użyj inwencji twórczej i pamiętaj, że składam raport dla
pana.
Dominique
drżącą dłonią podniosła różdżkę, skoro mężczyzna tak kocha kobietę, a ona widocznie
mu ufa, musi zburzyć więź.
- Imperio – Dominique zaczarowała mężczyznę i
wyczarowała nóż. W myślach kazała dla faceta zdjąć bluzkę kobiety i napisać jej
na brzuchu „su*a”.
Mężczyzna to
zrobił, a Ruda chciała umrzeć za to co zrobiła. Zdjęła zaklęcie i patrzyła na
ból i urazę w oczach kobiety oraz zrezygnowanie w oczach mężczyzny.
- Teraz
cruciatus – Powiedziała podekscytowana kobieta.
Ruda unieruchomiła
mężczyznę ruchem różdżki i zaczęła torturować kobietę, czuła to ogarniające podniecenie
wraz z trwaniem zaklęcia, nie chciała przerywać, a z każdą sekundą nienawidziła
siebie coraz bardziej.
Gdy zdyszana
przerwała, bez dalszych instrukcji zabiła kobietę jednym zielonym promieniem,
wiedząc, że te puste oczy będą ją prześladować do końca życia zignorowała
złudne szczęście towarzyszące zaklęciu, oraz to, że avada przyszła jej
najłatwiej. Zmęczony wzrok przeniosła na mężczyznę, zdejmując z niego zaklęcie.
Podczołgał
się do blondynki i pogłaskał ją po twarzy, w jego oczach zalśniły łzy a potem
nienawiść.
- Będziesz się
smażyć w piekle parszywa kur*o ! – Wrzasnął jej w twarz, a potem przebił sobie
serce, nożem leżącym na posadce. Jego oczy również gasły, zdążył jedynie
ostatni raz pocałować swoją ukochaną w martwe usta.
- Jestem pod
wrażeniem, jak na żółtodzioba to wspaniale. Idź do pokoju, a ja rozstrzygnę konkurs.
Ruda jak
robot skierowała się do swojej klitki i usiadła na podłodze pod ścianą. Po
kilkunastu minutach wpadł Alan. Razem milczeli, dopóki nie przyszedł
zakrwawiony i słaniający się na nogach Leo.
- Nienawidzę
siebie – Stwierdziła ruda – Do tego czuje się tak cholernie pusta, jakbym nie
miała nikogo !
- Wygrałem konkurs – Stwierdził żałośnie Heca
i uderzył głową w ścianę.
- Dostałem
nauczkę, bo dałem za mało tortur – syknął Zuch.
___
Prawie cała
rodzina słuchała opowieści Michaela, o tym jak ruda uciekła, żeby przyłączyć się
do czarnego pana. Większość nie wierzyła, a zwłaszcza po tym, że poprzedniego
dnia zabiła kilku jego sługusów. W wielkim, a do tego powiększonym salonie
zabrakło jedynie dwóch latorośli, czyli Rose i Jamesa.
Ciągle byli skłóceni
z rodziną. A rodzina wcale nie była przychylana do pogodzenia się, a zwłaszcza
teraz, gdy ponownie stracili rudą.
- Mam przeczucie
– Stwierdziła Fleur w głuchej ciszy i zniknęła.
- Miała w
rodzinie wieszczkę, czasem jej się zdarza ale rzadko – Wyjaśnił Bill.
- Wiedziałam
! – Wykrzyknęła Blondynka zjawiając się ponownie, z kartką i naszyjnikiem –
Wiecie może co to ?
- To
naszyjnik który ode mnie dostała – Stwierdził gorzko Mike.
Fleur
położyła go na stoliku i rozwinęła kartkę, zaczęła czytać na głos treść wiadomości.
- Przepraszam was bardzo
kochani, być może nie żyję, kiedy to czytacie, a może jeszcze egzystuję. Moją
jedyną prośbą jest, byście zapomnieli o mnie. Na zawsze. Domnique Isabelle
Weasley nigdy nie istniała. Dziękuję za wszystkie wspaniałe chwile i
przepraszam raz jeszcze.
Dziewczyna, która popełniła zbyt wiele błędów.
- Jak ona
mogła ?! Bez wyjaśnień, znowu..To brzmi jak list samobójczy ! Myślicie, ze się przyłączyła
do.. – Wszyscy popadli w ponury nastrój.
-Tak ! Mówię
wam to od godziny ! – Wykrzyknął Mike.
- Cho*era ! –
Bill odetchnął głęboko i zrezygnowanym głosem wyrecytował – Wyrzekam się mojej
córki Dominique Isabelle Weasley, cokolwiek będzie powiedziane.
Te słowa powtórzyła
Fleur, Victorie, Louis i Molly. Czyli najbliższa rodzina, to było jak
rozwiązanie więzów. W magicznym świcie człowiek odczuwa to ciężej, jest pusty i
bez otaczających go nowych osób może zwariować.